„Schronisko pod srebrnym Aniołem” – Natalia Przeździk

Read More
"Schronisko pod srebrnym Aniołem" - Natalia Przeździk

Natalia Przeździk, Schronisko pod srebrnym Aniołem, Wydawnictwo eSPe 2024.

#MamaDropsaCzyta

Tekst powstał w ramach współpracy z wydawcą.

Natalia Przeździk należy do grona moich ulubionych Pisarek. Uwielbiam jej powieści z cyklu „Opowieści z Wiary”.  Pisarka mieszka na co dzień w Krakowie, ale tam właśnie czuje się jak na wygnaniu. Kocha góry, zwłaszcza Beskid Sądecki i marzy o własnym schronisku – swoim miejscu na ziemi.  

Najnowsza powieść „Schronisko pod Srebrnym Aniołem” to doskonała lektura na jesienne, listopadowe wieczory.  Porusza wiele ważnych problemów i skłania do refleksji nad życiem, nad wyborem właściwej drogi życiowej. Przewija się tu cała plejada postaci, których losy wywołują w nas wiele emocji i uczuć.

Główną bohaterką jest Ewa, przyjaciółka Irenki i Zosi, poznanych we wcześniejszych powieściach „Zapach soli i wiatru” oraz „Imię dla Róży”.  Są tak różne pod względem osobowości, ale zawsze się uzupełniają i wspierają się nawzajem. Łączyła je praca w sklepie hydraulicznym, Ewa prowadziła tuż obok kawiarnię „Nasze kolanka”. Wyróżniała się tym, że swoje życie zorganizowała według kolorów w motywacyjnym plenerze, zgodnie z błyskotliwymi poradami specjalistów od rozwoju osobistego. Pedantyczna, kreatywna, pracowita, poukładana, wygadana, ale od kiedy zostawił ją facet, postanowiła postawić na zmiany i zorganizować swoją codzienność na nowo, nie rozgrzebywać przeszłości, pomyśleć przede wszystkim o sobie.  Nie jest łatwo pisać nowy rozdział swojego życia! Irenka podpowiedziała jej jedynie, że Bóg jest najlepszym trenerem i terapeutą. Ewa musiała sama dokonać wyboru. Do tej pory Bóg kojarzył się jej z brodatym, bezlitosnym starcem patrzącym gdzieś z obłoków na słabych śmiertelników wstrząsał nią dreszcz obrzydzenia. Miała natomiast nadzieję, że dobry los pokieruje ją na właściwe tory i nada jej życiu sens.

Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak szybko to nastąpi. Otrzymała wiadomość o śmiertelnej chorobie toksycznego ojca, opuściła więc Kraków, by udać się po dwudziestu latach w rodzinne strony. Udało się jej wyrwać z domu, by spełnić marzenia o studiach, o satysfakcjonującej pracy, o wolności, z dala od toksycznych relacji rodzinnych, o lepszym i spokojnym życiu w Krakowie, jej miejscu na ziemi. Podróż ku rodzinnemu Beskidowi Sądeckiemu okazała się niezwykle trudną podróżą w głąb siebie, do trudnej przeszłości, od której się odcięła. I nie pomogą udźwignąć jej liczne popularne poradniki. W prawdziwym życiu jest to niezwykle trudne – bolesne doświadczenia, trudne wspomnienia i nieprzepracowane traumy wciąż bolą i przygniatają. Konfrontacja z nimi jest jednak niezbędna, wręcz konieczna. Cała rodzina musi przejść przez terapię relacji, dużo tu do naprawienia, odbudowania, starcia łatki czarnej owcy w rodzinie, godnej następczyni własnej prababki. Czas zatem na zmiany! Ogromny stres podczas podróży do domu koiły przepiękne widoki górskie zapierające dech w piersiach. Góry wcześniej kojarzyły się jej z agresywnym ojcem, złośliwą babcią Zofią, zazdrosną siostrą Mariolą  

Konfrontacja z ojcem i trojgiem rodzeństwa- siostrą i braćmi, którzy również uciekli z domu w dorosłość, uświadomiła Ewie, że zbyt wiele się stało i trzeba spróbować to naprawić. Szczera i spokojna rozmowa mogła tu wiele zdziałać. Ale to było niemożliwe w przypadku Marioli – tu czekała ich niezła awantura i rozdrapywanie starych ran. Emocje zmieniały się jak w kalejdoskopie. A przecież prawdziwy DOM, to miejsce, w którym możesz być sobą i czuć się z tym dobrze.

Ewę czekała zbyt wyboista droga, by najpierw uporać się z bolesną przeszłością, poczuciem odrzucenia a potem wyruszyć w podróż w głąb siebie, by wreszcie otworzyć się na drugiego człowieka. I tu wyszedł bohaterce naprzeciw los, zsyłając na jej wyboistą drogę zespół Beskidzkie Wilki, „kulawe” anioły – Boguś, Kosma, Olek , z jednej strony ułomni, ale przez to jakże prawdziwi. W ich obecności Olek czuł się szczęśliwy.

Chciałabym przeżyć resztę życia tak, żeby nikt nie marzył o mojej śmierci, pomyślała z goryczą. Jakże bolały ją rany, przekleństwa ojca stojącego nad grobem, ale dzięki pieśniom Beskidzkich Wilków znalazła siłę, by się podźwignąć i iść dalej. One obudziły i uwolniły w niej z uwięzi Wilczycę. Przekonała się, ze prawdziwie silny człowiek buduje, a nie niszczy. Rozmowy z Olkiem a potem z Kosmą wiele jej pomogły. Brat pomógł jej, sadeckiej góralce na nowo odkrywać znane miejsca. 

Tylko nie zapomnij o tym, jakie muszą być wilki. -Jakie? – Uniosła brwi i wlepiła w brata badawczy wzrok. – Wolne – szepnął. – czasem trzeba wyjść poza bezpieczny schemat. W zamyśleniu przygryzła wargę. – Postaram się o tym nie zapomnieć. – A jeśli sytuacja wymknie ci się spod kontroli? _ To przypomnę sobie Bogusia śpiewającego swoja pieśń – odparła nieoczekiwanie nawet dla samej siebie.

Schronisko pod Kulawym Aniołem to miejsce strzeżone przez kulawego anioła, rzeźbę umieszczoną nad drzwiami. Przypominał też Bogusia, utykającego na nogę. To azyl, kryjówka Beskidzkich Wilków i dla gości na rekolekcje w ciszy. Kosma,  specyficzny gość, zakonnik ewangelizujący za pomocą sztuki zyskał wśród miejscowych ludzi ogromny szacunek. Ewie wydawało się, że trafiła do raju szalonych artystów. Mimo maski mieszczucha idealnie tu pasowała jako niepokorna dusza wymykająca się schematom.

– Pan Bóg cię bardzo kocha – powiedział Kosma z prostotą, jakby obwieszczał rzecz oczywistą. Ewa pochyliła głowę, żeby nie było widać, ze ma w oczach łzy. 

„Dokąd mam iść?” – to pytanie powracało jak bumerang. Olek, Boguś i Kosma mówili o Bogu jak o kimś, przy kim można się czuć się szczęśliwym i przestać się bać swoich ułomności. Traktowali wiarę jako dar a nie zniewolenie. W pracowni ikon uświadomiła sobie, że Boguś miał rację mówiąc, że ikony to coś więcej niż sztuka. To okno, przez które można zobaczyć niebo. Istotnie, w pracowni było jak w niebie.

Na drodze Ewy los postawił jeszcze jedna ważną postać – cudowną babcię Morelkę, która wychowała Bogusia po stracie rodziców. Istny anioł w ludzkiej skórze. Nie wyobrażała sobie, że można tak rozmawiać z babcią w ciepłej atmosferze pełnej zrozumienia o zwykłych sprawach. Poznała też historię zupełnie innej Zośki niż była jej babcia, porządkując jednocześnie w głowie historię kilku pokoleń kobiet, które tęskniły za miłością i szczęściem, na jakie zasługiwały. Wzięła też sobie do serca radę babci Morelki, żeby otaczać się dobrymi ludźmi, nie dać się wykorzystywać byle komu, szukać takich ludzi, którzy patrzą w oczy a nie w dekolt a przede wszystkim zaufać Bogu. Tylko z nim można rozplatać takie węzły, które związane są od pokoleń. 

Po śmierci ojca przy Bogusiu i Morelce czuła się z jednej strony zaopiekowana, a z drugiej strony całkowicie wolna. Ich wyprawa na zamek w Rytrze to początek czegoś zupełnie nowego. Wreszcie dostrzegła piękno okolicy. Niekiedy trzeba czasu, żeby wyjść z zarośli i zobaczyć wszystko takie, jakim jest. Jednak do pełnej wolności brakowało jej przebaczenia ojcu. A jest to możliwe tylko dzięki Bogu. Kosma obiecał pomoc w odzyskaniu pokoju serca.

