Małgorzata
Lis, Kocham cię mimo wszystko, Wydawnictwo
eSPe 2019.
Cykl: Opowieści z wiary
Wiara towarzyszy mi od pierwszych godzin życia – ochrzczona zostałam tuż po narodzinach ze względu na bardzo ciężki stan zdrowia. Od najmłodszych lat Rodzice zachęcali mnie do praktyk religijnych, sami dając przykład i mnie, i mojemu starszemu Bratu, który dziś jest wikariuszem w jednej z parafii w diecezji lubelskiej. Muszę przyznać, że do niedawna nie miałam szczęścia do literatury popularnej, po prostu zwykłych powieści dla kobiet, w których byłby poruszany temat wiary lub bohaterowie byliby przedstawiani jako osoby wierzące. Zwykle ten wątek jest pomijany lub traktowany niezwykle marginalnie, staje się niemal niezauważalny w natłoku licznych perypetii. Kilka lat temu dzięki mojej Przyjaciółce Sybilli odkryłam twórczość Rachel Hauck. Jej powieści „Suknia ślubna” oraz „Był sobie książę” wręcz połknęłam! Cieszę się więc, że ostatnio sama przyszła do mnie polska historia, w której wiara w Boga, praktyki religijne i dawanie świadectwa swoją codzienną sprawą grają pierwsze skrzypce. Małgorzata Lis zaproponowała mi egzemplarz recenzencki swojej debiutanckiej powieści „Kocham cię mimo wszystko”. Zgodziłam się i nie żałuję tej głębokiej lekturowej przygody!
Ania tęskni za prawdziwą miłością, Marcin za świętym spokojem. Pozornie przypadkowe spotkanie wywraca ich życie do góry nogami. Podczas gdy dziewczyna widzi w tym rękę Boga, chłopak wzdryga się na samą myśl o Kościele. Zaskakujący kalejdoskop fatalnych zbiegów okoliczności, które stają się udziałem dwojga młodych ludzi, wystawia ich uczucie na prawdziwą próbę. Czy wyjdą z niej zwycięsko? Czy Ania nie straci wiary, gdy straciła się już prawie wszystko? Czy Marcin odnajdzie Boga w najtrudniejszym momencie swojego życia?
Pozwólcie, że zacznę od końca. Komu poleciłabym tę książkę? Osobom wierzącym. Mam wrażenie, że osoby, które na co dzień nie żyją Panem Bogiem, nie są katolikami, mogłyby się męczyć podczas lektury i przede wszystkim nie zrozumieć przekazu tej książki. Niektórzy czytelnicy – tak jak Marcin – mogliby poczuć się bombardowani informacjami, namowami. Ania, główna bohaterka, jest bowiem nieustępliwa w namowach, opowieściach… Moim zdaniem jej próby nawracania Marvina były czasem zbyt nachalne. Jestem katoliczką, tak jak Ania byłam członkiem Ruchu Światło-Życie, ale do dziś pamiętam słowa kapłana, który opiekował się duszpasterstwem, do którego należałam: „Nie ma nic gorszego, niż próbowanie nawracania na siłę, samym gadaniem. Liczą się czyny, nie słowa. To świadectwo naszego życia powinno nawracać niewierzących”. Wiem, że Ania nie miała złych intencji, ale chwilami naprawdę mnie wkurzała, była, za przeproszeniem, upierdliwa, i nie dziwiłam się, że upór Marcina zamiast maleć – rósł.
Kto jeszcze powinien sięgnąć po udany debiut Małgorzaty Lis? Katoliczki, które szukają miłości. Dziewczyny, które marzą o tym, by iść przez życie z chłopakiem, który będzie podzielał ich wartości. Dla którego wspólna modlitwa, uczestnictwo w nabożeństwach czy czystość przedmałżeńska będą czymś oczywistym. Wydaje się, że w dzisiejszym świecie takich osób brakuje, ale… to nieprawda. Ta książka da kobietom poszukującym nadzieję i wiarę. I utwierdzi ich w przekonaniu, że warto podążać wcześniej obraną ścieżką.
„Kocham cię mimo wszystko” długo zostaje w głowie czytelnika. To nie jest zwykła powieść obyczajowa, tkliwy romans, o przebiegu którego zapominamy z momentem odłożenia książki na półkę. Myślę, że to zasługa sposobu prowadzenia narracji. Narrator jest bowiem nie tylko wszechwiedzący, ale i… wierzący. Delikatnie, pytaniami (najczęściej zadawanymi pod koniec rozdziału albo podrozdziału) skłania czytającego do refleksji – na temat życia i wiary, swojej postawy w konkretnych sytuacjach. Ciężko sobie wyobrazić, że sytuacje, nieszczęścia, które skumulowane spadają na Anię i Marcina mogłyby się wydarzyć naprawdę, ale… Przecież niezbadane są wyroki boskie. Niezbadane są sposoby, w jakie Pasterz nawołuje do Siebie owce. Drogi, którymi Ojciec pozwala dzieciom marnotrawnym powrócić do domu.
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadł wszelką wiedzę, i miał tak wielką wiarę, iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic mi nie pomoże.
Fragment Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian to najlepsze podsumowanie „Kocham cię mimo wszystko”. To historia o miłości, która zmienia – i człowieka, i otaczający go świat. O miłości, która pokazuje dobro; która zabija zło. O miłości, która daje nadzieję. O miłości, która pozwala zamknąć za sobą drzwi i rozpocząć nowe życie. O miłości, która daje siłę i wiarę, że jutro może być piękne. O miłości Boga do człowieka. O miłości człowieka do Boga. Wreszcie, o miłości człowieka do człowieka, który kocha mimo wszystko.
Dziś Niedziela Miłosierdzia. Ogromu Miłosierdzia doświadczył Marcin – bohater tej książki. Poznaj jego historię.