„Święta w miasteczku Anielin” – Iwona Mejza (patronat Mamy Dropsa)

Read More
święta w miasteczku anielin 3d

Iwona Mejza, Święta w miasteczku Anielin, Wydawnictwo Dragon 2023.
Patronat Mamy Dropsa

Za oknem wietrznie, deszczowo, aura nas nie rozpieszcza. Najlepiej zaszyć się z książką w wygodnym fotelu z umilaczami pod ręką i przenieść się do świata książki. Pragnę Wam polecić serię obyczajową „Miasteczko Anielin”. Iwona Mejza podarowała niedawno czytelnikom czwarty tom cyklu – „Święta w miasteczku Anielin”. To świąteczna opowieść o otwieraniu drzwi do tajemnic z przeszłości, o wybaczeniu, odnowieniu relacji.  Nie znajdziemy tu lukrowanej historii, chyba że lukier na wypiekach w cukierni u Stefanii. Akcja obejmuje cały adwent aż do wigilii. Mam zaszczyt patronować całej serii. To idealna książka na prezent pod choinkę. Jej lektura sprawi, że sięgniecie po wcześniejsze tomy serii i pokochacie Anielin i jego mieszkańców. Trudno się bowiem rozstać z tym uroczym miejscem. Marzę o kolejnej części, bowiem zakończenie sprawia, że znowu odczuwam niedosyt czytelniczy.

Śliczna świąteczna okładka zaprojektowana przez Macieja Piedę i rekomendacja powieści na okładce pióra Sylwii Kubik zapraszają do lektury: Pełna cudów codzienności powieść, okraszona magią i nadzieją, która nie gaśnie mimo upływu lat. Wzrusza, rozbawia i wprowadza w świąteczny klimat.

Tym razem Iwona Mejza pokazuje miasteczko Anielin niejako z zewnątrz, sprowadzając do niego nowych bohaterów. Niefortunny upadek na schodach i pobyt w szpitalu pokrzyżował plany świąteczne Mariannie Stawskiej. Po prostu los sobie z niej zachichotał. A może zesłał jej ten wypadek, aby mogła zrealizować pewien plan i nadrobić stracone lata. Dawno temu uciekła z rodzinnego Anielina, postanowiła wrócić z bagażem wspomnień, by dokonać pewnych rozliczeń z przeszłością, tym samym wprowadzić sporo zamieszania w spokojnym miasteczku. Czy wezwani przez notariusza poznają rodzinną historię i jak jej świadomość wpłynie na ich losy? Święta to doskonały czas na reaktywacje więzi rodzinnych, by wrócić do tradycji i przywołać ducha świątecznej nocy, czyli niepowtarzalnej atmosfery dobra, zrozumienia i porozumienia jednoczących ludzi dobrej woli.

Telefon od tajemniczego notariusza na zlecenie Marianny wiele namiesza w życiu Malwiny, zmęczonej pracą w korporacji i Krzysztofa, zwanego Makówą. Muszą niechętnie zmienić swoje plany i przyjechać do starego młyna nad potokiem w Anielinie na trzy tygodnie przed świętami bożego narodzenia. Dla nich to podróż w nieznane. Ale z drugiej strony może to spotkanie wiąże się z jakimś spadkiem? „Niespodziewane spadki zdarzają się tylko w komediach romantycznych albo w książkach dla spragnionych wrażeń kobiet.” Oboje nie przypominali sobie, żeby ktoś w rodzinie posiadał kiedyś młyn w Anielinie. Nigdy się nie mówiło w ich domach o przodkach mamy, o Anielinie. To jakaś zawiła tajemnica rodzinna.

Sprawy rodzinne, bo jednak podejrzewała, ze ten cały spadek ma coś wspólnego z milczeniem matki na temat przeszłości, powinno się załatwiać we własnym gronie, chociaż nie miała pojęcia, kto jeszcze do tego grona należy.”

To będzie dla bohaterów niezapomniany grudzień. A dla czytelnika istna uczta literacka przy odkrywaniu rodzinnych tajemnic i ujawnianiu sekretów. Iwona Mejza świetnie poprowadziła fabułę, wzmagając ciekawość czytelnika z każdą stroną. Na szczęście każdy krótki rozdział na początku zawiera cenne dla informacje, aby się nie pogubić. Ach, dzieje się tu, dzieje. Chyba każdego frapują tajemnice rodzinne i sekrety.

Z Malwiną do Anielina zawitał Robert Podlaski, zwany Młodym, kolega z pracy. Szukał swojego miejsca na ziemi, bo nie chciał iść drogą wytyczoną przez rodziców. Zbuntował się i był w tym konsekwentny. Przywdział maskę brata łaty. A Anielinie zachwyciła go księgarnia braci Pruskich. Marzył, by podjąć w niej pracę i zapuścić korzenie. Miasteczko bowiem otulało spokojem i ujmowało życzliwością mieszkańców. Czy mu się to uda? Ja też chciałabym zawitać do tej uroczej księgarenki połączonej z kawiarnią, by porozmawiać z którymś z braci. Czy młody odnajdzie swoje miejsce na ziemi?

W Anielinie trzymali się razem i pomagali sobie , jak potrafili. Przeszli przez cały czas pandemii, na szczęście nikt nie zmarł, ale choroba odbiła się na dalszym zdrowiu cioci Luizy.

W Anielinie spotykamy też znajomych bohaterów z poprzednich tomów. W cukierni u Stefanii Makowskiej pachnie świątecznymi wypiekami, jakkolwiek właścicielka nie lubiła  Bożego Narodzenia, nie przygotowywała wigilii, wolała przespać ten czas. Póki co realizowała zamówienia mieszkańców Anielina i pobliskich miejscowości. Opisy ciast największym powodzeniem wśród zamawiających powodując ślinotok wprowadzają w przedświąteczny czas. Stefania znała historie starego młyna, bo mąka stamtąd była najlepsza, ale nie chciała wywoływać duchów przeszłości. Jej matka nigdy nie chciała z nią rozmawiać o przeszłości. Czuła się bardzo osamotniona i opuszczona. A los, skoro ma przynieść coś, cokolwiek, to i tak przyniesie, i trzeba będzie się z tym niespodziewanie zmierzyć. Zapewne ciekawi was, co słychać u rezolutnej i o nieokiełznanej wyobraźni Poli, babci Czesi , Marty i Marcina? Wszystko dobrze, pojawiła się córeczka Zuzanna. Wszyscy przygotowują się do wspólnej wigilii i świąt u braci Pruskich. Resztę doczytacie w powieści.