Pobyt w schronisku napełniał Ewę spokojem i szczęściem. Modlitwa Kosmy sprawiała, że Bóg pukał do jej serca, otwierał jego drzwi, wpuszczając światło.  Wkroczyła na właściwą drogę. Poczuła Boga jak dotyk piórka. Zauważyła, jak wiele się w jej życiu zmieniło na dobre, a przede wszystkim przestała uciekać przed Bogiem. W życiu nie miała takiej karuzeli wydarzeń. Tęskniła za swoim Krakowem i zaczęła dostrzegać urok Beskidu Sadeckiego. Poznawszy bliżej Bogusia, postanowiła zmienić nazwę jego anioła – jest srebrny a nie kulawy, bo daje ludziom nadzieję i świeci jak gwiazda. Relacja z Bogusiem była dla niej czymś najcenniejszym. Dzięki niemu przekonała się, że jej życie może być kolorowe jak ikony Kosmy i pachnące chlebem jak twój dom.

Uczestnictwo Ewy w jednej ze mszy świętych już na zawsze zagości w moim sercu. Obraz Ewy przed ikonostasem, wpatrująca się w ikonę Marii z Dzieciątkiem poruszył do głębi moje serce. A potem znaleziony na ścieżce różaniec.

Wyglądała, jakby przystanęła tam z boku i z troską zerkała na Ewkę. Trzymała na ręku dziecko zakryte granatowym płaszczem i unoszące rękę w geście błogosławieństwa. Ona sama miała szatę prostą, a w oczach coś takiego, że Ewa nagle ku swojemu zdumieniu zaczęła płakać. Z każdą sekundą uchodziło z niej całe uczucie opuszczenia, rozgoryczenia, niedopasowania. Jakby ktoś po prostu ją przytulił i pokazał, ze znajduje się w dobrym miejscu. Nie osądzona, ale przygarnięta.

Bóg starał się ją oswoić, już wiedziała, że ma dla niej plan na dalsze życie. Trzeba tylko dać się Mu poprowadzić. Dzięki niemu Ewa była jeszcze bardziej sobą z rozwiniętymi szeroko skrzydłami. Bóg daje więcej, niż się człowiek spodziewa. 

Natalia Przeździk podarowała czytelnikom kolejną jakże ważną, wartościową i mądrą powieść. Pochyliła się nad trudnymi problemami jak przemoc domowa, alkoholizm, syndrom DDA, zerwane więzi rodzinne, ucieczka od przeszłości, bolesne traumy, trudne doświadczenia, toksyczne relacje, wybaczenie. Pokazała, że jedynie z Bożą pomocą można rozwiązać wiele problemów, wystarczy Mu zaufać i dać się poprowadzić. Wsłuchać się w głos Ducha Świętego. On jest Drogą, Prawdą i Życiem. Z Nim wszystko jest możliwe, bo On przychodzi nam z pomocą w codziennym życiu. 

Polecam Wam z całego serca tę niezwykłą, pełną emocji i uczuć literacką podróż do „Schroniska pod Srebrnym Aniołem” napisaną sercem przez miłośniczkę gór. Znajdziecie tam przyjazną przystań, doskonały azyl, podczas wędrówek po szlakach znajdźcie ukrytą krainę łagodności. Poczujcie się tam jak w niebie.

„Imię dla Róży” – Natalia Przeździk (#MamaDropsaCzyta)

Read More
imię dla róży 3d - recenzja

Natalia Przeździk, Imię dla Róży, 2024 Wydawnictwo eSPe. 

Opowieści z Wiary

#MamaDropsaCzyta

Tekst powstał w ramach współpracy reklamowej z Wydawcą.

„Imię dla Róży” to opowieść o losach Irenki, jej męża Andrzeja i ich dzieci. Bohaterkę poznajemy w powieści „Zapach soli i wiatru”, która opowiada m.in. o sile kobiecej przyjaźni Julii i Irenki oraz Agnes i Marii. Obie powieści można jednak czytać osobno. Myślę, że po nie sięgniecie, ponieważ są nieodkładalne. W tej powieści czytelnik także odnajdzie kawałek nieba w zwariowanej, nieidealnej, ale prawdziwej rodzince i nauczy się dostrzegać małe cuda w zwyczajnej codzienności. Zapraszam na garść refleksji po lekturze.

Jest to powieść adresowana do kobiet, matek, żon, przyjaciółek, aby dodać im siły i nadziei w sytuacjach, gdy sobie, ich zdaniem, nie radzą, potrzebują wsparcia, bo są słabe. Irenka to kobieta silna, typ chłopczycy, harda, pyskata, o hałaśliwym sposobie bycia, nosi glany, lubi pić piwo, tańczyć z mężem, spędzać czas z czterema synami, odwiedzać chorego ojca, z którym stworzyła piękne i wzruszające relacje. Ojciec stal się dla córki skałą, na której budowała swój świat. Jak ważne jest powtarzanie swoim dzieciom, że są dla nas ważne. Jedynie mąż Andrzej dostrzegał w Irenie to, czego nie widzieli inni. Wraz z upływem lat miłość małżonków wzrastała, zamiast kurczyć się i zniknąć w prozaicznej codzienności. Irenka nie znosiła bezczynności. Prowadziła sklep hydrauliczny „Nasze kolanka”, w którym ładowała baterie, odpoczywając od rodziny. Ewka i Zosia jej w tym pomagały. Ewa zaadaptowała jedno z pomieszczeń na kawiarenkę, w której klienci mogą się napić kawy: „Czarne kolanko”, czyli espresso, „Biała uszczelka”, czyli latte, „Syfon”, czyli cappuccino, czarnej i zielonej herbaty – „Mocna rurka” i „Sen hydraulika” oraz gorącej czekolady „Klucz do szczęścia”. Miejsce to stało się kultowym i odwiedzanym przez studentów.

Irenkę poznajemy w chwili, gdy dowiaduje się od ginekologa, że urodzi piąte dziecko – dziewczynkę. Mała królewna dołączy do czterech braci. I tu pojawił się problem – czy ona – typ chłopczycy da radę być mamą małej królewny? Odpowiadał jej męski sposób postrzegania świata. Całą rodzinę czekały zmiany. Bracia i tata czekali na radosną wiadomość o płci dziecka. Jedynie teściowa Agata, na co dzień pogubiona w świecie własnych emocji i iluzji, przyjęła tę radosną wiadomość z histerią. Ach, to jej stereotypowe myślenie!

– To dziewczynka! Wrzask, jaki się rozległ w mieszkaniu, był tak wielki, ze na efekty nie trzeba było czekać. Po chwili usłyszeli znajome stukanie z dołu – to sąsiadka weszła na stół w kuchni i uderzała miotłą o sufit, obwieszczając wszem i wobec, że ma nieszczęście mieszkać pod zgrają nieokrzesanych jaskiniowców.

Oczekiwanie na dziecko nie było dla małżonków sprawą łatwą, bowiem istniało podejrzenie choroby. A zdania lekarzy różne. Podczas wizyt lekarskich czytelnik był świadkiem wielu szpitalnych dialogów matki z bezdusznymi ginekologami. Jednak rodzice nie tracili nadziei i wierzyli, że z pomocą Bożą wszystko zakończy się szczęśliwie. To jemu bezgranicznie zaufali i zawierzyli córeczkę. Zatem opis prozaicznej codzienności rodziny stał się niezwykły, pełen całej palety emocji i uczuć. Bohaterowie nigdy nie stracili wiary i nadziei, że ich miłość da im siłę do walki z przeciwnościami losu. Ogromna siła i moc tkwią w wierzącej i mocno ufającej Bogu rodzinie. Pisarka wykreowała cudny, ale jakże prawdziwy obraz matki wielodzietnej, która zawsze była otwarta na wiele wyzwań, kreatywna, pełna wiedzy z życia każdego dziecka a nie z lektury poradników. To one ja ubogacały! Mąż Andrzej opiekował się nimi jak… św. Józef.

Moja córeczka być może urodzi się chora… – wyjaśniła cicho Irka, a widząc przerażenie na twarzy dziewczyny, dodała: – To nie takie straszne. Jakakolwiek by się urodziła, będziemy kochać ją tak samo. Po prostu samo to czekanie i niepewność są męczące. Masz rację , potem będzie łatwiej. […] Od tego jest rodzina, żeby kochać tego, kto przychodzi. – nie boisz się trudności? Naprawdę? Wiesz, mówi się,że to piekło…- Dziewczyna była tak wstrząśnięta, ze bez pytania o zgodę przeszła na „ty”. – Piekło jest wtedy, kiedy przestajesz kochać. Nie kiedy kochasz kogoś, kto cierpi. 

