„Niebezpieczna gra” – Emilia Wituszyńska (recenzja przedpremierowa!)

Read More
 

 

Emilia Wituszyńska, Niebezpieczna gra, Wydawnictwo Kobiece 2019.
 
Niebezpieczna gra, debiut Emilii Wituszyńskiej, towarzyszył mi podczas ostatnich podróży pociągiem do i z Warszawy. Kilka godzin w trasie wystarczyło, by przeczytać tę książkę. Jak wrażenia? Wydawca twierdzi, że to historia podobna do tych pisanych przez Paulinę Świst. Ma rację, ale… moim zdaniem nie do końca. Szczegóły poniżej – zachęcam do przeczytania recenzji.
 
Będę szczera – do pewnego momentu oceniałam Niebezpieczną grę dość krytycznie. Odwrócony Bodyguard. On w niebezpieczeństwie, ona pilnuje go na każdym roku. Wszystko to kończy się zakochaniem. Czy z happy endem? Wiecie, że nie zdradzam zakończeń 😉 . Typowy schemat, kilkanaście przekleństw, „erotyczne wycieczki” w myślach, i nie tylko, bohaterów, świat polskiej policji od kulis, zdrady, porachunki mafijne. W książce znalazło się niemal wszystko. Kiedyś pewnie zachwyciłabym się takim połączeniem, dziś oczekuję, nawet od tego typu historii, czegoś więcej niż rozrywki i chwili zatopienia się w lekturze. Ale… Niczym w dobrym filmie, o czym opowiadał Tomasz Sekielski podczas Targów Książki w Rzeszowie,  nastąpiło aż tu nagle – boom, którego się nie spodziewałam i który sprawił, że spojrzałam na debiut Emilii Wituszyńskiej przychylniej.
 
Weronika, świetna policjantka, ulubienica szefa, nie potrafi się otrząsnąć po śmierci służbowego partnera – obwinia się o tragiczne zakończenie akcji. Jej przyjacielem staje się alkohol. Tymczasem dochodzi do zabójstwa kandydata na premiera, a jedynym świadkiem zbrodni jest… pijany aktor. Przemek, bożyszcze nastolatek (i nie tylko), król ekranu, bilbordów i ścianek w strachu o swoje życie domaga się ochrony. Dostaje ją. Jego aniołem stróżem zostaje nie kto inny a Weronika właśnie. Kobieta w przeciwieństwie do tysięcy fanek nie podziwia jego talentu i urody. Do czasu… Wspólne życie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę zbliża ich do siebie, a przykrywka – czyli udawanie pary – wymyka się spod kontroli… Jak wspomniałam, schematycznie było do czasu. Do tego aż tu nagle. Okazuje się, że sprawa związana z zabójstwem polityka ma dużo głębsze dno niż się wydawało. Spisek sięga najwyższych szczebli władzy i wchodzi z butami w niejedną rodzinę. Finał śledztwa zaskakuje – i bohaterów, i czytelników.
 
Niebezpieczna gra to dobra propozycja dla osób, którzy czytając, chcą oderwać się od rzeczywistości i zatopić w innym świecie. Książka wciąga niczym serial na Netflixie. Fabuła i zapis historii też przypominają serial – dialogi przeważają, nie ma zbyt wielu refleksji. Akcja toczy się szybko, opisy są bardzo dynamiczne. Cieszę się, że bohaterowie mają związek z Podkarpaciem i Bieszczadami – te rejony są mi bliskie, a zdecydowanie za rzadko pojawiają się w polskiej literaturze. Co z językiem? Tu bez zaskoczenia – jest prosty, ale trzeba to wyraźnie podkreślić – nie prostacki. Wulgaryzmy się pojawiają, ale jest ich mniej niż we wspomnianych powieściach Pauliny Świst. Także opis scen erotycznych są delikatniejsze i jest ich zdecydowanie mniej niż u autorki Komisarza. Bardzo podobał mi się graficzny element pojawiający się na pierwszej stronie kolejnych rozdziałów – dodawał mroku i tajemniczości.
 
Z jednej strony pewna część historii została zamknięta. Z drugiej – otwarte drzwi pozwalają na napisanie kolejnej części. Jeśli będzie, mimo początkowych rozterek przy lekturze tej książki, chętnie po nią sięgnę – mieszanka świata policji i zbrodni ze światem show biznesu zaciekawia.
 
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do recenzji!
 

„O psie, który wrócił do domu” – W. Bruce Cameron

Read More
 

 

W. Bruce Cameron, O psie, który wrócił do domu, Wydawnictwo Kobiece 2019.
 
Gdy zamknęłam książkę po przeczytaniu ostatniej strony, płakałam jak bóbr. Nie dlatego, że historia się źle skończyła. To były łzy wzruszenia i czułości. I tęsknoty. Bo mój psiak, mój Dropsik, jest prawie 100 kilometrów ode mnie. A wtedy bardziej od chusteczek potrzebowałam jego zimnego noska, szorstkiego języczka i miękkiego futerka. Bo tak jak pies potrzebuje swojego człowieka, by poczuć domowe ciepło, tak człowiek potrzebuje swojego psa z tego samego powodu.
 
W 2017 roku recenzowałam książkę tego samego autora pt. Był sobie pies (link do recenzji: http://dropsksiazkowy.blogspot.com/2017/01/by-sobie-pies-w-bruce-cameron.html). Sięgając po O psie, których wrócił do domu, czułam, że przede mną fantastyczna literacka podróż – pełna humoru, ciepła, ufności i wdzięczności jaką potrafią dać tylko psy, ale i wzruszeń. Tych ostatnich, jak już wiecie ze wstępu, nie zabrakło, zwłaszcza na koniec. Ale początek i środek też mnie nie zawiodły. W. Bruce Cameron po raz kolejny, w moim odczuciu, udowodnił, że doskonale zna się na psach i ich świat nie jest mu obcy.
 
Lucas to chłopak wrażliwy na los bezbronnych i bezdomnych zwierząt. Wbrew prawu dokarmia koty pomieszkujące w przeznaczonych do wyburzenia budynkach. Podczas serwowania posiłku zauważa i ratuje szczeniaka – suczkę. Urocza, ufna i całkowicie oddana Bella odmienia jego życie. Sunia staje się też dogoterapeutą i opiekunką matki Lucasa, weteranki wojennej. Wizyty w szpitalu dla byłych żołnierzy, wspieranie ich i pocieszanie stają się życiową misją znajdy. Niestety, wszystko wskazuje na to, że Bella jest pitbullem, a to zakazana rasa w Denver. Mimo to Lucas robi wszystko, by pies został z nimi. Niestety, przegrywa walkę z bezdusznym funkcjonariuszem i musi odesłać Bellę poza granicę stanu. Obiecuje wrócić po nią w dogodnym momencie. Dotrzymuje słowa, jednak Belli nie ma w tymczasowym domu. Sunia wzięła sprawy w swoje łapy i wyruszyła w kilkusetkilometrową podróż do swojego domu. Do swojego człowieka.
 
