„Gorsza siostra” – Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska (#MamaDropsaCzyta)

Read More
gorsza siostra

Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska, „Gorsza siostra”, Wydawnictwo W.A.B. 2020.
#MamaDropsaCzyta

Zapraszam serdecznie do lektury przedpremierowej recenzji szóstej już powieści pióra znakomitego tandemu pisarskiego, dwóch przyjaciółek Justyny Bednarek i Jagny Kaczanowskiej pt „Gorsza siostra”. Ta książka, której premiera odbędzie się już jutro – 16 września 2020 r. – różni się od wcześniejszych z uwagi na trudniejszą tematykę. Dlaczego?

Patronem honorowym publikacji jest Fundacja DKMS „Pokonajmy nowotwory krwi’, która działa w Polsce od 2008 r. i jest największym Ośrodkiem Dawców Szpiku. Co 40 minut ktoś dowiaduje się, że choruje na nowotwór krwi. Tę diagnozę słyszą rodzice małych dzieci, młodzież, dorośli. bez względu na wiek chorych jedyną szansą na życie jest przeszczepienie szpiku lub komórek macierzystych od niespokrewnionego Dawcy. Misją fundacji jest znalezienie dawcy dla każdego Pacjenta na świecie potrzebującego komórek macierzystych szpiku. Mam nadzieję, że po lekturze tej powieści czytelnicy podejmą świadomą decyzję i zarejestrują się jako potencjalni dawcy szpiku w Fundacji. Moje zdrowie nie pozwala na taką decyzję, ale jestem dumna, że mój Syn dołączył do grona Dawców szpiku. A Córka, jako skrajny wcześniak, dwa razy skorzystała z bezcennego daru ratującego życie, jakim jest krew od bezinteresownego dawcy.

Przejdźmy do rozważań dotyczących lektury… Poznajcie fabułę powieści „Gorsza siostra”.

Przysięgałem milczeć. Ale to jest sytuacja życia i śmierci, to zwalnia mnie z tajemnicy…

Ida ma dwadzieścia pięć lat, męża Tomka i trzyletnią córeczkę Dziunię. Rok wcześniej wykryto u kobiety białaczkę. Choroba szybko postępuje, jest wyniszczająca. Urszula, mama Idy, jest przerażona, za wszelką cenę chce ratować córkę. Jednak żaden z członków rodziny nie może być dawcą szpiku, a tylko przeszczep może ocalić Idzie życie. Urszula zwierza się swojemu wujowi, benedyktynowi z Tyńca. Iwo słucha, długo milczy. Wreszcie mówi: „Wyjawienie prawdy wymaga, abym popełnił najstraszniejszy grzech, jaki może popełnić kapłan. Muszę złamać tajemnicę spowiedzi… Łączy mnie podwójna przysięga: dałem ją jako duchowny, a także jako brat… Jest jeszcze jedna osoba, bliska krewna, która ewentualnie mogłaby pomóc. Półsierota… A raczej półsiostra. Ta gorsza siostra”.

Moja matka miała tylko mnie, ja mam tylko ciebie i ty też masz tylko Dziunię. taka sztafeta pokoleń.

Akcja powieści rozgrywa sie na dwóch płaszczyznach czasowych – współcześnie i pod koniec lat trzydziestych ub. wieku. Opowiedziana historia śmiertelnej choroby Idy, młodej kobiety, żony i matki, która zburzyła szczęście rodziny, wzruszyła mnie do łez. Próby ratowania kochanej i jedynej córki, przyjaciółki i powiernicy oraz wspaniałej żony były godne podziwu. Pisarki doskonale oddały całą paletę emocji i uczuć Urszuli, zrozpaczonej matki, ale niepozbawionej do końca cienia nadziei na znalezienie cudownego leku.

Przyjęcie do wiadomości diagnozy, szok, trudna do opisania potworna złość, oswajanie się, powrót umiejętności odczuwania emocji i zakładanie pogodnej maski na twarz dla jedynaczki „uśmiech nr 5” – matka jest w tej historii synonimem siły. Pozorny chłód i rzeczowość Urszuli kontrastowały z Idą, śliczną mamusią uroczej Wandzi, którą także poznacie na kartach tej powieści.

