„Do grobowej deski” – Agata Bizuk (patronat Mamy Dropsa)

Read More
do grobowej deski - okładka

Agata Bizuk, Do grobowej deski, Wydawnictwo BookEnd 2024.

II część cyklu „Potomkowie” 

#PatronatMamyDropsa

współpraca reklamowa z Wydawcą

Miesiąc temu miała miejsce premiera wyczekiwanej przez Czytelników powieści „Do grobowej deski”, drugiego tomu cyklu „Potomkowie” Agaty Bizuk. Pisarka zaprasza nas do willi Wandzia w malowniczym Szczawnie-Zdroju, gdzie odbył się nie tak dawno I Zlot Przyjaciół Ingrid Kręcisz. Jego uczestnicy spacerowali śladami bohaterów. Zwariowana staruszka skradła bowiem serca czytelników. 

Zapraszam na garść refleksji po lekturze. Powszechnie wiadomo, że z rodziną najlepiej się wychodzi na zdjęciu. Na co dzień rodzina Kręciszów żyje niejako osobno. Ingrid jako matka generalnie nie wtrącała się w życie dorosłych już dzieci, często natomiast gasiła rodzinne pożary i wspierała, gdy sytuacja tego wymagała. Dzieci miały swoje rodziny, swoje problemy, zwykle na co dzień żyły oddzielnie, ale gdy się coś działo, wszyscy trzymali się razem jak jedna drużyna. A kłopoty wręcz mnożyły się w zawrotnym tempie. Co zatem słychać u bohaterów tej zwariowanej, ale lubianej rodzinki? Ukazując jej życie, autorka pochyliła się nad ważnymi problemami.

Paulina z dziećmi zamieszkała u matki, przed nią rozwód z mężem. Mogła liczyć tylko na siebie odseparowana  przez Pawła od znajomych. Samotne macierzyństwo dawało się jej we znaki. Próbowała uciec od szarej, przygnębiającej rzeczywistości i od toksycznej relacji do świata wirtualnego. Czy się jej udało zostać influencerką ? Ingrid jak pies obrończy broniła córki przed Pawłem, który podniósł na nią rękę. Czy los się do niej w końcu uśmiechnie?

Janusz zostawił żonę i dzieci, zamieszkał z kochanką, ale nie otrzymał od niej, jego zdaniem, należytego wsparcia. Zawróciła mu w głowie Kate, sekretarka z firmy i miała w tym swój cel – realizowała krok po kroku sprytny plan, zakpiła z szefa świetnie prosperującej firmy i… zniknęła. Janusz został wykorzystany finansowo, okradziony, oszukany, wyśmiany… Gdzie znalazł schronienie? Rzecz jasna u matki, bo Janusz był zawsze jej synem. Postawiła jednak twarde warunki kolejnemu rozbitkowi życiowemu. Jakkolwiek Ingrid nie miała w zwyczaju oceniać żadnego ze swoich dzieci. Ale gdy któreś z nich przekroczyło pewne granice, potrafiła nie przebierać w słowach, nazywając Janusza „synem wiatru i kurzawy”, czyli „zwykłym tumanem”

Matka też była taką stałą, której mógł się chwycić, kiedy wszystko szło nie tak i kiedy zawiódł wszystkich, na których mu kiedykolwiek zależało.[…] – kocham cię, mamo. I dziękuję, że jesteś.

Co słychać u Roberta, Bożeny i ich córki Matyldy? Relacje między małżonkami zaczęły się rozłazić. Bozia, zawsze sama, uciekła więc w internety. Nie ogarniała córki, która wciąż przysparzała im problemów. A tak naprawdę Matylda potrzebowała otoczenia uwagą, miłością, rodzicielską troską. Potrzebowała pomocy, bo „podły los wiecznie ją kopał i tylko ją, nawet gdy była bez winy”. Było z nią coraz lepiej, a jej matka myślała, że to efekt nowej terapii. Bożena odzyskała nadzieję, a doprowadziło ją to prawie do bankructwa męża, dla którego pieniądze były chlubą i dumą. Kto uratował skórę Bozi? Oczywiście Ingrid pozbyła się reszty swoich oszczędności. Ba! Nawet zaciągnęła kredyt na ten cel. W związku z tym odłożyła swój pogrzeb, musi uzupełnić fundusz, pozbyć się długów, ponieważ nie może obarczyć dzieci i rodziny kosztami.

Doktor Kosz Marek, zięć Ingrid, w pracy mądry, rzetelny, kompetentny, zawsze czujny a w domu czul się jak stary kapeć, bez ambicji i satysfakcji. Marzył o prywatnym gabinecie. Najlepiej do tego się nadawała willa teściowej. Gdy Ingrid znalazła się w szpitalu, to Marek pospieszył z pomocą, podczas gdy synowie wypięli się  na matkę. Przestał się dziwić, że matka nie ufała dzieciom, „pasożytom dojącym biedną kobietę”. To on z żoną i córkami opiekowali się babcią, która absolutnie nie przywykła do takiej atencji. W końcu szczęście się do niego uśmiechnęło i spełnił swoje marzenie. Ale o tym dowiecie się z lektury.

Pisarka wyolbrzymiając pewne problemy, kłopoty bohaterów zmusza niejako czytelnika do refleksji nad życiem, przestrzega przed pewnymi antypostawami i wskazuje, co naprawdę jest w życiu ważne. Pokazuje, że nie ma idealnych ludzi, nie ma też idealnej rodziny. Każdy ma wady, zalety, słabości, wzloty i upadki. Ale gdy trzeba, należy się zjednoczyć i nieść pomoc, wspierać się nawzajem. W rodzinie tkwi bowiem ogromna siła. W powieści nie brakuje całego wachlarza emocji, aura bohaterów udziela się i czytelnikowi – od śmiechu przez irytację aż po złość. Ciśnienie skacze w górę! Ale gdy pisarka snuje opowieść o szalonej Ingrid i Jadwidze, przyjaciółce do grobowej deski, która rozwinęła skrzydła na całego, ciśnienie spada i śmiejemy się do rozpuku. A śmiech to zdrowie!

Ingrid skradła zapewne niejedno czytelnicze serce. Chciałabym być tak jak ona, ale brakuje mi odwagi. Bądź jak Ingrid! Czyli bądź hardą, rezolutną, dziarską czerpiącą garściami z życia seniorką. Rób to, co chcesz, a nie to, co wypada. Agata Bizuk odczarowała starość – temat tabu, bardzo niewdzięczny i świetnie się jej to udało. Obie seniorki lubią spędzać czas ze sobą przy nalewce, w kawiarni na tańcach, szokują wręcz swoimi pomysłami. Zazdrościłam im energii życiowej. 

Ktokolwiek powiedział, że życie po siedemdziesiątce chyli się ku zachodowi, był po prostu zwykłym tumanem. W tym wieku życie  dopiero na dobre zaczyna się rozkręcać, czego najlepszym dowodem była Jadwiga. Kiedy słyszała hasło „wtorek”, na samą myśl dostawała gęsiej skórki z podniecenia i ekscytacji. Bo właśnie we wtorki w Cafe Astor działy się rzeczy, które fizjologom się nie śniły. Filozofom może i owszem, ale do filozofii Jadwidze było wybitnie daleko.

Jadwiga miała swój plan na życie i denerwowała ją Ingrid matkowaniem. A tak naprawdę, w głębi serca jej zazdrościła. Jadwiga szła przez życie przebojem, nie oglądając się za siebie i nawet rozpychając się łokciami. Stała się idolką „starszej młodzieży” w okolicy. I to było piękne. Miłość nie pyta o wiek.

Polecam Wam tę znakomitą powieść o zwariowanej rodzinie Kręciszów, o relacjach międzypokoleniowych, o najfajniejszej seniorce i jej dozgonnej przyjaciółce, która wcale nie jest od Ingrid gorsza. Lektura dostarczy Wam lawinę emocji, skłoni do refleksji, do myślenia i znakomicie odstresuje. Rewelacyjnie wykreowana plejada postaci, komizm sytuacji, języka – świetnie skrojone dialogi, można się zdrowo pośmiać, czasem to śmiech przez łzy, a czasem śmiech z domieszką ironii. Ostrze satyry wymierzone w … ludzką głupotę i zachłanność, zazdrość i zawiść, oszustwo, intryganctwo. 

Bawcie się dobrze podczas lektury. A ja już niecierpliwie wyglądam trzeciego tomu.

„Dziewczyna w mundurze” – Agata Sawicka (patronat Mamy Dropsa)

Read More
Dziewczyna w mundurze agata sawicka

Agata Sawicka Dziewczyna w mundurze, Wydawnictwo Dragon 2024. 

Patronat medialny Mamy Dropsa

Współpraca reklamowa z Wydawcą 

Agata Sawicka podarowała Czytelnikom siódmą powieść napisaną sercem „Dziewczyna w mundurze”. Pomysł napisania powieści wojskowej zrodził się już dawno, ale musiał dojrzeć w sercu Pisarki a iskierka pojawiła się dopiero rok temu. Jest to zupełnie inna powieść, bo zainspirowana służbą w wojsku Autorki. Tam poznała swojego męża. Dzisiaj to już tylko wspomnienie, przeżycia zostały w pewnym sensie utrwalone od zapomnienia w powieści. Opisana historia jest jednak fikcją literacką, mimo że wojskowy świat jest wciąż bliski Autorce.

„Dziewczyna w mundurze” to opowieść o dwóch kobietach z różnych epok, z rożnych światów, które oprócz więzów krwi łączy jedna decyzja  – założyć mundur. 

Sonia Dąbrowska jest bardzo wrażliwą i nieśmiałą dziewczyną o poetyckiej duszy, która pracuje w przedszkolu i podejmuje nagle decyzję o wstąpieniu do wojska. Pragnie w ten sposób oddać hołd swojej prababci, która też była żołnierzem podczas drugiej wojny światowej, walczyła w powstaniu warszawskim, przeżyła piekło na ziemi, dożyła późnej starości. Sonia dopiero po śmierci babci poznała jej historię. Chciała udowodnić sobie, że też potrafi. Dwutygodniowe szkolenie, przysięga wojskowa i dziewczyna stała się pełnoprawnym żołnierzem. Czy to był łatwy dla niej i jej koleżanek czas? Niezupełnie, za duży mundur, zbyt ciężki plecak z ekwipunkiem żołnierskim, pierwsze strzelanie – nieudolne. Sonia stała się pośmiewiskiem kolegów, musiała się uporać z szyderą, ze stereotypowym postrzeganiem dziewczyn w mundurze. Pasmo porażek sprawiło, że chciała odejść do cywila. Miała jednak swoich cichych opiekunów wśród kolegów, którzy ją wspierali, dodawali otuchy, że z czasem nabrała dystansu. Fotografia prababci dodawała jej animuszu. Przecież wstąpiła do wojska dla niej. Każdy człowiek ma wpadki i niepowodzenia. Człowiek uczy się przez całe życie. Dzięki porucznikowi Alkowi, który walczył o każdego żołnierza, udało się jej nabrać dystansu i przekonania, że silę i odwagę nie zawsze mierzy się sprawnością mięśni. Tu każdy odkrył swoje mocne i słabe strony oraz przekonał się, że liczy się praca w zespole. Jednak mimo wszystko wato było zrealizować szalony pomysł o wstąpieniu do wojska. Samozaparcie i odwaga uczyniły Sonię wartościowym żołnierzem. Porucznik Alek szybko wypełnił serce dziewczyny, czuła się przy nim szczęśliwa. Chociaż nie dawał jej spokoju dylemat kobiety żołnierza – służba na pierwszym miejscu a kobieta na drugim i to ciągłe czekanie, tęsknota tak trudna do zniesienia… Jak z tym żyć?

Miłość i drugi człowiek są zdecydowanie najcenniejszymi darami, jakie można otrzymać od losu.