Narratorem powieści jest Bella. Przedstawia świat, relację z człowiekiem ze swojej psiej perspektywy. Opisuje wielomiesięczną, pełną przygód i dramatycznych wydarzeń podróż przez góry. Dzieli się radością, miłością, ale i tęsknotą oraz cierpieniem. Przybliża  pieski sposób patrzenia na ludzi i otaczający świat. Jej zachowania, refleksje mogą być świetną lekcją dla posiadaczy psów. Czasem zapominamy, że pupil nie rozumie tego, co do niego mówimy. Psiak wyłapuje pojedyncze słowa, zwracając uwagę na ton i ciąg skojarzeń. Nie rozumie, dlaczego ma nie szczekać i dlaczego „robienie Do Pracy” trwa tak długo. Chcemy wręcz niekiedy uczłowieczać psy, zapominając o zachowaniach typowych dla ich natury. Bella-narrator wyjaśnia różnice i zachowania.
 
Należy podkreślić, że przyjęty przez autora sposób narracji pogłębia odbiór powieści i jej przekaz. Wyczerpująca dla zwierzaka wędrówka jest opowiedziana z perspektywy suni, które przez wiele tygodni nie zapomniała o swoim człowieku. Pielęgnowała miłość i tęskniła każdego dnia, przechowując w pamięci dobre (i nie tylko) chwile.
 
O psie, który wrócił to domu to lekcja nie tylko o psiej naturze. To przede wszystkim lekcja o miłości psa do człowieka i człowieka do psa. O niezwykłej więzi, która jest w stanie pokonać przeciwności prawa i setki kilometrów. O oddaniu i bezgranicznej wdzięczności. O pozornie nic nieznaczących rytuałach, które niczym grube nici na zawsze łączą psa i jego właściciela.  Polecam tę powieść nie tylko psiarzom. Pamiętajcie – jeśli macie szczekających domowników, nie czytajcie tej książki z dala od nich. Miejcie swoje psiaki na wyciągnięcie ręki i łapy.
 
Wydawnictwu dziękuje serdecznie za egzemplarz do recenzji i przydatny gadżet w postaci opakowania chusteczek!
 
Film już w kinach!
 

 

„Ogród z marzeń” – Carmen Santos (#MamaDropsaCzyta)

Read More
 

 

Carmen Santos, Ogród z marzeń, Wydawnictwo Kobiece 2018.
#MamaDropsaCzyta
 
I znowu urzekła mnie okładka książki , i opis, że jest to pasjonująca opowieść o miłości, zdradzie i sekretach rodzinnych, którą można delektować się niczym wykwintnym winem. Doskonała lektura na  wakacyjne wieczory, którą pochłonęłam.
 
Akcja powieści toczy się w latach dwudziestych XX w. w hiszpańskiej Carinenie i w światowym, pełnym elegancji Paryżu. Głównym bohaterem jest prawnik Rodolfo Montero, którego ojciec Don Fausto wysłał na kilka miesięcy do Paryża, aby, pracując z pewnym handlarzem win, nauczył się, jak Francuzi prowadzą swoje interesy, jak je rozszerzyć, bowiem w Hiszpanii sprawy handlu winem stały źle. Ojciec chciał go uczynić swoim następcą.
 
Jeżeli miałeś szczęście mieszkać w Paryżu za młodu, Paryż będzie szedł za tobą, dokądkolwiek się udasz przez całą resztę życia, bo Paryż to ruchome święto, które będzie nam zawsze towarzyszyć.
 