Czasami Bóg dopuszcza w naszym życiu coś złego, żeby wyprowadzić z tego znacznie większe dobro. Spycha nas w ciemności, żeby tym mocniej rozbłysło jego światło.

Zafrapowała mnie opowieść wuja Iwona – staruszka benedyktyna z Tyńca czyli ojca Hieronima o rodzinnej tajemnicy, o gorszej siostrze. Z opisu wydawcy sie dowiadujemy, że kapłan dopuścił się najstraszniejszego grzechu, łamiąc tajemnicę spowiedzi. Dlaczego tak postąpił? Jakimi pobudkami się kierował oprócz, rzecz jasna, pomocy Idzie?

Do opowieści zakonnika pisarki wplotły umiejętnie wątek wojenny z historią w tle; oddały atmosferę tamtych dni w Krakowie, bombardowanie miasta, reakcje mieszkańców spanikowanych i porażonych wojną, aresztowanie wykładowców Uniwersytetu Jagiellońskiego i Akademii Górniczej w ramach Sonderaktion Krakau, sytuację ludności żydowskiej w getcie, łapanki, obławy na ulicach. Akcja w 1944 roku przenosi się też do Warszawy –Rok 1945 to koniec wojny, radość warszawiaków, bohaterów fikcyjnych, próba powrotu do „normalności”.

„Gorsza siostra” to opowieść o zdradzie i miłości, od której krok do nienawiści, i skomplikowanych więzach rodzinnych. O sile, walce i poczuciu bezradności. O tajemnicach – także tej najświętszej – tajemnicy spowiedzi. Niewątpliwym walorem powieści duetu Bednarek&Kaczanowska jest język. Jako polonistka przykładam ogromną wagę do stylu w książkach. Tutaj, dzięki bogatemu słownictwu i plastycznym opisom, w mojej głowie pojawiał się film. Słowa Hieronima i innych bohaterów układały się w kolejne klatki, a akcja nie zwalniała tempa. Wręcz przeciwnie. „Gorsza siostra” to doskonały przykład powieści obyczajowej, która wciąga niczym dobry kryminał.

Jakie jest przesłanie powieści? Proste, a jednocześnie głębokie. Oczywiste, a tak zapomniane w świecie codziennej pogoni za pieniądzem, popularnością. Najważniejsze w życiu są miłość i rodzina, a szlachetności serca nic nie zastąpi. Sztuką jest także wybaczyć największe winy.

„Gorsza siostra” to gwarancja lepszej lektury. Gorąco polecam!

„Galopem po szczęście” – Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska (#MamaDropsaCzyta)

Read More
Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska, Galopem po szczęście, Wydawnictwo W.A.B 2019.
#MamaDropsaCzyta
premiera powieści: 18 września 2019
Przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia w ubiegłym roku zaczęłam od lektury niezwykle klimatycznej, poruszającej Bożonarodzeniowej opowieści z przesłaniem – „Okruchy dobra” autorstwa „zabójczego duetu obyczajowego” Justyny Bednarek i Jagny Kaczanowskiej – dwóch przyjaciółek, dziennikarki i pisarki. Książka mnie urzekła. Przygoda z „Ogrodem Zuzanny’ jeszcze wciąż przede mną. Na półce czeka już cierpliwie pierwszy tom. Jak to się stało, że sięgnęłam po Galopem po szczęście? Zafascynowała mnie zapowiedź i okładka. W życiu mojej Córki z niepełnosprawnością konie, hipoterapia odegrały ogromną rolę we wczesnym dzieciństwie. Stąd moja miłość do koni, szacunek i wdzięczność.

 „Kiedy życie stawia cię na zakręcie, a ty wcale nie chcesz się przekonać, co znajduje się za nim…”.