Przeszłość nadal pozostała w jej pamięci, ale Pola na swój sposób ją oswoiła i odłożyła do specjalnego pudełka, do którego sięgała rzadko i tylko w specjalnych okolicznościach.

Z każdą stroną powieści coraz bliżej czuć atmosferę świątecznego oczekiwania na białe Boże Narodzenie. Zdaniem Młodego to będą piękne i prawdziwe święta. A zakończenie powieści w wigilię rozczuliło mnie do łez…

Duchy przeszłości, które na chwilę ożyły  wprowadziły trochę zawirowań w życie obecnych, powoli odchodziły w swoją stronę, pozostawiając po sobie cień wspomnień, parę zdjęć i kilka znaków zapytania. Ale są w życiu takie pytania, na które nie ma odpowiedzi.

Z całego serca polecam Wam powieść, która przygotuje Was do Bożego Narodzenia, uświadomi, jak ważna jest rodzina, pomoże naprawić relacje w rodzinie, wskaże też jak ważne jest wybaczenie, szczera rozmowa i wreszcie otuli ciepłem. Czasami nie doceniamy tego, co mamy. Nie rozdrapujmy przeszłości, jej już nic nie zmieni. Ważna jest natomiast teraźniejszość, a najważniejsza jest miłość. Niech święta Bożego Narodzenia będą w naszych rodzinach czasem miłości.

„Spotkamy się we śnie” – Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska

Read More
spotkamy się we śnie - 3d

Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska, Spotkamy się we śnie, Wydawnictwo Novae Res 2023.

Współpraca reklamowa z Wydawcą.

Co łączy Panie ze zdjęcia?

Więzy krwi i książka.

Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska, czyli matka i córka.

Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska, czyli dwie miłośniczki zwierząt.

Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska, czyli dwie czujne obserwatorki rzeczywistości.

Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska, czyli dwie czujne przewodniczki po krainie snu.

„Spotkamy się w snie” to pierwsza powieść, w której spotkałam się z pojęciem snu świadomego. To pierwsza powieść, w której tak bardzo mieszały się rzeczywistość i kraina snu. Mieszały, a jednocześnie wzajemnie uzupełniały. I to piękniej niż można to sobie wyobrazić… I przyprawiając o lęk mocniej niż można to sobie wyobrazić.

Oliwia to młoda pisarka powieści romantycznych. Jest przykładem osoby, która pisaniu poświęciła wszystko. To nie hobby, lecz jej praca. Niestety, brak sukcesów literackich, problemy w relacjach z mamą i partnerem sprawiają, że rośnie jej niezadowolenie. Ucieka w krainę snu, eksperymentując ze świadomym śnieniem. Fantastyczne, niemal baśniowe sny i tajemniczy mężczyzna Miron sprawiają, że odczuwa ulgę i ekscytację jednocześnie. Z czasem rzeczywistość i wyobraźnia mieszają się w bardzo niebezpieczny dla niej i dla jej związku sposób, a chęć kontrolowania snu zaczyna graniczyć z obsesją…

Ależ to była uczta! Książkę w większości pochłonęłam dzięki audiobookowi na platformie Legimi. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie – świat snu i jawy poznajemy z perspektywy Oliwii. W książce papierowej fragmenty snów pisane są czcionką pochyłą, rzeczywistość natomiast standardową.

Niezależnie od tego, którą z partii czytałam/słuchałam, byłam zafascynowana tą historią. Chłonęłam ją wszystkimi zmysłami. Najbardziej wzrokiem, zwłaszcza elementy fantastyczne uruchamiały najbardziej uśpione elementy wyobraźni. Z czasem tęskniłam do nich – tak jak Oliwia…

Ta książka to nie tylko spotkania we śnie. To także relacje budowane w rzeczywistości – przyjaźń, miłość, relacja z matką. Ta ostatnia jest szczególna w życiu każdego z nas. I szczególna także dla Oliwii. Niestety, ma poczucie niezrozumienia i niedocenienia. Matka uważa bowiem, że pisanie to hobby, a nie sposób na życie, źródło zarobku i zawodowej satysfakcji. Krytykuje wybór córki, porównując ją do starszego brata.

Jako książkoholiczka i początkująca autorka cieszę się, że Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska właśnie taki zawód wybrały dla głównej bohaterki. Pokazały, z jakimi dylematami mierzy się młody pisarz, jaką drogę musi przejść, by zaistnieć w świadomości czytelników i ile radości przynosi dzielenie się pasją.

– To nie jest tak, jak myślisz – przerwałam jej. – Masz spaczony obraz mojej pracy – dodałam. – Zresztą jak wielu ludzi… Wydaje ci się, że pisanie książek to ciepły kocyk, laptop na kolanach, cicha muzyka w tle i herbata z pomarańczą. Niewiele wiesz o pracy nad tekstem, redakcjach, korektach… To nie jest tak, że siada się do komputera i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki powstaje książka. To setki godzin pracy…

– Wiem – przerwała mi.

– Nie wiesz – ucięłam krótko. – Czarek uważa, że to hobby.

– Ja tak nie myślę – broniła się Magda.

– U mnie najpierw pojawia się pomysł na fabułę, potem bohaterowie i miejsce akcji. Ta fabuła cały czas jest ze mną. Towarzyszy mi na spacerze, jest ze mną w kinie, kładzie się ze mną spać i wstaje ze mną rano. Siedzi ze mną przy porannej kawie i w trakcie spaceru z psem. Bohaterowie stają się moimi znajomymi, czasami przyjaciółmi. W wyobraźni powstaje scena za sceną, dialog za dialogiem, zwroty akcji, katastrofy. Jestem każdym z bohaterów z osobna. Myślę i czuję jak oni. Żeby oni mieli uczucia i emocje, to ja najpierw muszę je przeżyć. Pisząc książkę, czasem płonę od tych emocji.

„Spotkamy się we śnie” to opowieść o potędze ludzkiego umysłu, potędze ludzkiej wyobraźni i chęci ucieczki do innego świata, jeśli ten realny nas zawodzi, nie spełnia oczekiwań na różnych, ważnych dla nas płaszczyznach. To opowieść o sile prawdziwej miłości i przyjaźni, której nie niszczy uczucie do tego samego mężczyzny. To opowieść o kochaniu zwierząt. To opowieść o pasji pisania. To opowieść matki i córki, które swoje światy połączyły w jedno. Dla Oliwii. Dla nas.

„Światełko w oknie” – Magdalena Kordel

Read More
światełko w oknie recenzja

Magdalena Kordel, Światełko w oknie, Wydawnictwo Znak 2023.