To także powieść o sile przyjaźni między kobietami. Odkąd Julia wyjechała z Krakowa na Kaszuby, Irena bardzo za nią tęskniła i odczuwała brak na co dzień aż znalazła inną mamę, która wiedziała, jak trudno jest czasem pogodzić pracę ze wszystkimi domowymi obowiązkami i wychowaniem dzieci. Lilka łapała wszystko w lot, jak to mama. Nie miało znaczenia, ze ma zupełnie inny gust, podczas zakupów w odzieżowym wzoruj się na lalce Barbie, a zamiast gromady rozbrykanych chłopców wychowuje dwie dziewczynki w tiulowych spódniczkach marzące o księciu z bajki. Irenka miała też wsparcie w Zosi i Ewce.

Powieść należy do cyklu Opowieści z wiary, dlatego też wątek wiary, relacje z Bogiem są tak ważne dla Ireny i jej rodziny. Czytelnik uczestniczy z bohaterami w przygotowaniach do Świąt Zmartwychwstania, począwszy od Wielkiego Tygodnia. Z Bożą pomocą wszystko jest możliwe, przecież po doświadczeniu krzyża przychodzi zawsze radość zmartwychwstania. A wiara czyni cuda.

– Chrystus zmartwychwstał – powiedziała z radością i położyła dłonie na brzuchu. Córeczka, która do tej pory trwała w bezruchu, na te słowa wykonała w jej wnętrzu szalony taniec. […] Cokolwiek miało nadejść, musiało być dobre. Nawet, jeśli trudne, na pewno prowadziło do czegoś pięknego. 

W powieści rozczulały mnie opisy wspólnych spacerów, zwłaszcza po Dębnikach, zabawy rodziców z dziećmi, ich rozmowy, wspólna modlitwa, okazywanie sobie wzajemnie miłości, radości, uśmiechów z bycia razem. Wzruszała mnie do łez modlitwa Irenki – bardzo lubiła różaniec, który traktowała jak rozmowę z Maryją czy rozmowy, westchnięcia do św. Jana Pawła, którego ślady można odnaleźć właśnie na Dębnikach.

– Ulica Różana… – Irenka odczytała nazwę na tablicy i się ucieszyła. Jaka piękna kwiatowa nazwa! W dodatku tak pasująca do jej niedawnego apetytu na wszystko, co pachniało różami… – to tutaj biegał młody Wojtyła na spotkanie u Jana Tyranowskiego – przypomniała sobie. Nazwę ulicy znała z książek opisujących życie świętego papieża, ale nigdy nie miała okazji jej odwiedzić. […] 

– Karolu, nie wiem, czy mnie słyszysz, ale mam nadzieję, że tak… Proszę pomódl się za nami u Miriam o dobre rozwiązanie i zdrowie dla mojej córeczki… – szepnęła tknięta nagłą myślą Irka. Lubiła takie spontaniczne modlitwy o wiele bardziej niż gotowe formułki…

– Różana… Róża! Mam imię dla dziewczynki! […] Róża będzie jej na imię!

Jakże szczęśliwi świętowali przez wiele wspólnych wieczorów narodziny księżniczki Róży, małej istotki, która w ich życiu narobiła tyle zamieszania.

Przeżycia, emocje Irenki wywołały we mnie fale wspomnień. Jestem mamą skrajnej Wcześniaczki, Wojowniczki, bo walczącej o normalność do dziś już od ponad trzydziestu lat. Wiara bardzo nam pomogła, nigdy nie straciłam nadziei, że Dziecko będzie żyło, bo ono było dla mnie wielkim Darem, Cudem. Mimo lęku, obaw, bo to było tęczowe Dziecko. Dzisiaj jest szczęśliwą mężatką, goniącą za marzeniami, mocno wierzącą Kobietą.

I jeszcze na koniec zostawię Wam cytat ze spaceru Irenki z Różą:

– Cześć,  Karol – powiedziała wesoło, widząc żółty dom przy ulicy tynieckiej. Nie liczyła na odpowiedź, dlatego ze zdziwieniem popatrzyła na śnieżnobiałego gołębia, który pojawił się nie wiadomo skąd i kilka razy okrążył jej głowę, by odlecieć gdzieś w dal. – Życie z Panem Bogiem nigdy nie jest nudne – skwitowała i skierowała się w stronę mostu Dębnickiego.

Polecam Wam z całego serca tę idealną lekturę o nieidealnej bohaterce na wakacyjny czas, skłaniający nas do refleksji nad życiem. Życie z Irenką, kobietą, która stoczyła zwycięską bitwę nie mieczem, ale ostrym językiem a jej tarczą był różaniec i rozważania wypływające prosto z matczynego serca, to pasmo niespodzianek. Z całego serca dziękuję Pisarce za cudowną, wartościową i jakże życiową powieść. 

„Kiedy zakwitną irysy” – Małgorzata Lis (patronat Mamy Dropsa)

Read More
irysy 3d

Małgorzata Lis, Kiedy znów zakwitną irysy, Wydawnictwo eSPe 2024.

Patronat medialny Mamy Dropsa | cykl „Opowieści z wiary”

Tekst powstał w ramach współpracy reklamowej z Wydawcą.

Małgorzata Lis podarowała czytelnikom na wakacje piękną i poruszającą do głębi dziesiątą w swoim dorobku literackim powieść „Kiedy znów zakwitną irysy”, którą mam zaszczyt objąć patronatem medialnym. Piękna, subtelna okładka książki kusi i woła, by zanurzyć się w jej fabule. Obraz dziewczyny w kolorowej, letniej sukience, która kieruje się drogą obsadzoną mnóstwem lilii w stronę światła – radości i nadziei na lepsze jutro. I irysy, i światło je symbolizują. To dla czytelnika znak, że ta opowieść może mu pomóc w odnalezieniu właściwej, pełnej światła drogi, by nigdy nie tracić nadziei i wiary. Małgorzata Lis jest autorką właśnie takich wartościowych powieści z mądrym przekazem. A jej najnowsza powieść jest ostatnią częścią cyklu o wierze, nadziei i miłości. Jeśli ich jeszcze nie czytaliście, to zachęcam Was do sięgnięcia po „Wybrać miłość” i „Odzyskać nadzieję”. Zapraszam na garść refleksji po lekturze.

Nasze życie to nieustanna gonitwa za czymś, walka z czymś, by mieć z tego jak najwięcej, wspinanie się po szczeblach kariery, notoryczny brak czasu, by zwolnić i zatrzymać się, by mieć czas na pielęgnowanie więzi rodzinnych, relacji międzyludzkich, pasji, gonienie marzeń, by wreszcie znaleźć odpowiedź na jakże ważne pytanie : Kim jestem? Co dla mnie powinno być najważniejsze w życiu? Ta wielowymiarowa powieść skłania do licznych refleksji i pomaga uzyskać odpowiedź na te i wiele pytań.

Miłość może rozkwitnąć wszędzie, jeśli tylko odważymy się zasiać i pielęgnować właściwe ziarno.

W rekomendacji powieści czytamy, że jest ona utkana z emocji poruszających czytelnika. To opowieść o różnych obliczach miłości, jakiej doznała główna bohaterka Karolina Kwiatkowska zdolna i ambitna architektka krajobrazu. Zakochała się nieszczęśliwie w Kubie, a on w Julii. Niestety, nie byli sobie pisani. Dziewczyna nie mogła się wyleczyć z tej miłości, znalazła się w sytuacji beznadziejnej, czuła się porzucona nawet przez Boga, przestała się modlić. Straciła wiarę w prawdziwą miłość. Gdy otrzymała propozycję pracy w Krakowie, odczytała to jako korzystną okazję do zmiany, która pomoże się jej otrząsnąć po traumatycznym związku z Kubą. Tam poznała Maksymiliana, projektanta wnętrz, człowieka sukcesu, który ją zaintrygował i oczarował, pokazując jej kilka swoich twarzy. A potrafił, jak nikt inny szybko przeobrazić się z chłodnego architekta w pociągającego artystę w swojej tajemnej pracowni malarskiej, odskoczni od nudnych projektów. Spotkanie tych dwojga bohaterów wyglądało na początku jak  w bajce: pierwszy śnieg, pierwsza randka, pierwszy pocałunek… Z czasem Maks wzbudzał w sercu Karoliny niepokój i lawinę pytań. Bywał wybuchowy i zbyt mocno narzucał swoje zdanie. Uwikłał ją sprytnie w toksyczną, przemocową relację, osaczył i tak zmanipulował, że kobieta  żyła z ciągłym poczuciem winy. To znowu zaskakiwał zbytnią czułością i empatią. Stal się nieprzewidywalny i zmienny jak pogoda. Dopiero poznany przypadkiem w Szczyrku na stoku Paweł, student i goprowiec, rycerz na niebieskich nartach, mężny wybawca uświadomił Karolinie, że Maks to psychopata, narcyz, przemocowiec. Ostrzegał przed nim i prosił, żeby odeszła od niego, zanim będzie za późno, obiecał pomoc, którą Karola z pewnych względów odrzuciła. Maksowi udało się i Pawła zagnać w kozi róg. Zniszczył i ciało, i duszę Karoli, swojej ofiary. Czy nieszczęśliwa miłość i toksyczna relacja nauczyły czegoś bohaterkę?

