„Bo nadal cię kocham” – Magdalena Kordel (recenzja przedpremierowa)

Read More
bo nadal cię kocham

Magdalena Kordel, Bo nadal cię kocham, Wydawnictwo Znak 2020.

Recenzja bardzo przedpremierowa, ale nie mogłam się oprzeć.

Choć w głowie tli mi się milion myśli na sekundę, wpatruję się w ekran laptopa i nie wiem, od czego zacząć. Tak bardzo bym chciała, żebyście pokochali nową powieść Magdaleny Kordel. „Bo nadal cię kocham” zdecydowanie na to zasługuje. Ta książka zasługuje na miłość, bo traktuje o miłości w sposób niebywały na polskim rynku czytelniczym.

Miałam przyjemność brać udział w live z Sylwią Kubik. Rozmowę z autorką serii powiślańskiej prowadziła Nienaczytana. Szanowne Panie dyskutowały między innymi o powieściach świątecznych i przekazie, jaki z nich wypływa. Zapytana o swój stosunek do Świąt Sylwia powiedziała, że ona świętuje nie choinkę, a Boże Narodzenie. Myślę, że jej stanowisko idealnie odpowiada temu, co chciała przekazać Magdalena Kordel.

„Bo nadal cię kocham” to powieść, w której na próżno szukać pogoni za prezentami, wymyślnych dekoracji czy poszukiwaniu stylizacji na uroczystą kolację. Autorka, jak zawsze zresztą, skupia się na tych i na tym, co najważniejsze. Skupia się na ludziach i towarzyszących im emocjach oraz uczuciach. Święta Bożego Narodzenia, poprzedzane przez jesiennie zaskakujące i wywołujące złość, żal wydarzenia, stają się czasem troski, miłości i wybaczania.

Jak już wspominałam w postach na Facebooku, jedna z najulubieńszych pisarek Polek, w powieści „Bo nadal cię kocham”, odchodzi od tak znanego nam z książek świątecznych „kultu młodości”. Głównym wątkiem historii są nie perypetie 30-latki z wielkiego miasta, która marzy o spotkaniu miłości życia w wigilijny wieczór. Magdalena Kordel zaprasza nas do świata kilkudziesięciolatki. Czytelnikom serii o Malowniczem Leontyny przedstawiać nie muszę. Ta bohaterka jest dla mnie uosobieniem marzeń o babci: mądra, pełna ciepła, gotowa nieść pomoc, wysłuchuje, lecz nie ocenia… Marzeń, bo obie babcie straciłam wcześnie. Za wcześnie… Do rzeczy, a właściwie do losów Leontyny.

Wszystko zaczyna się od wizyty na poczcie. Wszystko zaczyna się od dość osobliwego prywatnego śledztwa na temat jakości pracy i zaufania. Wszystko zaczyna się od spotkania w kawiarni młodziutkiej pracownicy poczty ze starszym mężczyzną. Romans? Nic z tych rzeczy. To początek wyjątkowej historii. Początek wydarzeń, które odmienią święta niejednego bohatera powieści.

Wydaje się, że Leontyna nie jest sama. W jej życiu są przecież obecni mieszkańcy Malowniczego, pozostaje w stałym kontakcie z przyszywanym wnukiem, Kubą i jego rodziną. Niespodziewanie otrzymany list obdziera i ją, i pośrednio czytelnika ze złudzeń. Leontyna jest sama. Sama walczy z gniewem, poczuciem krzywdy, pretensjami. Od lat robi wszystko, żeby zapomnieć. Pod zmarszczkami i dobrotliwym uśmiechem, za witryną wyjątkowego sklepiku chowa się kobieta, która jest bezbronna. Bezbronna wobec wspomnień, które otworzyła tajemnicza przesyłka. Kartka odkryła to, co przez lata tak skrzętnie chowała – i przed światem, i przed samą sobą.

Młodość przeplata się tu ze starością. Młodzieńcze zakochanie z tęsknotą w jesieni życia. Radość macierzyństwa z poczuciem samotności. Przygotowania do Bożego Narodzenia z ucieczką przed miłością i troską. I wreszcie – najbardziej chwytająca za serce „przeplatanka” – „Mała dziewczynka z AK” przeplata się ze słowami polskiej kolędy „Bracia patrzcie jeno”… Łzy same cisną się do oczu…