Współpraca reklamowa z Wydawcą.

Czy „Światełko w oknie” to powieść świąteczna?

Tak, też. Ale ja w swoim Planerze Książkary wpisałam jeszcze jeden gatunek.

Powieść piernikowa.

W tej książce Magdalena Kordel, moja kochana Kordella, udowadnia bowiem, że słowo PIERNIK ma wiele synonimów. Miłość, troska, cuda – to tylko kilka z nich. Ale po kolei.

Bo pierniki pieczone w czasie, który na swój użytek nazywała przedgrudniem, czyli pomiędzy ostatnimi dniami października i w listopadzie, i te grudniowe – były wyjątkowe. Najpiękniejsze, jakie tworzyła w całym roku. Żadnych innych nie potrafiła tak kunsztownie przyozdabiać, żadne tak nie pachniały, i przy żadnych innych nie była w stanie zatracić się tak jak przy tych świątecznych. I ci, do których takie pierniki trafiały, też wyczuwali ich osobliwą moc. Po prostu one emanowały ciepłem, szczęściem, spokojem i spełnieniem. Niektóre przynosiły nadzieję, zapowiedź lepszych dni. Inne dodawały odwagi, by wrócić do dawno nieodwiedzanych domów, przecierały zapomniane ścieżki albo odkurzały dawno zepchnięte na boczne tory marzenia.

Pamiętacie Klementynę i Miasteczko? Różową kamienicę, która stała się przystanią dla życiowych rozbitków? „Światełko w oknie” pozwoli Wam odwiedzić starych przyjaciół! Co u nich? Nie dowiecie się za wiele, bo to powieść nie o Klementynie. Choć trzeba zauważyć, że Tyśka ma problem. I to poważny. Straciła moc w palcach do pierników. Brakuje jej szczypty…. Zaopiekowania się kimś. Los daje jej szansę. Los poznaje ją z Kornelią. Los każe jej zapalić światełko, które jak latarnia morska będzie wskazywało drogę do odnalezienia życiowej równowagi…

„Światełko w oknie” to nie tylko dobrze znani czytelnikom Kordelli bohaterowie i miejsca. To także nowe postaci, które niosą plecaki ze swoją historią. W przypadku Kornelii i jej córek, zwłaszcza najstarszej, która rozumie najwięcej, to plecak wypełniony kamieniami tęsknoty. Kamieniami niezrozumienia dla utraty męża i taty. Kornelia łamie się pod jego ciężarem. A Basia… Basia nie może. Ktoś musi podnosić mamę. Ktoś musi troszczyć się o kilkuletnie bliźniaczki. Ktoś musi być dorosły. I padło na dziecko. Nastoletnie, ale jednak wciąż dziecko.

Magdalena Kordel przez postać Basi właśnie przypomina, że każde dziecko ma prawo być dzieckiem. Mieć swoje dziecięce sprawy. Marzenia. Drobnostki. Basia wraz z nagłym odejściem taty straciła do tego prawo. A może po prostu została go pozbawiona przez pogrążonych w smutku dorosłych? To ocenicie sami podczas lektury.

Lektury, która będzie umileniem jesiennego lub zimowego wieczoru. Bo wiecie, nie trzeba czekać do grudnia, do świątecznych dni. Akcja „Światełka w oknie” rozpoczyna się bowiem pod koniec października i trwa do wigilii. To zatem idealna powieść na tu i teraz.

To tu i teraz będzie trwało dwa wieczory. Kordelli nie da czytać się dłużej. Nie tę opowieść. Ciekawość nie pozwoli czekać. Charakterystyczny styl autorki – ważne myśli okraszone szczyptą humoru i odwagi do wytykania ludzkich przywar, podbija czytelnicze serce od pierwszego zdania. Do tego przepisy – na nalewkę na przykład – i fragmenty piosenek.

Najbardziej moje serce poruszyła „Kolęda dla nieobecnych”. Utwór pełen tęsknoty, ale i nadziei na to, że puste miejsce przy stole jest puste tylko fizycznie. A wspomnienia, dobre słowa i myśli wokół bliskich, których przy tym stole brakuje, pozwalają pamiętać. I kochać.

Ta książka to przepiękne przypomnienie tego, że światełko w oknie może postawić każdy z nas. Każdy z nas może dać drugiemu człowiekowi nadzieję. Otworzyć ramiona i przytulić. Obdarzyć miłością. I to nie tylko w święta. Przecież gdy się kocha, święta trwają cały rok. Bo w święta rodzi się Miłość. We własnej Maleńkiej Osobie.

Bo ja ci wtedy odpowiedziałam, że to nie zapach jest kluczowy, że nie chodzi o takie pierwsze skojarzenia ze Świętami, czyli o choinkę, prezenty, bombki..

Niby istotne, ale same w sobie nie stworzą prawdziwych świąt. Są dodatkiem, a nie sednem. A tak naprawdę wszystko rozbija się o głęboką tęsknotę za miłością, za rodziną, ciepłem płynącym z szeroko otwartych ramion. To tworzy prawdziwe Święta. Chodzi o to świąteczne uchylanie drzwi z nadzieją, że ktoś wyczekiwany stanie przed nimi i je szerzej otworzy.

Rozmowa z Magdaleną Kordel o „Światełku w oknie”: https://fb.watch/of8xtXe8DT/

„Kiedy kwitną oliwki” – Monika Michalik (patronat medialny Dropsa)

Read More
kiedy kwitną oliwki - okładka 3d

Monika Michalik, Kiedy kwitną oliwki, Wydawnictwa Videograf 2023.

Patronat medialny Dropsa

Współpraca reklamowa z Wydawcą.

Czy wiedzieliście, kiedy kwitną oliwki?

Czy widzieliście, jak kwitną oliwki?

Najnowsza powieść Moniki Michalik, mój patronat medialny, zabierze Was w podróż do wiosennej, kwitnącej Grecji. Zobaczycie, jak kwitną oliwki, jak na nowo rozkwita kobieta, jak na nowo w sercu mężczyzny rozkwita miłość.

Aurelia została zdradzona. Mężczyzna, z którym dzieliła życie, dzielił je jeszcze z kimś innym. Zraniona dziewczyna postanawia rzucić wszystko i wyjechać. Zamiast w Bieszczady, gdzie jako popularna piosenkarka z pewnością zostałaby rozpoznana, wyrusza na grecką wyspę. Nie wie, czego się spodziewać po Zakynthosie…

Na miejscu poznaje rodzinę Grety. Wraz z bagażami do domu jej syna wnosi energię (choć myśli, że wcale jej nie ma po ostatnich przejściach), kobiecy wdzięk i czar. Czy Grek pozostanie jej obojętny? Czy i ona w oliwkowym raju oprze się fascynacji?