Po kilku latach Karolina zmieniła się nie do poznania, przywdziała na siebie nie tylko maskę, ale wręcz zbroję. Przeobraziła się w pewną siebie, silną kobietę, profesjonalistkę, której całym życiem była świetnie prosperująca firma. Zmieniła nawet swój wizerunek a ulotne związki stały się sposobem na życie osobiste. Wybrała karierę i życie w pojedynkę. 

Spotkanie z Pawłem, rozmowa o Bogu, doskonałej miłości, zdjęcie jego szczęśliwej rodziny obudziło w niej wspomnienia, tęsknotę za prawdziwą miłością.

Czy ktoś ją kiedyś pokocha? Zacisnęła powieki, by powstrzymać łzy. „Bóg cię kocha’, usłyszała w myśli słowa, które kiedyś, gdy jeszcze chodziła do kościoła, na oazę i pielgrzymki, słyszała tak często, ze aż jej spowszedniały. A teraz? Czy jeszcze w to wierzyła? Łzy znowu zaczęły płynąć jej po policzkach. Kuba obiecał jej modlitwę i się nie spełniła, a teraz Paweł…

Nie polubiłam Karoliny w tej roli, miałam ochotę nią potrząsnąć, ale z drugiej strony ją rozumiałam, że miała ku temu powody, by stać się zimną, wyrachowaną kobietą, drapieżną harpią Dlaczego nie posłuchała Pawła, który kiedyś wydawał się jej bardzo bliski. Dlaczego nie docierało do niej, że sama nie zaplanuje sobie nowego życia, kiedy będzie żyć przeszłością i wciąż rozdrapywać rany. Relacje z Kubą, Maksem i Pawłem były chore, życie się jej nie udało, choroba dołożyła swoje. Straciła poczucie własnej wartości. Karola znalazła się na karuzeli życia, która wciąż nabierała pędu. Czy można uciec przed przeszłością? Ona jej stale deptała po piętach. Pieniądze i kariera nie dały jej szczęścia. Dlaczego straciła wiarę i nadzieję, że można zacząć żyć od nowa?

Doświadczenie  mi mówi, że kto nie pokocha Boga, nie da się porwać jego miłości, ten będzie pokładał ufność w człowieku, będzie szukał spełnienia w ramionach mężczyzny lub kobiety, a odrzucony, utraci sens życia.

W podobnej sytuacji jak Karolina znalazła się kiedyś Olga, żona Kuby. Dopiero wkroczenie na Bożą drogę, życie według Jego przykazań odmieniło jej życie. Najprostszym rozwiązaniem była modlitwa za Karolę.

Maciej to kolejny bohater, który pragnął zerwać z przeszłością, oderwać się od niej, rozprawić raz na zawsze. Wciąż próbował, ale pozostałe po ranach blizny nie pozwalały. Ale przekonał się, że nie ma lepszego sposobu na problemy niż wiara. Trzeba w życiu mieć jakąś kotwicę, sprawdzone oparcie. Wsłuchać się w Boży plan na życie. Chciał pomóc Karolinie, nowej, okrutnej szefowej, której nikt nie lubił w firmie. Było mu jej tak po ludzku żal. On miał obok siebie cudowną, kochaną babcię Helenę, z którą mógł o wszystkim porozmawiać. O niedobrej, wręcz okropnej szefowej też.

– To dobra dziewczyna – wtrąciła nagle Helena.

– Kto? – Tak się zamyślił, że aż się wyłączył z rzeczywistości.

– Jak to kto. Ta twoja szefowa.

– Skąd wiesz? – prychnął.

– Ludzie są dobrzy, tylko niektórzy bardzo zranieni.

To babcia Helena podczas spotkania z Karoliną przejrzała ją na wylot i wyczuła, że zakłada na siebie maskę, wchodzi i świetnie odgrywa obcą sobie rolę. A Karola odnalazła w domu babci miłość, serdeczność, troskę, prawdziwie rodzinną atmosferę.

Na co dzień trzeba znajdować choćby najmniejsze radości i chuchać na nie jak na iskierkę. A nuż się z niej ogień rozpali?

Nieszczęśliwa i zraniona kobieta zaczynała odczuwać, jak pod wpływem modlitwy Kuby, Pawła i babci Heleny jej serce zaczęło topnieć. Czy to była nadzieja na lepsze jutro? A może tęsknota za zwyczajnym życiem i za miłością? Tęsknota za Bogiem? Helena nigdy nie oceniała, nie osądzała, dawała rady pomocne w życiu a w jej ramionach można było  znaleźć miłość, pociechę i utulenie. Wierzyła, że Bóg odmieni los tej mocno zranionej dziewczyny. Nawiązała się między nimi relacja babci i wnuczki. Modliła się w jej intencji.

I znowu wrócę do pięknej okładki, obrazka będącego metaforą nowego życia wypełnionego radością, światłem. Na horyzoncie widnieją góry, ukochane Beskidy Małgorzaty Lis. W powieści pojawiają się nie raz jakże pięknie namalowane słowami ich obrazy.  Podobnie jak  motyw irysów, ulubionych kwiatów Karoliny – symboli piękna, nadziei i wiary w miłość. Kiedy znowu zakwitną? Gdy Karolina na nowo uwierzy i otworzy się na miłość, pozwoli się pokochać. Warunkiem do szczęścia będzie przebaczenie sobie i katowi w swoim sercu. Z Bożą pomocą wszystko jest możliwe. On jest kochającym i miłosiernym Ojcem, któremu można wszystko powiedzieć. Ale wolność, którą podarował człowiekowi, wiąże Jego ręce. On musi wiedzieć, że człowiek chce wypełnić Jego plan na swoje życie. Przyjaciele otoczyli Karolinę modlitwą, która wlała w jej serce spokój i poczucie bezpieczeństwa a także wiarę, że tym razem z Bożą pomocą przezwycięży wszystkie problemy, by zacząć znowu żyć pełnią życia. 

Z kim bohaterka zbuduje swój świat na nowo? Tego dowiecie się sięgając po tę piękną i pełną emocji powieść. Poznając poruszające historie świetnie wykreowanych bohaterów bez trudu znajdziecie odpowiedź na ważne pytanie: kim jestem? Jakie mam relacje z Bogiem? Które relacje z innymi ludźmi należy odbudować, zacieśnić, zmienić? Wystarczy szczera rozmowa, obecność, wsparcie, pomoc  w wychodzeniu z beznadziejnej sytuacji. Wakacje, urlop sprzyjają refleksjom nad życiem. Wtedy czas wolniej płynie i możemy zacząć od dostrzegania dobra, okruchów szczęścia w drobnych rzeczach i gestach. 

Życzę Wam dobrego i owocnego czasu z książką. Niech i Was otuli wiarą i nadzieją, że miłość, przyjaźń i rodzina to najważniejsze wartości.

„Zagraj ze mną miłość” – Robert D. Fijałkowski (patronat Mamy Dropsa)

Read More
zagraj ze mną miłość 3d

Robert D. Fijałkowski, Zagraj ze mną miłość, Wydawnictwo eSPe 2024.

patronat Mamy Dropsa

„Zagraj ze mną miłość’ to kolejna katolicka powieść obyczajowa Roberta D. Fijałkowskiego, która miała premierę 11 marca. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Autora i już wiem od pierwszych stron, że będę czekać na każdą kolejną powieść.

Piękna okładka i metaforyczny tytuł sugerują, że mamy do czynienia z romansem, ale dedykacja zapowiada trudne a nawet bolesne wątki: „Dla wszystkich, którym brak zrozumienia przysparza cierpienia ponad miarę”. Już od pierwszych kartek powieść zachwyciła i oczarowała  mnie sposobem prowadzenia narracji, pięknym, chwilami iście poetyckim językiem. Autor jest obdarzony ogromną wrażliwością, intuicją, uważnością. Jest wirtuozem słowa! Jakkolwiek sam wyznał w komentarzu, że jest „normalnym facetem wrażliwym na obecność Boga, Człowieka, Kobietę”. Dodam, że wrażliwy też na sztukę i piękno natury. Ta niezwykła i pełna emocji powieść podczas lektury uruchomiła we mnie wszystkie zmysły: widziałam, czułam, słyszałam. Bez problemu weszłam do świata przedstawionego, byłam blisko bohaterów i chłonęłam wszystko jak Julia, która tu wczoraj przyjechała.