Posłuchaj: https://www.youtube.com/watch?v=ZbHgEmavyxY

 „Mała dziewczynka z AK” współcześnie jest opisywana jako lekki utwór poświęcony dziewczynom i kobietom Powstania Warszawskiego. To tylko pozory. Pod płaszczykiem młodzieńczego uczucia kryje się śmierć, tragedia i klęska. Warszawa – miasto młodzieńczej miłości – ocieka przecież krwią i przypomina gruzowisko. Tekst piosenki kreuje pod powiekami tragiczne obrazy. Miłość, która przyszła tak nagle w oblężonym i walczącym mieście, kończy się wraz ze śmiercią. Wspomnienie ukochanej staje się jedynym źródłem radości dla tego, który kocha i który nadal walczy. Ona, choć ciałem nie ma jej obok, daje mu nadzieję. Powstanie upada. Nie ma miejsca na nadzieję. Jest żal i rozpacz – po utracie miłości, po utracie szansy na odzyskanie wolności…

Historia przedstawiona w piosence skomponowanej w październiku 1944 r. częściowo pokrywa się z historią bohaterów „Bo nadal cię kocham”. Magdalena Kordel zabiera czytelnika w podróż w przeszłość. Czytelnika i postaci. Nie jest bowiem możliwe czerpanie z teraźniejszości bez pogodzenia się z przeszłością. I z tymi, którzy tę przeszłość tworzyli…

Magda nie byłaby jednak sobą, gdyby w powieści nie pojawiły się akcenty humorystyczne czy momenty wywołujące (szeroki) uśmiech na twarzy czytającego. Żeby było jasne – „Bo nadal cię kocham” to piękna, pozytywnie nastrajająca powieść. Leontyna, walcząc ze swoimi demonami, nie przestaje przecież żyć. Pozostaje stanowcza i pewna swego. Pomaga jej w tym przyjaciółka z dawnych lat. Ewa to prawdziwa bomba pozytywnej energii i poczucia humoru. Czytając o spotkaniach pań przy nalewce czy przygodach z kozą Kleofasem (w nawiasie pisząc, takie imię nosi mój żółw), uśmiechałam się nie raz i nie raz tonęłam w refleksjach. Bo Ewa jest nie tylko przyjaciółką. Ewa jest też prywatnym psychologiem, który próbuje wyciągnąć Leontynę z ciemnego kąta przeszłości.

„Bo nadal cię kocham” chwyta za serce. Wzrusza i porusza. Bawi do łez. Zmusza do refleksji. Każe się pochylić nad przeszłością, nad tym, jak ogromną rolę odgrywa w życiu każdego z nas. Uczy kochać. Uczyć wybaczać. Uczy prawdziwej przyjaźni. Na Święta przygotowuje serca, nie salon czy jadalnię. Magdalena Kordel wysyła czytelnikom wyjątkową pocztówkę. Świąteczną kartkę. Z życzeniami tego, co najważniejsze.

Posłuchaj: https://www.youtube.com/watch?v=UURLCtoWSBM

5. urodziny bloga – konkurs z Wydawnictwem Znak

Read More
konkurs Recenzje Dropsa Książkowego

Kochani!

1 lipca blog obchodził 5. urodziny. Z tej okazji mam dla Was 5 książek – 3 z Wydawnictwa Znak i 2 z Wydawnictwa Replika. Zaczynamy pierwszą zabawę!

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak mam dla Was egzemplarze powieści: „W blasku słońca” Magdaleny Kordel, „Jeśli zatęsknię” Anny Ficner-Ogonowskiej oraz „Zaczekaj na mnie” Moniki Michalik. Co trzeba zrobić, by je zdobyć?

Wystarczy w komentarzu poniżej napisać, którą z książek wybieracie i dlaczego powinna trafić akurat do Was. Jeśli chcecie, możecie też napisać, od kiedy śledzicie mój blog lub social media. Napiszcie, na którym portalu mnie obserwujecie. I gotowe!

Będzie mi miło, jeśli dacie znać znajomym o konkursie, ale nie jest to warunek konieczny (dla chętnych grafika do udostępnienia poniżej ;)).

Bawimy się od 4.07.2020 r. do 11.07.2020 r. do godz. 23:59.

Czekam na Wasze odpowiedzi 🙂

Szczegółowe informacje na temat organizatora i fundatora nagrody poniżej.


Garść formalności, czyli regulamin:

  1. Organizatorem konkursu jest Drops Książkowy – Paulina Molicka.
  2. Fundatorem Nagrody jest Wydawnictwo Znak. Za wysyłkę Nagród odpowiada Wydawnictwo,
  3. Facebook.com ani Instagram.com nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za jakiekolwiek działania związane z organizacją konkursu na łamach serwisu.
  4. Konkurs trwa od 4.07.2020 r. do 11.07.2020 r. do godz. 23:59. Imiona i nazwiska Laureatów wybrane przeze mnie zostaną ogłoszone do 15.07.2020 r. na stronie na Facebooku i na InstaStories na Instagramie. Laureat otrzyma jedną wybraną przez siebie książkę.
  5. By wziąć udział w konkursie, należy posiadać konto na portalu Facebook.com lub Instagram.com, być fanem strony Recenzje Dropsa Książkowego lub obserwatorem konta @Dropsksiazkowy i odpowiedzieć na pytanie konkursowe.
  6. Wszelkie reklamacje i pytania dotyczące organizacji i regulaminu należy wysyłać na adres: dropsksiazkowy@gmail.com.

