Maria Paszyńska o „Dziewczynach ze Słowaka” – wywiad

Maria Paszyńska swoją powieścią oddała hołd walczącym warszawiankom. Dała wyraz swojemu patriotyzmowi. Miłości do ojczyzny, którą nazywają Polska. Miłości do ojczyzny, którą nazywają Warszawa. Wreszcie miłości do ojczyzny, którą nazywają liceum im. Juliusza Słowackiego. 

Jak przebiegały prace nad książką? Która z bohaterek jest najbliższa Autorce? Zapraszam do lektury wywiadu z Marią Paszyńską!

Kim są tytułowe dziewczyny ze Słowaka? 

Całkiem zwyczajnymi dziewczynami w różnym wieku, które w chwili próby wykazały się niecodzienną odwagą, determinacją, ofiarnością i męstwem. „ Tyle wiemy o sobie,  ile nas sprawdzono”. Dziewczęta okazały się jednostkami sprawczymi, a jednocześnie nie pozbawionymi wątpliwości, żyjącymi według zasady „bój się i działaj”. Są bohaterkami w pełnym znaczeniu tego słowa. Reprezentantkami całego pokolenia dzielnych walecznych Polek. Dziewczynami takimi jak my…

„Ta historia zbyt długo czekała na opowiedzenie”. A jak długo dojrzewała w Tobie, by wydać tak piękny, literacki owoc?

Sam proces twórczy zajął mi około roku. Początki tej powieści sięgają grudnia 2022 roku. Uczestniczyłam wówczas w obchodach setnej rocznicy nadania mojej szkole imienia Juliusza Słowackiego. Pani Dyrektor, Agata Dowgird, wygłosiła wówczas bardzo poruszające przemówienie, które zakończyła wyrażając nadzieję, że ktoś kiedyś napisze kobiecą wersję „Kamieni na Szaniec” i opowie o bohaterskich dziewczynach z liceum im. Juliusza Słowackiego w Warszawie. Nasze spojrzenia się spotkały i wiedziałam już co musi się stać. 

Jak wyglądała praca nad powieścią? Skąd czerpałaś materiały? Co było najtrudniejsze? 

Zadanie miałam o wiele łatwiejsze niż zwykle, gdyż katorżniczą pracę nad zgromadzeniem materiałów dotyczących dziewczyn wykonała pani wicedyrektor Tatiana Szott wraz z zespołem. Od lat gromadzili i porządkowali biogramy absolwentek i pracowników liceum, a ja mogłam garściami czerpać z ich wiedzy. Dodatkowo udostępniono mi dawne kroniki szkolne, pamiętniki dziewcząt, gazetki szkolne, zdjęcia. Mi pozostało jedynie przeczytać i przeanalizować ten materiał źródłowy. Najtrudniejsze natomiast było dokonanie wyboru dziewcząt, których losy opiszę dokładniej. Wierz mi, historii wartych opowiedzenia było przynajmniej kilkadziesiąt. Bardzo bardzo trudno było mi dokonać wyboru. Jest on zatem całkowicie subiektywny i ktoś inny mógłby wybrać całkiem inaczej. Wybrałam jednak te opowieści, które najmocniej mnie poruszyły.

Która z bohaterek książki jest Ci najbliższa? 

W każdej z nich odnajduję jakiś fragment siebie, ale najwięcej tych zgodnych puzzli mam zdecydowanie z Ewką Matuszewską. 

Ewka Matuszewska ps. „Mewa” była osobą niezwykle zdeterminowaną. Wyznaczała sobie jasne cele i je realizowała. Zawsze wiedziała czego chce. Po maturze zamiast od razu podjąć studia na wymarzonej medycynie, za zgodą rodziców wyjechała całkiem sama do Londynu. Dziś gap year nie jest dla nas czymś egzotycznym, lecz przed wojną był traktowany jako coś zupełnie niezrozumiałego. Przyjaciółki matki Ewki roztaczały przed nią straszne wizje przyszłego losu jej córki. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Ewka była osobą odpowiedzialną, głęboko mądrą i zdyscyplinowaną wewnętrznie. Tak jak ja kochała góry i koszykówkę. Uprawiała też  wioślarstwo. 

Mam wrażenie, że całe jej życie, tysiące małych codziennych wyborów doprowadziły ją do tego ostatecznego, który podjęła  26 września 1944. Miała wtedy zaledwie dwadzieścia pięć lat…

Gdy Maria Paszyńska słyszy słowo „patriotyzm”, myśli…

To skomplikowane pytanie. Słyszę ukryte w tym słowie znaczenie definicyjne, czyli miłość do Ojczyzny. Tyle, że określenie czym ona dokładnie jest, jak się wyraża, nie jest już takie proste. Wpaja się nam wizję miłości jako czegoś przede wszystkim wzruszającego, uskrzydlającego, wzbudzającego emocje, a ja jestem pozytywistką. Dla mnie miłość przejawia się w czynach. W codziennej pracy, budowaniu, dbaniu, zdobywaniu wiedzy, wybieraniu tego co słuszne, choć niekoniecznie wygodne, rezygnowaniu z siebie dla jakiegoś większego dobra. 

Czy ta książka jest dla Ciebie wyrazem miłości do Małej Ojczyzny, czyli Warszawy?

