„Schody do lata” – Magdalena Kordel

Read More
schody do lata 3d

Magdalena Kordel, Schody do lata, Wydawnictwo W.A.B. 2024.

II tom serii “Przystań Śpiących Wiatrów”

Tekst powstał w ramach współpracy reklamowej z Wydawcą.

Mam problem z przestawieniem się na nowy czas. Rano śpię do niebezpiecznej granicy na zegarku, po południu marzę o drzemce albo kocykowaniu przed telewizorem. Marzy mi się stabilna pogoda. Więcej słońca. Cieplej. Tak wiecie… Jakby się dało teleportować schodami do lata.

Póki co powieść Magdaleny Kordel, mej kochanej Kordelli, musi mi wystarczyć. Choć niedosyt ogromny, bo jak to w przypadku Autorki i jej stylu czytelnik chciałby jeszcze, jeszcze! Magda jak nikt budzi we mnie zachłanność na słowo. Dobre słowo. Słowo pełne nadziei, wsparcia, wiary. I słowo ukryte wśród pięknych krajobrazów.

Dwór nadaje się świetnie na schronienie. Nie bez powodów to miejsce zostało nazwane Przystanią. Nie raz i nie dwa w jego murach spokój odnajdywali ci, którzy najbardziej go potrzebowali. Ten dom ma coś takiego w sobie… Coś, co trudno ująć w słowa. Ale za to łatwo to wyczuć. On umie przytulać.

Przystań Śpiących Wiatrów poznaliśmy w powieści “Wiosna cudów”. Przystań poznali nasi bohaterowie. Mela – główna postać tego tomu – niczym rozbitek znajduje w tej przystani schronienie. Ale po kolei.

Melania w końcu patrzy prawdzie w oczy. Przyznaje, że jest ofiarą przemocy. Przemocy psychicznej. Dzień po dniu Jacek niszczy jej serce i dusze, pozbawia marzeń, próbuje zagrzebać pasję. Manipuluje nią jak chce. W końcu Mela mówi DOŚĆ. Podstępem zwabiona do Przystani rozpoczyna pracę nad nowym tekstem. Wyjątkowym tekstem.

Przystanią Meli jest biblioteka dworu. Półki, na których czekają dzienniki poprzednich mieszkanek rezydencji. Zapiski pełne sekretów, zakrętów i schodów, którymi wspinały się po własne szczęściem. Czasem z sukcesem, czasem z poczuciem porażki. Zanurzona w lekturze bohaterka odnajduje w kobietach sprzed wieków siłę do walki o siebie. Tu i teraz.

“Schody do lata” są schodami ku prawdziwej miłości. Cieszę się, że Kordella poświęca uwagę nie tylko uczuciu romantycznemu, które łączy mężczyznę i kobietę. Miłością najważniejszą w tej historii jest miłość rodzeństwa. Dworek w Kotkowie jest miejscem, do którego prowadzi drogowskaz: RODZEŃSTWO TRZYMA SIĘ RAZEM. Siostry i Brat robią wszystko, by wyrwać Melę ze szponów uzależnienia od toksycznego partnera. Chcą, by na nowo uwierzyła w siebie i w to, że świat jest piękny. Zwłaszcza w Bieszczadach…

Ktoś powiedział, że w Bieszczady przyjeżdża się tylko raz, a potem już tylko się wraca… Tęskni i wraca. One poczekają na ciebie, Mela, tak samo, jak czekają na mnie – dodał miękko.

W Bieszczadach, które mają uzdrawiającą moc. Zapraszając na szlaki, prowadzą ku górze. Do plecaka niesionego przez głodnego widoków piechura wkładają siłę, motywację i nadzieję. Sprawiają, że mimo trudów wędrówki – także tej życiowej – z wiarą spogląda się w niebo. Z dowolnego szczytu lub etapu trasy. 

Bieszczady mają dla Meli jeszcze jedną moc. Moc, której mocniej zabiło serce. Kim jest ten jegomość? Przekonajcie się, sięgając po “Schody do lata”.

To propozycja idealna na wiosenne dni. Dwa plany czasowe (poznajemy losy dawnych i obecnych mieszkanek Kotkowa), charakterystyczny dla Autorki język, niespieszna narracja i czułość, którą przepełnione są opisy krajobrazów, budynków oraz relacje między postaciami – te wszystkie składniki połączone w kilkaset stron dają prawdziwą ucztę. I językową, i pod względem fabuły.

Skorzystajcie z zaproszenia do Przystani Śpiących Wiatrów. Kto wie, może usłyszycie, co szumi w Waszych sercach…?

“Schody do lata” Magdaleny Kordel – kto powinien sięgnąć po tę książkę?  

  • Czytelnicy “Wiosny cudów”
  • Miłośnicy pióra autorki
  • Osoby czytające polskie powieści obyczajowe
  • Książkoholicy lubiący serie i sagi 

„Wiosna cudów” – Magdalena Kordel (recenzja przedpremierowa)

Read More
wiosna cudów 3d

Kotkowo, 4 kwietnia 2023

Droga Kordello!

Moja Przewodniczko najczulsza, Mistrzyni kreowania fikcyjnych światów prawdziwych uczuć. Piszę do Ciebie ten list przy świecy w starym dworze. Płomień spogląda na mnie z latarenki i delikatnie wskazuje światłem na pióro. Zdaje się krzyczeć: „Pisz, pisz, zanim zgasnę!”. Zatem piszę. Kołysana melodią Przystani Śpiących Wiatrów.

Dziękuję, że zabrałaś mnie do Kotkowa. Kiedy stanęłyśmy w tej gigantycznej kolejce w piekarni sióstr, wszystko zrozumiałam. Zrozumiałam, że to nie będzie wędrówka szlakiem pięknych widoków, zapierających dech w piersiach krajobrazów. Powoli przemierzałyśmy miasteczko śladami ludzkich uczuć i historii…

W piekarni pachniało bułkami i miłością. Słodki lukier pączków mieszał się z gorzkim  smakiem łez rozczarowania. Dźwięk łamanego chleba próbowały przekrzyczeć niedomówienia. Tak, już wtedy wiedziałam, że to będzie niezwykły spacer. 

Dziękuję, że poznałaś mnie z właścicielkami piekarni. Siostry nie tylko cudownie mieszały drożdże z mąką. Równie cudownie potrafiły się wmieszać w ludzkie życie, ale to dobrze. Stella zasługiwała na pomoc.

Wiedziałam, że Stella okaże się niezwykłą kobietą. Każda samotna mama, nawet mające wsparcie rodziców i rodzeństwa, to bohaterka codzienności. I Stella należy do tego grona. Utrata pracy (nazywamy rzeczy po imieniu – oszustwo) i gigantyczny kredyt nie pozwalają jej marzyć o cudach w rozpoczynającej się wiośnie. Przecież najważniejszy jest Franio, jej synek. Ale na szczęście nie jest sama. Wiesz, wizyta w Kotkowie przypomina niejednej romantycznej duszy, jak ważna w życiu jest inna miłość. Miłość rodzinna. Relacje między dziećmi a rodzicami, więzy rodzeństwa. Mając wsparcie, wiatr zmian przestaje przerażać. Człowiek przestaje się chować w kaptur i zasłaniać szalikiem. Wystawia twarz do słońca. Z nadzieją…

Pokazując mi Kotkowo, pokazałaś mi społeczność charakterystyczną dla małej miejscowości. Zmowa milczenia, wzajemna pomoc, sąsiedzka troska, bezinteresowność, chęć wykorzystania wpływów – polski świat w pigułce, zwłaszcza niewielkich zakątków.

Pokazując mi Kotkowo, zahaczyłyśmy o Toskanię, Twoją ukochaną Toskanię. Czuć tę miłość, wiesz? Spotkania, do których tam dochodzi, nie są przypadkowe. Bo przecież Włochy nie pojawiły się w Twoim życiu przypadkowo. Tak jak nic przypadkowo nie dzieje się w Twoich opowieściach. 

To wszystko, Kordello, opowiedziałaś mi pięknym językiem. Pełnym ciepła, czułości, serdeczności – jak i Ty.  Dziękuję Ci za to. Dziękuję za kolejną wspólną wyprawę. Po ścieżkach miasteczka, po dróżkach życia. Bo mieszkańcy Kotkowa są tacy jak my. Ich dni są pełne słońca, które chowa się za burzowymi chmurami. Wiosna przegania zimę, obiecując czas cudów. 

Mam nadzieję, że w podobną wyprawę wybiorą się z Tobą miłośniczki powieści obyczajowych, sag rodzinnych, książek z tajemnicą i przeszłością. Sympatycy małych miasteczek i entuzjaści włoskich widoków. Romantyczne dusze, w których nigdy nie gaśnie płomień miłości.