Biorąc udział w konkursie, wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych niezbędnych do wyłonienia zwycięzcy oraz do dostarczania nagrody. Informuję, że adres zostanie użyty tylko w celu przekazania nadawcy przesyłki, a następnie usunięty z wiadomości prywatnej, w której zostanie podany.
Organizator oświadcza, że konkurs nie jest grą losową, loterią fantową, zakładem wzajemnym ani loterią promocyjną, których wynik zależy od przypadku (przeprowadzenia losowania) w rozumieniu Art. 2 ustawy z dnia 29 lipca 1992 r. o grach losowych i zakładach wzajemnych (Dz.U. z 2004 r. Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).

„W blasku słońca” – Magdalena Kordel (recenzja przedpremierowa)

Read More
kordel w blasku słońca

Magdalena Kordel, W blasku słońca, Wydawnictwo Znak 2020.

Otulona toskańskim słońcem, utkana delikatnie jak koronka opowieść o przyjaźni dwóch kobiet, które tęsknią za miłością. Ta historia powinna zostać sfilmowana!

Ten fragment mojej opinii o najnowszej powieści Magdaleny Kordel „W blasku słońca” znalazł się na okładce. Wydawnictwo prosiło, bym przysłała dwa zdania. Można pomyśleć, że po lekturze ich wymyślenie zajęło mi chwilę. Nic bardziej mylnego. Pióro Magdaleny Kordel świeci jak nigdy dotąd. To najbardziej dojrzała, najbardziej głęboka książka Pisarki. W podróż do najpiękniejszych zakątków Europy i podróż w głąb serca. Podróż, która niejednokrotnie wzrusza i daje nadzieję. I bohaterkom powieści, i Czytelniczkom…

W drodze między Paryżem, Warszawą, Wenecją i Positano wiele może się wydarzyć. Czasem trzeba wybrać boczne, okrężne drogi, by dotrzeć do celu. Los jednak dobrze wie, dokąd nas prowadzi. Dla Leli i Nicoletty tym miejscem okazał się stary dom na skraju winnicy, w sercu malowniczej Toskanii. I choć dotąd się nie znały, mają ze sobą sporo wspólnego. Temperamentna Lela jest wściekła, bo były chłopak zniweczył jej plany. By nie posunęła się w zemście za daleko, przyjaciółki wyprawiają ją do Toskanii. Droga Nicoletty również nie należała do łatwych. Dotąd szczęśliwe i poukładane życie przerwała nagła śmierć jej ukochanego męża. Żeby do reszty nie zwariować, wyrusza w podróż do przeszłości – przez Wenecję z młodości, do toskańskiego domu po przodkach. Ma nadzieję, że w ocienionym cyprysami domu będzie mogła odciąć się od świata i na nowo zaplanować swoją przyszłość. Okazuje się jednak, że towarzystwa jej nie zabraknie…

O czym jest powieść „W blasku słońca”? O kobietach i ich wyjątkowej przyjaźni. Mam wrażenie, że to nie miłość jest tutaj „uczuciem przewodnim”. Magdalena Kordel na pierwszy plan wysuwa właśnie relację dwóch kobiet – przypadkowa znajomość przeradza się w przyjaźń, która staje się fundamentem nowych etapów w życiu bohaterek.

Przyznaję się bez bicia, że nie przeczytałam (jeszcze!) wszystkich książek Magdy. Znam jednak większość tytułów – mam wrażenie, że w tych historiach kobiety, choć dotknięte jakąś tragedią, dość szybko się podnosiły dzięki pomocy swoich ziemskich aniołów i odnajdywały swoje malownicze miejsca na ziemi. Nicoletta – bohaterka „W blasku słońca” ma chyba najtrudniej ze wszystkich „Kordelowych kobiet”. W młodym wieku została wdową. Nagle jej świat się skończył. Zgasło jej (włoskie) słońce. Nie widzi dla siebie ratunku, a zapach ze swetra zmarłego męża, z którym nie rozstaje, ulatnia się niczym jej nadzieja na lepsze jutro…  Nie wierzy, że przytłaczającą pustkę i samotność, które rozrywają jej serce, da się czymś wypełnić. A jednak. Nad jej głową w końcu wschodzi słońce. Powołując do życia na kartach książki postać Nicoletty, Magdalena Kordel daje nadzieję. Mnie też ją dała. Wiem, że życie to nie powieść, ale chyba każdy zasługuje na odrobinę (toskańskiego) słońca. Magdalena Kordel daje nadzieję, że tak właśnie będzie. Tak jak Krzysztof Cugowski zdaje się śpiewać: „A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój” – i to toskański…