Słowa E. Hemingway’a się spełniły. Od pierwszych chwil pobytu w Paryżu Rodolfo przepełniała radość. Był panem swojego życia i czasu. Wczuł się od razu w rytm tego cudownego miasta. W ulubionej kawiarni poznał też bogatego Marcela de Montaignac, z którym połączyła go przyjaźń. Bardzo szybko uległ czarowi Marcela i jego wyrafinowanego świata. Przyjaciel wprowadził go na paryskie salony, na różne wytworne przyjęcia, poznał z ważnymi ludźmi, którzy mogli mu pomóc otworzyć wiele drzwi, przedstawił mu swoją piękną siostrę Solange – złotowłosą czarodziejkę. Solange urzekła go, tańcząc charlestona w złocistej sukni. Wyglądała jak cudowne zjawisko. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Marcel dostarczał mu wielu rozrywek, obejrzeli m.in. występy sławnych gwiazd w kabarecie Moulin Rouge, odwiedzili wiele klubów nocnych. Rodolfo chłonął Paryż mimo ogromnego zmęczenia, bowiem rozpustne życie stało się wyczerpujące, a musiał chodzić do pracy, żeby się nie narazić ojcu. Po spotkaniu z rodzicami Marcela jego znajomość ze złotowłosą siostrą rozkwitła na dobre. Zakochani spotykali się potajemnie w nowym mieszkaniu Rodolfo. Solange wręcz żądała, aby ich spotkania ukrywać przed Marcelem, a Rodolfo zabrakło odwagi, by wyznać przyjacielowi prawdę. Ale prawda w końcu wyszła na jaw! Rodolfo wyznał odważnie, że zakochał się w Solange i nie potrzebuje pieniędzy jej ojca. Marcel nie zamierzał rozdzielać zakochanych, bowiem jako optymista miał nadzieję, że miłość Solange sama się wypali, zanim przyjaciel będzie musiał wracać do Hiszpanii. Nastąpiło to wcześniej, niż się spodziewano. Bowiem do Rodolfo dotarła tragiczna wiadomość o śmierci ojca w winnicy, w niewyjaśnionych okolicznościach. Brat wzywał go do powrotu do domu. Ojciec był jak dąb, który latem daje cień i chroni przed deszczem. teraz zostali sami bez tego dębu nad głowami… Niestety, nie zdążył na pogrzeb ojca, ale udało mu się wrócić do domu z piękną żoną Solange u boku. Marcel mu wybaczył, bo nigdy nikogo nie kochał tak jak tego pięknego, dumnego Hiszpana. A w hiszpańskiej wiosce Rudolfo rzucił się w wir pracy, zapoznawał się ze sprawami Don Fausto, jakieś niejasne sytuacje, transakcje, urojone akcje, braki w dokumentacji. Interesy rodzinne nie wyglądały dobrze. Był także pewien, że będzie musiał sam jeden zmierzyć się z problemami ratowania domu Montero. Napawało go to panicznym wręcz strachem, smutkiem. Czuł się wśród winnic jak w zielonym więzieniu. Gdy znienawidzony i pazerny sąsiad Andrade zaproponował mu  sprzedaż  wytworni win i winnic, postanowił o nie jednak mimo wszystko zawalczyć. Miał jedynie oparcie w przyjacielu ojca Remy, który go instruował i ostrzegał w wielu sprawach. Myślał tylko o jednym, aby winobranie się udało, dopisali klienci z Francji, sprzedaż alkoholu z gorzelni i wynajem mieszkań w Saragossie. To były filary egzystencji rodziny Montero. Potrzebował pomocy brata Dionisio, ale o tym mógł tylko pomarzyć. Traumatyczne przeżycia na wojnie w Maroku sprawiły, że stał się alkoholikiem, wrakiem człowieka a jedynym jego pocieszycielem był pies znajda. A Solange? Jak zniosła powrót ze światowego Paryża do hiszpańskiej posiadłości męża, który zaabsorbowany pracą miał dla niej coraz mniej czasu? Początkowo nie mogła się przyzwyczaić do nowego domu, porażało ją zimno, zapuszczony dom, brak wygód, luksusów, do jakich była przyzwyczajona, zbyt wytworna, aby się  odnaleźć w tym zimnym, mało przytulnym i staroświeckim dworze. Bardzo ubolewała, że to ciemne i zimne domiszcze odebrało jej dawnego męża – toczył go jakiś robak smutku, słabość. Nowe życie straszliwie ją nudziło. Jedyną rozrywką były rozmowy i spacery z Dionisio, jazda konna po okolicy. A szwagier okazał się wykształconym i kulturalnym mężczyzną. Postanowiła mu więc pomóc i wyrwać go ze szponów nałogu. Z czasem się jej to zaczęło udawać. Jedyną odskocznią był wyjazd do szwagierki do Saragossy. Aby skrócić długie godziny nudy, Solange postanowiła zająć się edukacją gromadki bawiących się dzieci we dworze. Mogła też  słuchać i tańczyć przy płytach J. Baker, wspominając radosne chwile z Paryża. Nie podobało się to jednak mężowi, skoro byli skazani na życie tutaj, gdzie nie do końca czuli się wolni.  Solange pozostało więc tęsknić i wspominać bujne życie, jakie wiodła w Paryżu. Mimo wszystko chciała być dobrą żoną tak, jak Rodolfo dobrą głową rodziny. Marzeniem Solange było posadzić ogród, który rozweseliłby samotnię wokół dworu. Obiecał jej to Dionisio, przecież miał dyplom inżyniera ogrodnika. Pierwszy raz robił coś pożytecznego od powrotu z Maroka i nie myślał o piciu. Opowiedział o dręczących go wspomnieniach i piekle w Maroku. Solange była dla niego aniołem. Praca nad ogrodem marzeń sprawiła, że Dionisio nie pił półtora miesiąca, odzyskał jasność umysłu i …zakochał się po uszy w pięknej Francuzce, więdnącej w tym domu jak kwiat przesadzony na jałową ziemię. Dzięki niej uwierzył w przyszłość. To Solange przywróciła mu chęć do życia. I już nie potrafił sobie wyobrazić życia bez niej. Zresztą Solange odwzajemniała miłość szwagra. Bardzo mnie zaskoczyło zakończenie powieści. Jak dalej potoczą się losy małżeństwa ? Co odkryje Rodolfo? Dlaczego szczęście Solange zmieniło się jednej nocy w ocean wstydu? Jakie sensacyjne wieści usłyszał Rodolfo od Pedra? Jaką rolę odegrała Mariana? Czy wyjaśniła się sprawa śmierci Don Fausto?  Czy w końcu Rodolfo rozwiąże swoje problemy finansowe a jego zranione serce zazna w życiu szczęścia ? A co stanie się z Ogrodem z marzeń? Aby znaleźć odpowiedzi na te wszystkie pytania, sięgnijcie po książkę.
 
Od początku do końca byłam urzeczona powieścią, jej bogatym i fascynującym tłem kulturalnym, obyczajowym, społecznym i politycznym . Z ogromną ciekawością odwiedzałam z bohaterami  niezwykle plastycznie opisane miejsca w stolicy Francji. Uległam, jak Rodolfo, atmosferze i urokowi tychże miejsc. Następnie w hiszpańskiej, wiejskiej posiadłości rodu Montero, mimo że akcja toczy się niespiesznie, również chłonęłam tak plastycznie opisane miejsca, emocje bohaterów, zaskakujące sytuacje, przeżycia związane z odkrywaniem tajemnic rodu, przeszłością traumatyczną Dionisio. Pisarka świetnie wykreowała postaci bohaterów. Uwielbiam powieści rozgrywające się w egzotycznych wręcz dla mnie miejscach, dzięki którym mogę podróżować, ile się da. Powieść jest napisana pięknym językiem pełnym środków stylistycznych, oddziałujących na wiele zmysłów. Ta romantyczna saga rozgrzała mnie jak wykwintne wino z hiszpańskich winnic.   
 
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do recenzji!

 

„Druga szansa” – Marcie Stelle

Read More
 

 

Autor: Marcie Steele
Tytuł: „Druga szansa”
Wydawnictwo Kobiece
Liczba stron: 336
Dziękuję za egzemplarz do recenzji!

 

Druga szansa – Marcie Stelle
 
Mam wrażenie, że sformułowanie „druga szansa” jest w dzisiejszych czasach odmieniane przez wszystkie przypadki. Dotyczy życia osobistego, zawodowego, relacji z przyjaciółmi – chyba nie ma dziedziny, w której człowiekowi nie zdarza się prosić o drugą szansę. Drugą szansę na przykład niezmiennie od kilku lat dostaje od życia, pracodawców i mężczyzn bohaterka Małgorzaty Kożuchowskiej. A co z drugą szansą w literaturze? Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Kobiecego otrzymałam egzemplarz powieści Marcie Steele – autorki kryminałów, romansów i powieści obyczajowych, które podbijają serca Brytyjczyków. Czy i komu polecam Drugą szansę? Zapraszam do lektury recenzji!
 