Każda książka, w której akcja toczy się w moim mieście jest dla mnie szczególna. Jako adopcyjne dziecko Warszawy jestem z nią mocno związana i gdy tylko mam możliwość staram się odkrywać przed innymi jej piękno, barwne i dramatyczne losyu. „Dziewczyny ze Słowaka” są jednak przede wszystkim hołdem złożonym miejscu, które przez cztery wspaniałe lata było moim drugim domem(nie ma w tym krztyny przesady!). Kochałam moje liceum i jestem szalenie wdzięczna, że dane mi było opowiedzieć fragment historii tej szkoły. Bo jak śpiewał Kaczmarski „…to w końcu jedno i to samo drzewo”. Bardzo mocno czułam tę międzypokoleniową łączność w trakcie pracy nad tą książką. Miałam wrażenie jakbym opowiadała historię kogoś bardzo bliskiego, mimo iż nigdy nie udało mi się go poznać. Jakbym opowiadała dzieje zmarłej przed moimi narodzinami babki czy ciotki. Niezwykłe doświadczenie!

Dziękuję za rozmowę!

Przeczytaj recenzję powieści „Dziewczyny ze Słowaka”

„Dziewczyny ze Słowaka” – Maria Paszyńska

Read More
dziewczyny ze słowaka 3d

Maria Paszyńska, Dziewczyny ze Słowaka, Wydawnictwo Znak 2024.

Patrzę na migający kursor od dłuższej chwili i nie wiem, od czego zacząć. Nie wiem, co napisać. 

Z jednej strony mam poczucie, że wszystko zostało napisane. Maria Paszyńska swoją powieścią oddała hołd walczącym warszawiankom. Dała wyraz swojemu patriotyzmowi. Miłości do ojczyzny, którą nazywają Polska. Miłości do ojczyzny, którą nazywają Warszawa. Wreszcie miłości do ojczyzny, którą nazywają liceum im. Juliusza Słowackiego. 

Z drugiej przecież jest jeszcze tyle do powiedzenia. Do odkrycia. Do napisania. Do przeczytania. Tyle świadectw kobiecych serc. Kobiecej historii okupowanej Warszawy i Powstania Warszawskiego. Ada, Dziunia, Ewa, Halina, Wanda – to tylko kilka z tysięcy imion, które pamiętają warszawskie ulice, barykady, piwnice, kanały…

Spora grupa dziewcząt ze Słowaka, czyli elitarnego gimnazjum i liceum imienia Juliusza Słowackiego usytuowanego przy ulicy Wawelskiej, którego była przełożoną, mieszkała niemal po sąsiedzku, na kolonii Staszica czy Lubeckiego. Były to córki urzędników państwowych różnego stopnia i inteligencji pracującej. Z dalszych części dzielnicy pochodziły te z rodzin rzemieślników i sklepikarzy. Trochę dziewcząt dojeżdżało z innych zakątków Warszawy, ale te były w mniejszości. Najliczniejszą grupę stanowiły dzieci Ochoty.

„Dziewczyny ze Słowaka” to, jak zapowiada wydawca, opowieść o przemilczanych bohaterkach. Powieść o kobietach, które swoją odwagą nie ustępowały znanym wszystkim chłopakom z „Kamieni na Szaniec”. Przed wojną były zwykłymi nastolatkami. Snuły plany o przyszłości, odpychały myśli o maturze. Podziwiały koleżanki ze starszych klas i żartowały z uczniów słynnego Batorego. Drżały przed fizyką, wyglądały potańcówek. Były takie jak ja w ich wieku. Ale ja żyłam w dobrym miejscu, w dobrym czasie. One nie. Ich życie 1 września 1939 roku zmieniło się na zawsze. Zmieniła się codzienność, zweryfikowały się plany. Zmieniły się dziewczyny. Stały się kobietami. Kobietami walczącymi. Sanitariuszkami, łączniczkami. Ich bronią była torba sanitarna, opatrunki, poczucie odpowiedzialności za pacjentów czy orientacja w stołecznych kanałach. 

Wpływ na postawy dziewczyn ze Słowaka miała kadra pedagogiczna placówki z dyrektorką na cele. W czasach pokoju kształciła dziewczęta w duchu patriotyzmu i wzajemnego szacunku. W czasach wojny zorganizowała tajne komplety i zadbała o maturę oraz pielęgnowanie marzeń o studiach. Po wojnie natomiast postarała się o powrót w znane mury. Mury, które przetrwały piekło i które miały ułatwić wejście w inny, pozornie wolny świat. Dać namiastkę normalności.

Jestem pełna podziwu dla researchu, który wykonała Maria Paszyńska. Dla jej niemal śledczego zmysłu. Dla – pozwólcie na przymrużenie oka – jej pleców, które wytrzymały godziny pochylenia nad literaturą faktu, archiwami muzeum czy pamiętnikami bohaterek. Jako absolwentka tego samego liceum czuła pewnie podwójną odpowiedzialność – odpowiedzialność autorki i uczennicy. Marysi, która chodziła tymi samymi korytarzami, co dziewczyny ze Słowaka. Pisarki, która chciała przekazać prawdę pod płaszczykiem fikcji. Historię. Świadectwo pokolenia, które nieuchronnie odchodzi.

Książka podzielona jest na trzy części. Każdy rozdział poświęciony jest jednej z kobiet. Zwieńczeniem powieści jest posłowie Marii Paszyńskiej, w którym opowiada o długiej drodze, która doprowadziła ją do napisania tej historii. O drodze, która miała dwa początki. W „Dziewczynach ze Słowaka” znajdziemy również biogramy oraz portrety bohaterek powieści. To „dowody” na istnienie postaci i zaproszenie do dalszego zgłębiania ich losów oraz innych powstańczych kobiet.  