Ich miłością i szczęściem cieszy się odwiedzany przez żołnierzy pan Long, staruszek. Long to jego pseudonim z czasów wojny, kiedy służył w Wielkiej Brytanii.  Sonia traktowała go jak dziadka a on ją jak wnuczkę. Kogoś mu przypominała. Młodzi poznali jego historię, miłość do Warszawy, którą musiał opuścić raz na zawsze, stracił rodzinę podczas wojny. A wyjechał ze stolicy z powodu dziewczyny, w której się zakochał. Pokazał im fotografię kobiety w za dużym mundurze i z powstańczą opaską na ramieniu. Serce Soni zamarło, bo zobaczyła na nim …

Agacie Sawickiej doskonale udało się poprowadzić powieść tak, że pokazała wojsko od strony zwykłej dziewczyny, jej uczuć, przeżyć, dylematów natury moralnej. Wojsko to takie specyficzne środowisko, które bardzo łączy ludzi. Pokazuje prawdziwych ludzi, bez masek i to w najtrudniejszych sytuacjach. Wątek Soni wywołuje wiele emocji, przełamuje stereotypy, napawa siłą, determinacją i nadzieją. Pomaga też uwierzyć we własne siły. 

Luiza Grodzieńska, bohaterka wątku historycznego, jest prababcią Soni. To jej fotografia towarzyszy dziewczynie w wojsku, dodając otuchy i animuszu. Latem 1938 roku miała siedemnaście lat. Była piękną dziewczyną, jedynaczką zamieszkującą z rodzicami we dworze w Wisznowej nad Bugiem, na Kresach. Otrzymała staranne wychowanie i wykształcenie, pragnęła poznać świat i ruszyć własną drogą, by spełniać marzenia. Rodzice nauczyli ją szacunku do każdego człowieka, pokazali na własnym przykładzie, że trzeba się dzielić dobrami z biedniejszymi, potrzebującymi. Ufundowali we wsi dwie kapliczki – katolicką i prawosławną, przyczynili się do wybudowania szkoły, w której posadę miał objąć nauczyciel. I tak oto pojawił się we dworze Feliks Małkowski. Luiza utonęła w jego niebieskich oczach. One miały jeszcze piękniejszy odcień niż wody ukochanego Bugu. Życie obojga nabrało nowych barw, narodziła się i rozkwitła miłość… 

Rodzina Sawickich pochodziła właśnie z Kresów. Ukochany dziadek Józef zaszczepił w Agacie pasję poznawania rodzinnych historii i zaciekawił tą tematyką, rozbudził miłość do krainy przodków, a tym samym zainspirował do utrwalenia od zapomnienia w powieściach.

I nastał piękny wrzesień 1939 roku, wybuch wojny zburzył spokój, radość, szczęście, wszelkie plany wzięły w łeb. Przecież za dwa tygodnie miał si odbyć ich ślub, suknia ślubna już wisiała w szafie na wieszaku…Wojna zabiła marzenia. Młodzi ludzie uwikłani w historię musieli zderzyć się z brutalną rzeczywistością pełną okrucieństwa i nienawiści. Dlaczego człowiek człowiekowi zgotował tak los?

Noc była piękna. Na niebie migotały gwiazdy, a księżyc o pięknym kształcie wyłaniał się spomiędzy obłoków, oświetlając je swoją bladą poświatą. Gdyby nie okropny ból, który nieustannie przypominał jej o tym, co się wydarzyło, mogłaby pomyśleć, że jest na wieczornym spacerze. Mogłaby wówczas odetchnąć głęboko rześkim pachnącym lasem i wilgotną łąką powietrzem. Mogłaby zachwycić się ciemnym tajemniczym nurtem Bugu. A później mogłaby spokojnie wrócić do dworu. Do czekających na nią matki, ojca i Feliksa. Mogłaby, gdyby wszystko było jak dawniej, ale to niemożliwe… Wojna pozbawiła ją najbliższych, zadrwiła z jej planów i marzeń, a sowieccy żołnierze okryli ją wieczną hańbą i cierpieniem.

Luiza skoro ocalała, postanowiła dotrzeć do Warszawy, do matki Feliksa, u której znalazła schronienie i pociechę. Dzięki niej wróciła do życia, wciąż rozpamiętując w sercu to, co ją spotkało. Niewyobrażalny ból przepełniał serce dziewczyny. Dzięki namowie Olgierda dołączyła do konspiracji, by walczyć z okupantem. Rozpoczęła nowe życie, dojrzała w mroku niespodziewaną iskierkę światła. Polubiła ryzyko, świetnie strzelała. Olgierd ją chronił, wspierał, udzielał wskazówek. Stal się jej mentorem, wybawcą, przyjacielem, powiernikiem. Był zawsze obok. Jakże kruche stało się ich życie! Jakże niepewna stała się ich przyszłość! Stanowili bardzo zgrany zespół, uczestnicząc w akcjach sabotażowych czy dywersyjnych. Luiza przeżywała dylemat natury moralnej związanej z zabijaniem człowieka. 

Luiza pokręciła głową. – Ten osąd nie powinien należeć do nas – wyszeptała. – Tylko Bóg powinien dawać i odbierać ludziom życie. Olgierd schował ręce do kieszeni i wbił wzrok gdzieś w dal, w rozciągającą się po horyzont Warszawę. – W idealnym świecie tak właśnie powinno być, ale my w takim nie żyjemy. Robimy tylko to, co wydaje nam się słuszne. Dokonujemy wyborów na podstawie naszych przekonań. Próbujemy ze wszystkich sił odzyskać życie, które zostało nam skradzione. Dla jednych będziemy morderca mi, a dla innych bohaterami… Ale ważne jest tylko to, kim jesteśmy dla samych siebie…

Agata Sawicka pochyla się również nad wątkiem powstania warszawskiego. Stolica jest jedną z bohaterek powieści. Dzięki pełnym emocji opisom Autorka zabiera czytelnika w sam środek piekła 1944 roku. Dziewczyna w mundurze jest niczym dziewczyna z granatem z piosenki z „Czasu honoru”. Agata Sawicka pochyla się również nad wątkiem powstania warszawskiego. Stolica jest jedną z bohaterek powieści. Dzięki pełnym emocji opisom Autorka zabiera czytelnika w sam środek piekła 1944 roku. Słowo powstanie ma w powieści dwa oblicza. Jedno to walka – powstanie warszawskie. I znowu pojawia się tu dylemat moralny – czy warto było podjąć te walkę?

Zawsze warto jest walczyć o to, w co się wierzy.

Drugie oblicze słowa powstanie to powstanie miasta z kolan. Powstanie Warszawy z  morza ruin, z jednego wielkiego cmentarzyska. Agata Sawicka pokazuje codzienność warszawian po zakończeniu wojny, chowanie zmarłych znalezionych w gruzach, szukanie poległych, zostawianie wiadomości na kikutach ocalałych ścian. Na gruzach, na szczątkach tych, co walczyli za cenę własnego życia budowali teraźniejszość. Kiedy na resztkach barykad stawiali fundamenty nowej codzienności. 

„Dziewczyna w mundurze” to nie tylko opowieść o kobietach, które w różnych czasach i okolicznościach po tytułowy mundur sięgnęły. Nie tylko historia miłosna, która pokazuje, jak ważnym fundamentem dla ludzkiego istnienia, jest obecność drugiego człowieka. To przede wszystkim – jak zapowiada motto książki (fragment piosenki Sanah) – opowieść o nadziei. Nadziei, że uda się ocalić życie w wojennym piekle i życie w czasach współczesnych zagrożone wojną jak nigdy dotąd. Przecież ostatnia umiera nadzieja…

(…) nic nie jest w stanie człowieka złamać, bo jego nieśmiertelna dusza zawsze się odrodzi.

„Imię dla Róży” – Natalia Przeździk (#MamaDropsaCzyta)

Read More
imię dla róży 3d - recenzja

Natalia Przeździk, Imię dla Róży, 2024 Wydawnictwo eSPe. 

Opowieści z Wiary

#MamaDropsaCzyta

Tekst powstał w ramach współpracy reklamowej z Wydawcą.

„Imię dla Róży” to opowieść o losach Irenki, jej męża Andrzeja i ich dzieci. Bohaterkę poznajemy w powieści „Zapach soli i wiatru”, która opowiada m.in. o sile kobiecej przyjaźni Julii i Irenki oraz Agnes i Marii. Obie powieści można jednak czytać osobno. Myślę, że po nie sięgniecie, ponieważ są nieodkładalne. W tej powieści czytelnik także odnajdzie kawałek nieba w zwariowanej, nieidealnej, ale prawdziwej rodzince i nauczy się dostrzegać małe cuda w zwyczajnej codzienności. Zapraszam na garść refleksji po lekturze.

Jest to powieść adresowana do kobiet, matek, żon, przyjaciółek, aby dodać im siły i nadziei w sytuacjach, gdy sobie, ich zdaniem, nie radzą, potrzebują wsparcia, bo są słabe. Irenka to kobieta silna, typ chłopczycy, harda, pyskata, o hałaśliwym sposobie bycia, nosi glany, lubi pić piwo, tańczyć z mężem, spędzać czas z czterema synami, odwiedzać chorego ojca, z którym stworzyła piękne i wzruszające relacje. Ojciec stal się dla córki skałą, na której budowała swój świat. Jak ważne jest powtarzanie swoim dzieciom, że są dla nas ważne. Jedynie mąż Andrzej dostrzegał w Irenie to, czego nie widzieli inni. Wraz z upływem lat miłość małżonków wzrastała, zamiast kurczyć się i zniknąć w prozaicznej codzienności. Irenka nie znosiła bezczynności. Prowadziła sklep hydrauliczny „Nasze kolanka”, w którym ładowała baterie, odpoczywając od rodziny. Ewka i Zosia jej w tym pomagały. Ewa zaadaptowała jedno z pomieszczeń na kawiarenkę, w której klienci mogą się napić kawy: „Czarne kolanko”, czyli espresso, „Biała uszczelka”, czyli latte, „Syfon”, czyli cappuccino, czarnej i zielonej herbaty – „Mocna rurka” i „Sen hydraulika” oraz gorącej czekolady „Klucz do szczęścia”. Miejsce to stało się kultowym i odwiedzanym przez studentów.

Irenkę poznajemy w chwili, gdy dowiaduje się od ginekologa, że urodzi piąte dziecko – dziewczynkę. Mała królewna dołączy do czterech braci. I tu pojawił się problem – czy ona – typ chłopczycy da radę być mamą małej królewny? Odpowiadał jej męski sposób postrzegania świata. Całą rodzinę czekały zmiany. Bracia i tata czekali na radosną wiadomość o płci dziecka. Jedynie teściowa Agata, na co dzień pogubiona w świecie własnych emocji i iluzji, przyjęła tę radosną wiadomość z histerią. Ach, to jej stereotypowe myślenie!

– To dziewczynka! Wrzask, jaki się rozległ w mieszkaniu, był tak wielki, ze na efekty nie trzeba było czekać. Po chwili usłyszeli znajome stukanie z dołu – to sąsiadka weszła na stół w kuchni i uderzała miotłą o sufit, obwieszczając wszem i wobec, że ma nieszczęście mieszkać pod zgrają nieokrzesanych jaskiniowców.

Oczekiwanie na dziecko nie było dla małżonków sprawą łatwą, bowiem istniało podejrzenie choroby. A zdania lekarzy różne. Podczas wizyt lekarskich czytelnik był świadkiem wielu szpitalnych dialogów matki z bezdusznymi ginekologami. Jednak rodzice nie tracili nadziei i wierzyli, że z pomocą Bożą wszystko zakończy się szczęśliwie. To jemu bezgranicznie zaufali i zawierzyli córeczkę. Zatem opis prozaicznej codzienności rodziny stał się niezwykły, pełen całej palety emocji i uczuć. Bohaterowie nigdy nie stracili wiary i nadziei, że ich miłość da im siłę do walki z przeciwnościami losu. Ogromna siła i moc tkwią w wierzącej i mocno ufającej Bogu rodzinie. Pisarka wykreowała cudny, ale jakże prawdziwy obraz matki wielodzietnej, która zawsze była otwarta na wiele wyzwań, kreatywna, pełna wiedzy z życia każdego dziecka a nie z lektury poradników. To one ja ubogacały! Mąż Andrzej opiekował się nimi jak… św. Józef.

