„Ława przysięgłych” – spektakl w Teatrze Ateneum

Read More
ława przysięgłych teatr ateneum

„Ława przysięgłych” – sztuka Ivana Klima w reżyserii Jakuba Krofty

„Ława przysięgłych” to dramat napisany w 1968 roku. Wydawać się mogło, że kompletnie nie pasuje do dzisiejszych czasów. Nic bardziej mylnego. Jest wciąż aktualny. Przygnębiająco aktualny. Nie chodzi tu nawet o sytuację sądownictwa, ale o tego, kto tworzy prawo i stoi na jego straży. A przynajmniej powinien. Tu chodzi o człowieka.

fot. Bartek Warzecha

„Ława przysięgłych” – spektakl Teatru Ateneum, spektakl dwóch premier

Wrześniowy weekend minął mi nie tylko pod znakiem Warszawskich Targów Książki. 11 września uczestniczyłam w pierwszej w życiu premierze teatralnej na żywo. Podkreślam – na żywo. Bo „Ława przysięgłych” to spektakl dwóch premier. Pierwsza, ze względu na pandemię, odbyła się online, w grudniu 2020 roku. Oglądałam, oczywiście, że oglądałam. Pamiętam, jak mocno uderzył mnie motyw relacji jednostki i władzy. Siedząc na widowni przy Wybrzeżu Kościuszkowskim, odkryłam inny, nie mniej, a może nawet bardziej, przekaz spektaklu.

Sprawa na pozór wydaje się prosta. Oto sądowa ława przysięgłych, złożona ze zwykłych ludzi od sklepikarki po fryzjera, ma orzec, czy pewien obywatel zamordował swoją narzeczoną czy nie zamordował. Okoliczności wskazują, że raczej nie, i że zrobił to całkiem ktoś inny. Problem w tym, że sąd, dla którego pracuje ława przysięgłych, jest trochę dziwny. Zdaje się oczekiwać, że ława wyda werdykt nie mający się nijak do rzeczywistości, i robi wszystko, żeby tak właśnie się stało. W związku z czym sprawa zaczyna się wikłać i plątać, zmierzając w stronę horroru i absurdu.

opis pochodzi ze strony Teatru

Proces sumieniowy Ławy Przysięgłych

Brak własnego zdania, niezdolność do podejmowania decyzji, ślepa wiara w system, samotność, brak porozumienia i zrozumienia – to tylko niektóre z problemów, z którymi borykają się zasiadający w ławie przysięgłych. Są różnej płci, w różnym wieku, z różnych światów. Jedni są przekonani o winie oskarżonego, drudzy chcą go bronić, trzeci ulegają presji tych pierwszych. Presji kolegów z ławy i presji władzy, otoczenia. Od pierwszych minut rozprawy widz doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, że coś jest nie tak, że proces nie przebiega tak, jak powinien, wydaje się, że wyrok już zapadł – na zdecydowanie wyższych szczeblach. Naciski ze strony władzy, naciski ze strony lobbysty (w tej roli Grzegorz Damięcki) sprawiają, że postaci na przemian uginają się, wycofują z wyrażonej opinii. Niewielu pozostaje niezłomnych… Chociaż, proszę mi wierzyć, że ciśnie się na usta pytanie: jak długo pozostaną niezłomni…?

„Ława przysięgłych” zasiadająca na deskach Teatru Ateneum przy Wybrzeżu Kościuszkowskim to coś więcej niż proces w sprawie o morderstwo. To procesy sumień wszystkich postaci. Procesy, które uruchamiają pojedyncze słowa, wydarzenia, gesty. Ma się wrażenie, że członkowie ławy przysięgłych  nie debatują tyle nad losem oskarżonego, co nad własnym. Oskarżają, bronią lub skazują siebie samych lub koleżanki i kolegów zasiadających obok.

Magdalena Schejbal i Grzegorz Damięcki to – obok tęsknoty za teatrem, za tą wyjątkową magią i nicią porozumienia scena-widz – dwa powody, dla których zdecydowałam się na zakup biletów. Oczarowali mnie jako para w spektaklu „Gra w życie”, teraz zaskoczyli, skacząc sobie do oczu. Magda gra bizneswoman. To kobieta przekonana o niewinności oskarżonego i… nosząca w sobie winę. O tej winie coś wie Damięcki, a właściwie jego lobbysta. To on błyszczy najmocniej wśród gwiazd ławy. Dowódca przysięgłych. Dla wielu nieprzekonanych jego zdanie jest decydujące. Pewny siebie, cwaniak, wydaje się znać historię każdego. A jaką historię on sam ma za sobą…?