Język, którym posługuje się Maria Paszyńska, nie jest brutalny. Nie ocieka krwią. Język jest zanurzony w prawdzie, w emocjach, w uczuciach. W wierze, w nadziei i w poczuciu bezradności, przegranej. W strachu o to, co za chwilę i w radości z kobiecego spotkania. Największe wrażenie zrobiły na mnie opisy drogi powstańców i cywili przez kanały. Natalia – jedna z Dziewczyn ze Słowaka – była ich królową. Tak, w tamtych czasach kanały miały swoją królową. Królową, która lepiej czuła się pod ziemią. W ciemności. Ukryta przed światem, wrogiem i własnymi lękami. 

Uważam, że ta książka powinna być lekturą obowiązkową w szkole ponadpodstawowej. Jako źródło wiedzy o rówieśniczkach i jako źródło wartości. Jako zachęta do poznawania nieznanych historii. Jako przedstawienie autorytetów dla młodzieży. A może nie tylko w szkole? Może my dorośli też potrzebujemy powrotu do przeszłości naszego kraju, by z jeszcze większym szacunkiem i dumą śpiewać: „Jeszcze Polska nie zginęła”? 

Marysiu, dziękuję za lekcję historii. Lekcję przyjaźni. Lekcję postaw pedagogicznych. Lekcję kobiecości. W czasach pokoju i w czasach wojny. Obyśmy tych drugich nigdy nie doświadczyli. 

I dziękuję za umieszczenie w motto fragmentu piosenki z mojego ukochanego „Czasu honoru”. Naszego ukochanego!

„Dziewczyny ze Słowaka” Marii Paszyńskiej – kto powinien sięgnąć po tę książkę?

  • Osoby interesujące się II wojną światową oraz powstaniem warszawskim
  • Czytelnicy powieści historycznych
  • Czytelniczki powieści kobiecych

„Boże, Beata!” – Mateusz Glen

Read More
boże beata recenzja

Mateusz Glen/Ta Jedna Ciotka, Boże, Beata!, Wydawnictwo Znak 2024.

| współpraca reklamowa z Wydawcą | 

Na Instagramie obserwuję nie tylko konta związane z książkami – pisarzy, wydawców czy blogerów. Lubię oglądać śmieszne filmiki, z których autorzy z przymrużeniem oka pokazują naszą codzienność. To ważne, przynajmniej dla mnie, by polskie przywary i stereotypy prezentować ze smakiem, nikogo nie obrażając. Do takich kont należy profil Mateusza Glena, a właściwie Tej Jednej Ciotki.

https://www.instagram.com/mateuszglen_official/

Ta Jedna Ciotka mieszka w Gdyni razem z Beatą – czy łączą je więzy krwi, czy przyjaźń – nie wiadomo. Ciotka jest wdową, a do grona jej najbliższych, oprócz Beaty, należą: Teresa, Gośka, Kubuś i piesek Pimpirimpi. Od lat nie pała sympatią (zresztą z wzajemnością) do sąsiadki Maślakowej. Ciotka jest idealna – jak przystało na Królową Ludzkich Serc – co daje jej prawo do oceniania świata i innych. I pouczania Beaty, w końcu ciotka wiecznie żyć nie będzie.

Tym razem jednak ciotka nie dyskutuje na temat tego, co tu i teraz. W kościele, na cmentarzu, w domu, w sklepie, na podwórku. Tym razem ciotka jedzie do sanatorium. Choć ona by pewnie powiedziała senatorium 😉 Wraz z turnusem zaczyna się przygoda… 

„Boże, Beata” to – jak głosi hasło na barwnej i w pełni oddającej charakter bohaterki okładce – powieść komediowa. Narracja i dialogi utrzymane są w stylu wypowiedzi cioteczki w filmikach. Czytając, słyszałam dobrze znany mi głos, intonację i naturalne dla cioci językowe wpadki. Warto dodać, że choć akcenty komediowe dominują, jak przystało na ciocię, mamy też w książkach nutę kryminału. Ciocia bowiem prowadzi własne śledztwo dotyczące handlu preparatami na odchudzanie. Mateusz Glen porusza ważny wątek dotyczący suplementacji z niesprawdzonych źródeł. Pokazuje, do czego może prowadzić leczenie nie pod okiem lekarza i specjalistów, a koleżanek z turnusu.

„Boże, Beata!” nie tylko rozśmiesza do łez. Ogromnie też wzrusza. Scena, w której ciocia opowiada o swojej miłości do męża, wraca do dnia jego śmierci sprawiła, że w moim gardle pojawiła się ogromna gula. A w sercu refleksja. Uświadomiłam sobie, że pod płaszczykiem powieści komediowej kryje się powieść o życiu. Powieść obyczajowa. O blaskach i cieniach tego życia. O relacjach, o tęsknocie i o pustce, która pojawia się po latach wspólnego związku po odejściu małżonka. Pustce, której nic i nikt nie jest w stanie wypełnić. I o obrączce, która jest noszona aż do śmierci. 

W swojej książce Mateusz Glen udowadnia, że jest nie tylko doskonałym obserwatorem rzeczywistości i głosem ciotki trafnie komentuje społeczne przywary. Mateusz jest też, a może przede wszystkim, człowiekiem rodzinnym i pełnym wrażliwości. Dziękuję Ci za to! 