Napisałam kilka zdań o Włoszce, nie mogę pominąć Polki! Kiedy czytałam tę powieść kilka tygodni temu, czułam, że bliżej mi właśnie do niej – do Leli. Pozytywna, przebojowa, optymistka. Ale… Mam wrażenie, że cechy, które jako pierwsze przychodzą na myśl, gdy trzeba opisać tę bohaterkę, to maska, a właściwie jej fragment. Tak, Lela jest pogodna. Tam, gdzie wchodzi ona, pojawia się słońce. Tylko czasem jej promienie są przykrywką dla ciemnych chmur. Dla tęsknot, dla głosu serca, który dopomina się o swoje. Wreszcie, dla miłości, której nie da się zastąpić „układem”. Czy Lela to kobieta o dwóch twarzach? Nie. Ona ma jedną twarz, ale mam wrażenie, że czasem boi się ją wystawić do prawdziwego słońca. I dla niej pewnego rodzaju terapią będzie pobyt we Włoszech…

Książka jest opowieścią o tym, że czasami trzeba zrezygnować z utartych dróg i poszukać całkiem nowych, może nawet takich, które początkowo wydają się mało przyjazne. O tym, że czasem trzeba wrócić w stare miejsca by odkryć nową siebie, a czasem wręcz odwrotnie – trzeba zdecydować się na całkowicie nieznane i wręcz niechciane – Magdalena Kordel w wywiadzie dla www.dropsksiazkowy.pl.

Jak już wspomniałam, drogi bohaterek krzyżują się właśnie w Toskanii. Ta powieść pachnie wręcz tym regionem Włoch. Zachwyca smakami regionalnej kuchni i typowych przekąsek. Kusi niejednym toastem lokalnego wina. Do tego widoki… Ach, niejednokrotnie się rozmarzyłam!  Widać, że Toskania to „włoskie malownicze” Magdaleny Kordel i Jej bliskich. Autorka dzięki swojemu wyjątkowemu stylowi i umiejętności operowania środkami artystycznymi, przekazuje, moim zdaniem, blask południa Europy. Aż człowiek ma ochotę ruszyć w podróż śladami Nicoletty i Leli. Warto dodać, że oprócz Włoch i Polski, w powieści poznajemy też wybrane punkty na mapie Paryża. Stolicę Francji zwiedziłam rok temu – miło było tam wrócić, mimo że tylko literacko.

„W blasku słońca” już zawsze będzie zajmowało wyjątkowe miejsce – i w moim sercu, i w mojej biblioteczce, nie tylko ze względu na rekomendację. To historia, która pachnie dobrym winem i smacznym jedzeniem. Opowieść pełna burzy i słońca. Losy dwóch wspaniałych kobiet, których drogi krzyżują się na toskańskim szlaku. To wreszcie, a może przede wszystkim – uśmiech i nadzieja. Gwarantowana radość i wzruszenia. Ta książka Was ukoi, doda otuchy, przytuli. Powieść do śmiechu, powieść do płaczu. Magdalena Kordel w najlepszym (włoskim) wydaniu. Na tę premierę (17 czerwca) naprawdę warto czekać.

W blasku Toskanii, czyli włoskie Malownicze Magdaleny Kordel

Read More
w blasku słońca

Magdalena Kordel. Żona i matka. Bestsellerowa pisarka. Czarodziejka serc tysięcy czytelników. Wlewa w nie słońce i spokój. Daje nadzieję – na lepsze jutro, na miłość. Zabiera nas w malownicze miejsca. W najnowszej powieści, której premiera już w czerwcu, razem z bohaterami będziemy podróżować m.in. do Włoch. Do kraju, który prywatnie jest bliski sercu Autorki.

Na początku to była miłość platoniczna. I zaczęła się dość banalnie od obejrzenia „Pod słońcem Toskanii” .  To wtedy zauroczyły mnie tajemnicze cyprysy rosnące na poboczach dróg, gaje oliwne, pola słoneczników. Uśmiechnięci Włosi, ich gadatliwość i lekkie podejście do czasu. Zakochałam się na amen. Od pierwszego wejrzenia.