„Ława przysięgłych” to niesamowite teatralne zderzenie. Z potęgą władzy i (nie)sprawiedliwości. Z potęgą ludzkiego sumienia. Z potęgą człowieka, który nie zawsze stoi na straży prawa tak, jak powinien. Wreszcie z małością – człowieka wobec władzy, człowieka wobec prawa i wreszcie wobec samego siebie. Bo przecież, czy ktoś z nas może przysiąc, że nie ma w sobie żadnej winy…?

„Gra w życie” – sztuka Maxa Frischa w Teatrze Ateneum

Read More
gra w życie plakat

„Gra w życie” – sztuka Maxa Frischa w reżyserii Aleksandra Kaniewskiego

Nie samymi książkami żyje człowiek. Także Drops. Dlatego po tekście o serialu „Stulecie Winnych”, zapraszam Was na kolejny, niezwiązany z literaturą post (w żadnym wypadku nie jest to recenzja!). Pozwólcie, że opowiem Wam o mojej kolejnej miłości – teatrze. Data na publikację wpisu nie jest przypadkowa. Dziś swoje urodziny obchodzi Magdalena Schejbal, moja ulubiona aktorka, która gra w pewnym godnym polecenia spektaklu. Zapraszam na wycieczkę do Teatru Ateneum w Warszawie!

„Gra w życie” toczy się od 2018 r.

Po raz pierwszy na spektaklu „Gra w życie” byłam z Mamą we wrześniu 2018 roku. Ależ to były emocje! Właśnie za nie kocham teatr! Ten ucisk w żołądku po kolejnym dzwonku, szybsze bicie serca, gdy gasną światła, dreszcz przy dźwięku zasuwanej na drzwiach kotary… I wszystko się zaczyna… Teatr przenosi mnie do innego świata. Patrząc na scenę, koncentruję się na kolejnych wydarzeniach – śmiesznych bądź tragicznych. Odpływam. Zanurzam się w rzeczywistości, na którą umówili się reżyser, autor, obsada i… ja. Wszystko bowiem zależy od interpretacji. A ta, w sztuce „Gra w życie”, jest bardzo ważna.

gra w życie schejbal
© Bartek Warzecha

Magdalena Schejbal – nie tylko policjantka Basia

Zacznę od tego, dlaczego wybrałam akurat to przedstawienie. Po pierwsze, Magdalena Schejbal. Basia z mojego ulubionego serialu „Kryminalni”, emitowanego w latach 2004-2008 w TVN. Jak ja to oglądałam… Słowem się w pokoju nie można było odezwać, serio. Prowadziłam też blog z opowiadaniami, który przepadł razem z platformą Onetu. Mordowałam, porywałam, okradałam… Poważnie. To była moja pierwsza przygoda z blogowaniem. Ale ja nie o tym. Ja o Magdzie. Teatr daje niesamowitą możliwość poznania ulubionych aktorów od innej strony. W teatrze nie można powtórzyć sceny. Teatr to uczta na żywo. I praca na żywo. Taka… gra w czyjeś życie na oczach widzów. Wizyty w Ateneum są więc dla mnie szansą na poznanie Magdy jako aktorki. Podkomisarz Storosz kojarzy się większości widzów serialu najpierw z wystraszonym kurczakiem, a później z zakochaną po uszy w Zakościelnym policjantką, do której wzdychał prokurator. To błąd, bo Magda potrafi zdecydowanie więcej i jest, w moim odczuciu, naprawdę dobrą aktorką. Gra całą sobą – mimiką, głosem, spojrzeniem, gestem. A zachwycić w tej sztuce nie jest łatwo. Bo i sztuka nie jest łatwa. Wymaga od widza intelektualnego zaangażowania.

O co toczy się ta gra?