Was serdecznie zapraszam do lektury i obejrzenia filmików z cioteczką. Jest niedziela, więc pewnie ciocia wróciła z kościoła i szykuje obiad, narzekając na opieszałość Beaty. Widzimy się przy stole nakrytym serwetkami z koronek? Do zobaczenia! 

„Boże, Beata!” Mateusza Glena – kto powinien sięgnąć po tę książkę?

  • Fani filmów z cioteczką
  • Osoby zastanawiające się, kim dla ciotki jest Beata
  • Obserwatorzy kont w mediach społecznościowych, które są prowadzone z przymrużeniem oka
  • Czytelnicy szukający lekkiej i jednocześnie wzruszającej lektury na wakacyjny dzień

Wywiad z Gosią Nealon – autorką powieści „Kochając wroga. Tajemnice łączniczki”

Read More
wywiad gosia nealon - dropsksiazkowy.pl

„Kochając wroga. Tajemnice łączniczki” to romans z historią w tle, którego akcja w większości rozgrywa się podczas II wojny światowej. Warszawa 1944 roku szykuje się do walki. Główna bohaterka Wanda, łączniczka, toczy wewnętrzną walkę. Chce pomścić śmierć ojca, którego na jej oczach zastrzelili nazistowscy żołnierze. Doskonale pamięta twarz tego, który pociągnął za spust. Nie wie, że oficer ma brata bliźniaka. Jeszcze wtedy nie wie, że go pokocha, a ich romans zgaszą płomienie powstańczej Warszawy… Czy uczucie odrodzi się wraz z miastem? Czy mur zbudowany przed niedomówienia, zostanie zburzony? Tego dowiecie się podczas lektury. Dziś pozwólcie, że przedstawię Wam Autorkę – Gosię Nealon. Polkę w wielkim amerykańskim mieście.

Recenzja powieści „Kochając wroga” – kliknij i przeczytaj

Z ziemi polskiej za wielką wodę – co skłoniło Panią do przeprowadzki?

Przyjechałam tutaj kilka dni po obronie magisterskiej, bo moja siostra już tutaj mieszkała. Planowałam pozostać tylko rok, ale szybko poznałam mojego obecnego męża i zostałam tutaj na stałe.


Dla wielu amerykański sen. Dla Pani rzeczywistość. Jak zaczęła się Pani kariera pisarska w USA?

Najpierw zaczęłam od gruntownej nauki języka angielskiego. Od 2012 roku zaczęłam brać udział w warsztatach pisarskich, gdzie szlifowałam swoje umiejętności. Na początku 2020 roku zaczęłam pisać swoją debiutancka powieść (Kochając wroga). Wcześniej jednak przygotowywałam się do pisania tej książki naprawdę długo. Również w 2020 roku moje opowiadanie zajęło 4. miejsce w konkursie Writer’s Digest. Później szereg moich innych opowiadań ukazało się w różnych czasopismach amerykańskich.


Pani książki ściśle związane są z historią. Ma to źródło w rodzinnych wspomnieniach czy to misja krzewienia historii na emigracji?

Zarówno misja krzewienia historii na emigracji, jak też rodzinne wspomnienia, odegrały ogromną
rolę jeśli chodzi o moje pisanie.


2024 rok zaczęła Pani od debiutu na polskim rynku. Jakie to uczucie pokazać się w „rodzinnym domu”?

Kiedy dowiedziałam się, że moja książka ukaże się w Polsce, poczułam ogromną radość. Jest to bardzo ważne dla mnie i jak narazie wspaniałe doświadczenie.


„Kochając wroga” to historia miłości zakazanej, która wybuchła podczas II wojny światowej. Skąd pomysł, by skrzyżować drogi Polki i oficerów III Rzeszy?

Pomysł bardziej opiera się na skrzyżowaniu dróg Polki i amerykańskiego agenta. Jest to wyśniona przeze mnie historia. Pomysł powstał w mojej głowie spontanicznie.


Warszawa to najbliższe Pani sercu polskie miasto?

Najbliższy memu sercu jest Olsztyn, gdzie studiowałam przez 5 lat.


Czy możemy się spodziewać kolejnych polskich premier?

Mam ogromną nadzieję, że tak.


Nad czym teraz Pani pracuje?

Pracuję nad swoją czwartą książką, której akcja rozgrywa się również podczas wojny. Jeszcze niestety nie mogę zdradzić szczegółów.

Dziękuję za rozmowę!

„Kochając wroga. Tajemnice łączniczki” – Gosia Nealon

Read More
Kochając wroga_okładka_recenzja

Gosia Nealon, Kochając wroga. Tajemnice łączniczki, Wydawnictwo Znak 2024.

Współpraca reklamowa

To pierwsza premiera 2024 roku, którą w ramach współpracy z wydawcą mam przyjemność Wam polecać. Moją słabość do powieści z historią w tle znacie od lat. Cieszę się, że kolejne spotkanie z bohaterami literackimi, którym przyszło żyć w piekle XX wieku, zapadnie w mojej pamięci i sercu.