Moja córeczka być może urodzi się chora… – wyjaśniła cicho Irka, a widząc przerażenie na twarzy dziewczyny, dodała: – To nie takie straszne. Jakakolwiek by się urodziła, będziemy kochać ją tak samo. Po prostu samo to czekanie i niepewność są męczące. Masz rację , potem będzie łatwiej. […] Od tego jest rodzina, żeby kochać tego, kto przychodzi. – nie boisz się trudności? Naprawdę? Wiesz, mówi się,że to piekło…- Dziewczyna była tak wstrząśnięta, ze bez pytania o zgodę przeszła na „ty”. – Piekło jest wtedy, kiedy przestajesz kochać. Nie kiedy kochasz kogoś, kto cierpi. 

To także powieść o sile przyjaźni między kobietami. Odkąd Julia wyjechała z Krakowa na Kaszuby, Irena bardzo za nią tęskniła i odczuwała brak na co dzień aż znalazła inną mamę, która wiedziała, jak trudno jest czasem pogodzić pracę ze wszystkimi domowymi obowiązkami i wychowaniem dzieci. Lilka łapała wszystko w lot, jak to mama. Nie miało znaczenia, ze ma zupełnie inny gust, podczas zakupów w odzieżowym wzoruj się na lalce Barbie, a zamiast gromady rozbrykanych chłopców wychowuje dwie dziewczynki w tiulowych spódniczkach marzące o księciu z bajki. Irenka miała też wsparcie w Zosi i Ewce.

Powieść należy do cyklu Opowieści z wiary, dlatego też wątek wiary, relacje z Bogiem są tak ważne dla Ireny i jej rodziny. Czytelnik uczestniczy z bohaterami w przygotowaniach do Świąt Zmartwychwstania, począwszy od Wielkiego Tygodnia. Z Bożą pomocą wszystko jest możliwe, przecież po doświadczeniu krzyża przychodzi zawsze radość zmartwychwstania. A wiara czyni cuda.

– Chrystus zmartwychwstał – powiedziała z radością i położyła dłonie na brzuchu. Córeczka, która do tej pory trwała w bezruchu, na te słowa wykonała w jej wnętrzu szalony taniec. […] Cokolwiek miało nadejść, musiało być dobre. Nawet, jeśli trudne, na pewno prowadziło do czegoś pięknego. 

W powieści rozczulały mnie opisy wspólnych spacerów, zwłaszcza po Dębnikach, zabawy rodziców z dziećmi, ich rozmowy, wspólna modlitwa, okazywanie sobie wzajemnie miłości, radości, uśmiechów z bycia razem. Wzruszała mnie do łez modlitwa Irenki – bardzo lubiła różaniec, który traktowała jak rozmowę z Maryją czy rozmowy, westchnięcia do św. Jana Pawła, którego ślady można odnaleźć właśnie na Dębnikach.

– Ulica Różana… – Irenka odczytała nazwę na tablicy i się ucieszyła. Jaka piękna kwiatowa nazwa! W dodatku tak pasująca do jej niedawnego apetytu na wszystko, co pachniało różami… – to tutaj biegał młody Wojtyła na spotkanie u Jana Tyranowskiego – przypomniała sobie. Nazwę ulicy znała z książek opisujących życie świętego papieża, ale nigdy nie miała okazji jej odwiedzić. […] 

– Karolu, nie wiem, czy mnie słyszysz, ale mam nadzieję, że tak… Proszę pomódl się za nami u Miriam o dobre rozwiązanie i zdrowie dla mojej córeczki… – szepnęła tknięta nagłą myślą Irka. Lubiła takie spontaniczne modlitwy o wiele bardziej niż gotowe formułki…

– Różana… Róża! Mam imię dla dziewczynki! […] Róża będzie jej na imię!

Jakże szczęśliwi świętowali przez wiele wspólnych wieczorów narodziny księżniczki Róży, małej istotki, która w ich życiu narobiła tyle zamieszania.

Przeżycia, emocje Irenki wywołały we mnie fale wspomnień. Jestem mamą skrajnej Wcześniaczki, Wojowniczki, bo walczącej o normalność do dziś już od ponad trzydziestu lat. Wiara bardzo nam pomogła, nigdy nie straciłam nadziei, że Dziecko będzie żyło, bo ono było dla mnie wielkim Darem, Cudem. Mimo lęku, obaw, bo to było tęczowe Dziecko. Dzisiaj jest szczęśliwą mężatką, goniącą za marzeniami, mocno wierzącą Kobietą.

I jeszcze na koniec zostawię Wam cytat ze spaceru Irenki z Różą:

– Cześć,  Karol – powiedziała wesoło, widząc żółty dom przy ulicy tynieckiej. Nie liczyła na odpowiedź, dlatego ze zdziwieniem popatrzyła na śnieżnobiałego gołębia, który pojawił się nie wiadomo skąd i kilka razy okrążył jej głowę, by odlecieć gdzieś w dal. – Życie z Panem Bogiem nigdy nie jest nudne – skwitowała i skierowała się w stronę mostu Dębnickiego.

Polecam Wam z całego serca tę idealną lekturę o nieidealnej bohaterce na wakacyjny czas, skłaniający nas do refleksji nad życiem. Życie z Irenką, kobietą, która stoczyła zwycięską bitwę nie mieczem, ale ostrym językiem a jej tarczą był różaniec i rozważania wypływające prosto z matczynego serca, to pasmo niespodzianek. Z całego serca dziękuję Pisarce za cudowną, wartościową i jakże życiową powieść. 

„Kiedy zakwitną irysy” – Małgorzata Lis (patronat Mamy Dropsa)

Read More
irysy 3d

Małgorzata Lis, Kiedy znów zakwitną irysy, Wydawnictwo eSPe 2024.

Patronat medialny Mamy Dropsa | cykl „Opowieści z wiary”

Tekst powstał w ramach współpracy reklamowej z Wydawcą.

Małgorzata Lis podarowała czytelnikom na wakacje piękną i poruszającą do głębi dziesiątą w swoim dorobku literackim powieść „Kiedy znów zakwitną irysy”, którą mam zaszczyt objąć patronatem medialnym. Piękna, subtelna okładka książki kusi i woła, by zanurzyć się w jej fabule. Obraz dziewczyny w kolorowej, letniej sukience, która kieruje się drogą obsadzoną mnóstwem lilii w stronę światła – radości i nadziei na lepsze jutro. I irysy, i światło je symbolizują. To dla czytelnika znak, że ta opowieść może mu pomóc w odnalezieniu właściwej, pełnej światła drogi, by nigdy nie tracić nadziei i wiary. Małgorzata Lis jest autorką właśnie takich wartościowych powieści z mądrym przekazem. A jej najnowsza powieść jest ostatnią częścią cyklu o wierze, nadziei i miłości. Jeśli ich jeszcze nie czytaliście, to zachęcam Was do sięgnięcia po „Wybrać miłość” i „Odzyskać nadzieję”. Zapraszam na garść refleksji po lekturze.

Nasze życie to nieustanna gonitwa za czymś, walka z czymś, by mieć z tego jak najwięcej, wspinanie się po szczeblach kariery, notoryczny brak czasu, by zwolnić i zatrzymać się, by mieć czas na pielęgnowanie więzi rodzinnych, relacji międzyludzkich, pasji, gonienie marzeń, by wreszcie znaleźć odpowiedź na jakże ważne pytanie : Kim jestem? Co dla mnie powinno być najważniejsze w życiu? Ta wielowymiarowa powieść skłania do licznych refleksji i pomaga uzyskać odpowiedź na te i wiele pytań.

Miłość może rozkwitnąć wszędzie, jeśli tylko odważymy się zasiać i pielęgnować właściwe ziarno.

W rekomendacji powieści czytamy, że jest ona utkana z emocji poruszających czytelnika. To opowieść o różnych obliczach miłości, jakiej doznała główna bohaterka Karolina Kwiatkowska zdolna i ambitna architektka krajobrazu. Zakochała się nieszczęśliwie w Kubie, a on w Julii. Niestety, nie byli sobie pisani. Dziewczyna nie mogła się wyleczyć z tej miłości, znalazła się w sytuacji beznadziejnej, czuła się porzucona nawet przez Boga, przestała się modlić. Straciła wiarę w prawdziwą miłość. Gdy otrzymała propozycję pracy w Krakowie, odczytała to jako korzystną okazję do zmiany, która pomoże się jej otrząsnąć po traumatycznym związku z Kubą. Tam poznała Maksymiliana, projektanta wnętrz, człowieka sukcesu, który ją zaintrygował i oczarował, pokazując jej kilka swoich twarzy. A potrafił, jak nikt inny szybko przeobrazić się z chłodnego architekta w pociągającego artystę w swojej tajemnej pracowni malarskiej, odskoczni od nudnych projektów. Spotkanie tych dwojga bohaterów wyglądało na początku jak  w bajce: pierwszy śnieg, pierwsza randka, pierwszy pocałunek… Z czasem Maks wzbudzał w sercu Karoliny niepokój i lawinę pytań. Bywał wybuchowy i zbyt mocno narzucał swoje zdanie. Uwikłał ją sprytnie w toksyczną, przemocową relację, osaczył i tak zmanipulował, że kobieta  żyła z ciągłym poczuciem winy. To znowu zaskakiwał zbytnią czułością i empatią. Stal się nieprzewidywalny i zmienny jak pogoda. Dopiero poznany przypadkiem w Szczyrku na stoku Paweł, student i goprowiec, rycerz na niebieskich nartach, mężny wybawca uświadomił Karolinie, że Maks to psychopata, narcyz, przemocowiec. Ostrzegał przed nim i prosił, żeby odeszła od niego, zanim będzie za późno, obiecał pomoc, którą Karola z pewnych względów odrzuciła. Maksowi udało się i Pawła zagnać w kozi róg. Zniszczył i ciało, i duszę Karoli, swojej ofiary. Czy nieszczęśliwa miłość i toksyczna relacja nauczyły czegoś bohaterkę?

Po kilku latach Karolina zmieniła się nie do poznania, przywdziała na siebie nie tylko maskę, ale wręcz zbroję. Przeobraziła się w pewną siebie, silną kobietę, profesjonalistkę, której całym życiem była świetnie prosperująca firma. Zmieniła nawet swój wizerunek a ulotne związki stały się sposobem na życie osobiste. Wybrała karierę i życie w pojedynkę. 

Spotkanie z Pawłem, rozmowa o Bogu, doskonałej miłości, zdjęcie jego szczęśliwej rodziny obudziło w niej wspomnienia, tęsknotę za prawdziwą miłością.

Czy ktoś ją kiedyś pokocha? Zacisnęła powieki, by powstrzymać łzy. „Bóg cię kocha’, usłyszała w myśli słowa, które kiedyś, gdy jeszcze chodziła do kościoła, na oazę i pielgrzymki, słyszała tak często, ze aż jej spowszedniały. A teraz? Czy jeszcze w to wierzyła? Łzy znowu zaczęły płynąć jej po policzkach. Kuba obiecał jej modlitwę i się nie spełniła, a teraz Paweł…

Nie polubiłam Karoliny w tej roli, miałam ochotę nią potrząsnąć, ale z drugiej strony ją rozumiałam, że miała ku temu powody, by stać się zimną, wyrachowaną kobietą, drapieżną harpią Dlaczego nie posłuchała Pawła, który kiedyś wydawał się jej bardzo bliski. Dlaczego nie docierało do niej, że sama nie zaplanuje sobie nowego życia, kiedy będzie żyć przeszłością i wciąż rozdrapywać rany. Relacje z Kubą, Maksem i Pawłem były chore, życie się jej nie udało, choroba dołożyła swoje. Straciła poczucie własnej wartości. Karola znalazła się na karuzeli życia, która wciąż nabierała pędu. Czy można uciec przed przeszłością? Ona jej stale deptała po piętach. Pieniądze i kariera nie dały jej szczęścia. Dlaczego straciła wiarę i nadzieję, że można zacząć żyć od nowa?

Doświadczenie  mi mówi, że kto nie pokocha Boga, nie da się porwać jego miłości, ten będzie pokładał ufność w człowieku, będzie szukał spełnienia w ramionach mężczyzny lub kobiety, a odrzucony, utraci sens życia.

W podobnej sytuacji jak Karolina znalazła się kiedyś Olga, żona Kuby. Dopiero wkroczenie na Bożą drogę, życie według Jego przykazań odmieniło jej życie. Najprostszym rozwiązaniem była modlitwa za Karolę.