  1. Czy Toskania to Twoje prywatne Malownicze?

– Moje włoskie prywatne Malownicze. Bo jeżeli chodzi o Malownicze, to okazuje się, że niekoniecznie musi być jedno. W Polsce to nadal Sudety i małe miasteczka Dolnego Śląska. Jesteśmy wierni swoim pierwszym miłościom 🙂 Piszę „my”, bo to nasza rodzinna dolnośląska słabość. Ogólnie to mam szczęście, bo jakoś do tej pory zachwycamy się tym samym. I dzięki temu nie musimy wybierać ani wypracowywać kompromisów. Po prostu wiadomo, że wolne dni to wypady w góry albo do Włoch. W zależności od możliwości, oczywiście. A wracając do Malowniczego, to z mojego punktu widzenia to takie miejsca, w których zwyczajnie się zakochujemy. Wysiadamy z pociągu, samochodu rozglądamy się wokół siebie i z naszej piersi wydobywa się pełne zachwytu westchnienie, a serce zaczyna szybciej bić. I ja tak mam właśnie w Toskanii i w Sudetach. Tam chcę wracać, tam oddycham pełną piersią.

2. Skąd ta miłość do Włoch?

– Na początku to była miłość platoniczna. I zaczęła się dość banalnie od obejrzenia „Pod słońcem Toskanii” .  To wtedy zauroczyły mnie tajemnicze cyprysy rosnące na poboczach dróg, gaje oliwne, pola słoneczników. Uśmiechnięci Włosi, ich gadatliwość i lekkie podejście do czasu. Zakochałam się na amen. Od pierwszego wejrzenia. W Cortonie, jej stromych wąskich uliczkach, w kapliczce którą zobaczyłam na filmie, we włoskim niebie, we wszechobecnej kawie i winie. I do moich wielu marzeń dołączyło i wysunęło się na prowadzenie to jedno, żeby to wszystko zobaczyć na własne oczy, żeby dotknąć, powąchać, poczuć. Ale wtedy było to poza naszym zasięgiem. Ale mogłam robić coś innego. Zaczęłam gromadzić wszystko, co napisano o Toskanii. Oczywiście na pierwszy ogień poszła książka Frances Mayes „Pod słońcem Toskanii”. Na początku, gdy zaczęłam czytać, zdziwiłam się, że książka nie ma zupełnie nic wspólnego z filmem. Ale nie byłam rozczarowana, bo i owszem dostałam coś zupełnie innego, ale za to przesyconego włoskim klimatem. Frances pozwoliła mi zajrzeć do włoskich sklepików, ogrodów, domów. I do listy marzeń dołączyło jeszcze jedno, chciałam kiedyś odnaleźć i zobaczyć na własne oczy Bramasole. Kilka lat pielęgnowałam marzenia o Włoszech. I w końcu kilka lat temu po raz pierwszy pojechaliśmy. Oszczędzaliśmy przez cały rok, nie pojechaliśmy nigdzie latem, żeby tylko spędzić te kilka jesiennych dni w miejscu, które powodowało u mnie przyspieszone bicie serca. Ruszyliśmy w drogę samochodem, który był lekko (to dość łagodne określenie) zdezelowany. Nasi przyjaciele patrzyli na nas z podziwem (czytaj: tak jak się patrzy na wariatów, którzy porywają się z motyką na słońce 🙂 ). Ale nas już nic nie mogło powstrzymać.  Pamiętam siebie stojącą obok samochodu, marznącą w październikowym chłodzie i zastanawiającą się nad tym czy ja właściwie dobrze robię. Bo co będzie, jeżeli moje wyobrażenie w zderzeniu z rzeczywistością polegnie? Co będzie, jeżeli się rozczaruję? Nie rozczarowałam się. Prosto z zimnego październikowego dnia wpadłam w gorący, sierpniowy poranek. Oczywiście był październik, ale we Włoszech było gorąco. Błękitne niebo bez ani jednej chmurki. Zapach rozmarynu, nagrzanej słońcem ziemi, bazylii… Obłędny. I tak to się zaczęło. Od pierwszego wejrzenia i głębszego oddechu.

magdalena kordel toskania

Książka „W blasku słońca” jest opowieścią o tym, że czasami trzeba zrezygnować z utartych dróg i poszukać całkiem nowych, może nawet takich, które początkowo wydają się mało przyjazne. O tym, że czasem trzeba wrócić w stare miejsca by odkryć nową siebie a czasem wręcz odwrotnie trzeba zdecydować się na całkowicie nieznane i wręcz niechciane.