Kończę, Kordello. Zgodnie z obietnicą zostawiam list w skrzyni w Przystani Śpiących Wiatrów. Wiesz, w którym pokoju jej szukać… Tam, gdzie światło nie gaśnie… Mam nadzieję, że korespondencja dotrze do Ciebie, zanim wyruszymy na kolejną przechadzkę. Obiecałaś kolejny tom… Znaczy ciąg dalszy spaceru wśród ludzkich dusz, oczekujących wiosennych nadziei…

Przytulam Cię do serca, tak jak Ty w tej wyprawie przytuliłaś mnie. Dziękuję.

Drops 

Tekst powstał w ramach współpracy reklamowej z Wydawnictwem W.A.B.

„Obca kobieta” – Magdalena Majcher (#MamaDropsaCzyta)

Read More
obca kobieta majcher recenzja

Magdalena Majcher, Obca kobieta, Wydawnictwo W.A.B, 2021.
#MamaDropsaCzyta

We wrześniu miała miejsce premiera „Obcej kobiety” kolejnej powieści Magdaleny Majcher, świetnej autorki poczytnych książek. Z okładki  powieść rekomenduje Magdalena Kordel:

Czy można pokochać obce dziecko? Takie, którego nigdy nie nosiło się pod sercem? A może nosi się je w sercu, choć wcale się o tym nie wie? Magdalena Majcher po raz kolejny odważnie dotyka trudnych tematów, skłania do refleksji i porusza serca czytelników. To powieść z cyklu tych, które wstrząsają i na długo zostają w pamięci. Polecam serdecznie!

Bardzo lubię pióro Magdaleny Majcher. W powieściach Pisarka zawsze porusza trudne społecznie tematy, o których zwykle się nie mówi, przemilcza, zamiata pod dywan. Skłaniają do przemyśleń i refleksji a często zakończenie otwarte, niejednoznaczne prowokuje czytelnika do napisania w wyobraźni właściwego zakończenia, w sercu lub przemyślenia. To zapewnia Majcher stale rosnącą popularność.

Do napisania najnowszej powieści zainspirował Autorkę artykuł na temat rozwodów w Polsce, a właściwie jedno zdanie z artykułu, w którym adwokatka wspomniała o kobiecie szukającej porady, czy ma szansę na uzyskanie opieki naprzemiennej nad dzieckiem byłego męża. Pokochała je i traktowała jak swoje. Fabuła zatem wymagała przygotowania się z prawa rodzinnego, rozmów z prawnikami, z czym musiała zmierzyć się ta kobieta. Powstała historia z życia wzięta, dość mocno zakorzeniona w polskich realiach i napisana z potrzeby serca. Magdalena Majcher próbuje w tej powieści znaleźć odpowiedź na dość trudny problem, czy można pokochać niebiologiczne dziecko, jaka jest sytuacja prawna rodziców niebiologicznych, czy faktycznie mają prawo do obcego dziecka, które wychowują. Zapraszam na garść refleksji po lekturze wywołującej skrajne emocje powieści.

Weronika Tuchowska wychowuje razem z partnerem życiowym Hubertem jego biologiczną córeczkę Oliwię, którą matka zostawiła ojcu zaraz po urodzeniu. Na kartach powieści obserwujemy ze wzruszeniem, jak w toku wydarzeń dzień po dniu, miesiąc po miesiącu i rok po roku narodziła się między kobietą a dzieckiem silna i piękna więź. Weronika jako bibliotekarka mogła więcej czasu poświęcić dziecku niż zajęty i coraz bardziej zaabsorbowany karierą ojciec. Wymagało to oczywiście czasu i pracy. Macochą Oliwii uczynił Weronikę los, ale dziewczynka sama zdecydowała, że Weronika będzie jej mamą. Obdarzyła obcą kobietę wielkim zaufaniem.Innej matki przecież nie znała. Weronika i Hubert oddalali się od siebie, a dziewczynka coraz bardziej czuła się związana z matką. Aż nagle wszystko się skończyło, pękło jak bańka mydlana. Hubert się zakochał i postanowił zakończyć nagle, jego zdaniem, nieudany związek z Weroniką, która dała się nabrać na jego kłamstwa. Jakże blisko jest od miłości do nienawiści. Kobieta od dziewięciu lat była jedyną matką Oliwii i postanowiła nie dać się wyrzucić z życia córki. Mimo ogromnego szoku, bólu, cierpienia, upokorzenia i wzgardzenia Weronika jest w stanie wczuć się w sytuacje zrozpaczonej Oliwii, która w ciągu dziewięciu lat stała się dla niej całym światem. Bardziej już kochać nie mogła. Ojciec biologiczny nie rozumiał tego, że rozłąka z matką niewątpliwie odbije się na zdrowiu i psychice córki.

A jednak obca kobieta może pokochać obce dziecko! Czy zatem w świetle prawa Weronika może ubiegać się na drodze sądowej o uregulowanie kontaktu z dzieckiem partnera? Czy sąd z kolei uwzględni zdanie Oliwii? Magdalena Majcher emocjonalnym i obrazowym językiem opisuje walkę Weroniki o dziecko, jej rozterki wewnętrzne, emocje. Obrazki ze szczęśliwego życia z Oliwią noszone w sercu są lekiem i balsamem. Jej uśmiech, ciepłe spojrzenie, ręce oplatające szyje Weroniki i usta układające się w jedno krótkie słowo: mama. Na szczęście nie była w tym sama, miała wsparcie ze strony rodziców, koleżanek z pracy i do ich grona dołączyła adwokatka. Sytuacja się nieco skomplikowała, gdy pewna skrywana tajemnica z przeszłości bohaterki wyszła na jaw w sądzie. Zresztą od początku widać, że bohaterkę coś uwiera, trapi, schowała na serca dnie jakiś mroczny sekret z młodości. Udało się jej to, o czym świadczy spokojne usposobienie. Hubert nie mógł zrozumieć, że Weronice chodzi tylko o kontakt z córką. Dziecko kartą przetargową między partnerami – tego absolutnie nie chciała Weronika. Ale on nie miał pojęcia, na czym polega przeogromna siła miłości matki, a właściwie matek w pokonywaniu przeszkód i trudności, by nie stracić bezcennej więzi z dzieckiem. Czy się o tym przekonał?

Tę powieść czyta się od pierwszej strony z ogromnymi emocjami, które podsyca układ rozdziałów: „Teraz” naprzemiennie z „Wcześniej”. Gdy Weronika zaczyna walczyć o prawo do kontaktów z córką, wówczas wydarzenia i emocje także i mnie się udzieliły, że jestem tuż obok bohaterki i krzyczę do niej: „Walcz, bo masz prawo, bo ją wychowywałaś przez dziewięć lat. Ty jesteś jej prawdziwą matką! Ta, która ją urodziła, porzuciła”. Bohaterowi są świetnie wykreowani, prawdziwi z krwi i kości. Mają pogłębiony rys psychologiczny. Ogrom emocji nie pozwala odłożyć książki na później. Jest napisana lekkim stylem i nasyconym feerią emocji językiem, ale mimo to kompozycja powieści jest świetnie przemyślana. Powieść zawojowała moim sercem i na długo w nim pozostanie. Przekaz jest bardzo jasny.

Magdalena Majcher zaskoczyła mnie ogromnie zakończeniem napisanej sercem i feerią emocji i uczuć opowieścią o obcej kobiecie, której los na drodze postawił Huberta i Oliwię. A słowo MATKA w powieści nabiera nowych znaczeń.  

Polecam z całego serca „Obcą kobietę” – niezwykle emocjonalną powieść o rozpadzie rodziny, o walce stoczonej z samym sobą, o rozterkach, jakie targają duszą kobiety, o aborcji, procesie sumieniowym, o wybaczeniu i wreszcie o tym, że z każdej porażki należy wynieść jakąś lekcję, by się nie poddać. Wypalenie miłości między dorosłymi nie powinno wpływać na odcięcie kontaktu z dzieckiem, które zdążyło nawiązać mocną emocjonalną więź. To niejako apel do dorosłych, aby mieli na uwadze dobro dziecka, które nie może być „kartą przetargową” dla rozwodzących się rodziców.

Zakończę ciekawostką, którą przeczytałam w jednym z wywiadów. Weronika jest celowo bibliotekarką w hołdzie dla wszystkich bibliotekarek, z którymi Pisarka się spotyka, jeżdżąc po Polsce. Magdalena Majcher bardzo lubi i ceni szczególnie spotkania z czytelnikami w bibliotekach z uwagi na ich niepowtarzalny klimat.