Buty i nieszczęścia chodzą parami
 
Przełom starego i nowego roku nie jest łatwy dla Riley Flynn. Kobieta zostaje dotkliwie oszukana przez ukochanego. Nie wierzy, że kiedykolwiek znajdzie upragnioną przystań u boku mężczyzny. Boi się zdrady i zranienia. W pracy też nie układa się jej najlepiej. Elegancki butik z butami, w którym pracuje od lat, ma poważne problemy finansowe. Zatrudnienie głównej bohaterki i jej dwójki przyjaciół staje więc pod znakiem zapytania… Riley, Sadie i Dan rozpoczynają walkę o sklep. O ich ukochane miejsce, w którym się poznali i zaprzyjaźnili. Planując ratowanie butiku, chcą także rozpocząć zmiany w życiu prywatnym. Czy Riley i Dan dostaną drugą szansę na miłość? Czy Sadie wyleczy rany po śmierci ukochanego męża? Kto otrzyma i należycie wykorzysta drugą szansę?
 
Ostatni taniec ratunku i potęga Internetu
 
Warto podkreślić, że ogromną rolę w życiu i prywatnym, i zawodowym bohaterów odgrywa taniec oraz popularna, także w Polsce, piosenka Happy Pharrella Williamsa. Kroki stawiane w jej rytm stają się ostatnią deską, a właściwie tańcem ratunku. Cieszy mnie również, że autorka zwraca uwagę na to, jak ważną funkcję pełnią dziś Internet i „jego wynalazki”.  Sadie, próbując pogodzić się ze stratą męża, szuka wsparcia na forum dla osób pogrążonych w żałobie. Dann, poszukując prawdziwej miłości, loguje się na portalu randkowym. Riley, pragnąc za wszelką cenę uratować sklep, odkrywa potęgę social mediów, udostępnień i… hejtu, niestety. Jedna wielka globalna sieć, a różni bohaterowie, różne problemy, różne narzędzia wykorzystywane do ich „rozwiązania”.
 
Praca, przyjaźń, miłość, zdrada, buty, Twitter, taniec, Happy, portale randkowe…
 
Słów kluczy związanych z tą powieścią jest naprawdę dużo więcej. Pytań podczas lektury zadawałam wiele. Niestety, wiele z moich pytań pozostało bez odpowiedzi… Akcja rozgrywa się szybko. Momentami za szybko. Autorka porusza wiele wątków, ale w moim odczuciu niektóre z nich traktuje powierzchownie, a szkoda, bo to naprawdę ciekawe tematy i „wycinki” ludzkiej codzienności. Mam wrażenie, że chciała zmieścić w tej historii jak najwięcej, stąd, nie zawsze oczywiste, przeskakiwanie między wątkami. Dla mnie było tego za dużo. Myślę, że z wątków poruszonych w tej książce spokojnie mogłoby powstać jeszcze kilka „dopieszczonych” powieści.
 
Dla kogo Druga szansa?
 
Druga szansa ma sporo minusów, ale i plusów. Należy zaznaczyć, że i tym razem Wydawnictwo Kobiece zadbało o oczy czytelników. Okładka, a także ozdobniki na początkowych stronach rozdziałów cieszą zmysł wzroku najbardziej wymagającego książkoholika. Jak pisałam wyżej – warte podkreślenia i zauważenia są wątki dotyczące tańca i social mediów. Nie sposób nie zwrócić również uwagi na przyjaźń, jaka łączy bohaterów. Wielu po cichu zazdrości im tak silnej relacji. To ciepłe postaci, z którymi chciałoby się spędzić sobotni wieczór. Kibicuje się im od początku do końca, budzą sympatię czytelnika. Kto powinien dać tej książce pierwszą szansę? Na pewno osoby, zwłaszcza panie, które przy lekturze szukają ucieczki od rzeczywistości. Lubią zanurzać się w nieco bajkowych światach miłości, pasji i, w tym przypadku, pięknych butów. Idealna na chłodny wieczór pod kocem i z kubkiem pysznej herbaty. I oczywiście z Williamsem w tle!

 

 

„Świąteczne marzenie” – Amanda Prowse

Read More
 
tytuł: „Świąteczne marzenie”
autor: Amanda Prowse
Wydawnictwo Kobiece
liczba stron: 336

 

 
 
 
 
 
 
 
 
Amerykański sen dziewczyny z Londynu
 
Za oknem leży śnieg. Pod ręką mam kubek ulubionej herbaty i czekoladki z uroczym młodzieńcem na opakowaniu. Z głośników płynie głos utalentowanego Rudzielca. Walizka i prezenty spakowane, jutro po pracy ruszam w drogę do domu. Moje świąteczne marzenie? Jedno – byśmy z Rodziną, w planowanym składzie, zdrowi zasiedli przy wigilijnym stole i cieszyli się swoją obecnością. Meg, główna bohaterka powieści, którą chcę Wam polecić, miała podobne świąteczne pragnienie. Czy doczekała jego spełnienia? Mam nadzieję, że moja rekomendacja zachęci Was do sięgnięcia po tę książkę i znalezienia odpowiedzi na to pytanie. Naprawdę warto.
 
Historia oprószona śniegiem
 
Czytaliście Szczyptę miłości, którą zachwycałam się kilka tygodni temu w tej recenzji: http://dropsksiazkowy.blogspot.com/2017/10/szczypta-miosci-amanda-prowse.html ? Jeśli tak, to Meg, głównej bohaterki Świątecznego marzenia, nie muszę Wam przedstawiać. Jeśli nie, to pozwólcie, że przybliżę Wam jej sylwetkę. Megan jest pracownicą i przede wszystkim dobrym (nie tylko świątecznym) duszkiem popularnej londyńskiej cukierni (a właściwie słodkiego imperium) w prestiżowej dzielnicy. Właścicielki kawiarni, Pru i Milly, otoczyły opieką dziewczynę i jej synka. Dały jej dom, którego nigdy nie miała. Gdy zbliża się Boże Narodzenie, Meg postanawia, że przygotuje synkowi idealne Święta – takie, jakich sama nigdy nie miała. Choć w głębi duszy ma podobne marzenie do Doris z Listów do M., wmawia sobie, że brak mężczyzny u boku to żaden problem. Jej plany i listę priorytetów zmienia służbowa podróż do Nowego Jorku. W Stanach poznaje przystojnego architekta. Kilka kieliszków wina, szczere wyznania, uśmiechy i spacer po najpiękniejszych zakątkach Nowego Jorku sprawiają, że wizja Świąt spędzonych tylko z synkiem, nie wydaje się już Meg tak kusząca. Czy magia Bożego Narodzenia zdoła pokonać ocean?
Należy dodać, że Świąteczne marzenie to powieść nie tylko o miłości damsko-męskiej. To historia, w której ważny jest wątek trudnej relacji matki i córki. Tęsknoty, której nic i nikt nie jest w stanie zagłuszyć.   
 