Fabuła powieści rozpoczyna się w momencie, gdy Basia, po dwudziestu latach z Warszawy do rodzinnego Jędrzejowa Podlaskiego (z którego uciekła zaraz po maturze), powraca rozklekotanym gratem z kilkunastoletnią córką Karoliną, czterema walizkami i kontenerem z syberyjskim kocurem Bazylem. Znalazła się w beznadziejnej sytuacji, czuła się postawiona pod ścianą, wściekła, rozczarowana, sfrustrowana. Uciekając teraz z Warszawy, miała poczucie winy, że skazuje córkę na tułaczkę, pozbawia ją życia w luksusowych warunkach, nie mogąc zostawić z byłym mężem. Nie ma bowiem mieszkania, pracy, pieniędzy, ale z jakiegoś powodu musi wrócić do domu rodziców. Po tym jak rozczarowała ojca, nie lubiła tu wracać. A teraz musiała i to z podkulonym ogonem. Jednak ojciec Marek Grzelak, dyrektor państwowej stadniny koni, dał córce marnotrawnej drugą szansę, proponując stanowisko asystentki u siebie. Basia musiała więc wszystko zacząć od zera, a przede wszystkim poznać na nowo swoich rodziców, młodszą siostrę Ankę, zagubioną tu i rozżaloną Karolinę i Jędrzejów, zderzyć się z małomiasteczkową mentalnością, panującymi stereotypami. Między Basią a Anką nie było nigdy w ich relacji siostrzanej sztamy, zawsze dominowała zawiść, zazdrość, narastająca latami niechęć. Czy bohaterce się to udało?
Ponadto Basia weszła ponownie w świat koni, które kochała i znała się kiedyś na nich, uprawiała bowiem jeździectwo, odnosiła sukcesy na zawodach. Zatem bohaterami książki są również konie: urodziwy kary Nikiel, Ametyst, Bolero, przylepa Brego, romantyczna Malina, Gucio, poznajemy poruszającą historię Amsterdama, świetnego i utalentowanego konia, wałacha Basi.
Na kartach powieści pojawił się też przystojny zaklinacz koni Piotr Kieniewicz, specjalista jeździectwa naturalnego opartego na podążaniu za końską psychiką, szacunku dla zwierząt. Od matki poznała jego straszną historię. Szeptano też, że jego rodzina była wplątana w jakąś aferę podczas drugiej wojny światowej. Ludzie bali się o tym głośno mówić. Ojciec Basi pomógł Piotrowi, dając pracę. Ale Piotr też szybko wyczuł, obserwując reakcję koni, że w Basi jest coś dziwnego – jakieś pęknięcie, ból, lęk, wstyd. Jednak skwitowała to, że jako kobieta ma prawo do swoich sekretów. Tajemnica Baśki intrygowała mnie do samego końca powieści. Czy tych dwoje pokiereszowanych przez los będzie się miało ku sobie? Odpowiedź na to i inne pytania da Wam oczywiście lektura książki.
A wydawałoby się, że w małym mieście na Podlasiu nic się nie dzieje, żyje się jak u Pana Boga za piecem. Oj dzieje się tu, dzieje! W świecie przedstawionym w powieści występuje cała plejada bardzo ciekawych i świetnie wykreowanych postaci. Oprócz rodziny Grzelaków i wspomnianego już Piotra na uwagę zasługują dwie skłócone siostry i ich niesamowita historia: szeptucha Pelagia i ekscentryczna dziedziczka Elwira Tuszyńska. Ciekawie poprowadzony jest wątek młodego małżeństwa Jurka i Malwiny oraz ich malutkiego synka, który staje się oczkiem w głowie Pelagii. Ona marzyła o małym gabinecie weterynaryjnym, on zaś planował założyć ekologiczną plantację ziół przyprawowych i roślin leczniczych. Czy ich marzenia się spełniły?
Niezwykle barwną i oryginalną postacią jest siostra Małgorzata – zakonnica z liliowego mercedesa, była sportsmenka znająca się na koniach, bo jeździła konno, biegała na czas i rzucała młotem. na uwagę zasługują też postacie duchownych: ks. proboszcz Arkadiusz Pączek, walczący z pogańskimi zabobonami i ze swoją słabością oraz pop Mikołaj i jego piękna żona Helena Greczynka. Do kontaktów między nimi świetnie nadawała się wygadana i ostra Małgorzata. W powieści roi się aż od komicznych sytuacji z ich udziałem.
Obok wartkiej akcji i jej nagłych zwrotów urzekające są cudnie malowane słowami i oddziałujące na nasze zmysły opisy przyrody, koni i ich zachowań, poznajemy zwyczaje świąteczne mieszkańców, uczestniczymy też w festynach. Rozkoszujemy się potrawami podlaskimi, tatarskimi – kartaczami, baraniną, babką ziemniaczaną. Poznajemy też problemy bohaterów, ich zmagania ze słabościami, uzależnieniami jak alkoholizm czy brak umiaru w jedzeniu. Nieszkodliwym wariatem jest Konstanty Kaczkowski walczący z „diabelstwem w czystej postaci”, czyli z posągiem Świętowita. A wszystko to jest napisane lekkim stylem, pięknym językiem, zaprawionym humorem, czasem sarkazmem, ironią, dosadnym słownictwem, ale i paletą emocji, aby doskonale oddać klimat Podlasia. Wydawało mi się, że i ja tam byłam gdzieś obok bohaterów, cieszyłam się ich radościami, przeżywałam problemy, troski, a nawet nieszczęścia jak pożar domu. Tak bardzo pragnęłam, żeby Baśka i Piotr , Anka i Kamil wspólnie odnaleźli siebie i szczęście oraz żeby się wyjaśniły wszystkie niesnaski w rodzinach, umocniły, zacieśniły więzi. Zakończenie powieści jest otwarte. Ponieważ lubię szczęśliwe zakończenia, domyślam się, że bohaterowie uciekli galopem właśnie po tytułowe szczęście. Czy uda się im je odnaleźć?
Gorąco polecam Czytelnikom najnowszą, niezwykłą powieść „Galopem po szczęście”, dzięki której możemy sobie uświadomić, co tak naprawdę jest najważniejsze w naszym życiu. Jak poradzić sobie z poważnymi problemami? Jak postawić na nowo naderwane czy opuszczone skrzydła, czyli odnaleźć siebie, drogę do marzeń, pragnień, pasji. Warto w życiu przebaczyć, uświadomić sobie błędy, naprawić je i dać drugiemu człowiekowi drugą a nawet i trzecią szansę. Każdy ma do niej prawo. Warto rozmawiać i wzajemnie sobie pomagać. Zacząć od małych prostych kroków, gestów, zasiać wiarę, ufność i nadzieję oraz koniecznie zweryfikować sobie definicję szczęścia. Nigdy nie jest za późno na zmiany.