Stała na szczycie góry z renesansową bryłą jakiegoś klasztoru, nagle wyrastającego z leśnej gęstwiny. Od strony miasta wieńczyło go coś na kształt obronnych murów, z których widok był imponujący. Osiedla z wyraźnie widoczną siatką dróg pomiędzy blokami wyglądały niczym pudełka, na których ktoś od linijki narysował równe rzędy okien balkonowych. W oddali, tam gdzie horyzont łączył się z błękitem nieba, rozpościerały się zalesione wzgórza. Zdawało się, że prześcigają się nawzajem w jakimś tajemnym biegu, zdążając do ukrytego celu. Miasto można było objąć ramionami. Było wciśnięte w rozległą dolinę, z wyraźnie zarysowaną linią starej zabudowy, nad którą górowało zamkowe wzgórze. Julia odnalazła wzrokiem długą na kilka kilometrów ulicę, dzielącą Kielce na dwie części.

Metaforyczny tytuł zawiera w sobie zaproszenie na koncert, na randkę, na wyprawę w góry, do wspólnego życia, koi tęsknotę za miłością i daje nadzieję, że ją spotkamy. Miłość jest tu najważniejsza, ma wiele oblicz, ale łączą je: troska, opieka, dbanie, towarzyszenie na dobre i na złe, dawanie, rozbudza dobro, koi cierpienie, pociesza, jest najlepszym lekarstwem dla duszy – czyli jest działaniem na rzecz drugiej osoby w taki sposób, aby to, co najlepsze, w niej rozkwitło. Zagraj ze mną… czyli bądź ze mną a wówczas będzie nam raźniej iść przez życie, dokonywać dobrych wyborów życiowych, zmagać się z trudnościami, problemami, bolesnymi wspomnieniami, zmieniać je na lepsze. Miłość ma swoje źródło w Bogu, który jest miłością. To On otwiera przed nami drzwi, daje nam możliwości wyboru. Ta opowieść powstała właśnie z miłości do Boga. Autor w sposób nienachalny i delikatny, subtelny o Nim mówi. Boski akcent pojawia się w życiu uczniów. Niektórzy wierzą w Boga, uczęszczają na lekcje religii i na spotkania oazowe. inni wierzą, ale nie praktykują, bo nie wynieśli tego z domów rodzinnych. Osadzenie akcji powieści w Kielcach, na Karczówce, w pięknych Górach Świętokrzyskich sprzyja medytacjom, modlitwie, refleksjom nad życiem.

Droga z każdą chwilą stawała się coraz bardziej kamienista. Dziwnie wyglądały potężne drzewa, z konarami szukającymi podłoża. Wyciągały swoje drewniane palce, wciskając je między głazy. Im wyżej wchodzili, tym bardziej korony drzew przypominały malarską paletę, na której ktoś przez nieuwagę rozlał żołtopomarańczową barwę, tworząc na niej kolorowe zacieki. Miejscami nie dało się nawet ocenić, czy to jeszcze kolor bladej moreli, czy też dyni. A może to bursztyn z zielonymi plamami? Im głębiej sięgała wzrokiem, tym las wyglądał na bardziej niedostępny. Powalone i zbutwiałe pnie porośnięte były przez wielkie paprocie.

Spacerujemy ulicami miasta, podziwiamy zabytki, szukamy śladów Żeromskiego i Sienkiewicza, zaglądamy do kościołów, wyprawiamy się na szlaki górskie, poznajemy historię relikwii św. Krzyża, kapliczki na szlaku,  ciekawe legendy związane ze źródełkami o cudownej mocy wody.

Przenosimy się także do klasztoru na Karczówkę i do Klasztoru Karmelitów Bosych w Czernej ze słynnym obrazem Matki Bożej Szkaplerznej w Sanktuarium i relikwiami św. Rafała Kalinowskiego, który za życia miał niezwykły dar jednania grzeszników z Bogiem i przywracania spokoju sumienia. To za wstawiennictwem tego właśnie świętego  jeden z bohaterów skrzywdzony i niezrozumiany przez dorosłych nie stracił wiary w Boga, tylko wstąpił do klasztoru. Książka nie omija bowiem bolesnych tematów kościoła. Każdy z osobna i instytucje muszą sobie z tym poradzić. Ucieczki od tego nie ma.  

Robert D. Fijałkowski snuje opowieść o losach kilkorga ludzi, którzy niespodziewanie spotkali się w kieleckim liceum, niezwykłej placówce oświatowej. Niełatwo jest zachować proporcje między wychowaniem, moralnością a wolnością konieczną do wzrostu młodego człowieka. Miał tego świadomość dyrektor szkoły – człowiek z charyzmą, pasjonat historii i myśli pedagogicznej. Uczniowie uwielbiali dyrektora, nazwali go Don Kichotem i podarowali mu grafikę przedstawiającą karykaturę rycerza, którą powiesił nad biurkiem.

Rycerz siedzący na utrudzonym koniu spoglądał w dal na skrzydła wiatraków. Nieco z boku stał jego giermek. Niski, przysadzisty jak sługa dzielnego hobbita z twarzą tak sugestywną, tak pełną pasji, wiary i sensu. Bez wątpienia na tej rycinie była to postać pierwszoplanowa.

Przy stole dyrektorskim często toczyły się bitwy, które okazywały się walką z wiatrakami. Stąd też jego celem podczas czteroletniej edukacji było uświadomić uczniowi, gdzie są te wiatraki, z którymi usiłuje walczyć. Pragnął też nauczyć młodych ludzi myślenia. Był bowiem przekonany, że jest to najważniejsza zdolność, jaką powinni posiąść w szkole. Od młodych ludzi również wiele się uczył. Potrafił przyznać sie do błędu. Młodzież stała za nim murem, bowiem traktował ich zawsze podmiotowo. To, co spotyka Don Kichota jest swego rodzaju manifestem jednostki w systemie: „Chciałem pokazać, że szkoła nie może kojarzyć się z ograniczeniami, które notabene, są niejednokrotnie wytworem złych wyobrażeń”. Potrzebował do tego zespołu pedagogicznych fachowców, zatroskanego o młodzież, nauczycieli twórczych, pełnych inwencji, mających doskonały kontakt z młodzieżą. I to mu się udało. Zależało im bardzo na zbudowaniu nowego wizerunku szkoły, pod każdym względem bezpiecznej, ale i otwartej. Jak dobrze, że powieść ujrzy światło dzienne w momencie, w którym toczą się dyskusje na temat reformy szkoły.

Wychowanie to zawsze jeden wielki eksperyment. Każdy człowiek jest przecież inny, a wszelka teoria i studia w którymś momencie dają jedynie zdolność do samokrytycznego myślenia. Do osobistego szukania odpowiedzi, które nie są oczywiste…

Pracę w kieleckim liceum rozpoczęła Julia, nauczycielka języka angielskiego, która uciekała od bardzo trudnych i bolesnych wspomnień związanych z jej wcześniejszą pracą w interwencyjnym ośrodku dla chłopców. Czy ta zmiana uciszy, zagłuszy w niej wyrzuty sumienia? Bohaterka wybrała samotność a pragnęła nowego życia. „I teraz zamierza trwać w starej sukni, która do tej nowości zupełnie nie pasuje”. Julia marzyła o miłości, ale czy jej serce przepełnione bólem jest do niej zdolne? A przecież fascynował ją dyrektor, tajemniczy Krzysztof jako przystojny mężczyzna o otwartym umyśle i sercu przepełnionym pasją, jej przewodnik po pięknych okolicach. Od pięciu lat był sam. Nie lubił jednak opowiadać o sobie. Tajemnica to jego drugie imię. Czy wyprawa w góry pomoże obojgu znaleźć odpowiedź na pytania: dokąd idziesz? jakie drzwi chcesz otworzyć?

Trzeba resztę zostawić Bogu. To On przecież jest źródłem i chęci, i działania. Miłość wcale nie jest tu wyjątkiem.

Do klasy maturalnej dołączyła rudowłosa Elena. Ta skromna dziewczyna zachowywała się tak, jakby chciała się schować w tłumie. Przeprowadziła się z mamą z Gdańska. Czy zmiana miejsca i zacieśnienie relacji z mamą sprawią, że dziewczyna dostrzeże w sobie kobiecość? Na polecenie wychowawcy zaopiekował się dziewczyną Hieronim, przystojny i tajemniczy chłopak o oczach pełnych smutku, do którego wzdychały prawie wszystkie dziewczyny w szkole. Julia i Elena były tu nowe, i wszystko dookoła było tu dla nich nowe. Obie zagubione, więc powinny się trzymać razem. Na kartach powieści obserwujemy jak Elena i Hieronim dojrzewają do miłości, krok po kroku pokonując piętrzące się trudności. Pomoże im w tym muzyka… Czy Julia widząc to, też otworzy swoje serce na miłość? Czy uda się jej uporać ze zwątpieniem w siebie i przebaczyć sobie samej?

