„Miłość na wrzosowisku” – Anna Łajkowska (#MamaDropsaCzyta)

miłość na wrzosowisku anna łajkowska

Anna Łajkowska, „Miłość na wrzosowisku”, Wydawnictwo Dragon 2020.
#MamaDropsaCzyta

Zapraszam do lektury recenzji powieści Anny Łajkowskiej „Miłość na wrzosowisku – 2. części serii „Wrzosowisko”, której premiera wznowienia miała miejsce 1 lipca 2020 r. To seria zainspirowana „krainą sióstr Bronte”, w której autorka mieszkała przez dwa lata.

Po wielu perturbacjach Basia odnalazła swoje miejsce na ziemi i po remoncie przeprowadziła się wraz z rodziną do Haworth, do wymarzonej kamienicy z kawiarnią na dole i mieszkaniem na piętrze. Córki rozpoczęły naukę w miejscowej szkole, Marcin został zapisany do przedszkola a Marek po porażce, którą trudno mu było przełknąć, w końcu pracował w domu. Przyjechała rodzina z Polski na otwarcie kawiarni i na święta. Wszyscy okazali się niezwykle uczynni. Dzień otwarcia kawiarni to także znakomita okazja do poznania  sąsiadów – Charoll, James Alton z żoną, Nina, panie z pobliskiego sklepu, John Smith. W powieści poznajemy ich ciekawe losy, romantyczne historie sprzed lat, tajemnice i sekrety, codzienne życie, wzajemne relacje. Spełniło się marzenie bohaterki. Mimo że problemów nie brakowało, często trudno jej było wszystko ogarnąć, zorganizować – remont, remont remontu, obsługa kawiarni, dobór dostawców, kłopoty z dziećmi, napięte sytuacje podczas domowych rewolucji, bo mąż całkiem  wyłączył się z rodzinnego życia, pochłonięty pracą od rana do późnej nocy. Czy o to chodziło Basi? Czy czuła się w pełni szczęśliwa? Często była przerażona, w sytuacjach awaryjnych jednak zawsze mogła liczyć na pomoc Jamesa, prawdziwego przyjaciela.

To było niezwykłe uczucie: czekać, obserwować, jak nadchodzi, i mieć tę pewność, że za chwilę wejdzie i zajmie swoje miejsce. Zrozumiałam, co miał na myśli lis, mówiąc do Małego Księcia, że będzie z niecierpliwością nasłuchiwać jego kroków, gdy tylko da się oswoić.

Kiedy się wydawało, że w życiu bohaterki wszystko się już poukładało, niespodziewanie przyszła miłość – ta niewłaściwa, nie w porę, wbrew rozsądkowi. Zakochani spotykali się na potajemnych randkach, których świadkami były „milczące wrzosowiska i odległe, bardzo odległe gwiazdy”. Często zmieniali miejsca schadzek, dzięki temu Basia poznała odległe okolice i urocze zakątki na pobliskich wzgórzach. (…)pojechaliśmy na wrzosowiska. Kochaliśmy się w pełnym słońcu. (…)Kiedy jechaliśmy samochodem, wzgórza wydawały się otwarte, widoczne w całości jak na dłoni. A gdy docieraliśmy na miejsce, okazywało się, że to zaciszny, przytulny zakątek, niemalże pokój z zielono-fioletowym dywanem. (…) – Boje się, że mnie zostawisz. _ Nie mogłabym. Kocham cię. Ich życie rodzinne toczyło się „normalnym” torem. Basia się obawiała, że za daleko zabrnęła i że wszystko się wyda. A z drugiej strony nie potrafiła odmówić czułości  stęsknionemu mężowi. Jej duszą miotały sprzeczne uczucia: radość, euforia, bezsilność, nerwowość, tęsknota, wyrzuty sumienia, wmawianie sobie, że życie domowe, rodzinne jest dla niej najważniejsze. Ale coraz częściej dochodziło do głosu przekonanie, że w końcu będzie musiała sama dokonać wyboru. Co zatem wybierze Basia – bezpieczną przystań u boku męża czy rodzące się miłość i namiętność? Jak potoczą się losy Basi i jej rodziny?

Powieść pochłonęłam tak jak i poprzedni tom. Pisarka namalowała słowami interesujący portret psychologiczny kobiety. Podczas lektury skłaniającej do refleksji często się zastanawiałam, jak postąpiłabym na miejscu Basi. Czym dla mnie jest miłość małżeńska? Do jakich postaw mnie zobowiązuje? Czy do mojego małżeństwa w ciągu 35 lat związku wkradała się nuda i  jak ją przepędzaliśmy? To trudne pytania! Myślę, że to co nas umacnia to obok miłości przyjaźń. My się kochamy i lubimy. Ale podczas wspólnej podróży przez nasze życie uzbierał się ciężki plecak wypełniony różnymi doświadczeniami, emocjami, uczuciami – całą paletą. Dla Basi romans, zauroczenie, namiętność to ucieczka przed domowymi problemami, kłopotami, przed samotnością. W poprzednim tomie bohaterce nie podobała się postawa Joli, kuzynki. Dziwiła się i oburzała, jak mogła prowadzić podwójne życie – żyć z mężem i jednocześnie potajemnie z kochankiem. A teraz nie rozumiała samej siebie i starała się odrzucać wszelkie rozważania, rzucając się w wir codziennych obowiązków i zajęć. Oboje wiedzieli, że trudno im będzie poświęcić rodzinę, ale i ciężko zrezygnować z siebie. Dopiero poznana romantyczna historia miłości pana Smitha i Marii pomogła bohaterce zdefiniować miłość. Zakończenie powieści bardzo mnie zaskoczyło i jednocześnie wzruszyło.

„Miłość na wrzosowisku” to piękna, wzruszająca opowieść o miłości, o zauroczeniu, o przyjaźni, o wzajemnych relacjach, o ważnych wartościach w życiu człowieka. Jakże pięknie została opisana przyjaźń Basi i Charoll – pomoc wzajemna, wsparcie, bezinteresowność, dobre rady, szacunek, lekcja mądrości. Pisarka świetnie oddała atmosferę małego miasteczka, mentalność jego mieszkańców, niełatwe życie Polaków na emigracji. Urzekły mnie piękne, poetyckie opisy urokliwych zakątków. Wrzosowisko jest jednym z bohaterów powieści, to niemy świadek romansu, któremu Basia powierzyła wspomnienia.

„Miłość na wrzosowisku” to idealna powieść wakacyjna, dzięki której siedząc wygodnie w fotelu, na leżaku, w hamaku możemy przenieść się do małego angielskiego miasteczka ukrytego wśród wrzosowisk.

Wydawnictwu Dragon pięknie dziękuję za egzemplarz recenzencki.