Zieleń drzew dawno straciła świeżość, była wymęczona upałami, przykurzona. Niedługo jesień. Skończy się zwariowane, piękne życie, będzie padał deszcz, śnieg, zapanują mrozy. Chciała wszystko ułożyć przed jesienią.Baśka przestała myśleć. Była teraz tylko ciałem układającym się do jego rytmu. Tak jakby po raz pierwszy ona i Brego stanowili jedność. przepełniał ją spokój i podziw dla świata. Jaki piękny ten las, jaka piękna była ta mijana łąka, jacy piękni koń, Piotr i ona. Jej życie. Trwało to tylko chwilę. „W życiu piękne są tylko chwile” – przypomniała się Baśce piosenka zespołu Dżem.

Wydawnictwu W.A.B. dziękuję serdecznie za egzemplarz przedpremierowy do recenzji.
A „zabójczemu duetowi obyczajowemu” Justynie Bednarek & Jagnie Kaczanowskiej dziękuję z całego serca za porywający za serce galop przez las w poszukiwaniu szczęścia.
                     

„Ogród Zuzanny” – Justyna Bednarek, Jagna Kaczanowska (recenzja przedpremierowa!)

Read More
 
tytuł: „Ogród Zuzanny. Miłość zostaje na zawsze”
tom: pierwszy
autor: Justyna Bednarek, Jagna Kaczanowska
Wydawnictwo W.A.B.
liczba stron: 400
premiera: 31.01.2018 r.
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz! 
 
 
 
 
 
Ogród Zuzanny. Miłość zostaje na zawsze – Justyna Bednarek, Jagna Kaczanowska
 
Pojutrze (środa, 31 stycznia) premierę ma I tom Ogrodu Zuzanny – owoc współpracy duetu nieznanych mi wcześniej dziennikarek. To powieść obyczajowa o trzech pokoleniach kobiet mieszkających w niezwykłej willi w malowniczej podwarszawskiej miejscowości. Babcia Cecylia, matka Krystyna i architekt ogrodów Zuzanna. Dzieli je wiek, charaktery, ale łączy, oprócz więzów krwi, tęsknota za prawdziwą, porywającą serce i usypiającą rozum miłością. Czy warto iść w środę do księgarni lub robić zakupy on-line? Zapraszam do lektury recenzji.
 