„Gorsza siostra” – Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska (#MamaDropsaCzyta)

Read More
gorsza siostra

Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska, „Gorsza siostra”, Wydawnictwo W.A.B. 2020.
#MamaDropsaCzyta

Zapraszam serdecznie do lektury przedpremierowej recenzji szóstej już powieści pióra znakomitego tandemu pisarskiego, dwóch przyjaciółek Justyny Bednarek i Jagny Kaczanowskiej pt „Gorsza siostra”. Ta książka, której premiera odbędzie się już jutro – 16 września 2020 r. – różni się od wcześniejszych z uwagi na trudniejszą tematykę. Dlaczego?

Patronem honorowym publikacji jest Fundacja DKMS „Pokonajmy nowotwory krwi’, która działa w Polsce od 2008 r. i jest największym Ośrodkiem Dawców Szpiku. Co 40 minut ktoś dowiaduje się, że choruje na nowotwór krwi. Tę diagnozę słyszą rodzice małych dzieci, młodzież, dorośli. bez względu na wiek chorych jedyną szansą na życie jest przeszczepienie szpiku lub komórek macierzystych od niespokrewnionego Dawcy. Misją fundacji jest znalezienie dawcy dla każdego Pacjenta na świecie potrzebującego komórek macierzystych szpiku. Mam nadzieję, że po lekturze tej powieści czytelnicy podejmą świadomą decyzję i zarejestrują się jako potencjalni dawcy szpiku w Fundacji. Moje zdrowie nie pozwala na taką decyzję, ale jestem dumna, że mój Syn dołączył do grona Dawców szpiku. A Córka, jako skrajny wcześniak, dwa razy skorzystała z bezcennego daru ratującego życie, jakim jest krew od bezinteresownego dawcy.

Przejdźmy do rozważań dotyczących lektury… Poznajcie fabułę powieści „Gorsza siostra”.

Przysięgałem milczeć. Ale to jest sytuacja życia i śmierci, to zwalnia mnie z tajemnicy…

Ida ma dwadzieścia pięć lat, męża Tomka i trzyletnią córeczkę Dziunię. Rok wcześniej wykryto u kobiety białaczkę. Choroba szybko postępuje, jest wyniszczająca. Urszula, mama Idy, jest przerażona, za wszelką cenę chce ratować córkę. Jednak żaden z członków rodziny nie może być dawcą szpiku, a tylko przeszczep może ocalić Idzie życie. Urszula zwierza się swojemu wujowi, benedyktynowi z Tyńca. Iwo słucha, długo milczy. Wreszcie mówi: „Wyjawienie prawdy wymaga, abym popełnił najstraszniejszy grzech, jaki może popełnić kapłan. Muszę złamać tajemnicę spowiedzi… Łączy mnie podwójna przysięga: dałem ją jako duchowny, a także jako brat… Jest jeszcze jedna osoba, bliska krewna, która ewentualnie mogłaby pomóc. Półsierota… A raczej półsiostra. Ta gorsza siostra”.

Moja matka miała tylko mnie, ja mam tylko ciebie i ty też masz tylko Dziunię. taka sztafeta pokoleń.

Akcja powieści rozgrywa sie na dwóch płaszczyznach czasowych – współcześnie i pod koniec lat trzydziestych ub. wieku. Opowiedziana historia śmiertelnej choroby Idy, młodej kobiety, żony i matki, która zburzyła szczęście rodziny, wzruszyła mnie do łez. Próby ratowania kochanej i jedynej córki, przyjaciółki i powiernicy oraz wspaniałej żony były godne podziwu. Pisarki doskonale oddały całą paletę emocji i uczuć Urszuli, zrozpaczonej matki, ale niepozbawionej do końca cienia nadziei na znalezienie cudownego leku.

Przyjęcie do wiadomości diagnozy, szok, trudna do opisania potworna złość, oswajanie się, powrót umiejętności odczuwania emocji i zakładanie pogodnej maski na twarz dla jedynaczki „uśmiech nr 5” – matka jest w tej historii synonimem siły. Pozorny chłód i rzeczowość Urszuli kontrastowały z Idą, śliczną mamusią uroczej Wandzi, którą także poznacie na kartach tej powieści.

Czasami Bóg dopuszcza w naszym życiu coś złego, żeby wyprowadzić z tego znacznie większe dobro. Spycha nas w ciemności, żeby tym mocniej rozbłysło jego światło.

Zafrapowała mnie opowieść wuja Iwona – staruszka benedyktyna z Tyńca czyli ojca Hieronima o rodzinnej tajemnicy, o gorszej siostrze. Z opisu wydawcy sie dowiadujemy, że kapłan dopuścił się najstraszniejszego grzechu, łamiąc tajemnicę spowiedzi. Dlaczego tak postąpił? Jakimi pobudkami się kierował oprócz, rzecz jasna, pomocy Idzie?

Do opowieści zakonnika pisarki wplotły umiejętnie wątek wojenny z historią w tle; oddały atmosferę tamtych dni w Krakowie, bombardowanie miasta, reakcje mieszkańców spanikowanych i porażonych wojną, aresztowanie wykładowców Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczej w ramach Sonderaktion Krakau, sytuację ludności żydowskiej w getcie, łapanki, obławy na ulicach. Akcja w 1944 roku przenosi się też do Warszawy –Rok 1945 to koniec wojny, radość warszawiaków, bohaterów fikcyjnych, próba powrotu do „normalności”.

„Gorsza siostra” to opowieść o zdradzie i miłości, od której krok do nienawiści, i skomplikowanych więzach rodzinnych. O sile, walce i poczuciu bezradności. O tajemnicach – także tej najświętszej – tajemnicy spowiedzi. Niewątpliwym walorem powieści duetu Bednarek&Kaczanowska jest język. Jako polonistka przykładam ogromną wagę do stylu w książkach. Tutaj, dzięki bogatemu słownictwu i plastycznym opisom, w mojej głowie pojawiał się film. Słowa Hieronima i innych bohaterów układały się w kolejne klatki, a akcja nie zwalniała tempa. Wręcz przeciwnie. „Gorsza siostra” to doskonały przykład powieści obyczajowej, która wciąga niczym dobry kryminał.

Jakie jest przesłanie powieści? Proste, a jednocześnie głębokie. Oczywiste, a tak zapomniane w świecie codziennej pogoni za pieniądzem, popularnością. Najważniejsze w życiu są miłość i rodzina, a szlachetności serca nic nie zastąpi. Sztuką jest także wybaczyć największe winy.

„Gorsza siostra” to gwarancja lepszej lektury. Gorąco polecam!

„Kwestia ceny” – Zygmunt Miłoszewski (audiobook)

Read More
kwestia ceny

Zygmunt Miłoszewski, Kwestia ceny, Wydawnictwo W.A.B. 2020 r.

Audiobook wysłuchałam, korzystając z aplikacji EmpikGo.

Mówią, by nie oceniać książki po okładce. W tym przypadku należałoby napisać: nie oceniaj audiobooka po pierwszych kilkudziesięciu minutach. Będę szczera. Nie potrafiłam odnaleźć się w historii, przeszkadzał mi też montaż audiobooka. Krótko mówiąc, każda cząstka ucha i wyobraźni podpowiadały mi, by wyłączyć nagranie. Pomyślałam jednak, że wysłucham do końca. „Kwestia ceny” to nie jest moje pierwsze spotkanie z piórem Zygmunta Miłoszewskiego, więc wiem, że to nazwisko to synonim dobrej literatury i niespodziewanych zwrotów akcji. Nie pomyliłam się. Doczekałam się. To był moment. Fragment jednego podrozdziału. Jedna scena, a ja zastygłam w bezruchu, spoglądając z niedowierzaniem na mój głośnik Bluetooth. Akcja nabrała tempa, a pytania zaczęły się mnożyć w mojej głowie z sekundy na sekundę. W głowie pojawiła się ciekawość, wręcz niedowierzanie. Podziw dla Autora – za takie prowadzenie intrygi. Warto było przetrwać początek. Z każdą kolejną minutą nagrania było potem coraz lepiej.