Monika Michalik ponownie zabiera nas do Grecji. Uwielbiam greckie historie autorki. W każdym zdaniu czuć jej miłość do regionu, zachłanność, z jaką kolekcjonuje tamtejsze widoki i smaki. Co ważne, potrafi się nimi dzielić z czytelnikami. Rozbudza każdy fragment wyobraźni, opisy angażują każdy zmysł. sZabiera nas na Zakynthos, prezentując jego najpiękniejsze zakątki. Oprócz opisów plaży i Wyspy Żółwi zachwycił mnie opis oliwnego ogrodu. Raju. Prawdziwego raju, który pachnie nadzieją na lepsze jutro i na wyjście z wewnętrznych tęsknot.

Nie oglądając się za Jorgosem, zbiegła chodnikiem w dół. Dotarła do drobnego zwirku, który zachrzęścił pod jej stopami. Kucnęła i wzięła w garść mokre kamyki. Były gładkie, kremowobiałe. U jej stóp raz po raz pojawiała się i znikała fala turkusowej wody. Marzyła, by móc zanurzyć się w jej toni. Morze zdawało się tańczyć między pagórkami i nabrzeżem, a na jego powierzchni słonce zalotnie odbijało promienie, oślepiając Aurelię. Ale nawet wtedy, kiedy jej oczy zaczęły łzawić, nie założyła okularów. Są chwile i miejsca, które trzeba zobaczyć gołym okiem, bez żadnych przysłon, filtrów.

Na uwagę zasługuje również wątek muzyczny w powieści. Wyróżnia go nie tylko historia głównej bohaterki, której serce bije w rytm muzyki, ale i forma przedstawienia jej pracy nad utworami – teksty piosenek są zapisane czcionką przypominającą ręczne pismo. To wielki atut, zwłaszcza, że Aurelia sama pisze teksty swoich utworów.

Łączące się światy snu i jawy, łączące się światy zagubionej dziewczyny i mężczyzny po przejściach, zapierające dech w piersiach greckie widoki – atuty powieści „Kiedy kwitną oliwki” można wyliczać długo. Tak długo, jak długa jest linia brzegowa Grecji. Tak długo, jaka odległość dzieli Grecję i Polskę. Tak długo, jaką drogę muszą pokonać dwa spragnione miłości serca… To piękna książka o miłości, tęsknocie i poszukiwaniu samej siebie. Czasem to poszukiwanie wymaga wyruszenia nie tylko w głąb siebie, ale i w głąb świata, gdzie zachód słońca i oliwki smakują inaczej…

„Ciche cuda” – Anna H. Niemczynow

Read More
ciche cuda recenzja

Anna H. Niemczynow, Ciche cuda, Wydawnictwo Luna 2023.

Współpraca reklamowa z Wydawcą.

To nie jest powieść.

To jest świadectwo.

Autobiografia.

Drogowskaz.

Anna H. Niemczynow wpuszcza czytelników do swojego domu. Tego rodzinnego i tego, który tworzy teraz. Do serca. Do kadrów zatrzymanych w pamięci. W książce „Ciche cuda” jest sama prawda. Doświadczenia. Fakty, które powinny zdeptać. Przykuć do dna. A jednak zostały zwyciężone przez uśmiech i potęgę wybaczenia.

Molestowanie, rozwód, zdrada, emigracja, choroby – wielu by się nie podniosło. Ania trzymała się na powierzchni. Dla syna, dla samej siebie. By pokazać, że można wygrać, mimo że dla świata jest się na straconej pozycji. Stanęła w prawdziwe, szukała pomocy, odnalazła siebie.

Uśmiech i przebaczenie – jej oręża na drodze do spokojniejszego życia. Do spełniania marzeń. Do tworzenia rodziny, o której zawsze marzyła.

Przebacza codziennie rano. Przebacza, kładąc się do łóżka. Modli się za tych, którzy rzucają jej kłody pod nogi. Modli się za tych, których kocha i tych, którzy jej miłości nie odwzajemniają.

Anna Niemczynow z typowymi dla siebie humorem i bezpośredniością, czułością, uśmiechem i miłością, opisuje skrawki swojego życia. Miałam wrażenie, że nie czytam, a siedzę obok Ani przy kawie i słucham jej opowieści.

Pisarka zaprasza nas w podróż do przeszłości, pokazuje to, co dzieje się tu i teraz. Każdą z opowieści o kolejnych puzzlach tworzących życie, uzupełnia modlitwą i zdjęciami z prywatnego archiwum. Niczego się nie wstydzi, nie ma tematów tabu. Dzieli się historią marzycielki, która wędrowała i wciąż wędruje po swoje marzenia.

„Ciche cuda”, jak głosi podtytuł, powstały z zachwytu nad życiem. Mimo opisywanych tragedii, trudności, ten zachwyt i charakterystyczny uśmiech Ani czuć z każdej strony. To motywuje. Daje nadzieję. I zaprasza do odbycia własnej podróży. Bo przecież, jak śpiewał klasyk, życie cudem jest. Pytanie tylko, czy każdego dnia umiemy docenić ten cud?

Aniu, dziękuję Ci za to ogromne świadectwo wiary, nadziei i miłości. Wiary w Boga i w swoje marzenia. Nadziei na lepsze jutro. Miłości do ludzi, świata, pasji. Kojarzysz mi się z szerokim uśmiechem i ramionami, które na Targach Książki tulą tak, jakby się miał skończyć świat. Czułam, że nosisz na swoich barkach historię. Nie spodziewałam się, że aż tyle historii. Tym bardziej dziękuję, że podzieliłaś się swoją opowieścią. Swoją drogą, którą tworzą ciche cuda.

Będę wracać do tej książki. Nie tylko do pogrubionych w druku cytatów. Mam zdania i opowieści, które trafiły mnie prosto w serce. I przypomniały, jak ogromnym cudem jest moje życie. Mam nadzieję, że i dla Ciebie staną się inspiracją do radości z codzienności.

„Głodni” – Agata Bizuk (patronat Mamy Dropsa)

Read More
głodni agata bizuk recenzja

Agata Bizuk, Głodni, BookEnd Wydawnictwo, 2023.