Maciej to kolejny bohater, który pragnął zerwać z przeszłością, oderwać się od niej, rozprawić raz na zawsze. Wciąż próbował, ale pozostałe po ranach blizny nie pozwalały. Ale przekonał się, że nie ma lepszego sposobu na problemy niż wiara. Trzeba w życiu mieć jakąś kotwicę, sprawdzone oparcie. Wsłuchać się w Boży plan na życie. Chciał pomóc Karolinie, nowej, okrutnej szefowej, której nikt nie lubił w firmie. Było mu jej tak po ludzku żal. On miał obok siebie cudowną, kochaną babcię Helenę, z którą mógł o wszystkim porozmawiać. O niedobrej, wręcz okropnej szefowej też.

– To dobra dziewczyna – wtrąciła nagle Helena.

– Kto? – Tak się zamyślił, że aż się wyłączył z rzeczywistości.

– Jak to kto. Ta twoja szefowa.

– Skąd wiesz? – prychnął.

– Ludzie są dobrzy, tylko niektórzy bardzo zranieni.

To babcia Helena podczas spotkania z Karoliną przejrzała ją na wylot i wyczuła, że zakłada na siebie maskę, wchodzi i świetnie odgrywa obcą sobie rolę. A Karola odnalazła w domu babci miłość, serdeczność, troskę, prawdziwie rodzinną atmosferę.

Na co dzień trzeba znajdować choćby najmniejsze radości i chuchać na nie jak na iskierkę. A nuż się z niej ogień rozpali?

Nieszczęśliwa i zraniona kobieta zaczynała odczuwać, jak pod wpływem modlitwy Kuby, Pawła i babci Heleny jej serce zaczęło topnieć. Czy to była nadzieja na lepsze jutro? A może tęsknota za zwyczajnym życiem i za miłością? Tęsknota za Bogiem? Helena nigdy nie oceniała, nie osądzała, dawała rady pomocne w życiu a w jej ramionach można było  znaleźć miłość, pociechę i utulenie. Wierzyła, że Bóg odmieni los tej mocno zranionej dziewczyny. Nawiązała się między nimi relacja babci i wnuczki. Modliła się w jej intencji.

I znowu wrócę do pięknej okładki, obrazka będącego metaforą nowego życia wypełnionego radością, światłem. Na horyzoncie widnieją góry, ukochane Beskidy Małgorzaty Lis. W powieści pojawiają się nie raz jakże pięknie namalowane słowami ich obrazy.  Podobnie jak  motyw irysów, ulubionych kwiatów Karoliny – symboli piękna, nadziei i wiary w miłość. Kiedy znowu zakwitną? Gdy Karolina na nowo uwierzy i otworzy się na miłość, pozwoli się pokochać. Warunkiem do szczęścia będzie przebaczenie sobie i katowi w swoim sercu. Z Bożą pomocą wszystko jest możliwe. On jest kochającym i miłosiernym Ojcem, któremu można wszystko powiedzieć. Ale wolność, którą podarował człowiekowi, wiąże Jego ręce. On musi wiedzieć, że człowiek chce wypełnić Jego plan na swoje życie. Przyjaciele otoczyli Karolinę modlitwą, która wlała w jej serce spokój i poczucie bezpieczeństwa a także wiarę, że tym razem z Bożą pomocą przezwycięży wszystkie problemy, by zacząć znowu żyć pełnią życia. 

Z kim bohaterka zbuduje swój świat na nowo? Tego dowiecie się sięgając po tę piękną i pełną emocji powieść. Poznając poruszające historie świetnie wykreowanych bohaterów bez trudu znajdziecie odpowiedź na ważne pytanie: kim jestem? Jakie mam relacje z Bogiem? Które relacje z innymi ludźmi należy odbudować, zacieśnić, zmienić? Wystarczy szczera rozmowa, obecność, wsparcie, pomoc  w wychodzeniu z beznadziejnej sytuacji. Wakacje, urlop sprzyjają refleksjom nad życiem. Wtedy czas wolniej płynie i możemy zacząć od dostrzegania dobra, okruchów szczęścia w drobnych rzeczach i gestach. 

Życzę Wam dobrego i owocnego czasu z książką. Niech i Was otuli wiarą i nadzieją, że miłość, przyjaźń i rodzina to najważniejsze wartości.

„Szukając szczęścia” – Kamila Mitek (patronat Mamy Dropsa)

Read More
"Szukając szczęścia" - Kamila Mitek (patronat Mamy Dropsa)

Kamila Mitek, Szukając szczęścia, Wydawnictwo Dragon 2024. 

Patronat medialny Mamy Dropsa

| współpraca reklamowa z Wydawcą |

Kamila Mitek, Mistrzyni Pozytywnych Emocji, kobieta kilku profesji, żona, mama, spełniająca marzenie o pisaniu powieści, którym mam zaszczyt i ogromną przyjemność patronować. Książki Autorki niezmiennie wzruszają, bawią, napełniają nadzieją, niosą dobro, są pełne ważnych drogowskazów życiowych, skłaniają do refleksji nad życiem. Mimo poruszania trudnych spraw i bolesnych problemów są napisane lekko i pięknie, z humorem i ze szczególną dbałością, starannością o język. Utalentowana Autorka z każdą książką stawia sobie poprzeczkę coraz wyżej, wymaga od siebie coraz więcej i ciągle rozwija swój warsztat pisarski. 

5 czerwca będzie mieć miejsce premiera najnowszej powieści „Szukając szczęścia”. Jest to kontynuacja powieści „Pomóż mi kochać”, ale książki można czytać oddzielnie. Tak ją zapowiada Autorka:

Długo pracowałam nad nowym tekstem i mam nadzieję, że przyjmiecie tę opowieść równie ciepło, co poprzednie. Jest to bardzo osobisty tekst, inspirowany moimi przemyśleniami oraz prywatnymi doświadczeniami. Wierzę, że ta historia może zadziałać terapeutycznie na tych, którzy poszukują odpowiedzi na pytanie, czym jest szczęście, lub będzie po prostu kolejną interesującą literacką podróżą.

W książce „Pomóż mi kochać” Ania Nowak prowadziła warsztaty psychologiczne na obozie dla trudnej młodzieży. W premierowej powieści poznajemy historię życia bohaterki i spotykamy w momencie, w którym szuka nowej pracy i znajduje ją jako psycholog w szkole podstawowej. Nie jest to szczytem jej marzeń, ale skoro wymarzoną posadę dostał jej były partner Jan Dobroń, postanowiła zatrudnić się w szkole, by przekonać się o racji dyrektora, że „podstawówka to poligon dla psychologa” i nie ma tu mowy o nudzie. Wybór studiów psychologicznych pomógł Ani stanąć na nogi, przekuć ból w coś pozytywnego po tragicznej śmierci mamy. Praca z młodzieżą leczyła jej rany. Miała też wsparcie w kuzynie Łukaszu, przyjaciółkach Zosi i Dorocie oraz kolegach z remizy strażackiej. 

Problemy, z jakimi Ania zetknęła się w szkole, mogą być cenną wskazówką dla rodziców. Wśród uczniów bohaterka odnalazła uczestników obozu wakacyjnego – same trudne przypadki, ale są też i ci, którzy weszli na drogę przemiany życia. Coraz więcej uczniów sprawia problemy wychowawcze, ich kłopotliwe zachowanie jest często wołaniem o pomoc, o zwrócenie uwagi. Przeżywają dramaty w domu, pochodzą z patologicznych rodzin lub stają się niejako ofiarami kłótni, awantur rodziców, manipulacji, przemocy fizycznej i psychicznej czy też kartą przetargową w sporze opiekunów. Często rodzice wywierają na nie presje, stosują mobing, nakładają obowiązki ponad siły i możliwości dziecka. Coraz częstsze są przypadki depresji młodzieńczej, które wymagają leczenia szpitalnego. Zadaniem Ani jako psychologa jest zadbać o dobro dziecka. Kamila Mitek poprzez historie uczniów uczula i uwrażliwia rodziców na niepokojące zachowania ich dzieci. Uświadamia, że rodzic powinien być mądrym i cierpliwym przewodnikiem w życiu swojego dziecka. Wszyscy mamy swoje lekcje do odrobienia.

Ania prowadziła również w zastępstwie za koleżankę zajęcia z grupą wsparcia dla dorosłych w Centrum Pomocy Psychologicznej. Czytelnik poznaje problemy ich uczestników: samotność, brak akceptacji, skutki wciągnięcia w świat Internetu, który nie zastąpi kontaktu z drugim człowiekiem, problemy z relacjami, tęsknota za miłością, brak dystansu do siebie, zapominanie o priorytetach. Może wśród nich i Ty odnajdziesz swoje troski, problemy i uzyskasz pomoc w ich rozwiązaniu. Każdy z uczestników warsztatów wprowadził do swojego życia zmiany w różnych jego obszarach a przede wszystkim odnalazł radość życia. Jakie to inspirujące!

Dojrzałość wyraża się w braniu odpowiedzialności za swoje błędy, a zarazem dawaniu sobie do nich prawa.

Całe życie szukamy szczęścia, dążymy do jego osiągnięcia a każdy z nas w czym innym je upatruje – zdrowie, rodzina, kariera, gromadzenie pieniędzy, przyjaźń, miłość, zdobycie sławy, pogoń za marzeniami. Stawiamy sobie w życiu jakieś cele, osiągamy je i to jest dla nas źródłem szczęścia. Kamila Mitek jako psycholog podaje nam w powieści kilka recept na szczęście. Mnie najbardziej przypadła do serca bezcenna wskazówka, jaką w liście zostawiła przed laty dla Ani jej mama:

Znajdź swój cel, swoją ścieżkę do szczęścia, bo każdemu z nas przeznaczona jest inna do niego droga. Oby nigdy nie zabrakło Ci odwagi, by odkryć własną.

Warto się zatrzymać nad receptą na szczęście Basi, mamy Ani. Kroczę swoją ścieżką i jestem szczęśliwa jako żona, mama dwojga dorosłych Dzieci, opiekunka kudłatego Dropsa, z którym codziennie przemierzyłam i odkryłam tyle pięknych ścieżek spacerowych. Zachwyca mnie natura. Szczęście daje mi także relacja z Bogiem. Teraz mogę już celebrować moje szczęśliwe życie. Niedoczas, gonitwa za czymś już dla mnie nie istnieją. Jeśli zbaczam ze swojej ścieżki, to mam obok siebie bliskie mi osoby, jakże pozytywnie nastawione do świata, które mnie znowu na nią naprowadzą. Powieść Kamili Mitek mnie pokrzepiła i nakarmiła dobrocią.

Autorka wspaniale pokazała pracę psychologa od kulis. Uświadomiła również, że to też człowiek, który szuka szczęścia i nie może go złapać za ogon. Ania jako psycholog pomagała innym a sobie nie zawsze potrafiła. Wsparcie przyjaciół , praca nad sobą były dla niej najważniejsze. Kobieta zmagała się z uczuciem do Jana, który nie był jej wart, manipulował nią, wykorzystywał jej dobroć i … wracał do innej. On potrzebował jej wsparcia, była dla niego ostoją. Czy to nie jest zachowanie świetnego manipulatora? Nie mogła się od niego uwolnić, wciąż go idealizowała. Nie potrafiła stworzyć stałego związku opartego na solidnych fundamentach i zaufaniu podobnie jak jej babcia, mama, jej siostra.  Kobiety w rodzinie powielały utrwalony mit. Co nimi kierowało? Czy Ani uda się to odkryć? 

W jednym z branżowych tytułów wyczytałam kiedyś, że emocje potrafią nas zwieść, dlatego w ważnych momentach należy uruchamiać racjonalne, dojrzałe myślenie. Łatwo powiedzieć, gdy w takich chwilach na wierzch wyłażą wszystkie nasze braki i niezaspokojone potrzeby. – Głupio mi, że te słowa nie padły z moich ust, Dora – przyznałam. – Niby to wiem, ale i tak robię co innego. Dorota uśmiechnęła się krzepiąco. – Przede wszystkim jesteś człowiekiem. Z boku, na chłodno widzimy więcej i możemy się mądrzyć, ale kiedy sami tkwimy w centrum wydarzeń i towarzyszą nam skrajne uczucia, działamy według schematów, które są wynikiem naszych dziecięcych traum – wyrecytowała.