Kürmann chciałby raz jeszcze przeżyć swoje życie, uniknąć popełnionych błędów, a w kluczowych momentach – mając świadomość późniejszych wydarzeń – podjąć zupełnie inne decyzje. Otrzymuje taką możliwość i na naszych oczach rozgrywa się rodzaj improwizowanego spektaklu teatralnego z Kürmannem w roli głównej. Prowadzący/Reżyser – cierpliwie i empatycznie prowadzi swojego bohatera przez meandry jego własnej biografii, wspierając go, pomagając podjąć decyzje i udzielając rad, nierzadko kąśliwych. Tworząc warianty swojego życia, Kürmann posiłkuje się doświadczeniem, inteligencją i moralnością, jednak sytuacja komplikuje się, gdy w grę wchodzą uczucia…

Uczucia, czyli postać Magdy. Uczucia, czyli Antoinette Stein. Kobieta, która po przyjęcia u Kürmanna zostaje dłużej… Na śniadanie. A potem na jeszcze dłużej… Gorący romans, ślub, codzienność i… Żal. Chęć zmiany podjętych decyzji. Cofnięcia czasu. Cofnięcia się do pamiętnej nocy, kiedy zegar z pozytywką wybijał tę samą melodię. Do nocy, kiedy on zamawiał taksówkę, a ona chciała zapalić papierosa. Do nocy, w której Hannes poznał  Antoinette. Kürmann chce cofnąć czas. Chce zagrać w życie od nowa.  

gra w życie damięcki
© Bartek Warzecha

Wiele twarzy Grzegorza Damięckiego, wiele twarzy Hannesa Kürmanna

W życie gra, a właściwie chce grać, Grzegorz Damięcki – to on wciela się w postać Hannesa Kürmanna. To drugi powód, dla którego spędzałyśmy z Mamą pewien sobotni wieczór w Teatrze Ateneum. Obie uwielbiamy Pana Grzegorza i wszystkie jego wcielenia – filmowe, serialowe, teatralne właśnie, a ja dodam do tego jeszcze audiobookowe. Talent, uroda, wdzięk i klasa, której brakuje niektórym aktorom. W Ateneum on tak naprawdę nie gra Hannesa. On nim jest. Cały wchodzi w postać, która się miota. Zmienia, szarpie się ze sobą, unika błędów, ucieka… Ale ucieka przed tym, co nieuniknione. Przed tym, co i tak go dopada. Przed tym, co jest sensem ludzkiego życia.

Wspomniałam wyżej, że spektakl wymaga zaangażowania od widza. Nic go nie rozprasza – scenografia jest surowa: białe ściany na kółkach, kilka rekwizytów. Moim zdaniem zasiadając na widowni przy ulicy Jaracza, patrząc na Hannesa i jego żonę, nie sposób uciec od pewnych refleksji. Nie sposób nie zatrzymać się i zastanowić, czy samemu nie miałoby się ochoty zagrać; z pomocą reżysera, dyskutując z Alter ego (w tej roli Krzysztof Tyniec), próbować zmienić swój los. Podjąć inne decyzje. Hannes próbował kilka razy. Efekt zawsze był ten sam. Ilekroć myślę o tym spektaklu, tym mam poczucie, że on po prostu wybierał miłość. Bez mrugnięcia okiem zmieniał to, co dotyczyło jego kariery czy zdrowia. A miłość, Antoinette Stein, pojawia się w każdej wersji życia. A przecież on tak bardzo tego nie chce… A jednak. Panna Stein jest. Bo przed przeznaczeniem nie da się uciec. Przed miłością nie da się uciec, bo to ona jest powołaniem człowieka. Owszem, ma różne twarze, ale w przypadku Kürmanna ewidentnie miała twarz Antoinette.

Gra w życie toczy się w Teatrze Ateneum

Gorąco polecam Wam spektakl „Gra w życie” w Teatrze Ateneum. To gwarancja duchowej uczty, refleksji, obcowania z utalentowanymi ludźmi. To przedstawienie zapada w pamięć. Wkracza w rzeczywistość widza. Zaprasza do gry z własnymi wspomnieniami. Skłania do rachunku sumienia. Hannes Kürmann wybierał miłość. Wy wybierzcie sztukę. To nie będzie łatwa rozrywka. Ale czy życie jest łatwe…?

Nieraz myślę: a gdyby tak zacząć życie na nowo? I to z całością świadomością? Gdyby jedno życie można było przeżyć, jak to mówią, na brudno, a drugie na czysto? Sądzę, że wtedy każdy z nas starałby się nie powtarzać, przynajmniej stworzyłby sobie inne warunki, urządziłby taki dom z kwiatami, z mnóstwem światła… – „Trzy siostry”, A. Czechow

Informacje o spektaklu: https://teatrateneum.pl/?p=24945.
Zdjęcia Bartka Warzechy, plakat oraz opis zostały pobrane ze strony Teatru Ateneum.