Patronat medialny Mamy Dropsa

Tekst powstał w ramach współpracy z Wydawcą

10 października miała miejsce premiera niezwykle przejmującej powieści Agaty Bizuk „Głodni”. To zupełnie nowe oblicze Pisarki, która od siedemnastu lat mieszka i tworzy w Irlandii, ale duchem jest zawsze w Polsce. Po raz pierwszy spotkałam się z tematem Wielkiego Głodu w XIX wieku w Irlandii w literaturze. Historia Marii O’brien nie jest historią kobiety przebywającej w przytułku dla ubogich w Dunshaughlin, lecz zbiorczym świadectwem tego, co działo się w całym kraju.

Wybudowane przytułki dla ubogich zamiast miejscem pomocy dla najbardziej potrzebujących stały się obozami pracy. Zaoferowano potrzebującym wątpliwej jakości „pomoc”. Budynki te stoją do dziś i to jeden z nich zaintrygował a następnie zainspirował Autorkę do napisania powieści.  To potwornie wstrząsający i poruszający do głębi obraz. Nie trzeba bomb, nie trzeba wojny, żeby odczłowieczyć, obedrzeć z godności człowieka i traktować jak „cholerne zwierzę”. To nie jest historyczna książka, lecz fabularna. Chylę czoła przed Pisarką za trud włożony w research trwający ponad pół roku. Jestem zaszczycona powierzeniem mi patronatu nad powieścią. Zapraszam na garść refleksji po lekturze.

Monika i Maria O’Brien spotykają się w tym samym miasteczku, ale w innym czasie, dzieli je ok. 170 lat, inne problemy, zupełnie inne spojrzenia na świat a łączy je walka o swoje życie. Monika po zdradzie uciekła od męża do Irlandii, bo skończył się jej świat, pogrążyła się całkowicie w bólu. Patrzyła bowiem na świat oczami Mikołaja. Teraz pragnie o wszystkim zapomnieć i dzięki siostrze zacząć żyć od nowa. Marzy, by żyć szczęśliwie w pojedynkę. Czy jej się to uda? Bohaterka lubiła historię, tajemnicze miejsca, zagadki. Zaciekawił ją duży, kamienny dom z trzema kondygnacjami. Do kogo należy? Co się w nim znajduje? Wymyślała rożne historie na jego temat, aż poznała Marię, matkę szefa i przyjaciela. Kobieta tęskniła za poznaniem swoich korzeni, pragnęła odzyskać własną tożsamość. To ona opowiedziała Monice wprost nieprawdopodobną, mroczną, straszną historię o swoich przodkach z okresu Wielkiego Głodu. To byli zwykli ludzie, tacy jak my, głodni w sensie fizycznym – chleba, ziemniaków i głodni życia, przetrwania, poczucia bezpieczeństwa, spokoju, miłości, marzeń. Dookoła panowała zaraza a śmierć zbierała coraz większe żniwo. Rodzina Marii O’Brien zaznała piekła na ziemi a tak bardzo pragnęła przeżyć. Maria nie chciała umrzeć, jej czworo dzieci potrzebowało matki. Wiara i nadzieja stanowiły dla niej dwa największe filary życia. Z czasem je traciła, mimo że potrafiła się cieszyć z drobnych rzeczy. Nadzieja jednak gasła, bo część matki i żony umierała wraz ze śmiercią trojga dzieci i męża. Boże, gdzie jesteś i czym Ci zawiniliśmy, skoro doświadczyłeś nas tak okrutnie? Modliła się, żeby Bóg przyszedł po nią. To byłoby jej wybawieniem. Kobieta była zdolna do największych poświęceń, by ratować najmłodszą córkę, trafiając do piekła na ziemi, czyli do przytułku. Zamiast pomocy „jako jedna z wybranych” doznała: ogromu cierpień, rozdzielenia z córką, dotkliwego głodu, ciężkiej pracy ponad siły, przemocy fizycznej i psychicznej, potwornej samotności, upokorzeń, wyzbycia się uczuć, odarcia z godności ludzkiej. Straciła szacunek do samej siebie i marzyła, by zakończyć to piekło. Jedynym przejawem buntu przeciwko temu, co działo się wokół,  było prowadzenie prowizorycznego dziennika, w którym zapisywała wszystkie wydarzenia, aby świat się dowiedział, poznał prawdę. To była jej jedyna rozrywka, jakaś iskierka nadziei, której trzymała się kurczowo, by przetrwać. Czy uda się jej uratować Margaret? Czy córka trafi z piekła do raju na ziemi? Czy opowie światu, co człowiekowi zrobił drugi człowiek?

Agata Bizuk tak sugestywnie, emocjonalnie i obrazowo przedstawiła historie życia świetnie wykreowanych, autentycznych bohaterów, że czytelnik bez problemu wchodzi do świata przedstawionego i przeżywa wszystko razem z nimi. Towarzyszyły temu łzy, niedowierzanie, szok, złość, do czego może być zdolny drugi człowiek. Ileż emocji i uczuć we mnie buzowało! Odkładałam książkę i do niej wracałam, bo mnie intrygowała i poruszała do głębi. Jak dobrze, że teraźniejszość przeplata się z przeszłością, można złapać głębszy oddech podczas lektury. Zachwyciłam się językiem powieści! O niewyobrażalnych przeżyciach, cierpieniach, potwornej biedzie i głodach człowieka można napisać tak pięknie, co jest wyrazem szacunku do człowieka. A mnie brakuje słów, żeby oddać wszelkie atuty powieści.

– Ratunku!

Głos więźnie mi w gardle, a zamiast krzyku słychać jedynie rzężenie. Boże, błagam cię, ocla mnie od tego wszystkiego. Jeszcze tylko ten jeden jedyny raz. Jest zupełnie ciemno. Przestałam cokolwiek widzieć i czuć, zmysły wyłączają się jeden po drugim. Czuję, ze słabnę. Nic już nie da się zrobić.- Boże wybacz, że kiedykolwiek w ciebie zwątpiłam…

Maria O’Brien zasługuje na to, by świat poznał jej historię. Mogła się wydarzyć naprawdę. Tak wyobraziła sobie jej losy Pisarka, gromadząc materiały do powieści. Po lekturze wzruszenie wciąż ściska mnie za gardło, rośnie gula…

Jak już wspomniałam, po raz pierwszy spotkałam się z historią Wielkiego Głodu w ujęciu literackim. Bardzo długo Brytyjczycy starali się ją fałszować, aby pod koniec XX w. przyznać, że Wielki Głód mógł być zaplanowanym ludobójstwem i zwykłym wyrokiem śmierci wykonanym na Irlandczykach. A przecież ta historia powinna być przestrogą dla wszystkich. Pamięć o tych  wydarzeniach powinna być przekazywana z pokolenie na pokolenie jako lekcja, by nigdy więcej nie miała możliwości się powtórzyć. Przytułki dla ubogich stoją do dziś a cmentarze głodu są kawałkami zieleni oddzielonymi od nich płotem.