Ciągle w podróży
 
Dzięki powieściom od Wydawnictwa Kobiecego ostatnio kursuję między Londynem a Nowym Jorkiem. To już druga historia po Oświadczynach, w której bohaterka wyrusza w międzykontynentalną podróż. Także w głąb siebie. Scala wysepki, z których składa się jej zranione serce. Z jakim skutkiem? Przekonajcie się sami 😉 Muszę dodać, że czytając fragmenty poświęcone zwiedzaniu amerykańskiej metropolii, czułam się, jakbym towarzyszyła Meg w odkrywaniu miasta. Cieszę się, że Amanda Prowse nie szczędziła Czytelnikom szczegółów, jednocześnie nie zanudzając ich opisami. Gotowy na Święta Nowy Jork to jeden z bohaterów historii.
 
Powieść idealna na świąteczny wieczór
 
Świąteczne marzenie przeczytałam w trzy dni. Takie historie, jak przystało na zdeklarowaną romantyczkę, czytam jednym tchem. Myślę, że na szybkie tempo czytania wpływa również styl Amandy Prowse. Dialogi, poruszające wyobraźnię opisy nie tylko miast… Cieszę się, że i w tej książce autorki nie zabrakło odrobiny humoru. Podobnie jak w Szczypcie miłości ogromnym atutem tej historii są pachnące i słodkie opisy piekarni i sytuacji, które rozgrywają się w jej zakamarkach. Ślinka ciekła podczas lektury. Rozpoczynając lekturę, przygotujcie więc zapas pierników lub serniczka, który, według autorów memów, wciśnie się zawsze.
 
Uczucie, które otula w świątecznej scenerii
 
Podobnie jak w Szczypcie miłości Amanda Prowse dzieli się Czytelnikami przepisem na cudną powieść świąteczną. Jakich składników użyła tym razem? Garść rodzinnych problemów, dwie czubate łyżeczki tajemnic, cztery bilety lotnicze i oczywiście kilogram miłości. Obowiązkowo mieszanka musi być podawana w okresie świątecznym. Proste? Nie do końca, ale autorka znów robi to w wielkim stylu. Zaprasza Czytelnika to stołu pełnego uczuć – uśmiechu i wzruszeń. Wyprawia w podróże nad ocean do odległych metropolii. I przede wszystkim potwierdza marzenie romantyczek – warto marzyć i czekać na prawdziwą miłość. Nie tylko od Święta.
 
Świąteczne marzenie Doris czy Megan? A może Twoje…?
 
Na koniec proponuję Wam krótki seans. To jedna z moich ulubionych scen w filmie Listy do M. Gdy przeczytacie Świąteczne marzenie, być może przyznacie mi rację, że ten fragment idealnie pasuje do historii Meg.
 
 
 
 
Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia przyjmijcie, proszę, najserdeczniejsze życzenia – zdrowia, szczęścia, pokoju w sercu i oczywiście miłości! Spędźcie ten czas z tymi, których kochacie! 

„Oświadczyny” – Tasmina Perry

Read More
 
tytuł: „Oświadczyny”
autor: Tasmina Perry
Wydawnictwo Kobiece

 

liczba stron: 432
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Oświadczyny – Tasmina Perry
 
Dwie kobiety – młoda niepoprawna romantyczka i dystyngowana sama w słusznym wieku. Dwa miasta – bliski memu sercu Londyn i serce świata, czyli Nowy Jork. Dwa czasy akcji. Choć bohaterki dzieli kilkadziesiąt lat, łączy je jedna tęsknota – za odwzajemnioną miłością. Amy i Georgia odbywają romantyczną podróż – i nad oceanem, i w czasie; z olśniewających balów debiutantek w Londynie  na przykryte zimowym puchem  ulice współczesnego Manhattanu. Czy w dalekiej Ameryce znajdą miłość? Na to pytanie odpowiedź może Wam dać tylko lektura książki. Mam nadzieję, że zachęcę Was do sięgnięcia po powieść bestsellerowej Tasminy Perry, ponieważ Oświadczyny naprawdę warto przeczytać. Zwłaszcza, jeśli jest się miłośniczką romantycznych powieści ze Świętami w tle.
 
Oświadczyny? Tym razem Tiffany oznacza zerwanie
 
Tuż przed Bożym Narodzeniem Amy, pracująca jako kelnerka utalentowana tancerka, zamiast pierścionka zaręczynowego dostaje kosza. Pod wpływem impulsu i na lekkim kacu odpowiada na dość zagadkowe ogłoszenie w prasie. Starsza kobieta szuka towarzyszki w podróży do Nowego Jorku. Amy nie ma pojęcia, że podczas wycieczki do swojego rodzinnego miasta odkryje namiętną historię.
 
Debiuty na angielskich salonach
 
Georgia Hamilton to dystyngowana, nieco ekscentryczna starsza pani, legenda rynku wydawniczego w Anglii. Bezdzietna rozwódka nie pielęgnuje relacji z dalszą rodziną. Szuka towarzyszki na planowaną od lat podróż do Nowego Jorku. Amy od razu zdobywa jej sympatię i razem wyruszają do Ameryki. Tam Georgia nie tylko udziela swojej towarzyszce porad dotyczących dobrych manier i stylu, ale przede wszystkim odsłania przed nią bolesną historię z przeszłości.
 
Podróż przez ocean, podróż przez życie
 
Ta książka niemal od pierwszych stron trafiła do grona moich ulubionych powieści o miłości. Klimatyczna okładka, niebanalne bohaterki ze złamanymi sercami, Londyn i magia Świąt Bożego Narodzenia. Podróże w czasie i nad oceanem – lektura ani przez chwilę mnie nie nużyła. Wręcz przeciwnie – moje zainteresowanie rosło z każdym kolejnym rozdziałem. Oświadczyny? Tasminie Perry mówię zdecydowane TAK!  
 
Historia opisana językiem godnym dam
 
Jednym z wielu atutów tej powieści są dwa czasy akcji. Tasmina Perry perfekcyjnie łączy ze sobą teraźniejszość (losy Amy i podróż do Nowego Jorku) oraz przeszłość (lata 50. – czas debiutu Georgii na londyńskich salonach).  Dzięki temu książki się nie czyta – ją się po prostu pochłania, zapominając o otaczającym świecie i przystankach autobusowych. Jednocześnie lektura jest prawdziwą ucztą dla czytelnika. Autorka dba o stronę językową powieści. Dialogami i opisami pełnymi życiowych drogowskazów wzrusza, rozśmiesza i zmusza do refleksji. Postawami bohaterów uczy wybaczania, poświęcenia i pokazuje, czym jest prawdziwa miłość.
 
