„Dziewczyny ze Słowaka” – Maria Paszyńska

dziewczyny ze słowaka 3d

Maria Paszyńska, Dziewczyny ze Słowaka, Wydawnictwo Znak 2024.

Patrzę na migający kursor od dłuższej chwili i nie wiem, od czego zacząć. Nie wiem, co napisać. 

Z jednej strony mam poczucie, że wszystko zostało napisane. Maria Paszyńska swoją powieścią oddała hołd walczącym warszawiankom. Dała wyraz swojemu patriotyzmowi. Miłości do ojczyzny, którą nazywają Polska. Miłości do ojczyzny, którą nazywają Warszawa. Wreszcie miłości do ojczyzny, którą nazywają liceum im. Juliusza Słowackiego. 

Z drugiej przecież jest jeszcze tyle do powiedzenia. Do odkrycia. Do napisania. Do przeczytania. Tyle świadectw kobiecych serc. Kobiecej historii okupowanej Warszawy i Powstania Warszawskiego. Ada, Dziunia, Ewa, Halina, Wanda – to tylko kilka z tysięcy imion, które pamiętają warszawskie ulice, barykady, piwnice, kanały…

Spora grupa dziewcząt ze Słowaka, czyli elitarnego gimnazjum i liceum imienia Juliusza Słowackiego usytuowanego przy ulicy Wawelskiej, którego była przełożoną, mieszkała niemal po sąsiedzku, na kolonii Staszica czy Lubeckiego. Były to córki urzędników państwowych różnego stopnia i inteligencji pracującej. Z dalszych części dzielnicy pochodziły te z rodzin rzemieślników i sklepikarzy. Trochę dziewcząt dojeżdżało z innych zakątków Warszawy, ale te były w mniejszości. Najliczniejszą grupę stanowiły dzieci Ochoty.

„Dziewczyny ze Słowaka” to, jak zapowiada wydawca, opowieść o przemilczanych bohaterkach. Powieść o kobietach, które swoją odwagą nie ustępowały znanym wszystkim chłopakom z „Kamieni na Szaniec”. Przed wojną były zwykłymi nastolatkami. Snuły plany o przyszłości, odpychały myśli o maturze. Podziwiały koleżanki ze starszych klas i żartowały z uczniów słynnego Batorego. Drżały przed fizyką, wyglądały potańcówek. Były takie jak ja w ich wieku. Ale ja żyłam w dobrym miejscu, w dobrym czasie. One nie. Ich życie 1 września 1939 roku zmieniło się na zawsze. Zmieniła się codzienność, zweryfikowały się plany. Zmieniły się dziewczyny. Stały się kobietami. Kobietami walczącymi. Sanitariuszkami, łączniczkami. Ich bronią była torba sanitarna, opatrunki, poczucie odpowiedzialności za pacjentów czy orientacja w stołecznych kanałach. 

Wpływ na postawy dziewczyn ze Słowaka miała kadra pedagogiczna placówki z dyrektorką na cele. W czasach pokoju kształciła dziewczęta w duchu patriotyzmu i wzajemnego szacunku. W czasach wojny zorganizowała tajne komplety i zadbała o maturę oraz pielęgnowanie marzeń o studiach. Po wojnie natomiast postarała się o powrót w znane mury. Mury, które przetrwały piekło i które miały ułatwić wejście w inny, pozornie wolny świat. Dać namiastkę normalności.

Jestem pełna podziwu dla researchu, który wykonała Maria Paszyńska. Dla jej niemal śledczego zmysłu. Dla – pozwólcie na przymrużenie oka – jej pleców, które wytrzymały godziny pochylenia nad literaturą faktu, archiwami muzeum czy pamiętnikami bohaterek. Jako absolwentka tego samego liceum czuła pewnie podwójną odpowiedzialność – odpowiedzialność autorki i uczennicy. Marysi, która chodziła tymi samymi korytarzami, co dziewczyny ze Słowaka. Pisarki, która chciała przekazać prawdę pod płaszczykiem fikcji. Historię. Świadectwo pokolenia, które nieuchronnie odchodzi.

Książka podzielona jest na trzy części. Każdy rozdział poświęciony jest jednej z kobiet. Zwieńczeniem powieści jest posłowie Marii Paszyńskiej, w którym opowiada o długiej drodze, która doprowadziła ją do napisania tej historii. O drodze, która miała dwa początki. W „Dziewczynach ze Słowaka” znajdziemy również biogramy oraz portrety bohaterek powieści. To „dowody” na istnienie postaci i zaproszenie do dalszego zgłębiania ich losów oraz innych powstańczych kobiet.  

Język, którym posługuje się Maria Paszyńska, nie jest brutalny. Nie ocieka krwią. Język jest zanurzony w prawdzie, w emocjach, w uczuciach. W wierze, w nadziei i w poczuciu bezradności, przegranej. W strachu o to, co za chwilę i w radości z kobiecego spotkania. Największe wrażenie zrobiły na mnie opisy drogi powstańców i cywili przez kanały. Natalia – jedna z Dziewczyn ze Słowaka – była ich królową. Tak, w tamtych czasach kanały miały swoją królową. Królową, która lepiej czuła się pod ziemią. W ciemności. Ukryta przed światem, wrogiem i własnymi lękami. 

Uważam, że ta książka powinna być lekturą obowiązkową w szkole ponadpodstawowej. Jako źródło wiedzy o rówieśniczkach i jako źródło wartości. Jako zachęta do poznawania nieznanych historii. Jako przedstawienie autorytetów dla młodzieży. A może nie tylko w szkole? Może my dorośli też potrzebujemy powrotu do przeszłości naszego kraju, by z jeszcze większym szacunkiem i dumą śpiewać: „Jeszcze Polska nie zginęła”? 

Marysiu, dziękuję za lekcję historii. Lekcję przyjaźni. Lekcję postaw pedagogicznych. Lekcję kobiecości. W czasach pokoju i w czasach wojny. Obyśmy tych drugich nigdy nie doświadczyli. 

I dziękuję za umieszczenie w motto fragmentu piosenki z mojego ukochanego „Czasu honoru”. Naszego ukochanego!

„Dziewczyny ze Słowaka” Marii Paszyńskiej – kto powinien sięgnąć po tę książkę?

  • Osoby interesujące się II wojną światową oraz powstaniem warszawskim
  • Czytelnicy powieści historycznych
  • Czytelniczki powieści kobiecych