„Przedsionek szczęścia” – Anna Kapczyńska (#MamaDropsaCzyta)

przedsionek szczęścia

Anna Kapczyńska, Przedsionek szczęścia, Wydawnictwo Replika 2021.
#MamaDropsaCzyta

– Boże, jaka ja jestem prawie szczęśliwa – powiedziałam do siebie w poniedziałek rano. Tak zaczynałam codzienną modlitwę do swojego osobistego Boga.

-Bądź sobie zatem prawie szczęśliwa. Pamiętaj tylko, że jedynie ty sama masz na to wpływ, nikt więcej. – Łatwo się mówi. Czasem wydaje mi się, że lepiej być nie może, a gdy już jestem prawie pewna, że wszystko jest na swoim miejscu, zaczynam mieć wątpliwości. I dopada mnie niepokój – zwierzyłam mu się.

A dlaczego bohaterka najnowszej powieści Anny Kapczyńskiej czuje się prawie szczęśliwa i wciąż tkwi w przedsionku szczęścia? Zapraszam do lektury garści refleksji, jakie wywołała we mnie książka.

Bohaterką powieści jest Henia, która mieszka z mężem Wojtkiem na Jeżycach w Poznaniu, prowadzi z Grażyną Knajpę, restaurację, miejsce z dobrą energią, ma rodziców, na których nieustannie narzeka i wspaniałą babcię, o którą się ciągle martwi, posiada też przyjaciółkę i koleżanki. Uwielbia jazdę na rowerze i … piwo. Czytelnik poznaje historię znajomości i miłości Heni z Wojtkiem. Bohaterka powieści wciąż znajduje się w przedsionku szczęścia… Ciągle prześladuje ją to „prawie” i towarzyszy uczucie niepokoju, niedosytu, niskie poczucie własnej wartości, za mało odwagi, poczucie, że powinno być lepiej, jeszcze lepiej. Często też czuje się zagubiona, niepewna, udręczona przez czarne scenariusze, które wymyśla. Ma dla wszystkich wokół czas, jest gotowa zawsze nieść innym pomoc i znosić zbyt wygórowane oczekiwania otaczających ją ludzi. Brakuje jej asertywności. Nie może znaleźć natomiast czasu dla siebie, żeby pobyć sama ze sobą, przyjrzeć się sobie i przede wszystkim siebie zaakceptować, polubić, zdefiniować siebie i uszczęśliwić. Brakuje jej pełni, spełnienia na wielu niwach. Dlatego też Knajpa ma się gorzej, mąż w dalekich trasach, przyjaciółka zajęta swoimi sprawami, a rodzina z chęcią zaplanowałaby jej życie. Czy można tak żyć jak w poczekalni do pełni szczęścia, nie bardzo wiedząc, jak znaleźć się w odpowiednim miejscu i co ta pełnia miałaby właściwie oznaczać. A wyobraźnia podpowiadała jej najgorsze scenariusze.

Autorka świetnie wykreowała postać babci Wisi, która, mimo osiemdziesięciu lat, wciąż czuła się młoda duchem i absolutnie na nic nie narzekała. Miała natomiast jakiś gen uwodzicielski, którego natura poskąpiła Heni. Wisia ledwo pochowała kochanka i już telefony od potencjalnych kochanków się do niej prawie urywały. Czy to gen, czy to tajna broń kobieca? Czy po prostu babcia postradała rozum? Wisia zawsze wiedziała, czego chce, nigdy nie oglądała się na innych, miała silną osobowość,  całe życie podejmowała świadome decyzje i była zdeterminowana, aby wpłynąć na metamorfozę Heni w sposobie myślenia.

Małymi kroczkami dawna i zahukana Henia świadomie wkroczyła na drogę zmian. […] czasem trzeba wziąć życie w swoje ręce i mocno nim potrząsnąć, jak tą kulą, wiecie, ze sztucznym śniegiem, a przy okazji przyjrzeć się z oku temu, w czym tkwimy, i uczciwie to nazwać. Nieważne jest to, co było, bo życie jest tu i teraz i należy z niego czerpać całymi garściami. Wisia zawsze była zdania, żeby jej wnuczka wyprowadziła się od rodziców, od byłego męża i jego babci, z którymi tkwiła w toksycznym związku. Życie na pół gwizdka nie miało najmniejszego sensu. Dlatego trzeba wszelkie problemy rozwiązywać na pniu, zamiast w nich tonąć. Tonąć to sobie można w pianie od piwa.

Książkę wręcz pochłonęłam, ale po lekturze musiałam wrócić do pewnych jej fragmentów, ponieważ i ja tkwię wciąż w „przedsionku szczęścia” a do pełni brakuje mi odwagi, wiary w swoje możliwości. Często też towarzyszy mi niepokój, że zaraz moja pełnia szczęścia zostanie zmącona przez kop od życia. Mimo świadomości praca nad podniesieniem niskiej samooceny jest wciąż syzyfową. Potrzeba mi, jak Henrysi, pewności siebie i asertywności. Posiadam także ową wyjątkową zdolność do nakręcania się, jestem specjalistką od problemów, z igły zrobię widły. Tak łatwo mi podciąć skrzydła. Dlatego też ta słodko-gorzka opowieść o życiu zapadła w moje serce. Gorzka, bo porusza ważne, trudne problemy: o miłości i jej różnych obliczach, o skomplikowanych relacjach międzyludzkich, o więzach rodzinnych, o które należy dbać i pielęgnować, o zdradzie, o życiu w hipokryzji i wreszcie o niebezpieczeństwach płynących z życia małżeństwa na odległość. A słodka, bo napisana lekkim stylem, dość obrazowym i pełnym emocji językiem zaprawionym humorem, niekiedy czarnym, ironią i sarkazmem.

Bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani – autentyczni, mają zarówno zalety, jak i wady. Każdy z nich ma coś do naprawienia w swoim życiu. Jest też wiele sytuacji komicznych z udziałem świetnej, energicznej staruszki Wisi, która potrafiła mieć wielki wpływ na zmianę życia ukochanej wnuczki Heni. Autorka przekazała również poprzez różne sytuacje z życia bohaterów, że ciepłą, miłą i zdrową relację można utrzymać między ludźmi poprzez właściwą komunikację. Szczera rozmowa dużo zmienia na lepsze niż ograniczanie się do wydawania poleceń, rozkazów. Niweluje wszelakie niedopowiedzenia, często wynikające z różnicy płci. […] słowa mają magiczną moc, zwłaszcza te dobre, tylko trzeba je wypuścić, powiedzieć na głos i samemu usłyszeć.

Zachęcam zatem do sięgnięcia po powieść w ten wakacyjny i urlopowy czas, kiedy mamy okazję do snucia refleksji o życiu, mamy czas na uporządkowanie swoich problemów, naprawę relacji podczas spotkań rodzinnych. Nigdy nie jest za późno na zmiany. Zacznijmy je więc od siebie, kroczek po kroczku. Naprawdę warto!

Wydawnictwu Replika dziękuje bardzo za egzemplarz do recenzji.


One thought on “„Przedsionek szczęścia” – Anna Kapczyńska (#MamaDropsaCzyta)”

Comments are closed.