Natalia Przeździk, Schronisko pod srebrnym Aniołem, Wydawnictwo eSPe 2024.
#MamaDropsaCzyta
Tekst powstał w ramach współpracy z wydawcą.
Natalia Przeździk należy do grona moich ulubionych Pisarek. Uwielbiam jej powieści z cyklu „Opowieści z Wiary”. Pisarka mieszka na co dzień w Krakowie, ale tam właśnie czuje się jak na wygnaniu. Kocha góry, zwłaszcza Beskid Sądecki i marzy o własnym schronisku – swoim miejscu na ziemi.
Najnowsza powieść „Schronisko pod Srebrnym Aniołem” to doskonała lektura na jesienne, listopadowe wieczory. Porusza wiele ważnych problemów i skłania do refleksji nad życiem, nad wyborem właściwej drogi życiowej. Przewija się tu cała plejada postaci, których losy wywołują w nas wiele emocji i uczuć.
Główną bohaterką jest Ewa, przyjaciółka Irenki i Zosi, poznanych we wcześniejszych powieściach „Zapach soli i wiatru” oraz „Imię dla Róży”. Są tak różne pod względem osobowości, ale zawsze się uzupełniają i wspierają się nawzajem. Łączyła je praca w sklepie hydraulicznym, Ewa prowadziła tuż obok kawiarnię „Nasze kolanka”. Wyróżniała się tym, że swoje życie zorganizowała według kolorów w motywacyjnym plenerze, zgodnie z błyskotliwymi poradami specjalistów od rozwoju osobistego. Pedantyczna, kreatywna, pracowita, poukładana, wygadana, ale od kiedy zostawił ją facet, postanowiła postawić na zmiany i zorganizować swoją codzienność na nowo, nie rozgrzebywać przeszłości, pomyśleć przede wszystkim o sobie. Nie jest łatwo pisać nowy rozdział swojego życia! Irenka podpowiedziała jej jedynie, że Bóg jest najlepszym trenerem i terapeutą. Ewa musiała sama dokonać wyboru. Do tej pory Bóg kojarzył się jej z brodatym, bezlitosnym starcem patrzącym gdzieś z obłoków na słabych śmiertelników wstrząsał nią dreszcz obrzydzenia. Miała natomiast nadzieję, że dobry los pokieruje ją na właściwe tory i nada jej życiu sens.
Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak szybko to nastąpi. Otrzymała wiadomość o śmiertelnej chorobie toksycznego ojca, opuściła więc Kraków, by udać się po dwudziestu latach w rodzinne strony. Udało się jej wyrwać z domu, by spełnić marzenia o studiach, o satysfakcjonującej pracy, o wolności, z dala od toksycznych relacji rodzinnych, o lepszym i spokojnym życiu w Krakowie, jej miejscu na ziemi. Podróż ku rodzinnemu Beskidowi Sądeckiemu okazała się niezwykle trudną podróżą w głąb siebie, do trudnej przeszłości, od której się odcięła. I nie pomogą udźwignąć jej liczne popularne poradniki. W prawdziwym życiu jest to niezwykle trudne – bolesne doświadczenia, trudne wspomnienia i nieprzepracowane traumy wciąż bolą i przygniatają. Konfrontacja z nimi jest jednak niezbędna, wręcz konieczna. Cała rodzina musi przejść przez terapię relacji, dużo tu do naprawienia, odbudowania, starcia łatki czarnej owcy w rodzinie, godnej następczyni własnej prababki. Czas zatem na zmiany! Ogromny stres podczas podróży do domu koiły przepiękne widoki górskie zapierające dech w piersiach. Góry wcześniej kojarzyły się jej z agresywnym ojcem, złośliwą babcią Zofią, zazdrosną siostrą Mariolą
Konfrontacja z ojcem i trojgiem rodzeństwa- siostrą i braćmi, którzy również uciekli z domu w dorosłość, uświadomiła Ewie, że zbyt wiele się stało i trzeba spróbować to naprawić. Szczera i spokojna rozmowa mogła tu wiele zdziałać. Ale to było niemożliwe w przypadku Marioli – tu czekała ich niezła awantura i rozdrapywanie starych ran. Emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie. A przecież prawdziwy DOM, to miejsce, w którym możesz być sobą i czuć się z tym dobrze.