Zanim przejdę do polecania książki, pozwólcie, że przedstawię autorkę. Gosia Nealon mieszka i tworzy w Nowym Jorku. Pochodzi z Polski. Dorastając w Łomży, słyszała wiele relacji z pierwszej ręki na temat wojny. Wtedy postanowiła, że w przyszłości opowie zasłyszane historie. Tak powstała postać Wandy i Finna, młodych ludzi zakochujących się w środku jednego z najbardziej przerażających konfliktów naszych czasów. Obecnie ma na swoim koncie kilka powieści, dzięki którym zrobiła w Nowym Jorku karierę, o której marzy wiele kobiet. Jest nagradzaną autorką.

Kiedy nie pisze, często spaceruje po ulicach Nowego Jorku. Wraz z mężem i trzema małymi synami szukają najlepszych pierogów, których smak przenosi ją z powrotem do polskich uliczek jej dzieciństwa.

Na polskie ulice zabiera swoich czytelników. „Kochając wroga. Tajemnice łączniczki” to romans z historią w tle, którego akcja w większości rozgrywa się podczas II wojny światowej. Warszawa 1944 roku szykuje się do walki. Główna bohaterka Wanda, łączniczka, toczy wewnętrzną walkę. Chce pomścić śmierć ojca, którego na jej oczach zastrzelili nazistowscy żołnierze. Doskonale pamięta twarz tego, który pociągnął za spust. Nie wie, że oficer ma brata bliźniaka. Jeszcze wtedy nie wie, że go pokocha, a ich romans zgaszą płomienie powstańczej Warszawy… Czy uczucie odrodzi się wraz z miastem? Czy mur zbudowany przed niedomówienia, zostanie zburzony? Tego dowiecie się podczas lektury…  

W powieści mamy trzech narratorów – Wandę, Finna oraz Gerdę. Czytelniczo było to niesamowitym doświadczeniem. Nie chodzi mi tylko o wyłaniający się z rozdziałów obraz uczuć i emocji – miłości i zazdrości, tęsknoty i chęci zemsty, które wręcz kipią z poszczególnych fragmentów. Bardziej w mojej pamięci zapisały się te części, które pokazują diametralnie inne podejście do wojny i inny system wyznawanych wartości. Dla Wandy II wojna światowa to synonim tragedii, pogrzebania młodości i marzeń. Dla Gerdy, córki niemieckiego oficera, to szansa na zaprezentowania potęgi Rzeszy. Wybaczcie spoiler, ale czy wyobrażacie sobie, że ta dziewczyna doniosła na własną matkę do Gestapo?! By być wierną zasadom Hitlera?! To dla mnie niepojęte. A jednocześnie, co wręcz paraliżuje serce, bardzo prawdopodobne…

– Żal mi was, młodych. Miłość i wojna nie idą w parze – mówi, patrząc na mnie wymownie. -Byłeś kiedyś zakochany?

– Nie, i kto wie, czy kiedykolwiek będę.

– Mój świętej pamięci małżonek mawiał, że trudno o głupszą sprawę niż walka z własnymi uczuciami. Zwłaszcza, gdy jutro jest takie niepewne – dodaje łagodniej.

Dobry czy zły? Jaki jest człowiek, któremu patrzymy w oczy? W jakim rytmie bije serce osoby, której oddajemy swoje serce? Czy można wybaczyć zapomnienie? Kto tak naprawdę jest przyjacielem, a kto wrogiem? Gosia Nealon stawia przed czytelnikiem pytania, na które nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Weryfikuje je serce. I historia.

„Kochając wroga. Tajemnice łączniczki” – kto powinien sięgnąć po tę książkę?

  • Czytelniczki romansów historycznych
  • Miłośniczki narracji pierwszoosobowej
  • Osoby interesujące się II wojną światową

Zajrzyj do środka i przeczytaj fragment powieści

„Opowieść błękitnego jeziora” – Dorota Gąsiorowska

Read More
dorota gąsiorowska opowieść błękitnego jeziora recenzja

Dorota Gąsiorowska, Opowieść błękitnego jeziora, Wydawnictwo Znak 2023.

Pierwsza powieść przeczytana w 2024 roku. Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Znak

Ależ to smaczna powieść! Rozpływała się w ustach, a właściwie kolejne strony w palcach. Bo jak inaczej określić ucztę – lekturę historii, która ściśle jest związana z manufakturą czekolady i kawiarnią, w której podaje się aromatyczny napój?

Sonia przyjeżdża do Bukowej Góry z konkretnym zadaniem. Ma napisać artykuł o Złotym Sercu i jego właścicielach, którzy są mistrzami czekoladowy. Niczym wirtuozi komponują połączenia smaków, które zachwycają kolejne pokolenia. Praca nad tekstem szybko przestaje być tylko pracą. Złote Serce roztapia serce ambitnej dziennikarki. Podróżując w przeszłość z właścicielami lokalu, podróżuje w głąb własnego serca, które skrywa niejeden sekret.

Akcja powieści rozgrywa się dwutorowo. Mamy bohaterów współczesnych – Sonię i właścicieli manufaktury oraz ich bliskich, a także postaci z przeszłości, które tworzyły Złote Serce przed laty. Słowiańskie legendy, dawne obrzędy, tradycje i zwyczaje lokalnej społeczności stają oko w oko z prawdziwą miłością. W gawędziarskim stylu Rozalia i Gabriel przybliżają Soni losy swoich przodków, by pokazać, jaką drogą trzeba przebyć do produkcji czekoladowych serc i otwarcia serca na drugiego człowieka. Dziewczyna nie wie, że los przygotował dla niej prawdziwą próbę – z otwartości właśnie, z wybaczenia i z zaufania.