„Zagraj ze mną miłość” to opowieść o emocjach i uczuciach, których całą feerię Autor tak cudownie namalował słowem. Pisarz sporo miejsca poświęcił na przedstawienie miłości, która rodzi się po trudnych doświadczeniach i obserwacjach. Julia była świadkiem dramatu. Tragedii tak dalekiej, tak przeciwnej miłości. Otwarcie się na prawdziwe, czyste uczucie nie jest proste. Ale czytelnik zyskuje nadzieję na to, że możliwe. Czytelnik pragnie, by Julia stała się Dulcuneą.  Czy autor spełni to życzenie? Tego dowiecie sie z lektury.

Zagraj ze mną miłość. I inne melodie. Przyjaźń, ale i tęsknota, bezsilność, samotność, ból po rozstaniu. Zemsta. Pasja do muzyki i do tańca. Zachwyt nad pięknem natury. Postaci poruszają się w takt tego, co towarzyszy nam w codzienności. Tego, co dobre i budujące oraz tego, co złe, co burzy.

Co trzeba zrobić, aby się szczęśliwie zakochać? Odpowiedź na to pytanie znajdziesz w powieści.

„Herbaciane róże” – Beata Agopsowicz (patronat Mamy Dropsa)

Read More
herbaciane róże 3d - okładka

Beata Agopsowicz, Herbaciane róże, Wydawnictwo eSPe 2024.

Patronat Mamy Dropsa

Tekst powstał w ramach współpracy z Wydawnictwem.

Znam i bardzo sobie cenię twórczość Beaty Agopsowicz. Patronowałam jej kilku powieściom. To zawsze dla mnie ogromna radość i zaszczyt. Dzisiaj mam ogromną przyjemność podzielić się garścią refleksji po lekturze najnowszej, boskiej książki „Herbaciane róże”.

Jakże często zapominamy, że to Bóg ma plan na nasze życie, ale nam go nie narzuca i nie zmusza do niczego. Pyta o nasze plany i poprzez różne wydarzenia pokazuje nam, czy idziemy w dobrą, czy złą stronę. Pomaga nam wskazać właściwą drogę, jeśli tylko tego chcemy. On podarował człowiekowi miłość i wolność. Ks. Pawlukiewicz powiedział w jednej z homilii, że z Bogiem jest jak z GPS-em  – mamy punkt początkowy i punkt końcowy, ale możemy się po drodze pogubić, więc On oblicza nam nową trasę. To nie zawsze będzie prosta droga, często kręta i wyboista, ale zawsze poprowadzi nas do Niego i do miłości. Silniejsi wspólnymi, różnorodnymi doświadczeniami jesteśmy gotowi budować nową, głęboką relację i z Bogiem, i z drugim człowiekiem.

Jak czytamy w opisie wydawcy, „Herbaciane róże” to poruszająca i pełna życiowej mądrości opowieść o zwyczajnej rodzinie, w której niezwykłej historii wiele czytelniczek i czytelników może odnaleźć siebie. Katarzyna i Krzysztof to małżeństwo z prawie trzydziestoletnim stażem wspólnego życia opartym raczej na przyzwyczajeniu i zdrowym rozsądku, gorąca miłość do nich nie przyszła, więcej ich dzieliło niż łączyło. Kasia podjęła decyzję o małżeństwie z rozsądku i ze strachu przed samotnością, a Krzysztofa zeswatali z nią rodzice. Zabrakło romantyzmu nawet podczas oświadczyn. Nawet córka Pola, która pojawiła się w ich życiu po siedmiu latach, nie zmieniła ich życia. Otoczyli ją nadmierną opieką, kontrolowali niemalże na każdym kroku, wyznaczając jej niejako ścieżkę życia. Spontaniczny wyjazd córki do Krakowa doprowadził do szeregu dramatycznych zdarzeń, wywrócił pozornie idealne życie rodziny do góry nogami, okazało się wielką fikcją od początku do końca. Skrywana przez lata tajemnica dotycząca Poli ujrzała światło dzienne.

Wtedy Bóg postawił na drodze rodziny księdza Sylwestra, który w odpowiednim momencie pojawiał się w ich domu, by porozmawiać lub za pomocą homilii docierał do ich zranionych serc. Bóg  – specjalista od happy endów, łaskawy Lekarz zranionych dusz, Pocieszyciel, najlepszy i wszechmocny Ojciec. Tylko on może im pomóc, jeśli taka będzie ich wola. Dzięki rozmowom z księdzem małżonkowie poznawali swoje spojrzenie na historię ich życia. Coś nadprzyrodzonego pojawiało się w każdej wizycie.  

Każdy z nas został kiedyś zraniony. Żyjemy wśród ludzi, a ludzie nie są idealni. jedni ranią nas, drugich ranimy my. Czy jest sposób, by te wszystkie zranienia zabliźnić i by te blizny nie przeszkadzały nam w życiu? My potrafimy co najwyżej przykryć je jakimś przypadkowym plastrem, ale czy to pomoże? Nie wiemy, co się do tych ran dostało, nie potrafimy ich oczyszczać. Bóg to umie. – Ksiądz z uśmiechem spojrzał na zgromadzonych w kościele, a ręką wskazał na tabernakulum.

Czy Katarzyna i Krzysztof znajdą balsam na stare i jątrzące się latami rany w ich duszach? Czy pomimo trudnych doświadczeń uratują miłość, która jest niezbędna do szczęścia?

Bezradna, samotna, obca, porzucona, totalnie rozbita Pola i lawina pytań w jej sercu. Ks. Seweryn poradził dziewczynie, żeby wyjechała, nabrała dystansu i spojrzała na wszystko z innej perspektywy, co pomoże jej zrozumieć intencje rodziców. W Krakowie poznany podczas wakacji  Patryk pomoże Poli a tym samym da się jej poznać z tej właściwej strony. Zdejmie maskę, da się poznać jako młody mężczyzna, samotny, odrzucony i spragniony miłości. Chciał być dla kogoś ważny. Miał nadzieję, że znajdzie dziewczynę, która obdarzy go prawdziwą miłością. Nie chciał, by mu okazywano litość i współczucie. Doświadczenia życiowe utwierdziły go w przekonaniu, że przynosi, przyciąga wszelkie nieszczęścia. Czy to się kiedyś odmieni? Czy Pola i Patryk uwierzą w prawdziwą miłość? Czy zmienią podejście do życia?

Powieść czyta się szybko, wręcz pochłania. Akcja toczy się dwutorowo, co wzmaga ciekawość, co dalej. Pojawił się bowiem wątek Ewy i Sebastiana z 1997 roku. Jaki miał on związek z wątkiem rodziny? Emocje z każdym rozdziałem się wzmagały, zwroty akcji zaskakiwały. Każde pojawienie się wspaniałego ks. Seweryna to jak mały cud w życiu bohaterów. Z rozsypanych puzzli powoli zaczęła się wyłaniać właściwa historia rodziny, w miarę postępu zmian, czyli Bożego działania.

W każdym małżeństwie przychodzą trudniejsze chwile. Emocje, zakochanie… to wszystko mija. Zostaje zaś wola, że chce się ze sobą budować wspólnotę po to. By każdemu z małżonków, a potem także dzieci, po prostu dobrze się żyło. Małżeństwo to jest decyzja, którą świadomie trzeba podejmować każdego dnia, nawet jeśli nie jest idealne jak w filmie. Czasem wymaga to przebaczenia sobie i współmałżonkowi. Przebaczenie to jeden z takich plastrów, które Bóg nam podsuwa. Pod takim plastrem wzajemne zranienia goją się najlepiej.

Czy tego właśnie potrzebowali bohaterowie? Rodzina Bogiem silna to ta, w której wdzięczność i przebaczenie stanowią podwaliny relacji. Są potrzebne do rozwiązywania problemów, otwierania się na drugiego człowieka, zbudowania zdrowych i trwałych relacji a następnie ich zacieśniania, pielęgnowania więzi, wzajemnej miłości oraz dążenia do szczęścia. Szczera rozmowa, drobne gesty mogą zdziałać wiele. Ucieczka od problemów nic nie da, tylko stworzy nowe. Nigdy też nie wolno tracić nadziei na piękne życie.

Tytułowe herbaciane róże pojawiają się kilkakrotnie w powieści. To ulubione kwiaty żony i córki. Wręczone Kasi przez Krzysztofa wyrażały wdzięczność za trzydzieści lat wspólnego życia i prośbę o przebaczenie.

Wdzięczność i przebaczenie to dwa klucze do większości ludzkich serc. Czy do twojego także? Pamiętaj, że po każdej burzy wychodzi słońce.

On twoje życie nasyca dobrami:

Odnawia się młodość twoja jak orła.

Ps 103

„Kto naprawi naszą miłość?” – Małgorzata Lis (patronat medialny Dropsa)

Read More
kto naprawi naszą miłość 3d przód

Małgorzata Lis, Kto naprawi naszą miłość?, Wydawnictwp eSPe 2023.