To bardzo ważna, trudna książka i z całego serca zachęcam Was do lektury.

„Sekrety rodziny Winnickich” – Aleksandra Rak

Read More
sekrety rodziny winnickich 3D

Aleksandra Rak, Sekrety rodziny Winnickich, Wydawnictwo Flow 2023.

Tekst powstał we współpracy z Wydawcą

Zdjęcia pochodzą z serwisu Canva

Czy czytając pewne książki, macie wrażenie, że oglądacie film lub serial?

Tak miałam z „Sekretami rodziny Winnickich” Aleksandry Rak, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Flow. Czytałam, a przed moimi oczami przesuwały się kolejne obrazy jak podczas oglądania filmu. Bałam się, że przełączenie na inny kanał DOSŁOWNIE NA CHWILĘ, znaczy ominięcie choć jednej strony, spowoduje wyrwę w fabule. W losach bohaterów. W historii tego, co teraz i w opowieści o tym, co było.

Rodzina jest jak krzew winogrona. Kolejne pokolenia jego owocami. W zaciszu dworu, który przechodzi z pokolenia na pokolenie i winnicy, której efekt pracy zachwyca najbardziej wymagających miłośników trunku, toczy się pozornie spokojne życie. To tylko pozory. Za drzwiami bohaterowie każdego ranka patrzą w oczy obojętności, braku zrozumienia, niewyleczonym ranom, tęsknocie. Tęsknocie za miłością, wolnością, pasją. Uśmiechając się do mieszkańców miasteczka i wścibskich dziennikarzy, w duchu błagają o uwagę i wysłuchanie. I zastanawiają się nad definicją szczęścia, która dla każdego z członków rodziny będzie inna…

Co zasiejesz, to zbierzesz.

Wybór zawsze należy do ciebie, tak jak i jego konsekwencje.

Zbliżający się jubileusz winnicy, skłania seniorkę rodu do refleksji. Nad tym, co siała, a co w rezultacie zebrały jej dzieci i wnuki. Nad tym, co wybrała i jakie konsekwencje jej decyzji ponosi cała rodzina. Nagle znika, stawiając na baczność najbliższych. I wtedy kurtyna opada. Widać wszystko. To, co oczywiste i to, co latami było ukrywane. Zdrada, nałóg, przemocowy związek, spotkanie po latach… Wydaje się, że wszystko, co budowano latami, budowano na piasku, a teraz, pod wpływem deszczu niepewności i strachu o los Emilii, zaczyna się osuwać. Czy zdążą zamienić piasek na kamień, zanim będzie za późno? Czy wino Winnickich przestanie smakować wytrawnymi sekretami, a zacznie smakować słodką miłością?

Pióro Aleksandry Rak to dla mnie czytelniczy dowód na to, że pod opieką dobrego redaktora, z pokorą i przy nieustannym kształceniu warsztatu, można robić postępy językowe z książki na książkę. Kiedyś styl Oli po prostu mi się podobał. Dziś po prostu zachwyca. Rozsmakowuję się w jej opisach, dialogach, sposobach kreowania postaci jak w dobrym winie. Najpierw z czułością oglądam kolor, potem chłonę zapach, by ostatecznie zakosztować. Zakosztować dobrego pióra. Potocznego języka z wprawnie wplecionymi metaforami. Chwytliwymi dialogami, które doskonale odzwierciadlają osobowości bohaterów. Opisami, które zabrały mnie na spacer pomiędzy krzewy winogron. Mogłam oglądać te dorodne grona i przeklęte jagody skazane na potępienie przez Winnickich bez końca…

Warto dodać, że w „Sekretach rodzinnych Winnickich” doskonale odzwierciedlona jest mentalność małego miasteczka. Ola Rak obnaża ludzką tendencję do niepohamowanej ciekawości, zazdrości, poczucia wyższości lokalnej „elity” czy braku anonimowości. Nie ocenia – zostawia to swojemu czytelnikowi. Po prostu przedstawia swoje postaci – od nas zależy, czy je pokochamy, polubimy albo zdecydujemy się omijać szerokim łukiem.

Czy żałuję, że „Sekrety rodziny Winnickich” z założenia są jednotomową historią? I tak, i nie. Z jednej strony czuję ogromny niedosyt, z drugiej strony cieszę się, że on jest. Moja wyobraźnia ma ogromne pole do popisu. A rodzina Winnickich? Niech z dala od blasku fleszy układa, co jest do uporządkowania. I rozmawia w zaciszu własnego dworku. Z dala od gapiów i ciekawskich czytelników…

Kup książkę z autografem Autorki

„Porywy namiętnych serc” – Edyta Świętek (patronat medialny Dropsa)

Read More
porywy namiętnych serc - 3d

Edyta Świętek, Porywy namiętnych serc, Wydawnictwo Mando 2023.

Patronat medialny Dropsa Książkowego

III część „Sagi krynickiej”

Tekst powstał w ramach współpracy z Wydawcą.

Co mają wspólnego akuszerka i pisarka?

Już Wam wyjaśniam – kluczem do odpowiedzi na to pytanie jest najnowsza powieść Edyty Świętek. „Porywy namiętnych serc” to trzecia część „Sagi krynickiej” – cyklu o mieszkańcach uzdrowiska na przełomie XIX i XX wieku. W cieniu wielkiej polityki, w cieniu przełomowych wydarzeń, w bogatych domach i ubogich chatach dzieje się codzienność. Wypełniona miłością, namiętnością, trudnymi wyborami, tęsknotą, zazdrością i żalem…

Co mają wspólnego akuszerka i pisarka?

Do zadania tego pytania skłoniła mnie główna bohaterka tej części cyklu. Teodozja, podopieczna Aurelii, która staje przed ważnymi wyborami. Wyborami dotyczącymi wykształcenia, zmiany stanu cywilnego i odkupienia win rodziców, których poczynania naznaczyły kolejne pokolenia rodziny. Na przekór stereotypom, na przekór tradycyjnemu podziałowi ról, który nakazywał kobiecie zajmować się domem, dziećmi, organizację spotkań towarzyskich, postanawia zostać akuszerką.

Akuszerka to położna. Według słownika języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego to kobieta wyszkolona w pomocy i usłudze przy porodach. Teodozja postanawia nie mieć własnych dzieci, by nie przekazywać zła, które – jak wierzy, płynie w jej żyłach. Postanawia za to przyjmować na świat inne maleństwa i wspierać kobiety na początku trudnej drogi macierzyństwa.