3. Jak wspominasz ostatni pobyt w Toskanii?

Z ogromną nostalgią ale i radością. Ostatnie dwa pobyty spędziliśmy w domu przemiłych Włochów, Carla i Stefanii. Z tarasu rozciąga się przepiękny widok na dolinę i rosnące na zboczach oliwki. Na balkon zaglądają gałęzie glicynii, która w maju przepięknie kwitnie. Na podwórku wyleguje się Venusia, czarna koteczka, do której mam osobisty stosunek, bo wyjęłam ją (dosłownie) z pysków psów, które chciały ją zagryźć. Zuza (córka) stwierdziła, że jeszcze nigdy nie słyszała, żebym tak krzyczała, jak wtedy. Ale udało mi się, więc wrzaski są uzasadnione J Podczas ostatniego pobytu odwiedziliśmy Florencję, Volterrę, powędrowaliśmy też górskim szlakiem, widzieliśmy rosnące wszędzie drzewa kasztanowców, zwiedziliśmy etruskie podziemia, jedliśmy najpyszniejsze lody w Monteriggioni (zawsze tam zajeżdżamy), w Volterze poszliśmy na obiad do knajpki, do której chodzimy od naszego pierwszego pobytu i witamy się z Sonią, panią, która tam pracuje. I poznaje nas, i zawsze wyściska. Włochy mają w sobie niezwykłą lekkość i dar do wzbudzania w człowieku radości. I właśnie tak wspominam i ten ostatni, i poprzednie pobyty w Italii. Tam się zwyczajnie żyje, zwyczajnie śmieje i bardzo, bardzo dobrze je i pije 🙂

4. Bohaterowie nowej powieści będą chyba sporo podróżować?

O tak. Główne bohaterki są dwie i trochę je pognało w świat. Zajrzymy na moment do Paryża, do Wenecji, zahaczymy o Polskę a na koniec odwiedzimy Toskanię. Trochę musiały pobłądzić, żeby wydeptać dla siebie nowe ścieżki.

5. O czym opowiada książka „W blasku słońca”?  Na kiedy zaplanowana jest premiera?

Książka jest opowieścią o tym, że czasami trzeba zrezygnować z utartych dróg i poszukać całkiem nowych, może nawet takich, które początkowo wydają się mało przyjazne. O tym, że czasem trzeba wrócić w stare miejsca by odkryć nową siebie a czasem wręcz odwrotnie trzeba zdecydować się na całkowicie nieznane i wręcz niechciane. To drugie dotyczy Leli, bo ona do tej Toskanii wcale nie chce jechać. Zostaje wrzucona trochę na siłę do tego włoskiego raju. To również opowieść o radzeniu sobie ze stratą i samotnością. Nicoletta moja druga bohaterka jest kobietą, która niedawno straciła męża. I pomimo wsparcia przyjaciół nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Otwarcie na świat w pewnych momentach nie jest wcale łatwe. Moim zadaniem jest doprowadzić obie – i Nicolettę, i Lelę, do punktu, w którym poczują się szczęśliwe. „W blasku słońca” to taka powieść przyjaciółka. Trochę do śmiechu i do płaczu. Mam nadzieję, że spełni swoje zadanie. 

6. #zostańwdomu i… Co porabia Magdalena Kordel na kwarantannie?

Magdalena jest nieco opóźniona J Naprawdę, gdy wszyscy zaczynali siedzieć w domu, sprzątać, piec i gotować ja kończyłam pisać. I gdy czytałam na FB, że większość ma już wyczyszczone na błysk domy i tak dalej, i tak dalej, ja dopiero odeszłam od komputera. Dopiero teraz tak naprawdę zaczynam czuć, że mam czas i że jestem w domu. Czytam, oglądam (doktora Martina, wciągnęłam się w ten serial okrutnie), robię  plany podróżnicze, bo bardzo mi brakuje swobody poruszania i już wiem, że wakacje będą trochę inne, niż planowałam. Ale zamierzam zrobić szczegółową listę miejsc, które chcę odwiedzić. Gramy rodzinnie w gry, chodzimy na spacery z psem, wyciągnęłam książki do nauki włoskiego i zamierzam w końcu coś z tym fantem zrobić… Czekam z niecierpliwością na poniedziałek, bo wiem, że z miejsca pognam do lasu. No i zaczęłam też szukać informacji do najnowszej powieści. Ale o tym… O tym opowiem Wam już niedługo na blogu 🙂

Słowo od Magdy do tych, którzy dotarli do końca:
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie, moc uścisków przesyłam i mam nadzieję, że już niedługo zobaczymy się tak zwyczajnie, na spotkaniach bibliotecznych, na kawie, przy piwie… Dobrze, że Was mam!

„Okno z widokiem” – Magdalena Kordel (#MamaDropsaCzyta)

Read More
okno z widokiem

Magdalena Kordel, Okno z widokiem, Wydawnictwo Znak 2020.
Seria: „Uroczysko”
#MamaDropsaCzyta

W jednym z wywiadów z Magdaleną Kordel znalazłam takie definicje „Malowniczego”:

„Malownicze jest tam, gdzie mogę oddychać pełną piersią, gdzie czuję, że życie cudownie smakuje, a dni, które upływają, nie są stracone , a zyskane”.