Początek XX wieku. Sztorm. Benedykt Czerski żegna się z życiem. Przeklina patriotyczne uniesienia, które kilka dekad wcześniej doprowadziły do jego zesłania na Daleki Wschód, a teraz kazały mu wracać do ojczyzny. Czerski wraca jednak nie jako więzień, lecz jako wielki uczony, badacz dalekich plemion Syberii. Obsesyjnie pilnując skrzyń, zawierających bezcenne zabytki tajemniczego ludu Ajnów.
Początek XXI wieku. Bogdan Smuga, chłodny naukowiec i wyznawca religii rozumu, wierzy, że wśród zbiorów Czerskiego kryje się prawdziwy skarb, mogący odmienić przyszłość ludzkości. Jego wysiłki nie przynoszą rezultatu. Decyduje się na desperacki krok.
Zofia Lorentz, słynna historyczka sztuki i poszukiwaczka zaginionych arcydzieł, mierzy się z tajemniczym zanikiem pamięci męża. Gdy Smuga proponuje jej udział w odnalezieniu zbiorów, przywiezionych przez Czerskiego z Syberii – podkreślając, że kwestia ceny nie ma w tym wypadku żadnego znaczenia – przyjmuje zlecenie…

I wtedy zaczyna się najlepsze. Jazda i rejs bez trzymanki. Pogoń wodą i lądem. Od Syberii, przez Paryż, po wody Oceanu Atlantyckiego. To, co na początku w pewien sposób mnie odstraszało – pozornie niezwiązane ze sobą wątki i postaci, nagle zaczęły się zazębiać, wzajemnie przenikać w nieoczywisty sposób. W pewnym momencie miałam wrażenie, że nikt nie jest tym, za kogo się podaje, a życiorysy poszczególnych postaci to złudzenie – legenda na potrzeby misji.  

Kwestia ceny w XXI wieku

Zygmunt Miłoszewski fantastycznie bawi się słowem. To czujny obserwator rzeczywistości także sceny politycznej, na co wskazują pośrednie i bezpośrednie nawiązania. Ironia, humor, celne riposty… Wszystko w punkt, wszystko celnie. Jest śmiesznie? Momentami tak. Chwilami jest też smutno, bo z kart, a właściwie z dźwięków, przebija się prawda – w dzisiejszym świecie wszystko jest kwestią ceny.

Czy rozpoczynając pracę nad nową książką, Autor przewidział trwającą pandemię? Pytam o to, ponieważ pewne wątki w powieści przywołały we mnie nie tak odległe wspomnienia z marca czy kwietnia, kiedy to stawialiśmy setki pytań na minutę i przerzucaliśmy się oskarżeniami. Także tymi dotyczącymi troski o klimat, a właściwie jej braku. Traktujemy bowiem Ziemię jak swoją własność, zapominając, że spędzamy na niej maksymalnie kilkadziesiąt lat. Po nas zostaje proch, ale skażona woda, plastik, choroby, które wywołuje ludzka nieodpowiedzialność – to będzie trwać przez kolejne pokolenia. Zygmunt Miłoszewski stara się również uwrażliwić czytelnika na wspólne dobro, jakim jest nasza planeta. Kreując postaci, pokazuje, do czego możesz doprowadzić ignorancja a także nadmierna chęć ingerowania w losy świata. Ponadto próbuje znaleźć odpowiedzi na pytania, które dręczą ludzkość od zarania dziejów: co jesteśmy w stanie zrobić dla miłości? Czy spełnienie marzeń to naprawdę tylko kwestia ceny?

Zygmunt Miłoszewski bawi się słowem, bawi się gatunkiem

„Kwestia ceny” to świetna mieszanka gatunków. Powieść szpiegowska, powieść przygodowa, sensacja z elementami thrillera… Gdybym w „Milionerach” musiała wybrać jedną z tych odpowiedzi, zrezygnowałabym z udziału w grze. Ostatecznie. Autor porusza wiele tematów, postaci znajdują się w tak różnych sytuacjach, że ciężko o jedno dopasowanie. Gatunki połączył jednak w sposób inteligentny, z ogromnym wyczuciem, nie przesadzając w żadną stronę.

„Kwestia ceny” – do wysłuchania w EmpikGo

Nowa powieść Zygmunta Miłoszewskiego w wersji audio to moje pierwsze „literackie spotkanie” za pośrednictwem EmpikGo. Spotkanie oceniam na bardzo udane. Przyznaję, na początku miałam problem z dopasowaniem głośności odtwarzania. Dźwięki w tle (głównie szum morza) zagłuszały wypowiedzi postaci czy głos narratora. Dopiero po kilku rozdziałach byłam w stanie dopasować głos głównej bohaterki do aktorki, którą doskonale znam z filmów czy seriali. Kiedy jednak „przenieśliśmy się” na ląd, wszystko wróciło do normy.

Niemal 40 aktorów (głosu użyczył także sam Autor!), troska o muzykę, dźwięki w tle. Dopracowano każdy szczegół. Reżyseria: Krzysztof Czeczot. W rolach głównych występują: Zofia Lorentz – Aleksandra Popławska, Bogdan Smuga – Arkadiusz Jakubik, Marcel Kluzka – Rafał Zawierucha, Narrator – Filip Kosior i inni. Superprodukcja w gwiazdorskiej obsadzie. Godna pióra Mistrza. Jestem pewna, że i dla aktorów praca nad tym audiobookiem była świetną przygodą i podróżą zarazem. Ja te kilkanaście godzin spędzone na słuchaniu ostatecznie oceniam naprawdę dobrze!

„Stacja miłość” – Zoë Folbigg (recenzja przedpremierowa!)

Read More
stacja miłość

Zoë Folbigg, Stacja miłość, Wydawnictwo WAB 2020.
Premiera: 29.01.2020 r.

Stacja miłość to powieść, którą na listę must read bez wątpienia muszą wpisać miłośniczki lekkich powieści obyczajowych, romantyczki i wierne fanki filmów o miłości. Myślicie, że polecam Wam płytką historię, o której szybko zapomnicie? Nic bardziej mylnego. Zapraszam do lektury przedpremierowej recenzji.

Staram się nie czytać opinii innych blogerów o konkretnym tytule, dopóki nie napiszę własnej, jednak Stacja miłość dość często pojawiała się na ekranie mojego telefonu, gdy korzystałam z Instagrama. Siłą rzeczy czytałam refleksje Dziewczyn – w większości nie do końca pozytywne. Pierwsze Czytelniczki niekiedy zarzucały autorce niezbyt porywającą fabułę, trudny styl, kiepską kreację bohaterki. Częściowo się z nimi zgadzam, częściowo nie. Rozważania zacznę od fabuły.

Pewnego zwykłego dnia Maya Flowers widzi, że do jej pociągu jadącego do Londynu wsiada nowy pasażer. Nagle ten dzień przestaje być zwykłym dniem. Maya natychmiast i nieodwołalnie wie, że on jest Tym Jedynym. Czas płynie, a oni codziennie zachowują się tak samo – on jest pogrążony w lekturze książki, a ona w marzeniach o ich przyszłym, szczęśliwym życiu. W końcu Maya zbiera się na odwagę i daje Mężczyźnie z Pociągu liścik z zaproszeniem na drinka. Tak zaczyna się historia utraconych okazji i odnalezienia szczęścia tam, gdzie najmniej się go spodziewasz. Ta bazująca na prawdziwej historii powieść jest podnoszącym na duchu, afirmującym życie przypomnieniem, że podjęcie ryzyka może zmienić wszystko.
Fantastyczna historia, która pokazuje, że miłość można spotkać wszędzie!

Ktoś może powiedzieć, że fabuła stara jak świat i wiadomo, jak powieść się skończy. Fakt, próżno w niej szukać wielu nagłych zwrotów akcji, takiego podręcznikowego „aż tu nagle”. Akcja przebiega raczej spokojnie (jest kilka „wyjątków”) i koncentruje się wokół głównej bohaterki, jej rozterek sercowych, problemów w pracy i relacji z bliskimi. Nuda? Dla kogoś pewnie tak, mnie ten spokój się podobał. I udzielił. Czy to powieść schematyczna? I tak, i nie. Odpowiedzmy sobie szczerze na pytanie: czy w XXI wieku pisarze mogą uciec od schematów, od motywów, historii, które ktoś już kiedyś opisał? Wydaje mi się, że nie. Za dużo napisano, za dużo wydano, by być od początku do końca oryginalnym. Oczywiście każda książka ma „wizytówkę”, coś swojego, co na tle innych ją wyróżnia. W przypadku Stacji Miłość to fakt, iż opisana historia wydarzyła się naprawdę i dotyczy… autorki. Tak, moi Drodzy, Zoe Folbigg swojego męża poznała w pociągu. Jak więc mogła wybrać inne miejsce spotkania dla bohaterów? Czy przebieg akcji i finał jest podobny? Wiecie, że zakończeń nie zdradzam 😉 Co do przewidywalności fabuły – nie zgadzam się z tą opinią również dlatego, że było kilka elementów, które mnie jednak zaskoczyły. Szczególnie postaci uwikłane w „drugi pociągowy romans” (jak przeczytacie książkę, to zrozumiecie, kogo mam na myśli, nie chcę spolerować). Może ze względu na zmęczenie w niedzielę mój zmysł „detektywa” był wyłączony, ale naprawdę nie wpadłam na to, kim tak naprawdę jest kochanka Simona. Broniąc w pewien sposób fabułę, muszę również zaznaczyć, że wątek miłosny nie dominuje przesadnie nad innymi. Owszem, jest najważniejszy, ale czytelnicy poznają też kulisy, i te jasne, i te ciemne, pracy Mayi; jej relacje z rodzeństwem, przyjaciółką oraz uczniami w szkole językowej. Wzruszałam się, czytając o więzi, jaka połączyła bohaterkę i jej uczennicę – emerytowaną dziennikarkę, Velmę.