Na okładce zaintrygował mnie złoty klucz… Lektura powieści pozwoliła znaleźć odpowiedź, do czego on służy. Jest to klucz do serca, żeby je otworzyć, zajrzeć w głąb, zobaczyć rany, wyleczyć je i wypełnić miłością do siebie. Sprawić, żeby innym a przede wszystkim mnie było dobrze żyć ze sobą. Jakie to wzruszające, że można być miłością samą w sobie. Ja jestem miłością – brzmi jak mantra. „Szukając szczęścia” to powieść pełna emocji, tajemnic, niedopowiedzeń, akcja toczy się wartko a jej nieoczekiwane zwroty pobudzają ciekawość i budują napięcie do samego końca. Na zajęciach dla dorosłych pojawił się tajemniczy Konrad, który spodobał się Ani, rozpalił nadzieję na miłość. Jaką tajemnicę skrywał? Czy ich spotkanie było przypadkowe czy celowe? Jakie to wydarzenia położyły się cieniem na ich znajomości?

Dlaczego szczęście jest tak nieuchwytne? Dlaczego stale rozbijam się o rafy, choć tak bardzo staram się odnaleźć właściwą drogę na oceanie życia? Czy siła wyższa skazała mnie na fatum? Poczułam ucisk w żołądku, bo wiedziałam, że znowu coś straciłam…

Dzięki prawdziwym przyjaciołom można się podnieść, stanąć mocno na nogi i podjąć właściwe decyzje, by przełamać odziedziczony mit rodzinny. W powieści na uwagę zasługuje portier z teatru pan Zygmunt, który lubił po skończonych zajęciach pogawędki z Anią. Zawsze miał dla niej przygotowaną łacińską sentencję z ważnym komentarzem. Tuż przed pożegnaniem przekazał jej:  nosce te ipsum, czyli „poznaj samego siebie”. Poznaj samego siebie, bo to ze sobą spędzisz resztę życia.

Kamila Mitek zabrała Anię i czytelników na wycieczkę na Sycylię. Bohaterce towarzyszył Stefano, przyjaciel kuzyna. Zabrał ją w odwiedziny do swojej rodziny i pokazał uroki, zabytki, ciekawe miejsca na wyspie. Stefano okazał się świetnym towarzyszem, taktowny, niezwykle cierpliwy. To była wspaniała i niezapomniana przygoda poznawanie piękna wyspy także i z jego siostrami. Ania, chłonąc piękno Sycylii, znalazła ukojenie, spokój i radość życia.

Zaprowadził mnie w ustronne miejsce, gdzie znajdował się niewielki taras widokowy. Westchnęłam z zachwytu. Przed nami roztaczał się widok na miasto i błękitne wody Morza Jońskiego, a nad wszystkim górowała majestatyczna Etna. Oparłam się o  balustradę i  nie mogłam oderwać oczu od tego wspaniałego widoku. Udzielił mi się spokój wiecznej góry, z której czterech aktywnych kraterów wydobywały się kłęby białego dymu. W jej obliczu wszystko stawało się mniej istotne, a człowiek był tylko maleńkim trybikiem w  wielkim mechanizmie świata. Wypełniło mnie uczucie ukojenia. Zerknęłam na spokojny profil Stefano. Odwrócił głowę i lekko się uśmiechnął. Rozumiał, co się ze mną dzieje, bo czuł podobnie.

We Włoszech Ania odkryła kolejną swoją stronę – beztroską, radosną, otwartą na nowe wrażenia. 

Zrozumiałam także, że życie zawsze przynosi coś dobrego. Ta myśl napełniła mnie nadzieją i wiarą. Dodała energii i wyzwoliła od przymusu gonienia za czymś nieuchwytnym. Dotarło do mnie, że to nie związek z mężczyzną miał zapełnić pustkę w moim sercu i dać mi poczucie spełnienia. Wiele znanych historii uczy nas, że szczęście można odnaleźć tylko w relacji z drugim człowiekiem. Wreszcie odkryłam coś innego. Żaden człowiek nie da mi szczęścia, jeśli samodzielnie nie zbuduję go w sobie. Puste miejsce w moim sercu mogę sama wypełnić miłością. Ja jestem miłością.

Kamila Mitek pochyliła się w powieści nad społecznie ważnymi tematami oraz trudnymi problemami ludzi młodych i dorosłych. Są to historie wywołujące całą lawinę emocji. Pisarka, wykorzystując własne doświadczenia z pracy psychologa, pokazała, że można je rozwiązać, pokonać i znaleźć receptę na szczęście. Książka jest kopalnią złotych myśli i ważnych drogowskazów życiowych, z których każdy czytelnik znajdzie coś dla siebie. Mitkowa wlała w serca czytelników nadzieję, że po każdej burzy znowu zaświeci słońce a los ma dla nas i dobre niespodzianki. Lubię , gdy powieść pomaga mi rozwiązać problemy, gdy mogę z niej wynieść coś dobrego. Książki powinny krzepić, nasycać wiarą, nadzieją i miłością. I to się udało Autorce. Moim skromnym zdaniem jest to najlepsza książka w dorobku Kamili Mitek.

Polecam Wam z całego serca!

„Tajemnica Malinowego Wzgórza” – Iwona Mejza (patronat Mamy Dropsa)

Read More
tajemnice malinowego wzgórza 3d

Iwona Mejza, Tajemnice Malinowego Wzgórza, Wydawnictwo Dragon 2024.

Patronat medialny Mamy Dropsa

| współpraca reklamowa z wydawcą |

Bardzo się cieszę, że mogłam objąć patronatem medialnym najnowsze dziecko literackie Iwony Mejzy. Tym razem Autorka zaprosiła czytelników do malowniczo położonego dworu na  Malinowym Wzgórzu, który tak zacnie się prezentuje na ślicznej okładce projektu p. Macieja Piedy. Malinowy kolor sukienki Małgorzaty i malinowy kolor liter przyciąga wzrok i kusi, by sięgnąć po jakże pięknie wydaną książkę. Pomysł na tę powieść Autorka nosiła w sercu od dawna, a inspiracją była postać Ksawerego Franciszka Wakulskiego, nieco zapomnianego, ale wybitnego inżyniera, który po studiach na Sorbonie osiadł w Peru, gdzie budował kolej transandyjską. Jaki ma to związek z bohaterami powieści? O tym się przekonamy niebawem. Zapraszam na garść refleksji po lekturze.

Jak dobrze, że na początku mamy spis postaci i krótkie notki o nich, bo to pomaga porządkować o nich wiedzę podczas czytania, kiedy to dajemy się porwać lawinie emocji. Bohaterowie zaskakują oryginalnymi, staropolskimi imionami, które pasują idealnie do rodu Omelnickich: Ferdynand, Gertruda, Gerwazy czy Eleonora. Już sam tytuł zachęca do lektury. Kto nie lubi opowieści o tajemnicach rodzinnych, których odkrywanie krok po kroku wzbudza ciekawość i pozwala zatracić się w fabule, co daje wytchnienie i oderwanie od swoich codziennych trosk i problemów. Bohaterem zbiorowym jest rodzina tajemniczego Ferdynanda Omelnickiego, idealisty i romantyka, brata Eleonory Milewskiej, który jest znany jedynie z opowieści. Wuj zapisał rodzinie w spadku dwór. Warunkiem jego prawnego otrzymania jest wspólne zamieszkanie ekscentrycznej trzypokoleniowej rodziny przez rok na Malinowym Wzgórzu. Posiadłość wymaga kapitalnego remontu, a to z kolei wymaga czasu, pieniędzy i cierpliwości do nadzorującego upierdliwego konserwatora zabytków oraz lustrującego wszystko mecenasa Skalskiego, wykonawcy ostatniej woli Ferdynanda. Na oczach czytelników ten dwór pięknieje, odzyskując dawną świetność. Pojawiają się w nim niespodziewanie goście, wpadają niezapowiadani sąsiedzi, zamieszkują także zwierzęta: kot Buruś, rozrabiaka rozpuszczony przez hrabiego i pies Misia. 

Opowieść o rodzinie Omelnickich stała się dla Autorki pretekstem do pokazania, jak ważne są relacje międzyludzkie i więzi rodzinne. Trzypokoleniowa rodzina przez rok w jednym miejscu a każdy jest inny, ma swoje zalety ale i wady, słabości. Małgorzata traci pracę, zamierza się rozwieść z mężem Mateuszem, który się wyprowadził do … faceta. Co się za tym kryje? Kocha się w niej kolega z pracy, który pojawia się na Malinowym Wzgórzu. Mateusz jest projektantem wnętrz i początkującym pisarzem. Czy historia rodzinna go zainspiruje? Dużo pomaga przy projektowaniu i remoncie. Ekscentryczna babcia Eleonora, której można pozazdrościć energii, jest pewna, że sprosta warunkowi postawionemu przez brata Ferdynanda. Jej córka Alicja jest uparta i nastawiona bojowo, a jej ugodowy mąż Stanisław do wszystkich jest nastawiony przyjaźnie. 

Na Malinowym Wzgórzu czas wolniej płynie, rodzina ma się dobrze. Do tej pory żyli w zagonieniu i niedoczasie. Teraz to dla niej idealny czas na odpoczynek psychiczny, snucie refleksji nad życiem, nad ważnymi wartościami, relacjami. W głowie każdego z bohaterów rodzi się lawina pytań. Dzięki sąsiadom i poznanym ludziom dowiadują się więcej o wuju Ferdynandzie i poznają przeszłość. Ktoś jednak nie chce, aby wszystkie tajemnice rodu Omelnickich dotarły do spadkobierców. Ktoś knuje… Małgorzatę wraz z poznawaniem otoczenia intrygowało wiele spraw, co kryje w sobie stare biurko czy odkrycie taty Stanisława, włamanie do wieży w parku i zdewastowanie drzwi. To miejsce również wołało o remont. W domowym śledztwie pomagała jamniczka Misia. Babcia Eleonora obserwowała kogoś przez wojskową lornetkę. Mateusz i Radek zaczęli ze sobą nawet rywalizować w sprawach sercowych. Radek zgłębiał tajniki genealogii. Razem z Eleonorą prowadził śledztwo rodzinne trochę w tajemnicy przed resztą rodziny Dlaczego sąsiadka Katarzyna tak niechętnie opowiada o Ferdynandzie? Czy podzieli się wreszcie swoją historią? Kto nocą napadł nocą na Radka? Do dworu przyjechała także Marcelina, przyjaciółka Małgosi. A w bibliotece w biały dzień pojawił się… duch młodego Ferdynanda. Starsza pani zasłabła i znalazła się w szpitalu. Wszyscy się o nią martwili. Kim okazał się starzec dobijający się nocą do dworu? Do jakich odkryć doprowadziła dociekliwość Radka i uczciwość Roberta?

Dzieje się tu, oj dzieje. Fabuła jest bowiem niebanalna. A wszystko to napisane lekko, emocjonalnie, z humorem zaprawionym szczyptą ironii czy sarkazmu. Przez powieść się płynie. Uwielbiam gawędziarski styl narracji Iwony Mejzy. Im bliżej do końca powieści, tym więcej tajemnic zostaje odkrytych. Niestety, jednak nie wszystkie ujrzały światło dzienne. Ich odkrywanie było ekscytujące a niekiedy wzruszające i zaskakujące. Nie znalazłam wciąż odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie, dlaczego Ferdynand Omelnicki umarł na obczyźnie. Mam nadzieję na kontynuację powieści. Jestem przekonana, że nie tylko ja odczułam niedosyt.

Powieść zawiera ważne przesłanie. W zagonionym świecie jakże ważne jest zatrzymać się i nauczyć życia w zwolnionym tempie. Praca nie powinna przesłaniać całego świata. Warto też gonić marzenia i je spełniać. 

Może warto było zatrzymać się na chwilę i przyjrzeć się temu, co  minęło, zastanowić się nad tym, co będzie, czego byśmy chcieli. Nikt za nas nie zrealizuje marzeń, nie pchnie do przodu. Jeżeli nie zrobimy nic, to zostaną tylko marzeniami, czymś ulotnym, nieosiągalnym, przyprawiającym czasem o  ból głowy, a częściej o żal i zgryzotę. Bo dlaczego innym się udało, a nam nie?