Ewę czekała zbyt wyboista droga, by najpierw uporać się z bolesną przeszłością, poczuciem odrzucenia a potem wyruszyć w podróż w głąb siebie, by wreszcie otworzyć się na drugiego człowieka. I tu wyszedł bohaterce naprzeciw los, zsyłając na jej wyboistą drogę zespół Beskidzkie Wilki, „kulawe” anioły – Boguś, Kosma, Olek , z jednej strony ułomni, ale przez to jakże prawdziwi. W ich obecności Olek czuł się szczęśliwy.
Chciałabym przeżyć resztę życia tak, żeby nikt nie marzył o mojej śmierci, pomyślała z goryczą. Jakże bolały ją rany, przekleństwa ojca stojącego nad grobem, ale dzięki pieśniom Beskidzkich Wilków znalazła siłę, by się podźwignąć i iść dalej. One obudziły i uwolniły w niej z uwięzi Wilczycę. Przekonała się, ze prawdziwie silny człowiek buduje, a nie niszczy. Rozmowy z Olkiem a potem z Kosmą wiele jej pomogły. Brat pomógł jej, sadeckiej góralce na nowo odkrywać znane miejsca.
Tylko nie zapomnij o tym, jakie muszą być wilki. -Jakie? – Uniosła brwi i wlepiła w brata badawczy wzrok. – Wolne – szepnął. – czasem trzeba wyjść poza bezpieczny schemat. W zamyśleniu przygryzła wargę. – Postaram się o tym nie zapomnieć. – A jeśli sytuacja wymknie ci się spod kontroli? _ To przypomnę sobie Bogusia śpiewającego swoja pieśń – odparła nieoczekiwanie nawet dla samej siebie.
Schronisko pod Kulawym Aniołem to miejsce strzeżone przez kulawego anioła, rzeźbę umieszczoną nad drzwiami. Przypominał też Bogusia, utykającego na nogę. To azyl, kryjówka Beskidzkich Wilków i dla gości na rekolekcje w ciszy. Kosma, specyficzny gość, zakonnik ewangelizujący za pomocą sztuki zyskał wśród miejscowych ludzi ogromny szacunek. Ewie wydawało się, że trafiła do raju szalonych artystów. Mimo maski mieszczucha idealnie tu pasowała jako niepokorna dusza wymykająca się schematom.
– Pan Bóg cię bardzo kocha – powiedział Kosma z prostotą, jakby obwieszczał rzecz oczywistą. Ewa pochyliła głowę, żeby nie było widać, ze ma w oczach łzy.
„Dokąd mam iść?” – to pytanie powracało jak bumerang. Olek, Boguś i Kosma mówili o Bogu jak o kimś, przy kim można się czuć się szczęśliwym i przestać się bać swoich ułomności. Traktowali wiarę jako dar a nie zniewolenie. W pracowni ikon uświadomiła sobie, że Boguś miał rację mówiąc, że ikony to coś więcej niż sztuka. To okno, przez które można zobaczyć niebo. Istotnie, w pracowni było jak w niebie.
Na drodze Ewy los postawił jeszcze jedna ważną postać – cudowną babcię Morelkę, która wychowała Bogusia po stracie rodziców. Istny anioł w ludzkiej skórze. Nie wyobrażała sobie, że można tak rozmawiać z babcią w ciepłej atmosferze pełnej zrozumienia o zwykłych sprawach. Poznała też historię zupełnie innej Zośki niż była jej babcia, porządkując jednocześnie w głowie historię kilku pokoleń kobiet, które tęskniły za miłością i szczęściem, na jakie zasługiwały. Wzięła też sobie do serca radę babci Morelki, żeby otaczać się dobrymi ludźmi, nie dać się wykorzystywać byle komu, szukać takich ludzi, którzy patrzą w oczy a nie w dekolt a przede wszystkim zaufać Bogu. Tylko z nim można rozplatać takie węzły, które związane są od pokoleń.