Teraz przechodzę do głównej postaci . Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że Maya to „ciepłe kluchy”. Prawda jest taka, że spora grupa i młodych dziewcząt, i dorosłych już kobiet, wyznaje zasadę, że to mężczyzna powinien zrobić pierwszy krok w relacji i w życiu by nie postąpiła tak jak bohaterka. Tak sobie myślę, że na tę chwilę nie odważyłabym się podrzucić kompletnie obcemu mężczyźnie liściku z zaproszeniem na drinka. W pracy, podobnie jak bohaterka, sobie radzę, przynajmniej team leader nie skarży się na moje wyniki, ale w sprawach damsko-męskich czasem brakuje mi odwagi. Odwagi, którą w pewnym momencie, po wielu miesiącach platonicznego zakochania i marzenia o życiu z idealnym Mężczyzną z Pociągu, zyskała Maya. Chyba tak po cichu jej tego zazdroszczę…

W recenzjach zawsze dzielę się z Wami refleksją dotyczącą budowy książki i  języka. W tym przypadku nie będzie inaczej. Powieść podzielona jest na kilka części, każda z nich dotyczy innego okresu z życia bohaterów, który wyraźnie jest zaznaczony na początku (miesiąc i rok). Muszę przyznać, że narracja w czasie teraźniejszym, była dla mnie… dziwna, uciążliwa? Nawet nie umiem tego nazwać. Chyba czytam za dużo powieści z narracją w czasie przeszłym.

Za co tak polubiłam Mayę? Za jej odwagę, za podnoszenie na duchu, za dostarczenie mi radości, wzruszeń. Za chwile uśmiechu, strachu i zaskoczenia, jakie niosła za sobą a lektura. Za podróż do Londynu, o której marzę od kilkunastu lat. Wreszcie za prawdę. Stacja miłość poleca się nie tylko na podróże pociągiem.

Wydawnictwu WAB dziękuję za egzemplarz do recenzji.

„Galopem po szczęście” – Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska (#MamaDropsaCzyta)

Read More
Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska, Galopem po szczęście, Wydawnictwo W.A.B 2019.
#MamaDropsaCzyta
premiera powieści: 18 września 2019
Przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia w ubiegłym roku zaczęłam od lektury niezwykle klimatycznej, poruszającej Bożonarodzeniowej opowieści z przesłaniem – „Okruchy dobra” autorstwa „zabójczego duetu obyczajowego” Justyny Bednarek i Jagny Kaczanowskiej – dwóch przyjaciółek, dziennikarki i pisarki. Książka mnie urzekła. Przygoda z „Ogrodem Zuzanny’ jeszcze wciąż przede mną. Na półce czeka już cierpliwie pierwszy tom. Jak to się stało, że sięgnęłam po Galopem po szczęście? Zafascynowała mnie zapowiedź i okładka. W życiu mojej Córki z niepełnosprawnością konie, hipoterapia odegrały ogromną rolę we wczesnym dzieciństwie. Stąd moja miłość do koni, szacunek i wdzięczność.

 „Kiedy życie stawia cię na zakręcie, a ty wcale nie chcesz się przekonać, co znajduje się za nim…”.

Fabuła powieści rozpoczyna się w momencie, gdy Basia, po dwudziestu latach z Warszawy do rodzinnego Jędrzejowa Podlaskiego (z którego uciekła zaraz po maturze), powraca rozklekotanym gratem z kilkunastoletnią córką Karoliną, czterema walizkami i kontenerem z syberyjskim kocurem Bazylem. Znalazła się w beznadziejnej sytuacji, czuła się postawiona pod ścianą, wściekła, rozczarowana, sfrustrowana. Uciekając teraz z Warszawy, miała poczucie winy, że skazuje córkę na tułaczkę, pozbawia ją życia w luksusowych warunkach, nie mogąc zostawić z byłym mężem. Nie ma bowiem mieszkania, pracy, pieniędzy, ale z jakiegoś powodu musi wrócić do domu rodziców. Po tym jak rozczarowała ojca, nie lubiła tu wracać. A teraz musiała i to z podkulonym ogonem. Jednak ojciec Marek Grzelak, dyrektor państwowej stadniny koni, dał córce marnotrawnej drugą szansę, proponując stanowisko asystentki u siebie. Basia musiała więc wszystko zacząć od zera, a przede wszystkim poznać na nowo swoich rodziców, młodszą siostrę Ankę, zagubioną tu i rozżaloną Karolinę i Jędrzejów, zderzyć się z małomiasteczkową mentalnością, panującymi stereotypami. Między Basią a Anką nie było nigdy w ich relacji siostrzanej sztamy, zawsze dominowała zawiść, zazdrość, narastająca latami niechęć. Czy bohaterce się to udało?
Ponadto Basia weszła ponownie w świat koni, które kochała i znała się kiedyś na nich, uprawiała bowiem jeździectwo, odnosiła sukcesy na zawodach. Zatem bohaterami książki są również konie: urodziwy kary Nikiel, Ametyst, Bolero, przylepa Brego, romantyczna Malina, Gucio, poznajemy poruszającą historię Amsterdama, świetnego i utalentowanego konia, wałacha Basi.
Na kartach powieści pojawił się też przystojny zaklinacz koni Piotr Kieniewicz, specjalista jeździectwa naturalnego opartego na podążaniu za końską psychiką, szacunku dla zwierząt. Od matki poznała jego straszną historię. Szeptano też, że jego rodzina była wplątana w jakąś aferę podczas drugiej wojny światowej. Ludzie bali się o tym głośno mówić. Ojciec Basi pomógł Piotrowi, dając pracę. Ale Piotr też szybko wyczuł, obserwując reakcję koni, że w Basi jest coś dziwnego – jakieś pęknięcie, ból, lęk, wstyd. Jednak skwitowała to, że jako kobieta ma prawo do swoich sekretów. Tajemnica Baśki intrygowała mnie do samego końca powieści. Czy tych dwoje pokiereszowanych przez los będzie się miało ku sobie? Odpowiedź na to i inne pytania da Wam oczywiście lektura książki.
A wydawałoby się, że w małym mieście na Podlasiu nic się nie dzieje, żyje się jak u Pana Boga za piecem. Oj dzieje się tu, dzieje! W świecie przedstawionym w powieści występuje cała plejada bardzo ciekawych i świetnie wykreowanych postaci. Oprócz rodziny Grzelaków i wspomnianego już Piotra na uwagę zasługują dwie skłócone siostry i ich niesamowita historia: szeptucha Pelagia i ekscentryczna dziedziczka Elwira Tuszyńska. Ciekawie poprowadzony jest wątek młodego małżeństwa Jurka i Malwiny oraz ich malutkiego synka, który staje się oczkiem w głowie Pelagii. Ona marzyła o małym gabinecie weterynaryjnym, on zaś planował założyć ekologiczną plantację ziół przyprawowych i roślin leczniczych. Czy ich marzenia się spełniły?
Niezwykle barwną i oryginalną postacią jest siostra Małgorzata – zakonnica z liliowego mercedesa, była sportsmenka znająca się na koniach, bo jeździła konno, biegała na czas i rzucała młotem. na uwagę zasługują też postacie duchownych: ks. proboszcz Arkadiusz Pączek, walczący z pogańskimi zabobonami i ze swoją słabością oraz pop Mikołaj i jego piękna żona Helena Greczynka. Do kontaktów między nimi świetnie nadawała się wygadana i ostra Małgorzata. W powieści roi się aż od komicznych sytuacji z ich udziałem.
Obok wartkiej akcji i jej nagłych zwrotów urzekające są cudnie malowane słowami i oddziałujące na nasze zmysły opisy przyrody, koni i ich zachowań, poznajemy zwyczaje świąteczne mieszkańców, uczestniczymy też w festynach. Rozkoszujemy się potrawami podlaskimi, tatarskimi – kartaczami, baraniną, babką ziemniaczaną. Poznajemy też problemy bohaterów, ich zmagania ze słabościami, uzależnieniami jak alkoholizm czy brak umiaru w jedzeniu. Nieszkodliwym wariatem jest Konstanty Kaczkowski walczący z „diabelstwem w czystej postaci”, czyli z posągiem Świętowita. A wszystko to jest napisane lekkim stylem, pięknym językiem, zaprawionym humorem, czasem sarkazmem, ironią, dosadnym słownictwem, ale i paletą emocji, aby doskonale oddać klimat Podlasia. Wydawało mi się, że i ja tam byłam gdzieś obok bohaterów, cieszyłam się ich radościami, przeżywałam problemy, troski, a nawet nieszczęścia jak pożar domu. Tak bardzo pragnęłam, żeby Baśka i Piotr , Anka i Kamil wspólnie odnaleźli siebie i szczęście oraz żeby się wyjaśniły wszystkie niesnaski w rodzinach, umocniły, zacieśniły więzi. Zakończenie powieści jest otwarte. Ponieważ lubię szczęśliwe zakończenia, domyślam się, że bohaterowie uciekli galopem właśnie po tytułowe szczęście. Czy uda się im je odnaleźć?
Gorąco polecam Czytelnikom najnowszą, niezwykłą powieść „Galopem po szczęście”, dzięki której możemy sobie uświadomić, co tak naprawdę jest najważniejsze w naszym życiu. Jak poradzić sobie z poważnymi problemami? Jak postawić na nowo naderwane czy opuszczone skrzydła, czyli odnaleźć siebie, drogę do marzeń, pragnień, pasji. Warto w życiu przebaczyć, uświadomić sobie błędy, naprawić je i dać drugiemu człowiekowi drugą a nawet i trzecią szansę. Każdy ma do niej prawo. Warto rozmawiać i wzajemnie sobie pomagać. Zacząć od małych prostych kroków, gestów, zasiać wiarę, ufność i nadzieję oraz koniecznie zweryfikować sobie definicję szczęścia. Nigdy nie jest za późno na zmiany.

