„Galopem po szczęście” – Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska (#MamaDropsaCzyta)

Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska, Galopem po szczęście, Wydawnictwo W.A.B 2019.
#MamaDropsaCzyta
premiera powieści: 18 września 2019
Przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia w ubiegłym roku zaczęłam od lektury niezwykle klimatycznej, poruszającej Bożonarodzeniowej opowieści z przesłaniem – „Okruchy dobra” autorstwa „zabójczego duetu obyczajowego” Justyny Bednarek i Jagny Kaczanowskiej – dwóch przyjaciółek, dziennikarki i pisarki. Książka mnie urzekła. Przygoda z „Ogrodem Zuzanny’ jeszcze wciąż przede mną. Na półce czeka już cierpliwie pierwszy tom. Jak to się stało, że sięgnęłam po Galopem po szczęście? Zafascynowała mnie zapowiedź i okładka. W życiu mojej Córki z niepełnosprawnością konie, hipoterapia odegrały ogromną rolę we wczesnym dzieciństwie. Stąd moja miłość do koni, szacunek i wdzięczność.

 „Kiedy życie stawia cię na zakręcie, a ty wcale nie chcesz się przekonać, co znajduje się za nim…”.

Fabuła powieści rozpoczyna się w momencie, gdy Basia, po dwudziestu latach z Warszawy do rodzinnego Jędrzejowa Podlaskiego (z którego uciekła zaraz po maturze), powraca rozklekotanym gratem z kilkunastoletnią córką Karoliną, czterema walizkami i kontenerem z syberyjskim kocurem Bazylem. Znalazła się w beznadziejnej sytuacji, czuła się postawiona pod ścianą, wściekła, rozczarowana, sfrustrowana. Uciekając teraz z Warszawy, miała poczucie winy, że skazuje córkę na tułaczkę, pozbawia ją życia w luksusowych warunkach, nie mogąc zostawić z byłym mężem. Nie ma bowiem mieszkania, pracy, pieniędzy, ale z jakiegoś powodu musi wrócić do domu rodziców. Po tym jak rozczarowała ojca, nie lubiła tu wracać. A teraz musiała i to z podkulonym ogonem. Jednak ojciec Marek Grzelak, dyrektor państwowej stadniny koni, dał córce marnotrawnej drugą szansę, proponując stanowisko asystentki u siebie. Basia musiała więc wszystko zacząć od zera, a przede wszystkim poznać na nowo swoich rodziców, młodszą siostrę Ankę, zagubioną tu i rozżaloną Karolinę i Jędrzejów, zderzyć się z małomiasteczkową mentalnością, panującymi stereotypami. Między Basią a Anką nie było nigdy w ich relacji siostrzanej sztamy, zawsze dominowała zawiść, zazdrość, narastająca latami niechęć. Czy bohaterce się to udało?
Ponadto Basia weszła ponownie w świat koni, które kochała i znała się kiedyś na nich, uprawiała bowiem jeździectwo, odnosiła sukcesy na zawodach. Zatem bohaterami książki są również konie: urodziwy kary Nikiel, Ametyst, Bolero, przylepa Brego, romantyczna Malina, Gucio, poznajemy poruszającą historię Amsterdama, świetnego i utalentowanego konia, wałacha Basi.
Na kartach powieści pojawił się też przystojny zaklinacz koni Piotr Kieniewicz, specjalista jeździectwa naturalnego opartego na podążaniu za końską psychiką, szacunku dla zwierząt. Od matki poznała jego straszną historię. Szeptano też, że jego rodzina była wplątana w jakąś aferę podczas drugiej wojny światowej. Ludzie bali się o tym głośno mówić. Ojciec Basi pomógł Piotrowi, dając pracę. Ale Piotr też szybko wyczuł, obserwując reakcję koni, że w Basi jest coś dziwnego – jakieś pęknięcie, ból, lęk, wstyd. Jednak skwitowała to, że jako kobieta ma prawo do swoich sekretów. Tajemnica Baśki intrygowała mnie do samego końca powieści. Czy tych dwoje pokiereszowanych przez los będzie się miało ku sobie? Odpowiedź na to i inne pytania da Wam oczywiście lektura książki.