Po śmierci ojca przy Bogusiu i Morelce czuła się z jednej strony zaopiekowana, a z drugiej strony całkowicie wolna. Ich wyprawa na zamek w Rytrze to początek czegoś zupełnie nowego. Wreszcie dostrzegła piękno okolicy. Niekiedy trzeba czasu, żeby wyjść z zarośli i zobaczyć wszystko takie, jakim jest. Jednak do pełnej wolności brakowało jej przebaczenia ojcu. A jest to możliwe tylko dzięki Bogu. Kosma obiecał pomoc w odzyskaniu pokoju serca.
Pobyt w schronisku napełniał Ewę spokojem i szczęściem. Modlitwa Kosmy sprawiała, że Bóg pukał do jej serca, otwierał jego drzwi, wpuszczając światło. Wkroczyła na właściwą drogę. Poczuła Boga jak dotyk piórka. Zauważyła, jak wiele się w jej życiu zmieniło na dobre, a przede wszystkim przestała uciekać przed Bogiem. W życiu nie miała takiej karuzeli wydarzeń. Tęskniła za swoim Krakowem i zaczęła dostrzegać urok Beskidu Sadeckiego. Poznawszy bliżej Bogusia, postanowiła zmienić nazwę jego anioła – jest srebrny a nie kulawy, bo daje ludziom nadzieję i świeci jak gwiazda. Relacja z Bogusiem była dla niej czymś najcenniejszym. Dzięki niemu przekonała się, że jej życie może być kolorowe jak ikony Kosmy i pachnące chlebem jak twój dom.
Uczestnictwo Ewy w jednej ze mszy świętych już na zawsze zagości w moim sercu. Obraz Ewy przed ikonostasem, wpatrująca się w ikonę Marii z Dzieciątkiem poruszył do głębi moje serce. A potem znaleziony na ścieżce różaniec.
Wyglądała, jakby przystanęła tam z boku i z troską zerkała na Ewkę. Trzymała na ręku dziecko zakryte granatowym płaszczem i unoszące rękę w geście błogosławieństwa. Ona sama miała szatę prostą, a w oczach coś takiego, że Ewa nagle ku swojemu zdumieniu zaczęła płakać. Z każdą sekundą uchodziło z niej całe uczucie opuszczenia, rozgoryczenia, niedopasowania. Jakby ktoś po prostu ją przytulił i pokazał, ze znajduje się w dobrym miejscu. Nie osądzona, ale przygarnięta.
Bóg starał się ją oswoić, już wiedziała, że ma dla niej plan na dalsze życie. Trzeba tylko dać się Mu poprowadzić. Dzięki niemu Ewa była jeszcze bardziej sobą z rozwiniętymi szeroko skrzydłami. Bóg daje więcej, niż się człowiek spodziewa.
Natalia Przeździk podarowała czytelnikom kolejną jakże ważną, wartościową i mądrą powieść. Pochyliła się nad trudnymi problemami jak przemoc domowa, alkoholizm, syndrom DDA, zerwane więzi rodzinne, ucieczka od przeszłości, bolesne traumy, trudne doświadczenia, toksyczne relacje, wybaczenie. Pokazała, że jedynie z Bożą pomocą można rozwiązać wiele problemów, wystarczy Mu zaufać i dać się poprowadzić. Wsłuchać się w głos Ducha Świętego. On jest Drogą, Prawdą i Życiem. Z Nim wszystko jest możliwe, bo On przychodzi nam z pomocą w codziennym życiu.
Polecam Wam z całego serca tę niezwykłą, pełną emocji i uczuć literacką podróż do „Schroniska pod Srebrnym Aniołem” napisaną sercem przez miłośniczkę gór. Znajdziecie tam przyjazną przystań, doskonały azyl, podczas wędrówek po szlakach znajdźcie ukrytą krainę łagodności. Poczujcie się tam jak w niebie.
555