Warunek postawiony przez Ferdynanda  w testamencie uświadomił bohaterom, że nie majątek jest ważny lecz coś znacznie cenniejszego – to rodzina jest najważniejszą wartością. A w ciągu roku można odbudować relacje i zacieśnić, wzmocnić więzi rodzinne. Powieść skłania nas do refleksji nad naszym życiem, nad relacjami. Czy wyciągniemy z niej dla siebie cenną lekcję? Tego sobie i Wam życzę. 

Polecam Wam tę zabawną, ale niezwykle pouczającą historię rodzinną, jakże idealną na letni czas sprzyjający spotkaniom rodzinnym.

„Nowe życie Kariny” – Marta Nowik (#MamaDropsaCzyta)

Read More
nowy życie kariny 3d

Marta Nowik, Nowe życie Kariny, Wydawnictwo Emocje 2024.

#MamaDropsaCzyta

Tekst powstał we współpracy reklamowej z Wydawcą.

Marta Nowik należy do grona moich ulubionych Autorek. Tworzy pełne emocji powieści z potrzeby serca. Pochyla się w nich nad trudnymi społecznie tematami. Zawierają ważne wartości i przesłanie. Są pełne jakże przydatnych drogowskazów życiowych. Co ważne , daje w nich nadzieję na lepsze jutro. Zapraszam na garść refleksji po lekturze najnowszej powieści „Nowe życie Kariny”. Już piękna okładka – regał pełen książek w kolorowych okładkach, piękny i wygodny fotel, dwie lampki nocne rzucające ciepłe światło na stolikach zachęcają, by wziąć książkę do ręki i zagłębić się w lekturze. Tytuł z kolei kryje w sobie nadzieję, że po bolesnych i trudnych doświadczeniach, kiedy świat się wali, można się podźwignąć, by zacząć nowe życie i zawalczyć o siebie. Nie jest to łatwe, ale możliwe. Jakie  będzie to nowe życie? Czy to zależy tylko i wyłącznie od nas?

Marta Nowik pracowała przez pewien czas w domu dziecka. Po zakończonej pracy często spotykała wychowanków, którzy opowiadali jej o swoim życiu. Ich historie umieściła w swoim sercu. A zainspirowało ją spotkanie w grudniu z jedną z wychowanek, którą przepełniał ogromny smutek. Postanowiła napisać powieść – kompilację historii życia wychowanków domu dziecka. Zadedykowała im książkę : „Dzieciom, które miały w życiu pod górkę…”

W pierwszej części poznajemy prawdziwe życie utkane z bolesnych doświadczeń Kariny i wychowanków domu dziecka. Ich historie utworzyłyby kilkutomową sagę. Pragną, marzą, by wyrwać się z traumy dzieciństwa spędzonego w „bidulu”. Brakowało im otulenia ciepłem, serdecznością, zrozumieniem, dobrocią. Zabraniano im wielu rzeczy, karano, straszono, upominano, grożono, ale mimo to czuli się wolni. Pozornie się nie przejmowali i nie martwili. Ale to była tylko poza, by zagłuszyć wewnętrzny ból, że gorzej już im być nie może. Nikomu nie ufali. Bardzo wrażliwej Karinie pomogła przetrwać trudny czas w bidulu przyjaźń z Rozalką, czas spędzony z przyszywaną babcią Krysią, zauroczenie Bartkiem…

Tak, dla wielu byliśmy złym gruntem. Glebą, na której nie dało się nic zasiać. Niezależnie jednak od tego, co mówili o nas inni i jak bardzo zaleźliśmy im za skórę, nie byliśmy aż tak źli. Przypięto im łatki zdeprawowanych dzieciaków z bidula, które na ulicy czy w szkole lepiej omijać z daleka. I bez względu na to, co ktokolwiek z nas zrobił i ile stron zawierały nasze akta, dla siebie nawzajem byliśmy ważni.

Jest to wzruszająca powieść o pięknej, budującej przyjaźni, dzięki której można uwierzyć w marzenia o nowym życiu. Rozalka zawsze powtarzała Karinie, że osiągnie coś w życiu i świat o niej usłyszy, bo w niej tkwi potencjał. „Będziesz mierzyć wysoko, bo jesteś ulepiona z zupełnie innej gliny niż my”. Trudne doświadczenia i przeżycia dadzą jej siłę, by się pozbierać i zacząć nowe życie. Ale konieczny jest rozrachunek z przeszłością. To niezwykle trudne, ale konieczne, by stanąć na nogi i pójść dalej.

Wiesz, dlaczego się mówi, ze dzieci i ryby głosu nie mają? Bo nikt nie wierzy w to, co mówimy. Każdy może wyprzeć się najgorszego świństwa, a my nawet nie mamy szans na obronę.

Tę część życia Karina już jako nastolatka opisała w „Pamiętniku z bidula”, pełnym emocji i traumy. Czy ujrzy on kiedyś światło dzienne?

Był dla mnie cenną pamiątką i jednocześnie czymś bliskim, co pomogło mi przetrwać samotność i najtrudniejsze lata mojego młodzieńczego życia.

Pewne przykre zdarzenia sprawiły, że Karina znalazła się w młodzieżowym ośrodku wychowawczym. Pobyt tam zaowocował kolejną piękną przyjaźnią z Pauliną. Przeciwności losu ich nie złamały. Osiem lat później spełniły swoje marzenia i prowadziły małą, ale przytulną księgarnię. Nareszcie robiły to, co lubiły. 

Dobrze mi tu było. Spokojnie i bezpiecznie. Zdarzało się, że przechadzając się pomiędzy regałami, gładziłam dłonią kolorowe i gładkie książkowe grzbiety. Zaprzyjaźniłam się z tym niezwykłym miejscem.

Ale czy bohaterki były w pełni szczęśliwe? Karina za kimś tęskniła, kogoś jej brakowało, miała złamane serce i miała złe przeczucia…

„Nowe życie” jest także przestrogą przed toksyczną miłością. Praca w księgarni, obcowanie z książkami i ich czytelnikami dawały bohaterkom dużo radości. Ale z życiem osobistym było gorzej. Toksyczna relacja z Maurycym odcisnęła na Karinie swego rodzaju piętno i wyryła w sercu niegojącą się, krwawiącą ranę. W pewnym momencie niemalże zagroziła jej życiu. Jej poukładany z nadzieją świat znowu runął. Wszystko się zawaliło. Bała się zaufać jakiemuś mężczyźnie.

Czasami życie płata różne psikusy i nie pyta nas o zdanie. Daje nam prezenty, o które zupełnie nie prosiliśmy. My je przyjmujemy lub odrzucamy. Mamy wybór, co z nimi zrobić. W takiej właśnie kategorii postrzegałam niespodziewane pojawienie się Jacka w moim życiu. Dar od losu, na który, jak uważałam, nie zasługuję. Mały cud, jakiego dane mi było doświadczyć po toksycznej relacji z Maurycym, kiedy myślałam, że się już nie podźwignę, bo mój świat się zawalił.

Karina potrafiła z każdej sytuacji, dzięki Paulinie- „mentorce” i przyjaciółce, wyprowadzić dobro, znaleźć jasną stronę życia. Nauczyła się, „że po każdej burzy kiedyś wychodzi słońce, a po każdej nocy przychodzi zawsze kolejny nowy dzień”.

Marta Nowik poruszyła też ważny temat dawania drugiej szansy. To odwieczny dylemat, który dotyka każdego z nas. Mówi się powszechnie, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Ale przecież jest to niemożliwe, bo woda, do której wejdziemy po raz drugi, jest już inną wodą. To działa jedynie w toksycznych relacjach, związkach. Każdy człowiek popełnia błędy, z których często wyciąga lekcje życiowe. W takiej sytuacji zasługuje na drugą szansę, na szczerą rozmowę, na wyjaśnienie. Nie można się unosić gniewem, zazdrością, bo to nie prowadzi do niczego dobrego. Wybaczenie to jedna z podstawowych wartości w relacjach międzyludzkich. Powinniśmy zacząć od wybaczenia sobie, aby zagościł spokój w naszych sercu i byśmy mogli obiektywnie, bez złych emocji spojrzeć na drugiego człowieka. Nie można całe życie uciekać przed przeszłością. Trzeba się z nią skonfrontować nie rozpamiętywać, trzeba żyć dalej. A my tak często ulegamy stereotypom.

– Ponoć stara miłość nie rdzewieje… Tak mówią …

– Ponoć…

– Co się stało, że straciliście kontakt? To przez niego codziennie płakałaś przez pierwszy miesiąc pobytu w ośrodku wychowawczym? Czy to przez niego się wtedy tak dotkliwie pocięłaś, że aż wylądowałaś w szpitalu? To przez niego wpadłaś w depresję i nie chciałaś żyć, prawda?

Kiedy Karina stanęła po raz kolejny mocno na nogach, w jej życiu znowu po ośmiu latach pojawił się Bartek, przyjaciel, a potem miłość z czasów bidula. Kto się przyczynił do rozstania zakochanych? Czy Bartek otrzyma drugą szansę od Kariny? Tego dowiecie się podczas lektury.

Pisarka pochyliła się w powieści nad problemem nieuleczalnej i podstępnej choroby. Paulina, dzielna i silna dziewczyna, walczy z SM (stwardnieniem rozsianym). Nie jest w tym sama, ma przyjaciół, a przede wszystkim Karinę,  na której wsparcie i pomoc może zawsze liczyć. Gdy życie zachichotało okrutnie z dziewczyny, na jej drodze Ktoś postawił Patryka, który się okazał prawdziwym przyjacielem. Przyjaźń między kobietą a mężczyzną jest możliwa!

Powieść czyta się bardzo szybko, jest napisana lekkim stylem, emocjonalnym i obrazowym językiem. Ogromnym atutem są świetnie wykreowane portrety psychologiczne bohaterów i ich historie. Postacie wielowymiarowe, prawdziwe, wyzwalające w czytelniku multum emocji. To nie jest tylko powieść obyczajowa, mix gatunkowy: trochę psychologiczna, trochę w niej thrillera.

Moim zdaniem jest to najlepsza powieść pisarki – wartościowa, z mądrym przesłaniem, pełna emocji, chwilami magii, skłaniająca do refleksji.

Marta Nowik podarowała swoim czytelnikom jakże potrzebną kolejną powieść, która dodaje odwagi, wiary i nadziei, że niezależnie od tego, co się wydarzyło w naszym życiu, można się po tym otrząsnąć i stanąć ponownie na nogi. Trzeba uwierzyć w siebie i w swoje możliwości. Powtarzać sobie: „Mam potencjał”. Pisarka pokazała, jak ważni są w naszym życiu przyjaciele. Są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapominają, jak latać. Powieść, jak wspomniałam, jest przestrogą przed toksycznymi relacjami, przed zawiścią i ludzką zazdrością. Podłych ludzi można spotkać wszędzie, niezależnie od miejsca, okoliczności, sytuacji. Uświadamia nam, jak wielka siła drzemie w nas. Siła zrodzona z bolesnych doświadczeń i motywująca do nowego życia.

Polecam z całego serca!

„Skóra na niedźwiedziu” – Agata Bizuk (patronat Mamy Dropsa)

Read More
"Skóra na niedźwiedziu" - Agata Bizuk (patronat Mamy Dropsa)

Agata Bizuk, Skóra na niedźwiedziu, Bookend Wydawnictwo 2024.

Patronat Mamy Dropsa

Seria Potomkowie

Tekst powstał w ramach współpracy z Wydawcą.

Od dawna jestem fanką twórczości Agaty Bizuk, patronowałam z ogromną radością jej kilku książkom. Ich lektura dostarcza mi zawsze wielu emocji, skłania do refleksji, do pochylenia się nad ważnymi tematami. Nawet w pozornie lekkich historiach Agata przemyca poważne treści.