Tajemniczy ogród – ogród, który mówi
 
Zuzanna samotnie wychowuje nastoletniego syna, Wojtka. Coraz częściej widzi, że chłopakowi brakuje męskiego wsparcia, a i ona tęskni za miłością i czułością. Pracuje w lokalnej firmie projektującej ogrody. Jest prawą, ale niedocenianą ręką zadufanego w sobie Roberta Kozaka. Pewnego dnia dostaje pozornie zwykłe zlecenie – ma ożywić ogród w dotychczas opuszczonej willi Jolancin. Wszystko się zmienia, gdy poznaje właściciela posiadłości. Tajemniczym biznesmenem z Warszawy okazuje się jej stary znajomy, Adam Przygodzki… Zuzanna  postanawia opowiedzieć mu o swoich skrywanych przez lata uczuciach. Nie robi tego jednak wprost, werbalnie. Posługuje się roślinami. Językiem kwiatów chce mu przekazać ukrytą wiadomość. Jaką? Tego nie zdradzę.
 
Powieść pachnąca lawendą
 
Lawenda oznacza i nieufność, i płomienną miłość. Symbolizuje spełnienie życzeń i znów o miłości. Idealnie zatem pasuje do tytułowej bohaterki książki – która i chce, i boi się uwierzyć w miłość i na nowo zaufać mężczyznom. Czy dawny znajomy przywróci jej wiarę w potęgę tego najważniejszego uczucia? Milczę jak grób. Jedno jest pewne: Zuzanna może liczyć na wsparcie i dobre rady swoich przyjaciółek – matki-Polki Kazi,  roztrzepanej singielki Wioli i przede wszystkim ukochanej Babci. Cecylia jest powierniczką nie tylko wnuczki. Jej opowieści snute w klimatycznej willi są pełne ukrytych życiowych drogowskazów dla wielu mieszkańców Starej Leśnej. W dodatku historie nestorki rodu przenoszą Czytelników do Wołynia, w jego najmroczniejsze i najkrwawsze czasy. Cecylia lekcję prawdziwej miłości łączy z lekcją smutnej dla pokoleń Polaków (i nie tylko) historii.
 
Duet doskonały?
 
Przyznam szczerze, że nie znam zbyt wielu powieści napisanych przez dwie autorki. Rozpoczynając lekturę, obawiałam się o integralność fabuły i kreacji bohaterów. Niepotrzebnie – nie byłam w stanie rozróżnić, która z Pań odpowiadała za konkretny wątek czy opisy. Ogród Zuzanny to ciepła, spójna historia czteropokoleniowej rodziny (trzy kobiety i dorastający mężczyzna) oraz osób związanych z magiczną, nie tylko ze względu na niecodzienny wystrój, willą – wspomnianymi już przyjaciółkami pani architekt, miejscowym proboszczem czy aptekarzem. Choć bohaterów jest naprawdę wielu, wszyscy są wyjątkowi. Justyna Bednarek i Jagna Kaczanowska zadbały o wyraziste kreacje i, co ważne dla mnie, poczucie humoru postaci.
 
Polecać czy nie polecać? Oto jest pytanie!
 

 

 

Ogród Zuzanny reprezentuje mój ulubiony gatunek – powieść obyczajową. Szczerze mówiąc (a właściwie pisząc), po lekturze mam mieszane uczucia. Autorki wprowadziły mnie w nieznany dotąd świat języka roślin. Języka, który potrafi przekazać najskrytsze uczucia i wspomnienia. To bez wątpienia największy atut powieści. Są też, niestety, minusy… Lektura czterystu stron jak nigdy zajęła mi ponad dwa tygodnie. Opisy, choć plastyczne i uruchamiające każdy zakamarek wyobraźni, bywały dla mnie nieco przydługie. Pewne dialogi wydawały mi się wymuszone, wtrącone na siłę. Finał większości wątków też mnie nie zaskoczył, choć muszę przyznać, że zakończenie pierwszego tomu wywołało u mnie zdziwienie i ochotę na sięgnięcie po kolejną część tej historii. Jestem pewna, że wielu miłośniczkom gatunku powieść od początku do końca przypadnie do gustu. To książka, która zachwyci niejedną romantyczkę.