Na ścieżkach popularnego krynickiego uzdrowiska krzyżują się drogi fikcyjnych bohaterów i postaci historycznych. Wojenna zawierucha jest coraz bliżej. Jedni widzą w niej szansę na odrodzenie się Polski, inni zaś liczą na pokojowe rozwiązanie europejskich konfliktów. Jak wszędzie, ciepłe uśmiechy i życzliwość, kryją za sobą tajemnice i wielkie uczucia.

„Porywy namiętnych serc” to opowieść pełna emocji, niebezpiecznych intryg i decyzji, przed którymi stają zarówno młodzi, wchodzący w dorosłość bohaterowie, jak i ci, których znamy od I tomu. W książce, zgodnie z tytułem, jesteśmy świadkami porywów namiętnych serc. Serc spragnionych zrozumienia, serc spragnionych miłości, serc spragnionych stabilizacji. Ale czy za namiętnością zawsze stoi prawdziwa miłość, która pokona wszystkie przeszkody? Ale czy namiętność, której ludzie dają się ponieść za plecami innych, nie rani? Czy zawsze jej rytm jest zgodny z biciem serca?

W III tomie sagi Edyta Świętek stawia przed czytelnikiem wiele pytań dotyczących miłości – nie tylko damsko-męskiej. Swoich piórem kreśli postaci matek i dzieci, opisuje ich relacje i wyzwania, przed jakimi stają na kolejnych etapach życia. Plastycznie opisuje krajobraz Krynicy, krakowskie uliczki i lwowskie zakamarki. Maluje ludzkie portrety, w cieniu kryjąc ich wady, jasnymi kolorami farb dobrych słów podkreślając zalety. Kto wie, może pożycza narzędzia do pracy od samego Nikifora…?

Co mają wspólnego akuszerka i pisarka?

Pisarka pomaga wyjść na świat obrazom, które grają jej w duszy, sercu, które widzi w wyobraźni. Pisarka jest dla mnie akuszerką słowa.

Edyta Świętek jest dla mnie akuszerką słowa. Dzięki niej na świecie pojawił się piękny cykl o różnych obliczach kobiecości w czasach, które kobiecość spychały na dalszy plan. Cieszę się, że mogę te dzieci, ukryte w kwiatowych okładkach, przytulać do serca i trzymać w czytelniczych ramionach.

„Utkane z miłości” – zapowiedź

Read More
Utkane z milosci_okladka 3d

Tekst powstał we współpracy z Wydawcą.

Jutro rozpocznie się kalendarzowa jesień – pora kompletować biblioteczkę na długie wieczory.

Wydawnictwo Literackie przychodzi więc z propozycją pełnej miłości antologii…

Janusz L. Wiśniewski

Katarzyna Grochola

Agnieszka Krawczyk

Natasza Socha

Magdalena Kordel

Wspólnymi piórami stworzyli „Utkane z miłości.5 opowieści na dobry wieczór”.

Premiera 11 października – można już zamawiać!

Na długie jesienne wieczory.

By czule o siebie zadbać.

Gdy potrzeba nadziei i przypomnienia, że świat bywa dobrym miejscem.

Czy dawne zauroczenie może rozkwitnąć na nowo w samotnej leśniczówce? Czy po latach poświęcenia dla rodziny można zawalczyć o siebie i nauczyć się dbać o własne szczęście? Jak pogodzić konflikt między trzema pokoleniami kobiet? Gdzie szukać oparcia na życiowym rozdrożu i co zrobić z głową pełną marzeń i obaw?

Najlepsi polscy autorzy i autorki literatury obyczajowej przygotowali antologię wyjątkowych opowiadań, które pokrzepiają i zachęcają do walki o swoje szczęście. To wzruszające teksty o miłości do innych i… siebie. O budowaniu uczucia na własnych zasadach, odnajdywaniu go po latach i odkrywaniu, czym jest głęboka bliskość z drugim człowiekiem opowiadają: Janusz L. Wiśniewski, Katarzyna Grochola, Agnieszka Krawczyk, Natasza Socha i Magdalena Kordel.

Poznaj bohaterów takich jak ty. Z krwi i kości, zmagających się z codziennością, niepewnych, tkwiących w zależnościach, które im nie służą. Ich historie prowadzą przez meandry samotności i braku wiary w siebie, ale pokazują też wyjątkowe relacje i momenty, które potrafią wywrócić całe życie do góry nogami.

Która z opowieści stanie się twoim dobrym zaklęciem?

„Domki z kart” – Anna Ziobro (patronat Mamy Dropsa)

Read More
Domki z kart - 3D

Anna Ziobro, Domki z kart, Wydawnictwo Dragon 2023.

Patronat medialny Mamy Dropsa

III tom „Serii nadmorskiej”

Tekst powstał w ramach współpracy reklamowej z Wydawcą

6 września miała miejsce premiera najnowszej powieści Anny Ziobro „Domki z kart”, 3.tomu wieńczącego Serię nadmorską, która zdobyła wiele serc czytelniczych. Bardzo dziękuję Wydawnictwu oraz Autorce za zaufanie i powierzenie mi patronatu nad tą serią. Z okładki powieść poleca Sylwia Markiewicz, której twórczość również bardzo sobie cenię: Obezwładniająca swą wrażliwością opowieść o młodych ludziach sięgających po marzenia.

W ostatnim z wywiadów z autorką przeczytałam, że jej książki są bombą emocjonalną. To historie, które dotykają duszy. Skłaniają do refleksji i pochylenia się nad problemem, bowiem Autorka nie ocenia, nie narzuca własnej oceny, nie komentuje postępowania bohaterów a wkłada mnóstwo pracy w ich wykreowanie. Już sam tytuł powieści wywoływał we mnie sporo emocji w trakcie lektury. Domek z kart, czyli zbudowany z czegoś delikatnego, nietrwałego, co łatwo może ulec zniszczeniu, bez solidnego fundamentu. To coś bardzo nietrwałego, co może się łatwo rozsypać. Metaforycznie to związek na słabych fundamentach, zależny od jednej osoby. Ale z drugiej strony miałam świadomość, że Anna Ziobro w swoich książkach daje dużo nadziei i tego kurczowo się trzymałam.

Moim zdaniem tytułowe domki z kart są metaforą rodziny, w której brak stabilności może spowodować, że dom stworzony przez ludzi się rozsypie i nie będzie stanowił bezpiecznego schronienia dla domowników.