Zieleń drzew dawno straciła świeżość, była wymęczona upałami, przykurzona. Niedługo jesień. Skończy się zwariowane, piękne życie, będzie padał deszcz, śnieg, zapanują mrozy. Chciała wszystko ułożyć przed jesienią.Baśka przestała myśleć. Była teraz tylko ciałem układającym się do jego rytmu. Tak jakby po raz pierwszy ona i Brego stanowili jedność. przepełniał ją spokój i podziw dla świata. Jaki piękny ten las, jaka piękna była ta mijana łąka, jacy piękni koń, Piotr i ona. Jej życie. Trwało to tylko chwilę. „W życiu piękne są tylko chwile” – przypomniała się Baśce piosenka zespołu Dżem.

Wydawnictwu W.A.B. dziękuję serdecznie za egzemplarz przedpremierowy do recenzji.
A „zabójczemu duetowi obyczajowemu” Justynie Bednarek & Jagnie Kaczanowskiej dziękuję z całego serca za porywający za serce galop przez las w poszukiwaniu szczęścia.
                     

„Kuracja dla serca” – Agnieszka Szacka (recenzja przedpremierowa!)

Read More
 

 

Agnieszka Szacka, Kuracja dla serca, Wydawnictwo W.A.B. 2019.
#MamaDropsaCzyta
 
Agnieszka Szacka napisała książkę „Kuracja dla serca”, jej premiera już wkrótce – 15 maja. Niestety, nie mogłam znaleźć żadnych informacji na temat autorki. A to nasze pierwsze spotkanie. Moją uwagę przyciągnął tytuł książki, klimatyczna okładka, urocze i znane mi miejsce akcji Nałęczów. „Druga młodość, kolejna szansa, druga miłość” – frapujące.         O jaką kurację dla serca tu chodzi?
 
Byłam w Nałęczowie kilkakrotnie w szpitalu sanatoryjnym, gdzie kurowałam swoje serce po przebytych zabiegach kardiologicznych w ramach wczesnej rehabilitacji. Poznałam kurort zimą, wiosną i latem przechodzącym w jesień. Przepiękny park zdrojowy, który o każdej porze roku zapewnia kuracjuszom leczenie klimatem, oprócz, rzecz jasna, fantastycznej oferty zabiegów. Wracając do powieści, w tytule możemy dopatrzyć się  drugiego dna, znaczenia metaforycznego. Myślę, że fabuła książki nam to wyjaśni…
 
Bohaterką powieści jest 56-letnia Renata, polonistka, od 10 lat rozwiedziona (małżeństwo z Markiem było pomyłką), matka dwojga dorosłych już dzieci, twardo stąpająca po ziemi, nie poddawała się emocjom. Po długim i bolesnym rozwodzie straciła zainteresowanie mężczyznami, nie rozmawiała i wyparła słowo „seks” ze swoich myśli, ze swojego życia.  W chwili, gdy ją poznajemy, przebywa na urlopie zdrowotnymi i wybiera się na trzytygodniową kurację do Nałęczowa, aby ustabilizować ciśnienie  i uspokoić skołatane nerwicą serce. Renata trafiła do sanatorium Jesienne Wąwozy – zespołu trzypiętrowych budynków z lat siedemdziesiątych, ale teren wokół był piękny: dużo drzew, krzewów, klomby z kwiatami a wśród nich ulubione peonie Reni. Pokój dzieliła z Jolą – jedną z „lamparcic”, czyli krzykliwie ubranych i wyzywająco pomalowanych, głośnych kuracjuszek-kokietek, „obytych towarzysko”, które przyjeżdżają na turnusy, aby „poznać pana na poziomie”. Już na pierwszym spotkaniu z dyrekcją kuracjuszkom rzucił się w oczy Paweł Dobrowolski, przystojny, piękny mężczyzna, lekarz, w dodatku kardiolog transplantolog po zawale, co brzmiało żartobliwie. Szybko dał się poznać wzdychającym za nim kuracjuszkom i personelowi jako nieprzyjemny typ i nadęty dupek. Był wdowcem, żona zmarła na raka, dopiero po jej odejściu uświadomił sobie, że jej nie doceniał we wspólnym życiu. Posypało mu się życie, praca, serce, on sam. Zaczął pić. Dopiero podczas spaceru otworzył się przed Renią, wymienili uwagi o terapii, zaproponował wycieczkę do Bochotnicy.
 
Czytając powieść, czekałam na spacer bohaterów po uroczym parku zdrojowym, żeby przypomnieć sobie swoje trasy. I  się nie zawiodłam, ponieważ Renata uzbrojona w mapę wybrała się na przechadzkę. Szłam więc za nią Armatnią Górą w stronę ulicy 1 maja, okrążyłyśmy park zdrojowy, by wejść do niego Bramą Wschodnią. A powietrze świeże, wilgotne od „kipiącej wszędzie zieleni”. W centrum parku był usytuowany Pałac Małachowskich, wokół którego rosły najpiękniejsze w Polsce lipy. Niedługo już zakwitną! Renata usiadła na ławce w bocznej alejce i napawała się kwiatostanami kasztanowca czerwonego, stylowymi, starymi uzdrowiskami, następnie ruszyła w kierunku stawu, mijając Pijalnię Wód mineralnych i imponującą palmiarnię, pijalnię czekolady. Na środku stawu znajdowała się zarośnięta zielenią Wyspa Miłości. pływały kaczki i łabędzie a wokoło pełno było spacerujących par w różnym wieku. Dzięki powieści poznajemy także uroczą okolicę Nałęczowa: Bochotnicę Małą i Wielką, które należały do tego samego majątku. Bohaterowie wybrali się na piękny spacer wąwozem do ruin zamku na wzgórzu, racząc się romantycznymi legendami o Esterce i królu Kazimierzu Wielkim. Poznajemy też Kazimierz i jego okolice – najpiękniejszy wąwóz Korzeniowy Dół, Górę Trzech Krzyży. A jak rozwinęła się znajomość Renaty i Pawła? Co uświadomił obojgu bohaterom przyjazd do Nałęczowa, terapia, spacery, czas dla siebie, na rozmyślania o życiu, o sercu, o miłości i o przyszłości? Powiem tylko, że oboje dużo się dowiedzieli o sobie. Po resztę odsyłam do powieści.
 