Lektura „Opowieści błękitnego jeziora” to była prawdziwa uczta. Żałuję ogromnie, że nie mogłam wraz z bohaterami kosztować słodkości serwowanych w kawiarni. Mogłam jedynie wyobrażać sobie ich smak i cieszyć się domowymi pralinami.

Dorota Gąsiorowska zabiera czytelnika z wizytą nie tylko do manufaktury czekolady. Wędrujemy do domu Maurycego, zatrzymując się przy świętej figurce, poznajemy Bydgoszcz, odwiedzamy Kraków. Podróżujemy wraz z Sonią, która szuka swojego miejsca w świecie i w życiu. Przygotowujemy się także do świąt Bożego Narodzenia. Przygotowuje się świat, okrywając białym puchem i przygotowują serca spragnione miłości.

Narracja pierwszoosobowa prowadzona jest niespiesznie i z troską o język. Autorka przedstawia świat z perspektywy Soni, ucząc czułości jej uparte serce. Czy to serce zabije mocniej? Przekonajcie się sami.

To lektura idealna nie tylko na świąteczne wieczory. Przecież przez cały rok lubimy podjadać słodycze i marzyć i miłości, prawda?

„Opowieść błękitnego serca” – kto powinien sięgnąć po tę książkę?

  • Miłośniczki powieści świątecznych
  • Romantyczne dusze
  • Wielbiciele słodyczy
  • Czytelnicy lubiący powieści, w których akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych

Zajrzyj do środka książki i posmakuj fragmentu historii, która zmienia serca

„Światełko w oknie” – Magdalena Kordel

Read More
światełko w oknie recenzja

Magdalena Kordel, Światełko w oknie, Wydawnictwo Znak 2023.

Współpraca reklamowa z Wydawcą.

Czy „Światełko w oknie” to powieść świąteczna?

Tak, też. Ale ja w swoim Planerze Książkary wpisałam jeszcze jeden gatunek.

Powieść piernikowa.

W tej książce Magdalena Kordel, moja kochana Kordella, udowadnia bowiem, że słowo PIERNIK ma wiele synonimów. Miłość, troska, cuda – to tylko kilka z nich. Ale po kolei.

Bo pierniki pieczone w czasie, który na swój użytek nazywała przedgrudniem, czyli pomiędzy ostatnimi dniami października i w listopadzie, i te grudniowe – były wyjątkowe. Najpiękniejsze, jakie tworzyła w całym roku. Żadnych innych nie potrafiła tak kunsztownie przyozdabiać, żadne tak nie pachniały, i przy żadnych innych nie była w stanie zatracić się tak jak przy tych świątecznych. I ci, do których takie pierniki trafiały, też wyczuwali ich osobliwą moc. Po prostu one emanowały ciepłem, szczęściem, spokojem i spełnieniem. Niektóre przynosiły nadzieję, zapowiedź lepszych dni. Inne dodawały odwagi, by wrócić do dawno nieodwiedzanych domów, przecierały zapomniane ścieżki albo odkurzały dawno zepchnięte na boczne tory marzenia.

Pamiętacie Klementynę i Miasteczko? Różową kamienicę, która stała się przystanią dla życiowych rozbitków? „Światełko w oknie” pozwoli Wam odwiedzić starych przyjaciół! Co u nich? Nie dowiecie się za wiele, bo to powieść nie o Klementynie. Choć trzeba zauważyć, że Tyśka ma problem. I to poważny. Straciła moc w palcach do pierników. Brakuje jej szczypty…. Zaopiekowania się kimś. Los daje jej szansę. Los poznaje ją z Kornelią. Los każe jej zapalić światełko, które jak latarnia morska będzie wskazywało drogę do odnalezienia życiowej równowagi…

„Światełko w oknie” to nie tylko dobrze znani czytelnikom Kordelli bohaterowie i miejsca. To także nowe postaci, które niosą plecaki ze swoją historią. W przypadku Kornelii i jej córek, zwłaszcza najstarszej, która rozumie najwięcej, to plecak wypełniony kamieniami tęsknoty. Kamieniami niezrozumienia dla utraty męża i taty. Kornelia łamie się pod jego ciężarem. A Basia… Basia nie może. Ktoś musi podnosić mamę. Ktoś musi troszczyć się o kilkuletnie bliźniaczki. Ktoś musi być dorosły. I padło na dziecko. Nastoletnie, ale jednak wciąż dziecko.

Magdalena Kordel przez postać Basi właśnie przypomina, że każde dziecko ma prawo być dzieckiem. Mieć swoje dziecięce sprawy. Marzenia. Drobnostki. Basia wraz z nagłym odejściem taty straciła do tego prawo. A może po prostu została go pozbawiona przez pogrążonych w smutku dorosłych? To ocenicie sami podczas lektury.

Lektury, która będzie umileniem jesiennego lub zimowego wieczoru. Bo wiecie, nie trzeba czekać do grudnia, do świątecznych dni. Akcja „Światełka w oknie” rozpoczyna się bowiem pod koniec października i trwa do wigilii. To zatem idealna powieść na tu i teraz.

To tu i teraz będzie trwało dwa wieczory. Kordelli nie da czytać się dłużej. Nie tę opowieść. Ciekawość nie pozwoli czekać. Charakterystyczny styl autorki – ważne myśli okraszone szczyptą humoru i odwagi do wytykania ludzkich przywar, podbija czytelnicze serce od pierwszego zdania. Do tego przepisy – na nalewkę na przykład – i fragmenty piosenek.

