Marta Matyszczak, Zło czai się na szczycie, Wydawnictwo Dolnośląskie 2018.
Jeśli lubicie kryminały z dodatkiem humoru, a Waszym sercom bliskie są szczekające czworonogi, nie muszę przedstawiać Gucia i jego pana, detektywa Szymona Solańskiego. Zło czai się na szczycie to czwarty i na szczęście nie ostatni kryminał z serii „Kryminał pod psem” (świadczy o tym nie tylko otwarte i zaskakujące zakończenie, ale i słowa Autorki podczas spotkania na Warszawskich Targach Książki). Co tym razem Marta Matyszczak przygotowała dla swoich czytelników? Sprawdźcie!
W tej części zło czai się na szczycie, a konkretnie w Zdrojowicach – jak zapewnia Autorka fikcyjnej miejscowości. Gucio – kundelek przystojny i nieprzeciętnie inteligentny, oraz jego nie tak idealny właściciel, Solański, goszczą na weselu starej znajomej (niech jej tożsamość pozostanie dla Was tajemnicą do momentu lektury). Na uroczystości pojawiają się w towarzystwie sierżant Kamieńskiej, którą czytelnicy poprzednich części mogą pamiętać (przyznaję – ja nie pamiętałam…). Do urokliwej i tylko pozornie spokojnej miejscowości przybywa Różyczka, ulubienica Gucia, w towarzystwie brodatego miłośnika rowerów o wdzięcznym nazwisku Ból. Wesele zostaje niespodziewanie przerwane, a pobyt w hotelu się przedłuża. W pobliżu lokalu bowiem zostają znalezione zwłoki miejscowego aptekarza. Właściciel kompleksu o pomoc w znalezieniu mordercy prosi Szymona. Detektyw może liczyć na wsparcie przyjaciół – dziennikarki i debiutującej pisarki(!) Róży Kwiatkowskiej oraz wiernego (jak przystało na psa) Gucia, który dosłownie lubi wtykać nos w nie swoje sprawy. Ich obecność jest niezwykle ważna tym bardziej, że sprawa okazuje się dotyczyć śmierci żony Solańskiego. Wszystko wskazuje na to, że Joanna nie zginęła w wypadku…
W tej części, mam wrażenie, czołową postacią jest nie Gucio, a Szymon. Myślę, że to ze względu na powrót do przeszłości i wyjaśnianie dwóch zagadek – morderstwa farmaceuty i śmierci ciężarnej żony. Trzeba przyznać, że prowadzone śledztwa nie są tak skomplikowane jak u mistrzów kryminału. Akcja prowadzona jest powoli, ale dokładnie. Szczegóły i mieszanka narracji czy wątków sprawiają, że powieść czyta się bardzo szybko i z ciekawością.
W powieści Marta Matyszczak porusza kilka ważnych tematów. Trochę z humorem, trochę z ironią obrazuje stereotypową polską wieś i jej mieszkańców – z księdzem i wójtem w rolach głównych. Ranczo? I tak, i nie. Wydaje się, że ze zbrodnią ma związek każdy mieszkaniec tej beskidzkiej wioski. Każdy ma bowiem swoje tajemnice, o których zmarły Julian doskonale wiedział.
Zgodnie z tradycją tej serii narracja jest prowadzona na dwa sposoby. Narratorem pierwszoosobowym jest mój ulubieniec Gucio. Ten rezolutny kundelek to doskonały obserwator rzeczywistości. Ma, dosłownie, nosa do ludzi. Z wrodzonym humorem i nieprzeciętną inteligencją jest niezastąpionym komentatorem postępów śledztwa oraz wydarzeń ze Zdrojowic. Wspiera swojego pana w rozwiązywaniu zagadek i… budowie domu. Tak, tak, moi Państwo – Szymon, do tej pory zamieszkujący obskurne lokum w chorzowskiej kamienicy, postanowił zainwestować w działkę i dom na lato. To nie przypadek, że na tę inwestycję wybrał właśnie Zdrojowice… Jak wspomniałam na początku, to właśnie w tej części serii poznajemy okoliczności śmierci jego żony. To niełatwe – i dla detektywa, i dla czytelnika. Łza kręci się w oku niejeden raz.
Narrator wszechwiedzący natomiast przybliża Czytelnikom przebieg śledztwa i zabiera w podróż do mrocznej przeszłości Solańskiego. Nie ma jednak mowie o chaosie – każdy fragment poprzedza data i miejsce akcji konkretnych fragmentów książki.
Szukacie powieści idealnej na letnie wieczory w ogrodzie? Zło czai się na szczycie to doskonały wybór. Autorka świetnie, z wyczuciem i niemal chirurgiczną precyzją miesza kilka gatunków – kryminał, komedię, chwilami nawet i dramat. Bawi i wzrusza do łez. Relaksuje i wywołuje gęsią skórkę. Porusza tematy istotne i niekiedy budzące oburzenie społeczeństwa. Daje popalić zarówno zwykłym „Kowalskim”, jak i duchownym czy władzy. Oddaje emocje – i ludzkie, i psie. Jako książkoholiczka i psiara mówię więc zdecydowane: „Trzy razy tak” dla tej historii!
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do recenzji!
Autorce dziękuję za wymienienie mojego nazwiska w podziękowaniach – polecać Twoje książki, Marto, to sama przyjemność!
Zabrzmiało bardzo ciekawie! 😉