Powiedz TAK podróży do powojennego Londynu i współczesnego Manhattanu
 
Powiedz TAK w ciemno – kup albo wypożycz tę książkę jeszcze przed Bożym Narodzeniem Oświadczyny to również świetny prezent pod choinkę. Ze świątecznymi piosenkami w tle, blaskiem światełek, aromatycznymi piernikami i herbatą z dodatkiem goździków stworzy perfekcyjny team. Szukasz współczesnej baśni? Romantycznej historii z głębszym przesłaniem? Dobrze trafiłaś!
 

 

 

Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do recenzji!
http://www.wydawnictwokobiece.pl/produkt/oswiadczyny-2/# 

„Przebudzenie Olivii” – Elizabeth O’Roark

Read More
 
tytuł: „Przebudzenie Olivii”
autor: Elizabeth O’Roark
liczba stron: 432
Wydawnictwo: Kobiece
 
 
Przebudzenie Olivii – Elizabeth O’Roark
 
Olivia to współczesna Śpiąca Królewna, która nosi w sercu wiele tajemnic. Śpi nie tylko jej ciało, ale przede wszystkim dusza. Obudzić może ją tylko prawdziwa miłość i przede wszystkim uporanie się z niełatwą przeszłością.   
 
Uśpiony talent, uśpiona tożsamość
 
Olivia nie cieszy się sympatią rówieśników. Bezczelna, pyskata, ostra nie potrafi i właściwie nie chce żyć w zgodzie z innymi ludźmi. Ucieka przed samą sobą i tajemniczą przeszłością, która, dosłownie, nie pozwala jej spokojnie spać i niszczy marzenia o karierze sportowej. Wszystko zmienia brutalne pobicie kolegi. Sytuacja zmusza Olivię do zmiany uczelni i trenera. Trafia pod skrzydła Willa Langstorma. Młody, piekielnie przystojny i wymagający trener ma naprawdę wiele na głowie. Odziedziczył upadające ranczo, masę długów, a partnerka nie daje mu oczekiwanego wsparcia. Śmierć ojca sprawiła, że zapomniał o własnych pragnieniach i marzeniach. Zbuntowana dziewczyna z niestabilną formą to ostatnie, czego pragnie dla swojej drużyny lekkoatletycznej. Z czasem jednak odkrywa, że postawa Olivii to tylko maska. Postanawia pomóc jej za wszelką cenę. Łamiąc wszelkie zasady. Także, a może przede wszystkim zasady etyczne… Willowi z każdym dniem coraz trudniej się oprzeć budzącemu uczuciu do niepokornej studentki. Czy panna Finnegan zobaczy w kim kogoś więcej niż zarozumiałego, wymagającego trenera i „nocnego ochroniarza”?
 
Jak obudzić dziewczynę, która nawet nie wie, że śpi?
 
To pytanie zadają sobie i Will, i Czytelnicy. Rodzące się i, ze względu na relacje nauczyciel-studentka, zakazane uczucie to główny, ale niejedyny wątek powieści. Elizabeth O’Roark zabiera Czytelników do mrocznej krainy Morfeusza. Olivia nie potrafi spokojnie spać. Dręczą ją koszmary, które uniemożliwiają normalne funkcjonowanie. Will jako pierwszy wyciąga do niej pomocną dłoń. Czy dobre chęci wystarczą?
 
Śpiąca Królewna i Książę z farmy
 
Przebudzenie Olivii to powieść dopieszczona pod każdym względem, a to niestety rzadkość. Zadbała o każdy detal – od fabuły począwszy, przez kreację postaci, na sposobie narracji i języku skończywszy. Autorka umiejętnie połączyła ze sobą kilka gatunków: romans, kryminał, dramat psychologiczny, a nawet thriller. Dzięki takiej mieszance Czytelnik ma zagwarantowaną całą paletę emocji. Elizabeth O’Roark stworzyła zapadających w pamięć bohaterów – także tych drugoplanowych. Matka Willa, jego brat, dziewczyny z drużyny lekkoatletycznej – wszyscy występują w powieści po coś i swoją obecnością dopełniają tę historię. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie naprzemiennie przez Olivię i Willa. Pozwala to lepiej poznać bohaterów, ich emocje, uczucia i punkty widzenia. Z taką formą mogliście się spotkać między innymi w powieściach Pauliny Świst (Komisarz, Prokurator).
 
Przebudzenie Olivii – lektura do poduszki?
 
Zdecydowanie nie! Historia zakazanego uczucia niepokornej studentki i doświadczonego przez los nauczyciela budzi ogromne emocje.  Przy lekturze nieustannie towarzyszyło mi, podobnie jak bohaterom, ogromne napięcie i ciekawość. I smutek zarazem, bo przecież z każdą przeczytaną stroną przybliżałam się do finału. Tej książki nie czytałam. Ja ją po prostu pochłaniałam. Choć ktoś może powiedzieć, że powieści o miłości napisano już wiele, uwierzcie, że ta naprawdę zaskakuje i nie jest typowym romansem. Gorąco polecam! Poznajcie współczesną Śpiącą Królewnę. Dajcie porwać się historii pełnej tajemnic i namiętności!
 
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do recenzji!

 

„Psiego najlepszego, czyli „Był sobie pies” na święta” – W. Bruce Cameron (recenzja przedpremierowa!)

Read More
 
tytuł: „Psiego najlepszego, czyli „Był sobie pies” na święta”
autor: W. Bruce Cameron
Wydawnictwo: Kobiece
liczba stron: 296

 

premiera: 09.11.2017 r.
 
 
 
 
 
 
 
Psiego najlepszego, czyli „Był sobie pies” na święta W. Bruce Cameron
 
Był sobie pies podbił serca czytelników i widzów na całym świecie, także w Polsce. I ja zachwyciłam się tą powieścią, czemu dałam wyraz w recenzji: http://dropsksiazkowy.blogspot.com/2017/01/by-sobie-pies-w-bruce-cameron.html . Cieszę się, że autor zdecydował się na napisanie kolejnej, tym razem świątecznej psiej historii. Jeśli szukacie książki na mroźny grudniowy wieczór o bezgranicznej miłości i prawdziwej przyjaźni ze szczekaniem i merdającym ogonem na pierwszym planie, Psiego najlepszego to propozycja idealna dla Was.
 
Dlaczego nikt nie powiedział mu, jak to jest mieć psa? Że dzięki temu każda chwila staje się ważniejsza, że w jakiś tajemniczy sposób można czerpać z każdego dnia to, co najlepsze?
 