Prywatne „Malownicze” Magdaleny Kordel znajduje się w górach, w Dukli, miejsce zapamiętane z dzieciństwa, mające w sobie magię, spokój, wewnętrzny czar. Drugie „Malownicze” jest w Sudetach – na szlakach i w Kłodzku, gdzie z rodziną znajdą swój wymarzony dom. Trochę dalszym „Malowniczem” jest Toskania pachnąca ziołami, pomidorami, kawą, oliwkami. Seria „Uroczysko” zaczęła powstawać w momencie, w którym cały świat Magdaleny i męża zawalił się im na głowę. Rzeczywistość ich dopadła. Postanowiła więc napisać książkę – zaklęcie, która sprawi, że do jej rodziny znowu zawita szczęście a los się odwróci. I święcie w to uwierzyła, ponieważ wydawca zaproponował współpracę. Zaklęcie więc zadziałało.

„Okno z widokiem” powraca!

Powieść „Okno z widokiem” ukazała się drukiem po raz pierwszy w 2011 roku, a została wznowiona 27 stycznia 2020 roku. Przenosi nas do Malowniczego – miasteczka położonego wśród sudeckich gór. Tu przeszłość miesza się z teraźniejszością, a skrywane od lat sekrety rodzinne wychodzą na jaw. Dla głównej bohaterki Róży Malownicze było od zawsze ostoją, bowiem zawsze czekała tu na nią jej ukochana Babcia Matylda, która była jej opoką. Wnuczka zbudowała z babcią lepsze więzi niż z matką. Tu po babci odziedziczyła znajomości z diabłem, który stał się jej obsesją. Na szczęście szybko została z niej wyleczona. Wpadła jednak w drugą, bowiem diabła wymieniła na św. Antoniego, którego figurka stała w kapliczce na rozstajnych drogach. I zaczęła ubijać interesy ze świętym. Lubiła siedzieć pod kapliczką i rozmyślać pod czujnym okiem Antoniego o różnych sprawach. A w rodzinie aż huczało z powodu skandali, za które była odpowiedzialna oczywiście babcia. Po latach pojawił się i zamieszkał z Matyldą narzeczony Julek, wyczekiwany zakazany owoc, którego Róża bardzo polubiła. Okazał się najwspanialszym dziadkiem na świecie. Jego niezwykłą historię poznajemy w powieści. Po latach dorosła Róża, archeolog na uniwersytecie, w związku ze skandalem, pewną aferą na uczelni uciekła do Malowniczego, które w dzieciństwie było jej ostoją. Jak zawsze czekała na nią babcia Matylda ze swoim niemężem, która wyczuła od razu, że stało się coś naprawdę poważnego. I tu czekała na nią wstrząsająca wiadomość – pewien inwestor chce zrównać z ziemią teren, na którym stoi uwielbiana przez różę kapliczka św. Antoniego. Oczywiście wiązało się to z usunięciem zabytkowej kapliczki. Miałoby już nie być Antoniego na rozstajnych drogach? Ani samych rozstajnych dróg, po których, jak wiadomo, błąkają się licha i czarty? Czułam się tak, jakby ktoś miał mi wyrwać kawałek serca. Róża postanowiła więc zawalczyć o ten piękny sentymentalny zakątek – jej raj na ziemi. Jako pracownik naukowy, archeolog, wreszcie jako osoba twardo stąpająca po ziemi poczyniła szybko pewne plany i postanowiła zaangażować niemal każdego, kto stanął jej na drodze. Zaczęła od rozmowy z księdzem proboszczem, który również upodobał sobie to miejsce. I to on przypominając historię tego miejsca, podsunął Róży pomysł, co konkretnie zrobić. Pod kapliczką mogły spoczywać średniowieczne szczątki zapomnianej karczmy. Do pomocy włączył się archeolog z prawdziwego zdarzenia, wyjątkowy człowiek, profesor Rajtczak z uczelni, który z grupą studentów podczas wakacji prowadził prace badawcze. Przyjazd do Malowniczego byłby dla dociekliwej i pełnej energii do działania grupy czymś frapującym. Miejscowy historyk pasjonat również włączył się do działania. Burmistrz przyrzekł również pomoc. Chodziło o to, żeby zaskoczyć kapliczkowego agresora. Profesor z proboszczem dopuścili się nawet „oszustwa w imię nauki”. Ale to tajemnica! Czy plan Róży i jej przyjaciół się powiódł? Czy udało się im ocalić ukochaną ostoję? A jak potoczy się życie prywatne bohaterki?