Najbardziej moje serce poruszyła „Kolęda dla nieobecnych”. Utwór pełen tęsknoty, ale i nadziei na to, że puste miejsce przy stole jest puste tylko fizycznie. A wspomnienia, dobre słowa i myśli wokół bliskich, których przy tym stole brakuje, pozwalają pamiętać. I kochać.

Ta książka to przepiękne przypomnienie tego, że światełko w oknie może postawić każdy z nas. Każdy z nas może dać drugiemu człowiekowi nadzieję. Otworzyć ramiona i przytulić. Obdarzyć miłością. I to nie tylko w święta. Przecież gdy się kocha, święta trwają cały rok. Bo w święta rodzi się Miłość. We własnej Maleńkiej Osobie.

Bo ja ci wtedy odpowiedziałam, że to nie zapach jest kluczowy, że nie chodzi o takie pierwsze skojarzenia ze Świętami, czyli o choinkę, prezenty, bombki..

Niby istotne, ale same w sobie nie stworzą prawdziwych świąt. Są dodatkiem, a nie sednem. A tak naprawdę wszystko rozbija się o głęboką tęsknotę za miłością, za rodziną, ciepłem płynącym z szeroko otwartych ramion. To tworzy prawdziwe Święta. Chodzi o to świąteczne uchylanie drzwi z nadzieją, że ktoś wyczekiwany stanie przed nimi i je szerzej otworzy.

Rozmowa z Magdaleną Kordel o „Światełku w oknie”: https://fb.watch/of8xtXe8DT/

„Ktoś do kochania” – Magdalena Kordel

Read More
ktoś do kochania 3d recenzja

Magdalena Kordel, Ktoś do kochania, Wydawnictwo Znak 2023.

Tekst powstał w ramach współpracy reklamowej z Wydawcą.

I już. Koniec. Tajemnice ujrzały światło dzienne. Czy wszystkie? To wiedzą tylko Adela i Halina. I Kordella oczywiście. Choć nie zdziwiłabym się, gdyby Muszka coś przed nią zataiła. Bo przecież Magdalena Kordel wierzy swoim bohaterom. Tak jak my wierzymy w jej historie…

Kolejny cykl skończony. Ostatnia kropka postawiona. Ale historia Adeli, Muszki, Eweliny, Maszy, Jagny, Mateusza, Ruty, Janka, nawet Leona niewiernego, co teścia się boi – zostanie z nami na półkach w biblioteczce. I w sercach. Bo Magdalena Kordel parzy niezwykłą kawę. Zamiast ziaren serwuje słowa. Zalewa je emocjami i uczuciami. Powstaje niezwykła mieszanka. Pisarka wlewa w nasze serca dobro. Nadzieję. Wiarę w lepsze jutro. Wdzięczność dla drobiazgów, z których wszyscy tkamy codzienność…

I przede wszystkim miłość. „Ktoś do kochania” – IV i ostatnia część cyklu „Tajemnice” to powieść o miłości. Miłości, która ma przecież niejedno imię. Nie tylko damsko-męska, nie. Jest przecież miłość matki do dziecka, dziecka do ojca, miłość między siostrami. A od miłości, jak wiadomo, do nienawiści jeden krok. Wystarczy okruszek zła, by życie stało się zakalcem. I co wtedy? A no trzeba otworzyć drzwi, by raz na zawsze wyprosić przeszłość. I wszystkie tajemnice. Wszystkie! Trzeba otworzyć drzwi, by podzielić się przeszłością z tymi, których się kocha. Tak naprawdę się kocha. Opowiedzieć o przeszłości, która jest skąpana we krwi… Która na zawsze została naznaczona tragedią wojny. Przeszłości, która w każdej minucie teraźniejszości ma zapach róż…

Ta historia jest jak kocyk. Mimo wojennej traumy. Mimo wspomnień, które sprawiły, że w oczach miałam łzy, a na rękach gęsią skórkę. Bo Magdalena Kordel pisze pięknie o wszystkich barwach życia. Tych pastelowych, tych intensywnych i tych najciemniejszych. Chwile smutku przeplata charakterystycznym dla siebie humorem. Bawi i wzrusza do łez. Szanując język, pokazuje, jak bardzo szanuje czytelnika i bohaterów, których historię chce nam opowiedzieć. Zna proporcje.

Magdalena Kordel tka kocyk. Tnie życie postaci na kawałeczki, by zszyć je od nowa. I zarzucić nam na plecy. I przypomnieć, że każdy z nas ma kogoś do kochania. „Ktoś realny, kto stanowczo zatrzaśnie mi drzwi przed nosem, gdy będę chciała rzucić się głową naprzód w ciemność. Albo jeszcze lepiej ktoś, kto nie będzie się bał wkroczyć tam ze mną. Kto poda mi rękę, gdy niezdecydowana stanę na skraju przepaści…”. Wśród rodziny lub przyjaciół, którzy często bywają bliżsi niż ci, z którymi łączą nas więzy krwi. Bo tu nie o DNA chodzi. Tu chodzi o miłość przecież, która wymyka się wszelkim kodom…

Kordello, dziękuję za to ciepło, dziękuję za cudowne bohaterki. Czułe, troskliwe, nieco wścibskie, które nieba przychylą. Są. Kochają. I nas, czytelników, miłości uczą. Albo po prostu przypominają, że jest najważniejsza.