Oprócz pary świetnie wykreowanych bohaterów tak różniących się od siebie, których połączyły zranione serca, pojawia się w powieści cała plejada postaci typowych kuracjuszy, którzy przyjeżdżają da sanatorium po zdrowie, aby znaleźć towarzysza lub towarzyszkę na czas pobytu, fajnie spędzić czas na rozrywkach wykraczających poza ofertę sanatoryjną. Autorka oddała doskonale atmosferę, jaka panuje na turnusach. Urzekły mnie także pięknie malowane słowami i oddziałujące na różne zmysły opisy parku zdrojowego – ja byłam tam z bohaterką, widziałam, słyszałam i czułam.
 
Ciekawa jest też historia Jolki „lamparcicy”, która dała się poznać tak naprawdę Renacie. Przyjaciółka zbyt stereotypowo i niesprawiedliwie  ją oceniła. A wprost oniemiała, słuchając jej teorii o zamkniętych drzwiach zakończonych definicją szczęścia, z którą się też zgadzam. Jak zatem kuracja wpłynęła na serca bohaterów? Czy kontynuowali znajomość po wyjeździe z sanatorium? I jak to jest z tą miłością w sanatorium?
 
Odpowiem krótko: wyjazd do sanatorium ma sens, człowiek ma bowiem czas, aby się zastanowić nad przyczyną problemów sercowych i wyjechać stamtąd po krótkich wakacjach od życia z sercem w lepszej kondycji – dosłownie i w przenośni. Zachęcam zatem gorąco do sięgnięcia po powieść. Bardzo się cieszę, że debiutancka powieść Agnieszki Szackiej „Kuracja dla serca” trafiła w moje ręce. Choć czyta się ją lekko, to skłania do refleksji o życiu, o miłości, o śmierci, o sercu. Próbuje zdefiniować miłość, szczęście. Uświadomiła mi, pacjentce kardiologicznej, uwierzyć, że człowiek w każdym wieku ma prawo do miłości, do fascynacji, zauroczenia a nawet pożądania. A polubienie siebie poprawia kondycję serca i relacje z bliskimi. nie muszę mieć idealnego życia, ale mogę wieść dobre życie i to zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Zawsze jest czas na zmiany. Dziękuję Autorce szczególnie za wywołanie we mnie tych refleksji. I wiem, że latem wybiorę się z Mężem do Nałęczowa na spacer po parku zdrojowym i koniecznie do Bochotnicy.  
 
Polecam gorąco powieść na majowe, czerwcowe wieczory. Może i Was zachęci do letniego wypadu do Nałęczowa.
 
Wydawnictwu W.A.B. bardzo dziękuję za egzemplarz recenzencki!

Olszany. Droga do domu – Agnieszka Siegert-Litorowicz (recenzja przedpremierowa!)

Read More
 

 

Agnieszka Litorowicz-Siegert, Olszany. Droga do domu, Wydawnictwo W.A.B. 2019.
 
Piękna – tak jednym przymiotnikiem mogłabym określić przeczytaną w mijającym tygodniu powieść Agnieszki Litorowicz-Siegert. Ta dziennikarka zabrała mnie w wyjątkową, wiosenną wręcz podróż do malowniczej posiadłości na Pomorzu. Dzięki opisom i świetnie wykreowanym postaciom niemal tydzień spędziłam na prowincji, ciesząc się zapierającą dech w piersiach przyrodą i przede wszystkim ludzką dobrocią.
 
Julia, ceniona w branży architekt i dekorator wnętrz, z dnia na dzień traci uczuciowy grunt pod nogami. Zamiast wesela – rozstanie. Zostaje zdradzona przez wieloletniego partnera, z którym wiodła ustabilizowane i pozornie szczęśliwe życie w stolicy. Nie mogąc sobie poradzić z tęsknotą i złamanym sercem, postanawia odwiedzić rodzinną posiadłość. Wyjeżdżając na Pomorze, ma jeden cel – sprzedać dom dziadka, który od lat stoi pusty i nie może doczekać się kupca. Z błogosławieństwem matki – doktor Wandy, wyrusza w podróż, która odmienia jej życie.
 
Olszany – piękna posiadłość z duszą – znajduje się na skraju pomorskiej miejscowości, w pobliżu lasu. Choć piękna, ze względu na tajemniczą przeszłość i lokalne legendy stoi pusta. Matka Julii odziedziczyła Olszany po ojcu, który w niewyjaśnionych okolicznościach okolicznościach opuścił je niedługo po II wojnie i wyjechał z kraju. Niejasna historia rodzinnej posiadłości Borowiczów rzuca cień na możliwość sprzedaży dobytku. Julia postanawia zakończyć sprawę kłopotliwego i opustoszałego spadku. By to zrobić, musi jednak rozwikłać rodzinne tajemnice – poznać prawdę o dziadku i własnej matce… Czy pobyt w Olszanach pomoże jej znaleźć drogę do domu – tego rodzinnego i tego, który może stworzyć z kochającym ją mężczyzną?
 
Rodzinna historia, uroczy, wierny psiak, ludzie pełni życzliwości – to wszystko czeka na Julię w Olszanach. Z dnia na dzień zostaje przyjęta do lokalnej społeczności, staje się „jedną z nich”. Owszem, są jednostki marzące o jej powrocie do stolicy, jednak, w swoim mniemaniu, mają konkretne powody – miłość – ta z przeszłości i ta tląca się w sercach obecnie – prowokuje do dziwnych zachowań… Basia, Klara, ich mężowie, weterynarz Wiktor – wszyscy otaczają Julię opieką, pomagają w odnalezieniu się w obcej jej dotąd prowincjonalnej rzeczywistości i przede wszystkim w rozwikłaniu rodzinnych tajemnic. Małymi kroczkami otwierają silną (tylko pozornie?) panią projektant na dobroć, piękno przyrody i małomiasteczkowej architektury oraz miłość.
 
Na oczach czytelników i mieszkańców urokliwego miasteczka Julia przeżywa nawrócenie, właściwie jest na początku tej trudnej drogi. Bardzo mnie cieszy ten wątek, bo Bóg, wiara rzadko pojawiają w czytanych przeze mnie powieściach obyczajowych. Autorka bardzo subtelnie opisuje rozterki bohaterki i przedstawia proces wewnętrznej przemiany. Ważną rolę w drodze Julii do tego domu – domu modlitwy, domu Boga, odgrywa miejscowy ksiądz, zaprzeczenie stereotypów wiejskiego czy małomiasteczkowego kapłana.
 
Plastyczne, poruszające wyobraźnię opisy, wartkie dialogi, trafne wtrącenia narratora – wielkim atutem powieści jest niewątpliwie język. Widać, że słowa wychodziły spod palców doświadczonej dziennikarki i autorki wywiadów. Nie ma zbędnych refleksji czy rozmów – każde zdanie jest po coś. Przybliża postaci, opisuje niełatwą rzeczywistość. Śmiech i radość przeplatają się ze strachem, łzami i smutkiem. Powieść kipi od emocji, a zwroty akcji wydają się czekać na bohaterkę i czytelników niemal na każdym zakręcie.
 
Droga do domu niejedno ma imię. Jedni doskonale ją znają, przemierzą z zamkniętymi oczami i trafiają do miejsca, gdzie czekają na nich ludzi z szeroko otwartymi ramionami. Inni latami szukają tej drogi, swoich korzeni, poznają historię rodziny daleką od sielankowego obrazka. Taką drogę pokonuje Julia. Czy pobyt w Olszanach zmieni jej prywatną definicję „domu”? Z kim zdecyduje się stworzyć własny – ten pełen miłości i pozbawiony niszczących sekretów? Zachęcam Was do lektury i poznania odpowiedzi na te i inne pytania. Czas spędzony w Olszanach na pewno nie będzie zmarnowany!
 
