Emilia Wituszyńska, Niebezpieczna gra, Wydawnictwo Kobiece 2019.
Niebezpieczna gra, debiut Emilii Wituszyńskiej, towarzyszył mi podczas ostatnich podróży pociągiem do i z Warszawy. Kilka godzin w trasie wystarczyło, by przeczytać tę książkę. Jak wrażenia? Wydawca twierdzi, że to historia podobna do tych pisanych przez Paulinę Świst. Ma rację, ale… moim zdaniem nie do końca. Szczegóły poniżej – zachęcam do przeczytania recenzji.
Będę szczera – do pewnego momentu oceniałam Niebezpieczną grę dość krytycznie. Odwrócony Bodyguard. On w niebezpieczeństwie, ona pilnuje go na każdym roku. Wszystko to kończy się zakochaniem. Czy z happy endem? Wiecie, że nie zdradzam zakończeń 😉 . Typowy schemat, kilkanaście przekleństw, „erotyczne wycieczki” w myślach, i nie tylko, bohaterów, świat polskiej policji od kulis, zdrady, porachunki mafijne. W książce znalazło się niemal wszystko. Kiedyś pewnie zachwyciłabym się takim połączeniem, dziś oczekuję, nawet od tego typu historii, czegoś więcej niż rozrywki i chwili zatopienia się w lekturze. Ale… Niczym w dobrym filmie, o czym opowiadał Tomasz Sekielski podczas Targów Książki w Rzeszowie, nastąpiło aż tu nagle – boom, którego się nie spodziewałam i który sprawił, że spojrzałam na debiut Emilii Wituszyńskiej przychylniej.
Weronika, świetna policjantka, ulubienica szefa, nie potrafi się otrząsnąć po śmierci służbowego partnera – obwinia się o tragiczne zakończenie akcji. Jej przyjacielem staje się alkohol. Tymczasem dochodzi do zabójstwa kandydata na premiera, a jedynym świadkiem zbrodni jest… pijany aktor. Przemek, bożyszcze nastolatek (i nie tylko), król ekranu, bilbordów i ścianek w strachu o swoje życie domaga się ochrony. Dostaje ją. Jego aniołem stróżem zostaje nie kto inny a Weronika właśnie. Kobieta w przeciwieństwie do tysięcy fanek nie podziwia jego talentu i urody. Do czasu… Wspólne życie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę zbliża ich do siebie, a przykrywka – czyli udawanie pary – wymyka się spod kontroli… Jak wspomniałam, schematycznie było do czasu. Do tego aż tu nagle. Okazuje się, że sprawa związana z zabójstwem polityka ma dużo głębsze dno niż się wydawało. Spisek sięga najwyższych szczebli władzy i wchodzi z butami w niejedną rodzinę. Finał śledztwa zaskakuje – i bohaterów, i czytelników.
Niebezpieczna gra to dobra propozycja dla osób, którzy czytając, chcą oderwać się od rzeczywistości i zatopić w innym świecie. Książka wciąga niczym serial na Netflixie. Fabuła i zapis historii też przypominają serial – dialogi przeważają, nie ma zbyt wielu refleksji. Akcja toczy się szybko, opisy są bardzo dynamiczne. Cieszę się, że bohaterowie mają związek z Podkarpaciem i Bieszczadami – te rejony są mi bliskie, a zdecydowanie za rzadko pojawiają się w polskiej literaturze. Co z językiem? Tu bez zaskoczenia – jest prosty, ale trzeba to wyraźnie podkreślić – nie prostacki. Wulgaryzmy się pojawiają, ale jest ich mniej niż we wspomnianych powieściach Pauliny Świst. Także opis scen erotycznych są delikatniejsze i jest ich zdecydowanie mniej niż u autorki Komisarza. Bardzo podobał mi się graficzny element pojawiający się na pierwszej stronie kolejnych rozdziałów – dodawał mroku i tajemniczości.
Z jednej strony pewna część historii została zamknięta. Z drugiej – otwarte drzwi pozwalają na napisanie kolejnej części. Jeśli będzie, mimo początkowych rozterek przy lekturze tej książki, chętnie po nią sięgnę – mieszanka świata policji i zbrodni ze światem show biznesu zaciekawia.
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do recenzji!