Maria Paszyńska swoją powieścią oddała hołd walczącym warszawiankom. Dała wyraz swojemu patriotyzmowi. Miłości do ojczyzny, którą nazywają Polska. Miłości do ojczyzny, którą nazywają Warszawa. Wreszcie miłości do ojczyzny, którą nazywają liceum im. Juliusza Słowackiego.
Jak przebiegały prace nad książką? Która z bohaterek jest najbliższa Autorce? Zapraszam do lektury wywiadu z Marią Paszyńską!
Kim są tytułowe dziewczyny ze Słowaka?
Całkiem zwyczajnymi dziewczynami w różnym wieku, które w chwili próby wykazały się niecodzienną odwagą, determinacją, ofiarnością i męstwem. „ Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Dziewczęta okazały się jednostkami sprawczymi, a jednocześnie nie pozbawionymi wątpliwości, żyjącymi według zasady „bój się i działaj”. Są bohaterkami w pełnym znaczeniu tego słowa. Reprezentantkami całego pokolenia dzielnych walecznych Polek. Dziewczynami takimi jak my…
„Ta historia zbyt długo czekała na opowiedzenie”. A jak długo dojrzewała w Tobie, by wydać tak piękny, literacki owoc?
Sam proces twórczy zajął mi około roku. Początki tej powieści sięgają grudnia 2022 roku. Uczestniczyłam wówczas w obchodach setnej rocznicy nadania mojej szkole imienia Juliusza Słowackiego. Pani Dyrektor, Agata Dowgird, wygłosiła wówczas bardzo poruszające przemówienie, które zakończyła wyrażając nadzieję, że ktoś kiedyś napisze kobiecą wersję „Kamieni na Szaniec” i opowie o bohaterskich dziewczynach z liceum im. Juliusza Słowackiego w Warszawie. Nasze spojrzenia się spotkały i wiedziałam już co musi się stać.
Jak wyglądała praca nad powieścią? Skąd czerpałaś materiały? Co było najtrudniejsze?
Zadanie miałam o wiele łatwiejsze niż zwykle, gdyż katorżniczą pracę nad zgromadzeniem materiałów dotyczących dziewczyn wykonała pani wicedyrektor Tatiana Szott wraz z zespołem. Od lat gromadzili i porządkowali biogramy absolwentek i pracowników liceum, a ja mogłam garściami czerpać z ich wiedzy. Dodatkowo udostępniono mi dawne kroniki szkolne, pamiętniki dziewcząt, gazetki szkolne, zdjęcia. Mi pozostało jedynie przeczytać i przeanalizować ten materiał źródłowy. Najtrudniejsze natomiast było dokonanie wyboru dziewcząt, których losy opiszę dokładniej. Wierz mi, historii wartych opowiedzenia było przynajmniej kilkadziesiąt. Bardzo bardzo trudno było mi dokonać wyboru. Jest on zatem całkowicie subiektywny i ktoś inny mógłby wybrać całkiem inaczej. Wybrałam jednak te opowieści, które najmocniej mnie poruszyły.
Która z bohaterek książki jest Ci najbliższa?
W każdej z nich odnajduję jakiś fragment siebie, ale najwięcej tych zgodnych puzzli mam zdecydowanie z Ewką Matuszewską.
Ewka Matuszewska ps. „Mewa” była osobą niezwykle zdeterminowaną. Wyznaczała sobie jasne cele i je realizowała. Zawsze wiedziała czego chce. Po maturze zamiast od razu podjąć studia na wymarzonej medycynie, za zgodą rodziców wyjechała całkiem sama do Londynu. Dziś gap year nie jest dla nas czymś egzotycznym, lecz przed wojną był traktowany jako coś zupełnie niezrozumiałego. Przyjaciółki matki Ewki roztaczały przed nią straszne wizje przyszłego losu jej córki. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Ewka była osobą odpowiedzialną, głęboko mądrą i zdyscyplinowaną wewnętrznie. Tak jak ja kochała góry i koszykówkę. Uprawiała też wioślarstwo.
Mam wrażenie, że całe jej życie, tysiące małych codziennych wyborów doprowadziły ją do tego ostatecznego, który podjęła 26 września 1944. Miała wtedy zaledwie dwadzieścia pięć lat…
Gdy Maria Paszyńska słyszy słowo „patriotyzm”, myśli…
To skomplikowane pytanie. Słyszę ukryte w tym słowie znaczenie definicyjne, czyli miłość do Ojczyzny. Tyle, że określenie czym ona dokładnie jest, jak się wyraża, nie jest już takie proste. Wpaja się nam wizję miłości jako czegoś przede wszystkim wzruszającego, uskrzydlającego, wzbudzającego emocje, a ja jestem pozytywistką. Dla mnie miłość przejawia się w czynach. W codziennej pracy, budowaniu, dbaniu, zdobywaniu wiedzy, wybieraniu tego co słuszne, choć niekoniecznie wygodne, rezygnowaniu z siebie dla jakiegoś większego dobra.
Czy ta książka jest dla Ciebie wyrazem miłości do Małej Ojczyzny, czyli Warszawy?
Każda książka, w której akcja toczy się w moim mieście jest dla mnie szczególna. Jako adopcyjne dziecko Warszawy jestem z nią mocno związana i gdy tylko mam możliwość staram się odkrywać przed innymi jej piękno, barwne i dramatyczne losyu. „Dziewczyny ze Słowaka” są jednak przede wszystkim hołdem złożonym miejscu, które przez cztery wspaniałe lata było moim drugim domem(nie ma w tym krztyny przesady!). Kochałam moje liceum i jestem szalenie wdzięczna, że dane mi było opowiedzieć fragment historii tej szkoły. Bo jak śpiewał Kaczmarski „…to w końcu jedno i to samo drzewo”. Bardzo mocno czułam tę międzypokoleniową łączność w trakcie pracy nad tą książką. Miałam wrażenie jakbym opowiadała historię kogoś bardzo bliskiego, mimo iż nigdy nie udało mi się go poznać. Jakbym opowiadała dzieje zmarłej przed moimi narodzinami babki czy ciotki. Niezwykłe doświadczenie!
Dziękuję za rozmowę!