Patronat medialny Dropsa Książkowego

„Ja, Robert, biorę Ciebie Edytę za żonę i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci”.

„Ja, Edyta, biorę Ciebie Roberta za męża i ślubuję Ci: miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci”.

Tak zaczęła się małżeńska droga Edyty i Roberta, głównych bohaterów nowej powieści z cyklu „Opowieści z wiary” Wydawnictwa eSPe. „Kto naprawi naszą miłość?” to ich historia. Historia ich małżeństwa, które skończyło się słowami: romans, ciąża, wyprowadzka. Koniec. Ale… Czy na pewno to koniec? A może paradoksalnie początek?

Popularne jest stwierdzenie, że kiedyś zepsutych rzeczy nie wyrzucało się do kosza, tylko naprawiało. Wielokrotnie w internecie można znaleźć je w kontekście relacji damsko-męskich, zwłaszcza małżeństw. Dziś rozwody nikogo nie dziwią i są często występującym wątkiem w powieściach obyczajowych. Małgorzata Lis w swojej nowej książce poszła o krok dalej. Nie skupiła się na procedurze rozwodu, na podziale majątku, na spotkaniach u adwokata. Pokazała to, co dzieje się w sercach i umysłach tych, którzy rozwód biorą i tych, którzy na rozwodzie cierpią najmocniej – czyli dzieci.

Co jest przyczyną rozstania Edyty i Roberta? Bezpośrednim zdrada. Pośrednim? Obojętność na drugiego człowieka. Zniechęcenie codziennością i rutyną. Branie na siebie zbyt wielu obowiązków i brak wsparcia w obowiązkach. Przekładanie ról matki i pracownicy, ról ojca i pracownika nad rolę żony i męża. Wyprowadzka Roberta nie musi jednak oznaczać definitywnego końca małżeństwa. To sprawdzian tego, na jakich podstawach zbudowali swoją relację – na piasku czy na skale.

Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.

Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a wielki był jego upadek.

fragment ewangelii według św. Mateusza

„Kto naprawi naszą miłość?” to opowieść nie tylko o relacjach między małżonkami, ale także między nimi a dziećmi, które podobnie jak rodzice próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której tata jest gościem w domu lub oni gościem w jego domu. Rzeczywistości, w której na miejscu mamy pojawia się ciężarna kobieta. Pojawia się bunt, niezrozumienie. Na swoje dziecięce sposoby trójka pociech sygnalizuje, że nie zgadza się z nowym ładem, a właściwie kompletnym brakiem ładu w rodzinie. Pogorszenie zachowania, ocen, niechęć do kontaktów z ojcem, kłótnie z matką – wyładowują negatywne emocje i w domu, i w szkole.

Kreśląc historię Edyty i Roberta, którzy przed ołtarzem zapewniali się o miłości i wierności do końca życia, Małgorzata Lis przypomina czytelnikom, jak ważny do budowania na skale jest sakrament małżeństwa. To fundament domu. Mając relację z Bogiem, małżonkowie mogą budować relację między sobą. A jeśli relacja małżeńska się pogarsza, niczym uczniowie podczas silnej burzy na jeziorze mogą krzyczeć: „Panie, ratuj nas, toniemy!”. I tego ratunku oczekiwać. Pan Bóg rzuca koło ratunkowe i to od człowieka zależy, czy po nie sięgnie i w jakim tempie przypłynie do spokojnego brzegu. Potrzeba cierpliwości i uważności, by to koło zauważyć. Jak? Wsłuchać się w serce, które dzięki modlitwie innych zaczyna słyszeć inaczej…

Powieść gorąco polecam nie tylko wierzącym małżeństwom. To lektura, która powinny trafić na półki par, narzeczonych czy singli, którzy w przyszłości pragną budować dom na skale. Historia Edyty i Roberta pokazuje, że nigdy nie jest za późno, by zacząć. Na nowo. I jeszcze raz. By naprawiać miłość.

Na koniec zostawiam tekst piosenki Pawła Domagały. „Dom na skale”:

Widziałem burzę, co gasiła miłość,
Tak trudno się nie bać,
Tak trudno się nie bać,
Słyszałem też obietnicę, których dzisiaj już
Nie wspomina nikt,
Tak trudno się nie bać,
Tak trudno się nie bać.

Ale dzisiaj Ty i ja
Budujemy nowy świat, nowy świat,
Nowy ład Ty i ja.
Od dzisiaj Ty i ja
Budujemy nowy świat, nowy świat,
Nowy ład Ty i ja.

Ty i ja,
Zbudujemy dom na skale.
Ty i ja,
Zbudujemy dom na skale.
I on będzie stał,
Bo choć przyjdzie burza, musi przyjść,
Tylko zwieje kurz i oczyści nas,
Bo ty i ja,
Budujemy dom na skale,
Dom na skale.

Wiem widziałaś też jak nagle kończy się,
Co miało wiecznie trwać,
Jak miałaś się nie bać,
Jak miałaś uwierzyć.
Gdy myślałem już, że zawsze będzie tak,
Spotkałem Ciebie, spotkałaś mnie,
Wszystko można odmienić,
Wszystko może się zmienić.

Bo dzisiaj Ty i ja
Budujemy nowy świat, nowy świat,
Nowy ład Ty i ja.
Od dzisiaj Ty i ja
Budujemy nowy świat, nowy świat,
Nowy ład Ty i ja.

Ty i ja,
Zbudujemy dom na skale.
Ty i ja,
Zbudujemy dom na skale.
I on będzie trwał,
Bo choć przyjdzie burza, musi przyjść,
Tylko zwieje kurz i oczyści nas,
Bo ty i ja,
Budujemy dom na skale,
Dom na skale.

Ja będę domem twym na skale,
Ja będę domem twym na skale,
Na skale…

Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem eSPe.

„Serce na Kaszubach” – Daria Kaszubowska (recenzja przedpremierowa)

Read More
serce na kaszubach 3D

Daria Kaszubowska, Serce na Kaszubach, Wydawnictwo eSPe 2023.
Premiera: 13 marca
Patronat medialny Dropsa Książkowego

serce na kaszubach - okładka wpisu

„Kocham” to najtrudniejsze słowo świata.

Ten cytat to najpiękniejsze i najbardziej trafne podsumowanie tej powieści. „Serce na Kaszubach” Darii Kaszubowskiej nie jest bowiem kolejną lekką powieścią romantyczną, o której zapomina się zaraz po odłożeniu na półkę. To historia dwojga ludzi z dwóch różnych światów, którzy każdego dnia uczą się miłości – do siebie wzajemnie, do Boga, do świata, do siebie samych. To historia o tym, jak wiele miłość od nas wymaga. To historia o tym, jak wiele miłość nam daje. Jeśli tylko chcemy podjąć jej trud…

Gdyby nie deszcz, Kamila i Bruno mogliby się nie spotkać. Przecież pochodzą z dwóch różnych światów… Ale w życiu nie ma przypadków. Dla Boga nie ma przypadków. Zadbał, by tych dwoje połączyły krople deszczu. Wraz z nimi spłynęła na nich miłość od pierwszego wejrzenia. Wraz z nimi spłynął na nich trud walki o tę miłość.

Agnostyczka i katolik, na pierwszym miejscu stawiający wiarę i rodzinę. Singielka z wielkiego miasta związana z branżą marketingową i naukowiec pracujący nad doktoratem. Różni ich wiele, jeszcze więcej łączy. Wzajemnie poznają swoje światy, inspirując się wzajemnie. Na nowo odkrywają swoją tożsamość i budują systemy wartości. Wspólne życie nie jest jednak usłane różami – światopoglądowe i wyznaniowe różnice sprawiają, że na drodze Kamili i Bruna nie brakuje kolców. Czy każdy z nich uda im się ominąć tak, by wzajemnie nie pokaleczyć serc i dusz?

„Serce na Kaszubach” należy do cyklu „Opowieści z wiary” Wydawnictwa eSPe. W powieści ważny zatem jest wątek wiary. To Bruno jest postacią ufającą Bogu w każdej sytuacji – jednak postawę całkowitego oddania poprzedziły trudne lata, czego się nie wstydzi. Kamila trzyma się z dala od Kościoła. Bruno stara się przed nią uchylać jego drzwi. Pokazuje Ojcowskie Oblicze Boga i wierzy w ogrom Miłosierdzia. Nie robi jednak tego nachalnie – po prostu jest wierny wyznawanym wartościom i religii. Daje świadectwo. Tylko tyle. W dzisiejszych czasach aż tyle…

W książce nie brakuje jednak zmysłowych fragmentów – to, co ludzkie, nie jest bohaterom obce.