Josh nigdy nie miał psa. Nie wiedział, jak to jest. Aż do pewnego telefonu, aż do pewnej wizyty. Sąsiad, tłumacząc się pilnym wyjazdem w sprawach rodzinnych, podrzuca mu ciężarną suczkę Lucy. Choć początkowo Josh protestuje, ostatecznie nie potrafi oprzeć się głębokiemu spojrzeniu brązowych oczu. Przygarnia ją pod swój dach. Robi wszystko by i jej, i piątce niesfornych szczeniąt stworzyć prawdziwy dom. Nie czuje się pewnie w nowej sytuacji, dlatego pomocy szuka w pobliskim schronisku dla zwierząt. Tam poznaje Kerri – piękną i pełną ciepła opiekunkę psów. Dzięki jej wsparciu coraz lepiej radzi sobie w opiece nad psami i nie tylko. Gdy zbliża się czas oddania szczeniąt do adopcji, do Josha dociera, że nie wyobraża sobie życia i bez nich, i bez Kerri.
 
Szczęście niejedno ma imię
 
Dla Josha szczęście ma sześć imion: Lucy, Lola, Sophie, Olivier, Cody i Rufus. Suczka i gromadka słodkich szczeniąt odmienią życie zamkniętego w sobie i nieco wycofanego towarzysko mężczyzny. Ktoś mógłby brzydko powiedzieć, że Josh to „dupa wołowa”. Dla mnie nie. Ja widzę w nim wartościowego faceta, który wbrew trendom współczesnego świata tęskni za rodzinnym ciepłem. Josh dojrzewał w rozbitej rodzinie. Mimo upływu lat nie potrafi pogodzić się z przeszłością i postawą rodziców. Psy budzą w nim uśpione uczucia i instynkty. Stworzenie im prawdziwego domu, pełnego miłości i dającego poczucie bezpieczeństwa staje się jego celem. Gromadka słodkich czworonogów odmienia życie Josha pod każdym względem.
 
Psiego najlepszego dlaczego polecam?
 
Psiego najlepszego przeczytałam w dwa wieczory. To historia o psach, a od najmłodszych lat wzruszają mnie takie powieści. To książka o bezgranicznej oraz wiernej przyjaźni i miłości, jakie łączą człowieka z psem i odwrotnie. Bardzo polubiłam „głównego bohatera bez sierści i ogona” – Josha. Z uwagą obserwowałam jego przemianę i walkę z demonami przeszłości. Kibicowałam mu z całych sił. Efekt? Przekonajcie się sami 😉 Na tempo czytania wpływ miał również styl. Historia opowiadana jest w trzeciej osobie lekkim, prostym, ale nie prostackim językiem. Dynamiczne dialogi, nie za długie opisy i humor – uwierzcie, że tej książki naprawdę nie dało się czytać powoli. Należy podkreślić, że W. Bruce Cameron w powieści o czworonogach przemycił kilka cennych życiowych wskazówek i przemyśleń dla ludzi. Kilka cytatów zasługuje na zanotowanie.
 
Historia urocza niczym kosz niesfornych szczeniąt
 
Święta zbliżają się wielkimi krokami, a w przypadku tej książki łapami. Psiego najlepszego to idealna propozycja na prezent dla książkoholiczki i psiary. Lektura na jeden lub dwa świąteczne wieczory. Z chusteczkami pod ręką i koniecznie futrzanym przyjacielem na kolanach. Nie masz psa? Po tej książce zaczniesz o nim marzyć! Czytając tę powieść w akademiku, bardzo tęskniłam za moim Dropsikiem. To powieść świąteczna, ale myślę, że spokojnie można po nią sięgać przez cały rok. W końcu nie tylko w bożonarodzeniowe wieczory ma się ochotę na książki o miłości i prawdziwej przyjaźni, prawda?
 
 
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do recenzji!

„Skradzione godziny” – Maria Solar

Read More
 tytuł: „Skradzione godziny”
autor: Maria Solar
liczba stron: 256
wydawnictwo: Kobiece
rok wydania: 2017
 
 
 
 
 
 
 
 
 
„Powiedz, że mnie kochasz”
 
Kiedyś Marii Solar pisała dla dzieci i młodzieży. Skradzione godziny to jej
pierwsza powieść dla starszych czytelników. Moim zdaniem to bardzo udany „debiut”.
O młodzieńczych miłostkach, niespełnionych marzeniach i miłości, która potrafi
pokonać czas i tysiące kilometrów.
 
„Z czasem się uczymy, że wszystkie
sprawy mogą się zmienić w ciągu jednej chwili, ale bywa, że mogą trwać
niezmiennie”
 
Roberto i Ramón to sąsiedzi. Roberto
może liczyć na rodziców – zamożnych prawników, dla których dzieci są całym
światem. Zrozumienie, rozmowa, zaufanie – tego doświadcza w rodzinnym domu.
Ramón nie ma tyle szczęścia co kumpel. Jego ojciec, nerwus, który lubi zaglądać
do kieliszka, terroryzuje żonę i dzieci. Szacunek okazuje tylko chorującej na
demencję matce. Mimo tak poważnych różnic, ścierania się liberalizmu z
konserwatyzmem, chłopaków łączy prawdziwa męska przyjaźń. Spotykają się w
tajemniczym szałasie. Dzielą się radościami i smutkami. Ich relacja zostaje
wystawiona na próbę w kwietniu 1979 roku. W życiu jednego z nich pojawia się
piękna dziewczyna, a śmierć dziadka zmusza obie rodziny do zmierzenia się z
wielkim sekretem. Emigracja, uchwalenie prawa rozwodowego w Hiszpanii,
konwenanse i właśnie ta tajemnica – losy klanów połączą się na zawsze. Do czego
doprowadzą walka z poprawnością obyczajową i toksyczne relacje?
 
„Rutyna tłamsi uczucia, sprawia, że
miłość wygasa, ludzie się robią bezduszni, krzyki milkną, a to, co nienormalne,
staje się normalne; rutyna doprowadza do tego, że człowiek się przyzwyczaja
żyć, tak jak żyje i nie walczy o nic innego”
 
Karteczka, którą Anselmo trzymał w dłoni
w chwili śmierci, otwiera puszkę „miłosnej Pandory”. Jego wielkie, zakazane
uczucie staje się lekcją dla dwóch pokoleń. Pytanie, czy rodzice i dzieci
porządnie odrobią tę niezwykłą pracę domową? Jedno jest pewne – autorka
zagwarantowała czytelnikom niezwykłą mieszankę konserwatyzmu z liberalizmem, a
także żaru miłości zakazanej, niedojrzałego zauroczenia i pierwszych doznań
młodych ludzi.
 