„Kot Mali” – Mala Kacenberg (recenzja przedpremierowa)

Read More
kot mali

Mala Kacenberg, Kot Mali, Wydawnictwo Znak 2023.

Premiera: 25 stycznia

Jak ja dawno nie publikowałam recenzji na blogu – ostatnio rządziła tu Mama, moje teksty trafiły na profile w social mediach. Choć ten wpis nie będzie długi, z premedytacją publikuję go na stronie. Nie chcę, żeby kiedyś przepadł w gąszczu grafik i innych postów. Tu będzie go łatwiej odnaleźć, także przez wyszukiwarkę. Ta książka na to zasługuje…

Są publikacje, których nie zrecenzuję. Mogę po prostu podzielić się wrażeniami po lekturze. Bo czy można zrecenzować czyjeś życie? Krytykować tak osobiste zapiski – wspomnienia przelane na papier, obrazy spod powiek namalowane na kartkach tuszem? Nie. Nie, gdy to Ocalona dzieli się swoją historią. Ocalona z Zagłady.

Mala Kacenberg (Szorer) to urodzona w 1927 roku w Tarnogrodzie Żydówka ocalała z Zagłady. W swoim pamiętniku opisuje realia drugiej wojny światowej i tragiczną sytuację narodu żydowskiego na Lubelszczyźnie, a także po zakończeniu walk. Przedstawia życie w obozie pracy i na powojennej emigracji, gdy tak jak tysiące Ocalonych, próbowała znaleźć bliskich i choć cień własnej tożsamości.

Pochodzę z Lubelszczyzny, wychowałam się w Janowie Lubelskim i często wracam do rodzinnej miejscowości. Doskonale wiem, o jakich miejscach pisze Mala. Tarnogród, Pikule – dla mnie to nie są tylko punkty na mapie Polski. To punkty na mapie mojego serca, dlatego lektura była tym bardziej przejmująca.

Była dzieckiem, gdy przyszło jej stanąć oko w oko z Zagładą. Była dzieckiem, gdy przyszło jej zostać żywicielką uwięzionej w getcie rodziny. Była dzieckiem, gdy jej Aniołem Stróżem został kot. Lata spędzone na ucieczkach, ukrywaniu się – wielokrotnie pod gołym niebem, u obcych ludzi pod przybraną tożsamością, w obozie pracy – wszystko po to, by przeżyć. By kiedyś dać świadectwo…

A jeśli zdołam przeżyć, opowiem całemu światu, co się wydarzyło. Dopilnuję, by nikt nie zapomniał, co stało się ze mną, moimi rodzicami i moim narodem. By cały świat pamiętał czyny Niemców. Choćby tylko po to rozpaczliwie pragnęłam przeżyć.

Mala dotrzymała słowa. Jej wspomnienia, mimo upływu lat, są pełne emocji i uczuć. Wdzięczność za kromkę chleba, przeplata się z nienawiścią do kolejnych niemieckich żołnierzy, którzy bardziej niż ludzi przypominali bestie. Nazywa po imieniu to, co widziała i czego doświadczyła. Prezentuje prawdziwe oblicze wojny. Pełne strachu, utraty – i bliskich, i godności, niewiarygodnej siły przetrwania i niezwykłej więzi z kotem, który na długo pozostał jej jedyną rodziną. Wielokrotnie byłam wstrząśnięta relacjami – okrucieństwem, bezwzględnością, odczłowieczeniem. Były momenty, gdy uroniłam łzę wzruszenia – czytając o ludzkiej dobroci czy rozmowach z kotem.

Warto dodać, że na końcu publikacji znajdują się zdjęcia z prywatnego archiwum Autorki.

Wszystko, co opisuję, miało miejsce, i to nie wieki temu, lecz zaledwie jedno pokolenie wstecz. Zmarłym należy się, byśmy podtrzymywali pamięć o nich, przypominając światu, że jest za nią odpowiedzialny.

Ta książka to forma przypomnienia. Dla świata. Dla Ciebie. Dla mnie. Byśmy mogli podawać tę historię dalej. Naszą historią. Naszego kraju i tych, którzy przez wieki żyli obok nas, a zostali podeptani przez kamasze nienawiści.

Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Znak.

Anielskie pióro Magdaleny Kordel – e-book do pobrania

Są anioły bez skrzydeł. I piórek. Za to z piórem. Wiecznym. Oto ona. Anielska Kordella. Gdy jesień staje się coraz bardziej zimowa, przychodzi ona. Z uśmiechem na ustach, zdecydowanym krokiem. Podchodzi do Ciebie i bierze za rękę. Sadza na kanapie, delikatnie otula miękkim kocem. Przygotowuje herbatę z pomarańczą albo kakao, zależy, co się wybierze. Podaje do rąk własnych. Na stoliku obok sofy czekają upieczone przez nią pierniki. I książka. Pełna ciepła, niosąca nadzieję, pomagająca uwierzyć w miłość. Jak Ona. Jak ten Anioł zwany Magdaleną Kordel.

SPIS E-BOOKOWEJ TREŚCI

  • Kilka słów o Magdalenie Kordel
  • Wspominamy „Anioła do wynajęcia”
  • Kim jest „Zagubiony anioł”?
  • Wywiad z Zuzą Kordel – czy Magdalena nosi w domu skrzydła?