Marta Matyszczak, Trup w sanatorium, Wydawnictwo Dolnośląskie 2019.
Seria „Kryminał pod psem” – tom 6.
Pierwsze wspólne wakacje. Tylko Ona, On i pies. Morze. Zachody słońca. Kąpiele w Bałtyku. Spacery po plaży. Nie może być nieromantycznie. A jednak może. Wystarczy trup. Trup w sanatorium.
Fanom komedii kryminalnych nie muszę przedstawiać Gucia. To kundelek przygarnięty ze schroniska przez prywatnego detektywa, Szymona Solańskiego. Były policjant, chwilami trochę ciapowaty, szczupły jak patyk i niezbyt domyślny w kwestiach uczuciowych, stworzył psiakowi po przejściach prawdziwy dom. Teraz do ich męskiego gniazda dołączyła Róża – dziennikarka i przyjaciółka rodziny.
To miały być ich pierwsze wspólne wakacje. W Świnoujściu. Już podróż pociągiem mogła zwiastować, że nie wszystko pójdzie po ich myśli… Na miejscu czeka tytułowy trup w sanatorium. Sława Szymona, śląskiego śledczego, głośna jest także na wybrzeżu, dlatego dyrektor ośrodka prosi go o pomoc w prowadzeniu dochodzenia. Razem z „ulubionym” policjantem (Barańskim, a jakże!) szukają mordercy kobiety. By go odnaleźć, muszą cofnąć się w czasie – do lat 70. i festiwalu, którym bardzo intensywnie w okresie PRL-u interesowały się ówczesne władze, o czym świadczą akta i notatki służb bezpieczeństwa…
„Kryminał pod psem” to seria, która gwarantuje zarówno łzy śmiechu, jak i dreszcz niepokoju. Gucio i Szymon, z nieodłączną Różą, rozwiązują śledztwo. Sprawdzają kolejne tropy, poszlaki… Czytelnik szuka mordercy razem z nimi, do końca pozostając w napięciu.
Za sukcesem tego cyklu bez wątpienia stoi niezwykły duet śledczych (człowiek i „gadający” pies) oraz narracja. Historię opowiada i narrator wszechwiedzący (trzecioosobowy), i Gucio. Świat widziany oczami psa – należy podkreślić psa niezwykle przystojnego, inteligentnego, naprawdę dobrego śledczego – to jeden z atutów powieści. Gucio niezwykle celnie komentuje zachowanie ludzi, w tym swoich właścicieli. Nie stroni od ironii czy krytyki w swoich ocenach. Całym sercem, czterema łapami i ogonem angażuje się w śledztwo i, dosłownie, tropi mordercę. I tym razem jego udział w sprawie jest nieoceniony. Czasem mam wrażenie, że Szymon mógłby bez niego zamykać interes ;).
Marta Matyszczak powoli wyrasta na królową niełatwego gatunku, jakim jest komedia kryminalna. Z tomu na tom śledztwa prowadzone przez bohaterów są coraz bardziej zawiłe. Tym razem Autorka zabiera i postaci, i czytelników do czasów PRL-u. Wplata wątek nadmorskiego festiwalu cieszącego się ogromną popularnością nie tylko wśród mieszkańców wybrzeża. Warto podkreślić, że ten festiwal odbywał się w rzeczywistości! Fragmenty poświęcone wydarzeniom sprzed lat pisane są w pierwszej osobie z perspektywy jednej z uczestniczek imprezy oraz… dokumentów służb. Nie ma jednak mowy o pomieszaniu czasów akcji – pomagają w tym nagłówki z datami.
„Trup w sanatorium” to nie tylko denatka i związane z nią tajemnice z przeszłości, zaskakujące powiązania między bohaterami czy niewyjaśnione konflikty. To także prowadzony z niezwykłą subtelnością wątek miłosny. Róża i Szymon, choć znają się od lat, jako para stawiają pierwsze kroki. Trochę nieporadnie, nieco chaotycznie, ale razem starają się iść do przodu. Niestety, ich romantyczny wyjazd nie wygląda tak, jak oczekiwali. A na pewno nie tak, jak oczekiwała dominująca w tym duecie Róża. Czy ich związek przetrwa tę próbę?
Jeśli jeszcze nie znacie Gucia i Solańskiego, koniecznie nadróbcie zaległości. Choć każda z części serii to osobne śledztwo, by zrozumieć wątki prywatne, warto czytać je po kolei. Gucio wszystko Wam opowie. Wyszczeka znaczy ;).
Gucio jest tak bardzo podobny do naszego Dropsika? recenzja zachęca do sięgnięcia po książkę, jakkolwiek stronie od kryminałów?
Muszę się kiedyś skusić na tą serię 🙂
Zachęcająca recenzja.
Myślę, że spodoba mi się i mojej mamie 🙂