Jennifer Robson, Suknia, Wydawnictwo Literackie 2021.
Niech nie zmylą Was tytuł i okładka. Ta książka to dużo więcej niż suknia ślubna i ceremonia stulecia. „Suknia” to opowieść o kobietach, które na zawsze pozostały w cieniu głównej bohaterki królewskiego wesela. Historia tkana z najwyższą starannością ze skrawków materiału zwanych życiem…
Bezimienne bohaterki
… czyli hafciarki, które w pocie czoła pracowały nad suknią ślubną księżniczki Elżbiety – przyszłej królowej. Drogi Ann i Miriam skrzyżowały się w powojennym Londynie, w jednym z najlepszych angielskich domów mody. Ann mieszkała w Anglii od urodzenia, Miriam przyjechała, a właściwie uciekła z Francji. Obie noszą w sercach wojenne tajemnice. Obie uczą się żyć w nowej rzeczywistości. Obie mają niesamowity talent. To one, a nie brytyjska rodzina królewska, grają pierwsze skrzypce w tej opowieści. To ich codzienność, praca, pasje są najważniejsze.
Suknia, czyli synonim kobiecości
Gdyby ktoś mnie zapytał o jedno słowo, z którym kojarzy mi się ta książka, bez wahania odpowiem: KOBIETA. To bardzo kobieca książka, nie tylko ze względu na tytułową, najważniejszą suknię XX wieku. Przyjaźń, nadzieja, poczucie misji i solidarność są siłą bohaterek. Za dnia tworzą ponadczasowe ornamenty, wieczorami, nocą i weekendami, tworzą własną teraźniejszość. Walczą o to, co tu i teraz jest dla nich najważniejsze. Są dla siebie wzajemnie nieocenionym wsparciem w godzeniu się z bolesną przeszłością. II wojna światowa bezpośrednio dotknęła bowiem i Ann, i Miriam. Anna straciła ukochanego brata, Miriam zaś przeżyła piekło obozu. Razem podnoszą się z gruzów.
Dwa plany czasowe
Cieszy mnie, że „Suknia” to powieść, w której mamy do czynienia z dwoma planami czasowymi. Londyn lat 40. XX wieku przeplata się ze współczesnym Toronto. Babcia zostawia wnuczce niezwykły testament. Zamyka swoją historię w paczuszce ze starannie wyhaftowanymi kwiatami. Heather wyrusza w fascynującą podróż – do Anglii, do przeszłości. Czy pozna młodość ukochanej babci i odkryje wszystkie rodzinne tajemnice?
Weselna uczta…
… a danie główne? „Suknia” właśnie! Ależ to piękna powieść! Skończyłam ją czytać kilka dni temu, ale nie mogę przestać się zachwycać. To zjawiskowa kreacja z królewskiej, literackiej półki. Tkanina spleciona z prawdziwej i fikcyjnej historii, najwyższej jakości fabuły, nieoczywistych bohaterek. Ja jej nie czytałam. Ja ją pochłaniałam. Spędzałam godziny pochylona nad materiałem kreacji w domu mody, wieczorami ogrzewałam się w blasku kominku i kobiet – głównych bohaterek tej historii, by w końcu wyruszyć z wnuczką jednej z nich w daleką podróż. Nieśmiało kroczyłam królewskimi ścieżkami, choć to nie przyszła władczyni była tu najważniejsza. Elżbieta II stała się tłem dla tych, które zwykle są w jej cieniu. Jej kreacja stała się pretekstem do opowiedzenia ważnych, kobiecych historii. Historii, które na zawsze pozostają w sercu. Historii nie końca ze szczęśliwym zakończeniem, nie do końca ukoronowanych spełnieniem. Historii takich, jakie pisze, a właściwie tka, samo życie.