A wydawałoby się, że w małym mieście na Podlasiu nic się nie dzieje, żyje się jak u Pana Boga za piecem. Oj dzieje się tu, dzieje! W świecie przedstawionym w powieści występuje cała plejada bardzo ciekawych i świetnie wykreowanych postaci. Oprócz rodziny Grzelaków i wspomnianego już Piotra na uwagę zasługują dwie skłócone siostry i ich niesamowita historia: szeptucha Pelagia i ekscentryczna dziedziczka Elwira Tuszyńska. Ciekawie poprowadzony jest wątek młodego małżeństwa Jurka i Malwiny oraz ich malutkiego synka, który staje się oczkiem w głowie Pelagii. Ona marzyła o małym gabinecie weterynaryjnym, on zaś planował założyć ekologiczną plantację ziół przyprawowych i roślin leczniczych. Czy ich marzenia się spełniły?
Niezwykle barwną i oryginalną postacią jest siostra Małgorzata – zakonnica z liliowego mercedesa, była sportsmenka znająca się na koniach, bo jeździła konno, biegała na czas i rzucała młotem. na uwagę zasługują też postacie duchownych: ks. proboszcz Arkadiusz Pączek, walczący z pogańskimi zabobonami i ze swoją słabością oraz pop Mikołaj i jego piękna żona Helena Greczynka. Do kontaktów między nimi świetnie nadawała się wygadana i ostra Małgorzata. W powieści roi się aż od komicznych sytuacji z ich udziałem.
Obok wartkiej akcji i jej nagłych zwrotów urzekające są cudnie malowane słowami i oddziałujące na nasze zmysły opisy przyrody, koni i ich zachowań, poznajemy zwyczaje świąteczne mieszkańców, uczestniczymy też w festynach. Rozkoszujemy się potrawami podlaskimi, tatarskimi – kartaczami, baraniną, babką ziemniaczaną. Poznajemy też problemy bohaterów, ich zmagania ze słabościami, uzależnieniami jak alkoholizm czy brak umiaru w jedzeniu. Nieszkodliwym wariatem jest Konstanty Kaczkowski walczący z „diabelstwem w czystej postaci”, czyli z posągiem Świętowita. A wszystko to jest napisane lekkim stylem, pięknym językiem, zaprawionym humorem, czasem sarkazmem, ironią, dosadnym słownictwem, ale i paletą emocji, aby doskonale oddać klimat Podlasia. Wydawało mi się, że i ja tam byłam gdzieś obok bohaterów, cieszyłam się ich radościami, przeżywałam problemy, troski, a nawet nieszczęścia jak pożar domu. Tak bardzo pragnęłam, żeby Baśka i Piotr , Anka i Kamil wspólnie odnaleźli siebie i szczęście oraz żeby się wyjaśniły wszystkie niesnaski w rodzinach, umocniły, zacieśniły więzi. Zakończenie powieści jest otwarte. Ponieważ lubię szczęśliwe zakończenia, domyślam się, że bohaterowie uciekli galopem właśnie po tytułowe szczęście. Czy uda się im je odnaleźć?
Gorąco polecam Czytelnikom najnowszą, niezwykłą powieść „Galopem po szczęście”, dzięki której możemy sobie uświadomić, co tak naprawdę jest najważniejsze w naszym życiu. Jak poradzić sobie z poważnymi problemami? Jak postawić na nowo naderwane czy opuszczone skrzydła, czyli odnaleźć siebie, drogę do marzeń, pragnień, pasji. Warto w życiu przebaczyć, uświadomić sobie błędy, naprawić je i dać drugiemu człowiekowi drugą a nawet i trzecią szansę. Każdy ma do niej prawo. Warto rozmawiać i wzajemnie sobie pomagać. Zacząć od małych prostych kroków, gestów, zasiać wiarę, ufność i nadzieję oraz koniecznie zweryfikować sobie definicję szczęścia. Nigdy nie jest za późno na zmiany.

Zieleń drzew dawno straciła świeżość, była wymęczona upałami, przykurzona. Niedługo jesień. Skończy się zwariowane, piękne życie, będzie padał deszcz, śnieg, zapanują mrozy. Chciała wszystko ułożyć przed jesienią.Baśka przestała myśleć. Była teraz tylko ciałem układającym się do jego rytmu. Tak jakby po raz pierwszy ona i Brego stanowili jedność. przepełniał ją spokój i podziw dla świata. Jaki piękny ten las, jaka piękna była ta mijana łąka, jacy piękni koń, Piotr i ona. Jej życie. Trwało to tylko chwilę. „W życiu piękne są tylko chwile” – przypomniała się Baśce piosenka zespołu Dżem.

Wydawnictwu W.A.B. dziękuję serdecznie za egzemplarz przedpremierowy do recenzji.
A „zabójczemu duetowi obyczajowemu” Justynie Bednarek & Jagnie Kaczanowskiej dziękuję z całego serca za porywający za serce galop przez las w poszukiwaniu szczęścia.
                     

3 thoughts on “„Galopem po szczęście” – Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska (#MamaDropsaCzyta)”

Comments are closed.