W recenzji tej powieści nie sposób nie wspomnieć o Kaszubach, które obok postaci Kamili i Bruna są bohaterami powieści. Krajobrazy, język, lokalna społeczność – Autorka, Kaszubka z krwi i kości, zabiera nas w podróż właśnie w swoje rodzinne strony. Malowniczym językiem opisuje przyrodę. Umiejętnie między polszczyznę wplata tamtejszy język, nie zapominając o przypisach. Przybliża nam tamtejsze obyczaje i tradycje. Razem z Kamilą poznajemy kulturę małej ojczyzny jej ukochanego. Cudowna podróż – Autorka, jednocześnie Przewodniczka, pisała ją, posługując się kompasem zaklętym w sercu. Czuć to w każdym zdaniu poświęconym Kaszubom.

I w pozostałych fragmentach język jest bardzo dopracowany. Emocje, uczucia, wartości – Daria Kaszubowska zanurza swoje pióro w tym, co najważniejsze. Nie brakuje też elementów humoru i ironii. Kreuje postaci z krwi i kości – w książce nie ma bohaterów idealnych. Są ludzie. Przybliżając postaci, maluje dla czytelnika obrazy miłości, wiary i nadziei.

„Serce na Kaszubach” to powieść dla romantycznych dusz, które w życiu kierują się – albo próbują, upadając i podnosząc się – chrześcijańskimi wartościami. Autorka zabiera nas w podróż do malowniczego zakątka Polski oraz do zakątków duszy i serca człowieka. To historia nieodkładalna – finał, tak jak w życiu, ciężko jest przewidzieć…

Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem eSPe.

„Namaluj mi anioła” – Małgorzata Lis (patronat medialny Dropsa)

Read More
namaluj mi anioła recenzja

Małgorzata Lis, Namaluj mi anioła, Wydawnictwo eSPe 2022.
Patronat medialny Dropsa Książkowego

Przypadek? Nie sądzę. Nie wierzę w przypadki. To, co inni nazywają przypadkami, dla mnie jest działaniem Anioła Stróża. Tak, wierzę w anioły. Te zsyłane przez Boga ze skrzydłami i aureolą oraz tych z dwiema rękami i nogami, otwartym sercem i szczerym uśmiechem. Wierzę w to, że anioł ukryty jest w drugim człowieku. Takie anioły maluje w swojej szóstej powieści Małgorzata Lis.

Historia miłości ze stanu wojennego zaklęta na kartach pamiętnika i uwieczniona na pewnym obrazie, przeplata się z historią spotkań nieprzypadkowych w podlaskiej wiosce. Dziennikarka, fotograf, artysta. Ich losy splatają się dzięki aniołom. Myślą, że tym z obrazów. Czy tylko? Ktoś miał plan na życie tej trójki. By właściwie go odczytać, trzeba jednak zaufać, otworzyć się na drugiego człowieka i miłość. Czy Angelika, Gabriel i Serafin poczują dotknięcie anielskich skrzydeł?

Małgorzata Lis pod szyldem „Opowieści z wiary” stworzyła opowieść z codzienności. O młodych, pogubionych ludziach, którzy radości i pokoju serca szukają nie tam, gdzie powinni. O rodzinnych tajemnicach skrywanych w pamiętnikach i pawlaczach. O matkach i ojcach, którzy noszą w sercu tęsknotę. O aniołach – tych prosto z nieba, i po prostu ludziach, którzy są naszymi aniołami na ziemi.

Czy „Namaluj mi anioła” – historia dyktowana i utkana wiarą Autorki – jest tylko dla katolików? Nie. Nie wszyscy bohaterowie tej książki są gorliwymi wyznawcami Chrystusa. Wręcz przeciwnie, kroczą zupełnie innymi ścieżkami, odpychając od siebie małe i wielkie cuda, nie dopuszczając do głosu aniołów. Może więc czytelnik, który nie widzi bliskości Boga na co dzień, dzięki lekturze poczuje dotknięcie anielskich skrzydeł? Warto spróbować.

Czy powieść czyta się szybko? I tak, ze względu na dobry styl Małgorzaty Lis, ciekawe opisy i dynamiczne dialogi, interesujące nawiązania do sztuki, i nie, ze względu na liczne tematy do refleksji, fragmenty Pisma Świętego, nad którymi warto się pochylić. To nie jest zwykłe czytadło na długie, jesienne wieczory. „Namaluj mi anioła” to przepiękny krajobraz ludzkich uczuć i emocji, namalowany anielskim piórem pełnym wiary. Wiary w Boga, w drugiego człowieka, w anioły stąpające po ziemi. Dziękuję za to, że mogłam go podziwiać na sztaludze ukrytej w kartkach i dzielić się nim z moimi Czytelnikami.

Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem eSPe.

„Gdzie jesteś, bracie?” – Magdalena Mikutel (#MamaDropsaCzyta)

Read More
gdzie jesteś bracie 3d

Magdalena Mikutel, Gdzie jesteś, bracie?, Wydawnictwo eSPe, 2022.
#MamaDropsaCzyta

2 września miała miejsce premiera powieści Magdaleny Mikutel „Gdzie jesteś, bracie? Powieść o miłości, która czyni cuda”. Jest to kontynuacja książki „Mój syn”. Lektura tych książek na długo pozostanie w moim sercu.

Witek Kochanowski, bohater powieści debiutanckiej autorki, to syn znanych adwokatów, który uważa, że nie nadaje się do zawodu prawnika, rezygnuje ze studiów i zdesperowany postanawia zacząć swe życie od nowa. Pomógł mu w tym dzwonek do drzwi i mały synek pozostawiony na wycieraczce przez jego matkę. Odtąd jego życie jest pełne niesamowitych wydarzeń. Spotyka na swojej drodze ludzi, którzy mu pomogą odkryć, że do pełni szczęścia prowadzi niełatwa droga, pełna zakrętów, życiowych burz z huraganem. To wszystko sprawia, że ateista wkracza na Bożą drogę a Bóg ma wobec niego swój plan. Dzięki Niemu, przyjaciołom i babci Laurze kroku po kroku staje się świadomym swoich pragnień, celów, marzeń. Wystarczyło zaufać i uwierzyć.

„Gdzie jesteś, bracie?” to pełna emocji opowieść o sile przyjaźni czworga bohaterów, kroczących Bożą drogą. Witek, Paweł, Marta i Aniela zdają sobie sprawę z tego, że to dopiero początek niezwykłej rewolucji, jaką Bóg przygotował w ich życiu. Dla Witka, głównej postaci, to przygotowanie do przyjęcia chrztu świętego przez niego i jego synka Jurka, walka jako ojca z niepełnosprawnością syna, odkrywanie nowej pasji i kroczenie całkiem nową drogą miłości zmierzającą do realizacji marzeń. Jego ziemskimi fundamentami są relacje z Anielą i Pawłem, który podobnie jak przyjaciel walczy. Paweł walczy o własne zdrowie, próbuje odzyskać utraconą, wielokrotnie, sprawność – i ciała, i ducha. To on jest przewodnikiem Witka po Boskich ścieżkach i swoją postawą daje świadectwo wiary mimo wszystko.

Magdalena Mikutel pyta w imieniu czytelników: „Gdzie jesteś, bracie?”. Kim jest brat? To zależy od nas, od tego, jak zinterpretujemy losy bohaterów i jak utożsamimy je z własnym życiem. Autorka nic nam nie narzuca, nie mówi, że mamy żyć tak czy tak. Ona po prostu pokazuje różne możliwości kroczenia drogą. Ona, i jej postaci, wybierają Boską ścieżkę. Łatwą? Nie. Bardzo trudną, ale taką, która przynosi owoce. Czytelnik ma możność zaobserwowania przemiany w wielu aspektach życia, a przede wszystkim na umacnianiu się ich wiary w Boga na modlitwie, spotkaniach wspólnoty. Kierują się przykazaniem miłości w pełnym jego znaczeniu. Patrzą nie tylko na Boga, ale zgodnie z Jego wolą na bliźniego. Niosą bezinteresowną pomoc, wspierają, są. Po prostu są, by dodać otuchy, odwagi i być bratem lub siostrą. By każdy, kto zapyta: „Gdzie jesteś, bracie?” otrzyma niezwłocznie odpowiedź: Tu jestem, czekam na Ciebie, jestem z Tobą, cieszę się, że jesteśmy RAZEM. Razem przejdziemy przez życie.

Powieść przeczytałam w dwa dni. Jej atutem są świetna kreacja bohaterów i język – pełen emocji, obrazowy, ale – mimo boskich akcentów – nie patetyczny. Jej siła? Życiowe perypetie postaci, świetnie ukazane, nie zawsze łatwe, relacje między pokoleniami, ogromne uczucia, tocząca się na moich oczach walka: dobra ze złem, miłości ze strachem, wiary z trudnościami.

„Gdzie jesteś, bracie?” to historia o różnych obliczach miłości malowana życiem i o sile przyjaźni, która potrafi przenosić góry. Daje nadzieję w każdym aspekcie życia. Bo przecież dla Boga nie ma nić niemożliwego…

We współpracy z Wydawnictwo eSPe