Miłość
nie jest złodziejem
 
Skradzione godziny skradły
mi dosłownie dwa popołudnia. Tej historii nie da się przerwać. Maria Solar zabrała mnie w
niezapomnianą podróż do Hiszpanii przełomu lat 70. i 80. Hiszpanii żegnającej
dyktaturę. Hiszpanii witającej nowe liberalne i nie dla wszystkich zrozumiałe
zasady. Fantastycznie wykreowała bohaterów – tak różnych i tak podobnych, bo niezależnie
od wieku zakochanych i tęskniących za prawdziwą miłością. Ta powieść nie jest
kolejnym romansem, o którym zapomni się zaraz po odłożeniu książki na półkę. To
historia o miłości, dosłownie, bez granic. O mówieniu „kocham” i mówieniu „kocham,
ale pozwalam Ci odejść”. To niełatwa sztuka. Bohaterowie Skradzionych godzin doskonale
to wiedzą.
 
Skradzione godziny
przyjdź na lekcję kochania
 
Szukasz idealnej lektury na chłodne
jesienne popołudnie? Polecam Skradzione godziny. Daj się porwać
miłości, która nawet po śmierci potrafi zbudzić uśpione sekrety.
 
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do
recenzji!
 

„Szczypta miłości” – Amanda Prowse

Read More
 
 
Poznaj przepis na idealną powieść kobiecą – przeczytaj Szczyptę miłości Amandy Prowse
 
Przepis na idealną powieść kobiecą? Pół kilo tajemnicy, kilogram trudnej przeszłości, szklanka babskiej przyjaźni, trzy łyżeczki Londynu i obowiązkowo szczypta miłości. Samemu przyrządzić ten wyborny literacki deser byłoby naprawdę trudno. Polecam więc kupić w księgarni gotowy – Szczyptę miłości, powieść Amandy Prowse wydaną przez Wydawnictwo Kobiece.
 
Przez żołądek do literackiego serca
 
Zastanawiacie się, skąd nawiązanie do przepisu na początku recenzji? Spieszę z odpowiedzią – główną bohaterką historii, którą Wam dziś gorąco polecam, jest właścicielka piekarni. Pru Plum stworzyła słodkie imperium w Londynie. W oczach klientów i środowiska to prawdziwa kobieta sukcesu. Pachnie Chanel, jej fryzjer to prawdziwy artysta, a ubrania kosztują fortunę. Szykowna sześćdziesięciosześcioletnia dama, która nie wygląda na swój wiek. To tylko obrazek. Może i Pru zrobiła karierę, ale nie założyła rodziny. Od lat mieszka z kuzynką i wspólniczką w ekskluzywnej dzielnicy Londynu. W głębi serca nosi pilnie strzeżoną tajemnicę. Dobrze wie, że gdy sekret wyjdzie na jaw, nic już nie będzie takie samo… Gdzie w tym wszystkim szczypta miłości? W brytyjskim rządzie, Drodzy Państwo. Pro i Christopher poznają się przypadkiem na wyjątkowej imprezie. Wyjątkowa staje się ich relacja. Do czasu…
 
Przyjazne więzy krwi
 
W chwilach radości i smutku u boku Pru trwa jej kuzynka. Z Milly łączy ją wyjątkowa i godna pozazdroszczenia relacja. Razem od zawsze.
 

„A gdyby Pru kazała ci skoczyć z Tower Bridge, to też byś skoczyła?”. Milly przez chwilę rozważała dylemat, po czym sięgnęła po rękę Pru i splotła z nią swoje paluszki. „Tak”. – Kiwnęła głową. – Dziękuję, Milly, że prawie się otrułaś, durna cielęcino.– Proszę, głupia krowo.

 
Razem od zawsze, ale czy na zawsze? Los nie szczędzi im przykrych niespodzianek, wystawiając relację kuzynek na naprawdę ciężkie próby.
 
Artysta w fartuchu
 
Na uwagę i Czytelnika, i recenzenta zasługuje jeszcze jedna postać – pracownik, król kuchni w piekarni Pru. Guy jest wrażliwym, pełnym pasji i wyobraźni wizjonerem. Z lukru i mąki tworzy małe dzieła sztuki. Swoim zachowaniem, wymaganiami i cechami charakteru przypominał mi jednego z bohaterów popularnego serialu BrzydUla. Guy to w moich oczach Pshemko w fartuchu 😉
 
„Mam Londyn we krwi”
 
Podróż do stolicy Wielkiej Brytanii od lat jest moim wielkim marzeniem. Przybliżając Wam fabułę i postaci, nie mogę nie wspomnieć o kolejnym bohaterze powieści – właśnie Londynie. Dzięki szczegółowym i oddziałującym na wyobraźnię opisom to miasto jest jednym z bohaterów powieści. Cieszy mnie to ogromnie!
 
Dla takich książek zarywa się noce!
 
Szczyptę miłości przeczytałam na dwa-trzy podejścia. Takie historie czyta się jednym tchem. Tajemnica, miłość, prawdziwa przyjaźń. Wisienką na torcie (truskawką na korcie) jest dla mnie wiek bohaterki. Przeczytałam wiele powieści o rozterkach dwudziesto-, trzydziestolatek, ale o dojrzałych damach zaledwie kilka. Za to duży, duży plus! Na tempo czytania wpływa również styl Amandy Prowse. Dialogi, poruszające wyobraźnię opisy  – tę powieść się pochłania! Oprócz szczypty miłości autorka dodała również szczyptę humoru, bez którego nie wyobrażam sobie dobrej książki. Zabawne sytuacje i ironiczne dialogi nie raz rozśmieszyły mnie do łez. Ogromnym atutem tej historii są pachnące cynamonem i przyprawami korzennymi opisy piekarni i sytuacji, które rozgrywają się w jej zakamarkach. Ślinka cieknie, oj cieknie! Jeśli jesteście łasuchami, podczas lektury miejcie pod ręką coś słodkiego. Na kartach powieści autorka podaje kilka przepisów. Kto wie, może po odłożeniu książki na półkę, ktoś sięgnie po wałek i mąkę?
 
Szczypta miłości chcę dokładkę!
 
Dwadzieścia trzy rozdziały zbyt szybko dobiegły końca. Żądam dokładki! Takie powieści mogę niczym czekoladę lub ciasto pochłaniać bez końca. Jeśli lubicie niebanalne historie o miłości, o których nie można przestać myśleć jeszcze parę dni po lekturze, gorąco Wam polecam Szczyptę miłości.
 
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do recenzji!
 
Autor: Amanda Prowse
Tytuł: „Szczypta miłości”
Wydawnictwo: Kobiece
Liczba stron: 384