Najnowsza powieść „Skóra na niedźwiedziu”, którą miałam ogromna przyjemność objąć patronatem medialnym,  powstała dzięki pasji Autorki, jaką jest miłość do budynków, do domów. Dzięki temu mogła wprowadzić bohaterkę  Ingrid do domu z prawdziwą duszą, do przedwojennej willi w Szczawnie Zdroju. Bohaterka z kolei zawdzięcza swoje imię Ingrid Renowskiej, babci Macieja Piedy. Dzięki opowieściom przyjaciela stała się prawdziwą inspiracją. Zapraszam na garść refleksji po lekturze.

Na czele licznej rodziny Kręciszów stroi Ingrid, charyzmatyczna seniorka rodu, którą pokochałam od pierwszego rozdziału. „Miała ósmy krzyżyk na karku, no ale co z tego? We własnej głowie czuła się na co najmniej trzydzieści lat mniej. Albo nawet czterdzieści, dla równego rachunku”. Od czterdziestu lat, mimo częstych wzajemnych animozji, przyjaźniła się z Jadwigą, ryczącą siedemdziesięciolatką, która po śmierci ukochanego męża stała się ogromnym wsparciem dla Ingrid. Jak już wspomniałam wcześniej, do Ingrid należała przedwojenna willa „Wandzia” w Szczawnie Zdroju, łakomy kąsek a właściwie cenny spadek dla dzieci. Miał trafne przeczucie Henryk, zapisując swoją część willi w testamencie żonie, aby ją zabezpieczyć na starość i ochronić przed dziećmi- sępami wyciągającymi ręce po spadek. Kochał je, ale im nie ufał.  Janusz, Dagmara, Robert i Paulina będą o nią rywalizować. Relacje między nimi pozostawiają wiele do życzenia. Nie wszyscy za sobą przepadają, ale łączy ich chęć przejęcia willi „Wandzia”. Każdy z nich jest inny, każdy z nich ma to i owo na sumieniu. Ich obraz to jakby przekrój społeczeństwa w jednej rodzinie. Ich perypetie i kłopoty wciągają czytelnika coraz bardziej. Autorka uwielbia malować słowem ich barwne osobowości i portrety psychologiczne. Czy Henryk Kręcisz miał rację? Czy jego przeczucie się sprawdziło? Tego dowiecie się z lektury.

Seniorka rodu wymiata, mimo wieku ma się świetnie, absolutnie nie przypomina typowej staruszki. Jej cięty jak brzytwa język, celne riposty, posługiwanie się gwarą śląską podczas irytacji – to cenne atuty pełnej życia, błysku w oku bohaterki. Do życia swoich dzieci się nie wtrącała. Uważała, że każdy powinien być panem własnego losu. Miała już prawo, aby myśleć tylko o sobie i żyć swoim życiem a nawet tkwić w  strefie komfortu. Mam przeczucie, że Ingrid jednak z niej kiedyś wyjdzie. Gdy zaistniała potrzeba, potrafiła świetnie ogarnąć całą rodzinę z jej kłopotami, ale na swoich zasadach. Skoro stała się bohaterką bajki o demencji, potrafiła to sprytnie wykorzystać. Co z tego wyniknie?  

 Uwielbiała wnuki, kochała je mocno, miała z nimi doskonały kontakt, znajdowała z nimi wspólny język, dopiero jak osiągnęły odpowiedni wiek. Wyjątkiem była Matylda, najbardziej rozpuszczony bachor, jedynaczka, którą jedynie tolerowała. Wnuki wnosiły wiele radości do starego i pustego domu. Dzięki pomocy wnuczki Klary Ingrid przepadła w internecie, portale internetowe, media społecznościowe to strzał w dziesiątkę. Dużo czasu spędzała w sieci razem ze swoją przyjaciółką. Wirtualna rzeczywistość stała się niejako ich codziennością. Założyły sobie nawet konta na Tinderze, aby się świetnie bawić. Stało się to źródłem wielu sytuacji komicznych. Będzie się działo…

Zabarwiona humorem z domieszką ironii i sarkazmu a niekiedy celowo przejaskrawiona opowieść o rodzinie Kręciszów (nazwisko charakterystyczne) stała się pretekstem dla Autorki do poruszenia ważnych tematów i problemów: zdrada w małżeństwie, przemoc ekonomiczna, chciwość i pazerność, błędne mniemanie o sobie – to nie piękno zewnętrzne świadczy o naszej wartości, błędy wychowawcze rodziców, brak miłości, bliskości, czasu na rozmowy z bliskimi, doskwierająca samotność. Agata Bizuk pokazała też, jak niesłuszne oskarżenie może zniszczyć człowieka i zrobić z niego ofiarę hejtu.

Słowa mają wielką moc, bez względu na to, ile jest w nich prawdy. Słowami można zrobić nie tylko mnóstwo dobrego, ale przede wszystkim bardzo dużo złego. A złe wiadomości rozchodzą się zdecydowanie szybciej niż te dobre.

Lektura tej słodko-gorzkiej historii wywołała we mnie całą gamę różnorodnych emocji. Czyta się szybko, akcja płynie wartko a jej zaskakujące zwroty wzmagają ciekawość, co dalej. Atutami powieści są fenomenalna fabuła, świetnie wykreowani, autentyczni bohaterowie, ich ciekawe portrety psychologiczne, lekki styl i emocjonalny język, elementy gwary śląskiej, obecność komizmu postaci, sytuacyjnego i językowego wywoła wybuchy śmiechu do łez. Książka zapewni świetny relaks przy kubku pysznej herbaty czy kieliszku domowej nalewki.

Gorąco polecam Wam tę wielowymiarową powieść, a ja już czekam niecierpliwie na kolejny tom. naprawdę warto poznać te zakręconą rodzinę Kręciszów.

„Odwet” – Katarzyna Grochowska (#MamaDropsaCzyta)

Read More
"Odwet" - Katarzyna Grochowska (#MamaDropsaCzyta)

Katarzyna Grochowska, Odwet, Wydawnictwo Szara Godzina 2023.

II tom serii „Dolina marzeń”

#MamaDropsaCzyta

Życiem nie od dziś kierują przypadki. Pozornie nieistotne zbiegi okoliczności, przeoczone, zapomniane w pędzie codzienności. Rzadko coś się zaczyna od znaczących wydarzeń, a potem nagle i niespodziewanie odmienia się wszystko.

Katarzyna Grochowska, pasjonatka fotografii, książek i koni podarowała czytelnikom pełną emocji dylogię „Dolina marzeń”. Każdy z nas o czymś marzy i dąży do spełnienia, stawiając sobie cele i czerpiąc ogromną radość z ich osiągnięcia. Nie zawsze jednak jest to możliwe. Los zaskakuje nas swoim scenariuszem, rzucając coraz to nowe kłody pod nogi, zmuszając niejako do walki z przeciwnościami a nawet do wzięcia odwetu, co budzi w nas strach. Czy w takiej sytuacji bohaterowie: Nadia i Jake będą nadal walczyć o swoje marzenia, pasje i odnalezienie „doliny marzeń”, w której odnajdą siebie, bezpieczeństwo i pełnię szczęścia? Z pewnością marzenia dodają skrzydeł, ale ogrom złych doświadczeń zmusza do rezygnacji i poddania się. Jednak Nadia i Jake mocno zranieni w tej walce mają siebie, mogą liczyć na swoje wsparcie. I to ich umacnia w podjęciu decyzji o odwecie, skoro inne metody i sposoby zawiodły. Przeszłość nie odpuszcza.

Wraz ze śmiercią babci świat Nadii runął, zawalił się. Zabrakło w nim celu, sensu, marzeń. To babcia była jej jedyną sojuszniczką, która chroniła ją przed bezwzględną ciotką Aldoną. A gdy jej zabrakło, to ciotka decydowała o życiu dziewczyny, zmuszając ją do zaspokojenia swoich niespełnionych ambicji życiowych z młodości. Zaplanowała jej dzień po dniu, szantażując utratą ukochanych koni. Zmusiła do rezygnacji z pracy w stadninie, którą tak bardzo kochała. Każdy dzień wypełniały Nadii mordercze treningi, przygotowujące do baletowych eliminacji na sceny Brodwayu. Nieobliczalna kobieta pastwiła się nad dziewczyną, zmuszając do tańca. Miała po swojej stronie jej matkę, która wyjechała do Australii.a przecież dziewczyna miała prawo do swojego życia, do podejmowania wyborów życiowych, w których bliskie osoby powinny ją wspierać, a nie próbować je niszczyć. Jake nie mógł w to uwierzyć, że całe życie Nadii „jest nagrodą pocieszenia dla ciotki. Niczym więcej”. Postanowił jej pomóc, ratując dzikiego mustanga przed śmiercią. Zaczęło mu zależeć na zwyczajnym życiu, pragnął być blisko Nadii, dzielić z nią miłość do koni. A może nie tylko do koni? Czy uwikłany w sieci ciemnych interesów miał jeszcze szansę na zwyczajne życie? 

Ludzie popełniają błędy. Robią głupie rzeczy z równie głupich powodów, a kiedy zaczynają to rozumieć, zwykłe jest już za późno i płacą za to wysoką cenę.

Utwierdziła go w tym rozmowa z sędziwym księdzem w wiejskim kościółku. Skłoniła do przewartościowania życia. Do wzięcia odwetu, by rozprawić się z przeszłością. Obydwoje pragnęli wyrwać się ze zniewolenia. Czy znajdą w sobie silę, aby to osiągnąć? Co okaże się tą siłą?

Katarzyna Grochowska zafundowała czytelnikowi podróż do pięknego świata koni, ich widok studzi emocje, jakie się w nas pojawiają podczas poznawania losów bohaterów. Dylogia jest układanką pt. „Dolina marzeń”. Poszczególne puzzle wskakują na swoje miejsca, ale wciąż w nich dużo pustych miejsc do zapełnienia. W części obyczajowej poznajemy losy Nadii, ale nie do końca, dowiadujemy się o motywach postępowania ciotki i mamy bohaterki. Pojawiają się też tajemnicze Listy do pana Nikt, które pisze Nadia, chcąc wyrzucić z siebie emocje. Nie może z nikim się podzielić swoją traumą. Boi się reakcji Jake’a na wyjawioną prawdę. Jeden z listów okazał się być przeklętym, bo przeczytała go ciotka. Znowu mogła stawiać warunki dziewczynie wyrwanej z życia. Nadia dzięki odzyskanej sile postanowiła nie dać ciotce satysfakcji. Będzie walczyć o siebie aż do końca. Jak zakończy się spektakl jej życia? Czy to będzie koniec jej piekła na ziemi?

Ból rozdzierał ją tylko przez chwilę. Potem przypomniały się jej słowa Jake’a. Jego pytanie o to, czy rozumie, ze to całe zło, które ją dosięga, jest jej siłą. Coś w niej drgnęło. Coś sprawiło, że znów się podniosła. 

Zagadką dla Nadii pozostawał wciąż Jake. Bohater wątku kryminalnego świetnie wykreowany, jego historia wyzwala ogromne emocje, istny rollercoster – od strachu, gniewu po wzruszenie do łez. Kim jest tak naprawdę? Z jednej strony jest wrażliwy, kocha konie, doskonale je zna, pomaga i broni Nadii. Ale gdy poznajemy jego „inny świat”, życie w świecie drapieżników, bycie jednym z nich niezależnie od jego woli, to budzą się w nas sprzeczne emocje. Gdy ściąga maskę, „- Nie jesteś wilkiem” – reakcja Nadii nas uspokaja. 

W „Dolinie marzeń” Autorka pokazuje nam skomplikowane relacje międzyludzkie, kreuje świetnie portrety psychologiczne bohaterów. Nadia postanowiła wziąć życie we własne ręce i walczy o wolność z determinacją do końca, pomimo sytuacji nie do pozazdroszczenia. Siła jest kobietą! Jake’owi z kolei rodząca się miłość do dziewczyny każe tęsknić na normalnym, zwyczajnym życiem, w którym oboje poświecą się swojej pasji – koniom. Jest to opowieść o marzeniach, o pasji, która nas ubogaca i rozwija, dodaje skrzydeł, o wolności, o ważnych wyborach, których sami dokonujemy, zmieniając swoje życie. Nikt nie ma prawa zniewalać drugiego człowieka,  mówić, że jest nikim a nawet niczym. A zaprzepaszczone marzenia nie mogą nas sprowadzić na złą drogę, na której zemsta jest jedynym drogowskazem. Książka skłania nas do refleksji nad swoim życiem, do podróży w głąb siebie, przekonuje, że warto podążać za marzeniami. I jeszcze jedno, warto dać drugą szansę człowiekowi. Walczmy z dzikim uporem i siłą pięknego mustanga o własną dolinę marzeń – o nadzieję, miłość, szczęście, o marzenia. 