 

„Inna kobieta” – Karolina Głogowska, Katarzyna Troszczyńska (#MamaDropsaCzyta)

Read More
 

 

Karolina Głogowska, Katarzyna Troszczyńska, Inna kobieta, Wydawnictwo W.A.B 2019.
#MamaDropsaCzyta
 
Karolina Głogowska i Katarzyna Troszczyńska to autorki pierwszej przeczytanej przeze mnie w zeszłym roku powieści świątecznej Dwanaście życzeń, która mnie zachwyciła swoim przesłaniem. Stąd nie mogłam się doczekać na następną książkę tego duetu pisarskiego. Inna kobieta to niezwykle interesująca powieść obyczajowa ze świetnie skonstruowanymi portretami psychologicznymi bohaterów. Ona, on, ona – trójkąt miłosny. Żona od 17 lat – Joanna Zaborowska , mąż i kochanek – Piotr Borys, kochanka, rozwódka – Ada Szulc. Dwie kobiety, które różni tak wiele: poglądy, charakter, styl życia. Łączy je miłość do tego samego mężczyzny. Poznajemy dwie wersje tej samej historii, w której w końcu każda ze stron musi sobie zadać pytanie: odejść czy zostać? Po czyjej stanąć stronie? Żony czy kochanki? Czy zdradę można mężowi wybaczyć? Kto jest winien w sytuacji, w której każdy uważa się za niewinnego… 
 
Joanna Zaborowska pracuje jako psychoterapeutka, ma wzięcie u pacjentów, zaczęła prowadzić szkolenia z rozwoju osobistego. Z radością wraca do domu, do dzieci, do męża, byle dalej od brudu, bólu ludzkiego, niespełnionych marzeń, oczekiwań, cierpienia. To kochająca matka Janka, nastolatka i dwuletniego Antosia. Mąż jest jej spokojem i bezpieczeństwem, bazą. Ostatnio wyczuwa, że w ich relacjach intymnych jest coś nie tak, już nie jest pasją męża. Piotr, dziennikarz polityczny dużego portalu, po latach małżeństwa postawił na karierę, stał się pracoholikiem. Jestem psychologiem, powinnam mieć w miarę ogarnięte życie. To oczywiste, że psycholog ma ogarnięte życie. Ble, ble. Od przyjaciółki usłyszała, że ktoś widział Piotra z inną kobietą. Świat się jej zawalił, zdradził ją mąż, którego była pewna, dlatego też bez żadnych rozmów, wyjaśnień wyrzuciła go z domu. Gdy miała dwanaście lat, ojciec spakował walizki i wyniósł się do kochanki. Nagle Jedynymi pamiątkami po dawnym życiu stali się Janek i Antek. Joanna uświadomiła sobie, że brak czasu Piotra wynikał z romansu z inną. Winny jest Piotr czy obca kobieta bez imienia? kim ona jest, w czym jest lepsza ode mnie? Poczucie winy dopada i Joannę, bo jako psycholog zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że w stresie ciężko jest być dobrą matką. Stała się przecież silna dzięki miłości Piotra. A teraz musi sobie poradzić bez niej. Ciągle zadaje sobie pytanie, czy była szczęśliwa z Piotrem i czy wspólnie nie doprowadzili do jego zdrady. Czy znajdzie w sobie siłę, aby zawalczyć o Piotra? Czy Joanna jeszcze zobaczy dawnego Piotra? Jakiej lekcji udzieliło jej życie?
 
Ada Szulc ma 36 lat, to córka szorstkiego i porywczego, z surowymi zasadami ojca, ofiara przemocy domowej. Pracuje jako dziennikarka w korporacji, w dużym portalu. Jest rozwódką (były mąż Tomasz alkoholik), samotną matką czteroletniej córeczki Tosi.  Zanim poznała przystojnego Piotra, najlepszego dziennikarza w redakcji,  była wręcz przekonana, że mężczyźni to zamknięty rozdział w jej życiu. A poznali się w pracy, dla innych byli tylko zwykłymi znajomymi, z czasem coraz trudniej było im zapanować nad tak intensywnym napięciem erotycznym między nimi.
 
Niby przypadkiem wpadaliśmy na siebie w kuchni, w strefie wypoczynku albo na korytarzu. Ocierał się o moje biodra, sięgając po kubek z kawą. Łapał mój wzrok biegnący do niego ponad rzędami biurek. Miłosny system znaków, niemy język zakochanych, zachwycał mnie na początku naszej znajomości, teraz stał się udręką, nędzną namiastką bliskości, okruchem rzuconym wygłodniałemu, przypomnieniem, że to wszystko, na co mogę liczyć, więcej nie ma i nie będzie.
 
Piotr obiecywał, że wkrótce wszyscy się o nich dowiedzą, zamieszkają razem. Żyli wręcz na huśtawce emocjonalnej. Jednak wyrzuty sumienia, poczucie winy z czasem gdzieś się podziało. Adą zawładnęła namiętność, pożądanie, tęsknota za kochankiem. Planowali wspólną przyszłość. Na nic się zdały przestrogi przyjaciółki Ewy, bowiem w pracy Piotr był postrzegany jako bardzo dobry mąż i ojciec. Jej zdaniem łączył ich tylko romans. Wplątaliście się w to, bo każde z was ma jakiś brak, jakiś uszczerbek, który drugie wypełnia. Ale to jeszcze nie znaczy, że zostaliście dla siebie stworzeni. Ewa uważała, że największą karą za romans jest sam romans. Ada z kolei myślała, że przeklęta moc romansu polega na tym, że kochankowie nie myślą, tylko czują.
 
Tak bardzo pali ich potrzeba połączenia się z druga osoba, że wszystko, co było, i wszystko, co będzie, rozmazuje się i zbiega w jeden gorączkowy punkt: tu teraz. Romans składa się z takich punktów, a to, co pomiędzy nimi, czasem jest niepewnością, czasem czekaniem, a czasem czarną płachtą bezsensu i rozpaczy.
 
Czy marzenie Ady, aby zająć miejsce Joanny w życiu Piotra się ziściło? Czy kochankowie zamieszkali razem?
 
Piotr Borys – mąż Joanny z nieposzlakowaną opinią, ojciec Janka i Antka, szanowany dziennikarz polityczny dużego portalu. Do czasu poznania z Adą nie obejrzał się nigdy za żadną inną kobietą. Bardzo kochał synów.
Dlaczego zatem zauroczył się i wdał w romans z Adą? Czego zabrakło mu w małżeństwie? Czy odnalazł się w nowym związku z Adą i jej córeczką Tosią? Czy Piotr poczuwał się do winy?
 
Inna kobieta to interesująca powieść Karoliny Głogowskiej i Katarzyny Troszczyńskiej o tym, że w życiu nic nie jest czarno-białe, bo życie ma też liczne odcienie szarości. To powieść o zdradzie i potrzebie miłości. Autorki stworzyły świetne portrety psychologiczne postaci. Nie ma tu narratora wszechwiedzącego, który komentuje, ocenia, prowadzi nas za rękę. Czytelnik sam musi dokonać oceny postępowania bohaterów, obserwując ich poczynania. Stanąć po którejś ze stron – to nie jest takie proste. Obarczyć winą – jeszcze trudniejsze. Książka wywołuje sprzeczne uczucia. Na początku denerwowała mnie Joanna, że jako psycholog nie dostrzegła, że w jej małżeństwie coś jest nie tak. A przecież w gabinecie pani psycholog uratowała tyle małżeństw od rozpadu. I z rozbitego domu rodzinnego wyniosła też pewne doświadczenia. Ale wraz z rozwojem akcji, gdy poznałam ją bliżej, podziwiałam ją, że mimo wszystko potrafiła sobie poradzić dzięki pomocy przyjaciół, syna nastolatka, matki, ciotki. Wbrew pozorom nie była z tym wszystkim sama. Natomiast Ada nie zaznała szczęśliwego dzieciństwa – patologiczne dzieciństwo, ofiara przemocy domowej. W małżeństwie też nie odnalazła szczęścia u boku męża alkoholika i maminsynka, który wciąż ją dołował, nigdy nie docenił, konfrontując ją ciągle z matką i w końcu zostawił. Tak bardzo tęskniła za miłością i szczęściem u boku mężczyzny. I je znalazła u boku Piotra, wierząc, że będą trwać. I w końcu Piotr Borys – mąż i kochanek. Nie potępiam go, bo wiążąc się z nieidealną Adą, poczuł się sobą. Joanna jako żona i psycholog nie dostrzegła ich słabości. A przecież wszyscy jesteśmy nieidealni, czyli prawdziwi.
 
W powieści Autorki uświadamiają nam, jakie wartości w życiu rodzinnym są najważniejsze. Mimo że dzięki lekkiej formie powieść się pochłania, to zmusza czytelnika do refleksji i zatrzymania się, wertowania kartek. Dodatkowo sprzyja temu podział na rozdziały, podrozdziały, których tytuły noszą imiona bohaterek. Mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową, poznajemy problem zdrady z punktu widzenia żony i kochanki oraz Piotra. Autorki zastosowały też inwersję czasową jako celowy zabieg kompozycyjny zakłócający porządek chronologiczny zdarzeń oraz wymuszający na nas zatrzymanie się i zastanowienie nad poruszanym w powieści problemem, nad swoim życiem, życiem małżeńskim i rodzinnym. Tym samym głęboko wnikają i do naszych dusz, przedstawiając bolesną historię.
 
Zachęcam gorąco do sięgnięcia po niezwykle ciekawą powieść.          
 
Za egzemplarz do recenzji dziękuję serdecznie Wydawnictwu!