Marcin i Lena zaręczyli się, mają ślub w planie, pragną stworzyć dla siebie dom u babci Malwiny, w którym on spędził dzieciństwo, wakacje i pierwsze lata dorosłego życia. Po odejściu babci zamieszkali tu, by opiekować się psami. W tym kolorowym domku okolonym ogródkiem i pachnącym lawendą, kwiatami i… dżemem truskawkowym czuli mocno obecność Malwiny. To dom z duszą. Marcin mógł zawsze liczyć na wsparcie babci, mamy i ojczyma, który był fizjoterapeutą i wreszcie docenił w nim najmocniej to, że Vincent wiedział, gdzie kończy się niepełnosprawność, a zaczyna się zwyczajny człowiek. To on w ogóle uświadomił Marcinowi, że nadal nim jest. Skoro tak, to chciał teraz żyć pełnią życia. Miał prawo gonić za marzeniami, sięgać po nie, spełniać je, by życie nabrało barw i sensu. Marzył o pływaniu. To na pewno go zahartuje. Podobnie Lena po utracie pamięci miała tylko muzykę, w której się zatracała. Marzyła o studiach w akademii muzycznej. Marzenia obojga bohaterów umacniały ich miłość – fundament nowego domu, który zaczęli budować od nowa. Ściana do ściany, krok po kroku, razem, przy wsparciu bliskich i przyjaciół. Nie wolno się poddawać, być biernym wobec własnego losu, bo domek może się rozpaść w każdej chwili. Oboje muszą się wznieść ponad to, co ich ogranicza. Jakie jeszcze przeciwności czekają narzeczonych?

Ada i jej synek Krzyś, najlepszy motywator, muszą też zacząć stawiać ściany swojego domku. Udało się im postawić jedną i to bardzo mocną ścianę, kolejną postawiła ciocia Aniela, kobieta o wielkim sercu, następną mama, niesamowicie zagubiona kobieta a ostatnią Leszek, któremu podoba się Ada. Żeby ten dom stał się bezpiecznym schronieniem, potrzebowali jeszcze Sebastiana. Mam nadzieję, że i on niedługo do nich dołączy. Ten wątek samotnej kilkunastoletniej matki kochającej synka  bardzo poruszył moje serce. Zapadła też w moje serce ciocia Aniela, dzięki której Ada mogła pomyśleć i o sobie, marzyć i spełnić swoje marzenia. Przede wszystkim była ostoją spokoju i na każdy problem znajdowała szybkie i skuteczne remedium. Nie było im łatwo, bo chichot losu dawał się we znaki. Dziewczyna nie była już sama, miała też przyjaciółkę Lenę, z którą mogła o wszystkim rozmawiać. A od pewnego czasu nieustannie kręcił się Leszek. Czy relacja Ada i Leszek przetrwa, pokonując wszelkie trudności na ich drodze?

Relacje w rodzinie Leszka rozsypały się jak domek z kart, gdy zachorował nagle jego ojciec. To na głowę, nastolatka spadło utrzymanie trzech młodszych sióstr, schorowanego taty i mamy, która była obok dzieci, przytłoczona chorobą męża. Bohatera prześladował pech, za dużo w jego życiu pojawiało się zakrętów, waliły się sprawy jak kostki w dominie. Pisarka na przykładzie tej rodziny pokazała, że tylko szczera rozmowa może od nowa odbudować relacje, zacieśnić więzi, spotęgować miłość. Niedomówienia są najgorsze.

Pisarka zafundowała czytelnikom również wyprawę w Bieszczady. Świetny pomysł! To doskonała odskocznia od problemów bohaterów, złapanie oddechu i dystansu do wielu spraw a także zacieśnienie przyjaźni między Leną i Adą. Wiele dała dobrego bohaterkom. Pomogła podczas wędrówki na szlaku przemyśleć życie, szukać właściwej drogi życiowej, dokonać ważnych wyborów życiowych, odzyskać wewnętrzny spokój. Życie mamy tylko jedno, więc warto też pomyśleć i o sobie. Wzruszyły mnie do łez rozmowy bohaterek o miłości. Było pięknie, jakkolwiek nie zabrakło emocji.

Ale wracając do miłości, nie wiem, czy to jest coś, co należy podziwiać. Ona po prostu jest albo jej nie ma. Nie powinno się jej wartościować. Nie możemy uznać, że moja miłość jest lepsza od twojej, bo każda jest tak naprawdę inna… To trochę jak z domkiem z kart. Niby zawsze chodzi o to samo, a wszyscy budujemy go nieco inaczej.

Niektórzy z asów, inni z dwójek wtrąciła Ada.

Ale asy wcale nie wpływają na jego stabilność.

Mój domek za cholerę nie chciał być stabilny.

Może dlatego, że tylko ty miałaś nadzieję, że w ogóle będzie stał.

Anna Ziobro podarowała czytelnikom kolejną wartościową, porywającą i pełną emocji powieść o trudnych problemach dnia codziennego, o tym, jak postępująca choroba Olliera, niepełnosprawność może wpłynąć na człowieka, czyniąc spustoszenie w psychice i jak bezcennym lekarstwem jest miłość oraz przyjaźń, wsparcie bliskich. Lena i Marcin kochają się i planują ślub, nie brakuje im determinacji. Postanawiają zrobić coś szalonego, co dało by im radość i satysfakcję oraz dodało otuchy. Gonić za marzeniami i sięgać po nie? A czemu nie. Naprawdę warto w nie uwierzyć. Ślub na jachcie  – dlaczego nie? – Wyobraź sobie: olśniewająco piękna panna młoda, pijany ze szczęścia facet u jej boku, to tego luksusowy jacht. Przecież to idealne połączenie. Marcin to jednak nieprzeciętny facet!

Ta powieść skłoniła mnie do refleksji nad życiem. Jako mamie dziecka z niepełnosprawnością trudno mi się było z tym pogodzić, obwiniałam siebie, żyłam z wyrzutami sumienia. Anna Ziobro przekonała mnie, że za każdym człowiekiem stoi historia, rzadko piękna, kolorowa i bez jakiejkolwiek skazy. Każdy z czymś się mierzył, choć nie u każdego było to tak widoczne jak u Marcina. Ale to nie oznaczało, że inni mieli wyłącznie łatwo. Dziękuję Autorce za tę przejmującą opowieść, za piękne przesłanie i za nadzieję. I ja dzisiaj mogę się cieszyć szczęściem córki, która z narzeczonym planuje ślub.

Polecam z całego serca „Serię nadmorską” na coraz dłuższe wieczory, idealny dodatek do kubka, pysznej herbaty i miękkiego kocyka.