Jak dobrze, że od razu ukazały się dwa tomy. Pochłania się je w tempie wręcz galopującym. Akcja toczy się wartko, jej nagle zwroty sprowadzają na nas istną  lawinę emocji. Opisy pięknych koni i ich zachowań je na chwilę studzą. To niezwykle udany i dojrzały debiut Autorki.

„Zagraj ze mną miłość” – Robert D. Fijałkowski (patronat Mamy Dropsa)

Read More
zagraj ze mną miłość 3d

Robert D. Fijałkowski, Zagraj ze mną miłość, Wydawnictwo eSPe 2024.

patronat Mamy Dropsa

„Zagraj ze mną miłość’ to kolejna katolicka powieść obyczajowa Roberta D. Fijałkowskiego, która miała premierę 11 marca. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Autora i już wiem od pierwszych stron, że będę czekać na każdą kolejną powieść.

Piękna okładka i metaforyczny tytuł sugerują, że mamy do czynienia z romansem, ale dedykacja zapowiada trudne a nawet bolesne wątki: „Dla wszystkich, którym brak zrozumienia przysparza cierpienia ponad miarę”. Już od pierwszych kartek powieść zachwyciła i oczarowała  mnie sposobem prowadzenia narracji, pięknym, chwilami iście poetyckim językiem. Autor jest obdarzony ogromną wrażliwością, intuicją, uważnością. Jest wirtuozem słowa! Jakkolwiek sam wyznał w komentarzu, że jest „normalnym facetem wrażliwym na obecność Boga, Człowieka, Kobietę”. Dodam, że wrażliwy też na sztukę i piękno natury. Ta niezwykła i pełna emocji powieść podczas lektury uruchomiła we mnie wszystkie zmysły: widziałam, czułam, słyszałam. Bez problemu weszłam do świata przedstawionego, byłam blisko bohaterów i chłonęłam wszystko jak Julia, która tu wczoraj przyjechała.

Stała na szczycie góry z renesansową bryłą jakiegoś klasztoru, nagle wyrastającego z leśnej gęstwiny. Od strony miasta wieńczyło go coś na kształt obronnych murów, z których widok był imponujący. Osiedla z wyraźnie widoczną siatką dróg pomiędzy blokami wyglądały niczym pudełka, na których ktoś od linijki narysował równe rzędy okien balkonowych. W oddali, tam gdzie horyzont łączył się z błękitem nieba, rozpościerały się zalesione wzgórza. Zdawało się, że prześcigają się nawzajem w jakimś tajemnym biegu, zdążając do ukrytego celu. Miasto można było objąć ramionami. Było wciśnięte w rozległą dolinę, z wyraźnie zarysowaną linią starej zabudowy, nad którą górowało zamkowe wzgórze. Julia odnalazła wzrokiem długą na kilka kilometrów ulicę, dzielącą Kielce na dwie części.

Metaforyczny tytuł zawiera w sobie zaproszenie na koncert, na randkę, na wyprawę w góry, do wspólnego życia, koi tęsknotę za miłością i daje nadzieję, że ją spotkamy. Miłość jest tu najważniejsza, ma wiele oblicz, ale łączą je: troska, opieka, dbanie, towarzyszenie na dobre i na złe, dawanie, rozbudza dobro, koi cierpienie, pociesza, jest najlepszym lekarstwem dla duszy – czyli jest działaniem na rzecz drugiej osoby w taki sposób, aby to, co najlepsze, w niej rozkwitło. Zagraj ze mną… czyli bądź ze mną a wówczas będzie nam raźniej iść przez życie, dokonywać dobrych wyborów życiowych, zmagać się z trudnościami, problemami, bolesnymi wspomnieniami, zmieniać je na lepsze. Miłość ma swoje źródło w Bogu, który jest miłością. To On otwiera przed nami drzwi, daje nam możliwości wyboru. Ta opowieść powstała właśnie z miłości do Boga. Autor w sposób nienachalny i delikatny, subtelny o Nim mówi. Boski akcent pojawia się w życiu uczniów. Niektórzy wierzą w Boga, uczęszczają na lekcje religii i na spotkania oazowe. inni wierzą, ale nie praktykują, bo nie wynieśli tego z domów rodzinnych. Osadzenie akcji powieści w Kielcach, na Karczówce, w pięknych Górach Świętokrzyskich sprzyja medytacjom, modlitwie, refleksjom nad życiem.

Droga z każdą chwilą stawała się coraz bardziej kamienista. Dziwnie wyglądały potężne drzewa, z konarami szukającymi podłoża. Wyciągały swoje drewniane palce, wciskając je między głazy. Im wyżej wchodzili, tym bardziej korony drzew przypominały malarską paletę, na której ktoś przez nieuwagę rozlał żołtopomarańczową barwę, tworząc na niej kolorowe zacieki. Miejscami nie dało się nawet ocenić, czy to jeszcze kolor bladej moreli, czy też dyni. A może to bursztyn z zielonymi plamami? Im głębiej sięgała wzrokiem, tym las wyglądał na bardziej niedostępny. Powalone i zbutwiałe pnie porośnięte były przez wielkie paprocie.

Spacerujemy ulicami miasta, podziwiamy zabytki, szukamy śladów Żeromskiego i Sienkiewicza, zaglądamy do kościołów, wyprawiamy się na szlaki górskie, poznajemy historię relikwii św. Krzyża, kapliczki na szlaku,  ciekawe legendy związane ze źródełkami o cudownej mocy wody.

Przenosimy się także do klasztoru na Karczówkę i do Klasztoru Karmelitów Bosych w Czernej ze słynnym obrazem Matki Bożej Szkaplerznej w Sanktuarium i relikwiami św. Rafała Kalinowskiego, który za życia miał niezwykły dar jednania grzeszników z Bogiem i przywracania spokoju sumienia. To za wstawiennictwem tego właśnie świętego  jeden z bohaterów skrzywdzony i niezrozumiany przez dorosłych nie stracił wiary w Boga, tylko wstąpił do klasztoru. Książka nie omija bowiem bolesnych tematów kościoła. Każdy z osobna i instytucje muszą sobie z tym poradzić. Ucieczki od tego nie ma.  

Robert D. Fijałkowski snuje opowieść o losach kilkorga ludzi, którzy niespodziewanie spotkali się w kieleckim liceum, niezwykłej placówce oświatowej. Niełatwo jest zachować proporcje między wychowaniem, moralnością a wolnością konieczną do wzrostu młodego człowieka. Miał tego świadomość dyrektor szkoły – człowiek z charyzmą, pasjonat historii i myśli pedagogicznej. Uczniowie uwielbiali dyrektora, nazwali go Don Kichotem i podarowali mu grafikę przedstawiającą karykaturę rycerza, którą powiesił nad biurkiem.

Rycerz siedzący na utrudzonym koniu spoglądał w dal na skrzydła wiatraków. Nieco z boku stał jego giermek. Niski, przysadzisty jak sługa dzielnego hobbita z twarzą tak sugestywną, tak pełną pasji, wiary i sensu. Bez wątpienia na tej rycinie była to postać pierwszoplanowa.

Przy stole dyrektorskim często toczyły się bitwy, które okazywały się walką z wiatrakami. Stąd też jego celem podczas czteroletniej edukacji było uświadomić uczniowi, gdzie są te wiatraki, z którymi usiłuje walczyć. Pragnął też nauczyć młodych ludzi myślenia. Był bowiem przekonany, że jest to najważniejsza zdolność, jaką powinni posiąść w szkole. Od młodych ludzi również wiele się uczył. Potrafił przyznać sie do błędu. Młodzież stała za nim murem, bowiem traktował ich zawsze podmiotowo. To, co spotyka Don Kichota jest swego rodzaju manifestem jednostki w systemie: „Chciałem pokazać, że szkoła nie może kojarzyć się z ograniczeniami, które notabene, są niejednokrotnie wytworem złych wyobrażeń”. Potrzebował do tego zespołu pedagogicznych fachowców, zatroskanego o młodzież, nauczycieli twórczych, pełnych inwencji, mających doskonały kontakt z młodzieżą. I to mu się udało. Zależało im bardzo na zbudowaniu nowego wizerunku szkoły, pod każdym względem bezpiecznej, ale i otwartej. Jak dobrze, że powieść ujrzy światło dzienne w momencie, w którym toczą się dyskusje na temat reformy szkoły.

Wychowanie to zawsze jeden wielki eksperyment. Każdy człowiek jest przecież inny, a wszelka teoria i studia w którymś momencie dają jedynie zdolność do samokrytycznego myślenia. Do osobistego szukania odpowiedzi, które nie są oczywiste…

Pracę w kieleckim liceum rozpoczęła Julia, nauczycielka języka angielskiego, która uciekała od bardzo trudnych i bolesnych wspomnień związanych z jej wcześniejszą pracą w interwencyjnym ośrodku dla chłopców. Czy ta zmiana uciszy, zagłuszy w niej wyrzuty sumienia? Bohaterka wybrała samotność a pragnęła nowego życia. „I teraz zamierza trwać w starej sukni, która do tej nowości zupełnie nie pasuje”. Julia marzyła o miłości, ale czy jej serce przepełnione bólem jest do niej zdolne? A przecież fascynował ją dyrektor, tajemniczy Krzysztof jako przystojny mężczyzna o otwartym umyśle i sercu przepełnionym pasją, jej przewodnik po pięknych okolicach. Od pięciu lat był sam. Nie lubił jednak opowiadać o sobie. Tajemnica to jego drugie imię. Czy wyprawa w góry pomoże obojgu znaleźć odpowiedź na pytania: dokąd idziesz? jakie drzwi chcesz otworzyć?

Trzeba resztę zostawić Bogu. To On przecież jest źródłem i chęci, i działania. Miłość wcale nie jest tu wyjątkiem.

Do klasy maturalnej dołączyła rudowłosa Elena. Ta skromna dziewczyna zachowywała się tak, jakby chciała się schować w tłumie. Przeprowadziła się z mamą z Gdańska. Czy zmiana miejsca i zacieśnienie relacji z mamą sprawią, że dziewczyna dostrzeże w sobie kobiecość? Na polecenie wychowawcy zaopiekował się dziewczyną Hieronim, przystojny i tajemniczy chłopak o oczach pełnych smutku, do którego wzdychały prawie wszystkie dziewczyny w szkole. Julia i Elena były tu nowe, i wszystko dookoła było tu dla nich nowe. Obie zagubione, więc powinny się trzymać razem. Na kartach powieści obserwujemy jak Elena i Hieronim dojrzewają do miłości, krok po kroku pokonując piętrzące się trudności. Pomoże im w tym muzyka… Czy Julia widząc to, też otworzy swoje serce na miłość? Czy uda się jej uporać ze zwątpieniem w siebie i przebaczyć sobie samej?

„Zagraj ze mną miłość” to opowieść o emocjach i uczuciach, których całą feerię Autor tak cudownie namalował słowem. Pisarz sporo miejsca poświęcił na przedstawienie miłości, która rodzi się po trudnych doświadczeniach i obserwacjach. Julia była świadkiem dramatu. Tragedii tak dalekiej, tak przeciwnej miłości. Otwarcie się na prawdziwe, czyste uczucie nie jest proste. Ale czytelnik zyskuje nadzieję na to, że możliwe. Czytelnik pragnie, by Julia stała się Dulcuneą.  Czy autor spełni to życzenie? Tego dowiecie sie z lektury.

Zagraj ze mną miłość. I inne melodie. Przyjaźń, ale i tęsknota, bezsilność, samotność, ból po rozstaniu. Zemsta. Pasja do muzyki i do tańca. Zachwyt nad pięknem natury. Postaci poruszają się w takt tego, co towarzyszy nam w codzienności. Tego, co dobre i budujące oraz tego, co złe, co burzy.

Co trzeba zrobić, aby się szczęśliwie zakochać? Odpowiedź na to pytanie znajdziesz w powieści.