Powieść jest pełna ciepła, bo pokazuje nam, jak ważne w naszym życiu są relacje, więzi międzyludzkie, przyjaźń, miłość. Prawdą też okazało się stwierdzenie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, a tych ostatnich garstka, bo garstka, ale się jednak ostała. To dawało nadzieję, a jak wiadomo, kiedy tli się nadzieja, chce się dalej żyć. Babcię Matyldę i Różę łączy wspaniała miłość. Bohaterki świetnie się dogadują, chociaż nie brakuje między nimi utarczek słownych. Także Julek okazał się najlepszym dziadkiem na świecie. I to on opowiedział Róży historię św. Antoniego, któremu też wiele zawdzięczał. Poznajemy tez wzruszającą historię miłości Matyldy i Juliusza. Różę odwiedziła przyjaciółka Patrycja, która znalazła się w trudnej sytuacji wyrolowana przez nieformalnego wspólnika. Pokochała Malownicze, w którym znalazła swoje miejsce i sposób na życie. Rozmowa przyjaciółek sprawiała, że nie było dla nich rzeczy niemożliwych, wszystko można załatwić i że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Rysiek, przyjaciel z dzieciństwa również pokochał malownicze i wrócił tu z żoną, rezygnując z posady naukowca. Każdy z nas powinien odnaleźć właściwe miejsce w życiu – swoje „Malownicze”. Magdalena Kordel uświadamia nam też, że w życiu najważniejsze jest robić to, co się kocha.  Jak mówią mędrcy, to podobno jest gwarancją szczęścia. A że ja zamierzałam być szczęśliwa, nie miałam innego wyboru niż nadal podążać wyboistą, krętą ścieżką pracownika naukowego.

Pisarka nadała lekki, zabawny ton swojej powieści, aż skrzy się tu od śmiesznych sytuacji, dobrego humoru czasem zabarwionego nutką ironii. Powieść się wręcz pochłania, ciekawa fabuła, wartka akcja, pełna nagłych zwrotów, wyraziści bohaterowie. Poruszyła też poważne tematy, jak potrzeba przyjaźni, prawo do szczęścia, tęsknota za miłością, potrzeba odnalezienia swojego miejsca na ziemi – „Malowniczego”, domu lub pokoju, lub okna z widokiem na…

Życie to jedno wielkie pasmo niespodzianek, dzięki którym właśnie chce nam się krok za krokiem cały czas iść do przodu. I najważniejsze, by wciąż mieć do dyspozycji pokój z widokiem. Taki, który jeśli nawet czasami niknąłby w deszczu, to potem znów by się ukazywał w całej okazałości.

Polecam książkę do czytania na tę aurę wiosenno-jesienną, jaką mamy za oknem tej zimy. Wystarczy milutki koc, kubek ulubionej herbaty, jakieś zwierzę do głaskania i przenosimy się do Malowniczego.

„Wino z Malwiną” – Magdalena Kordel

Read More
Magdalena Kordel, Wino z Malwiną, Wydawnictwo Znak 2019.
Seria „Uroczysko”
Uwaga – tegoroczne wydanie jest wznowieniem z inną okładką – nie premierą nowej powieści Autorki!
Mówi się, że żeby rozpoznać w kimś przyjaciela, trzeba z nim zjeść beczkę soli. A nawarzone piwo należy wypić. A co, jeśli drugiego człowieka można poznać przy winie? Nawarzonym winie? Takie i inne niecodzienne sytuacje czekają na Majkę, bohaterkę bestsellerowej serii Magdaleny Kordel pt. „Uroczysko”.
Wino z Malwiną to trzecia część popularnego cyklu powieści. Choć to kolejny tom, dla mnie było to pierwsze spotkanie z mieszkańcami Uroczyska. Rozpoczynając lekturę, nie znałam poprzednich książek – nie znałam bohaterów, ich przeszłości, historii. A mimo to, mam wrażenie, doskonale odnalazłam się w opisywanej przez Magdalenę Kordel rzeczywistości. Maja i pozostali mieszkańcy pensjonatu przyjęli mnie ciepło i zaprosili do rodziny. Dali serdeczność, śmiech i ciepłem napełnili moje serce. Takiej powieści po ostatnio dość ciężkich dniach w pracy zdecydowanie potrzebowałam! Przy lekturze naprawdę odpoczywałam, wchodziłam do innego świata i kompletnie się w nim zatracałam. To lekka książka, choć porusza poważne tematy. Autorka jednak posługuje się tak delikatnym piórem, że nie sposób się nie uśmiechnąć (a nawet wybuchnąć śmiechem) w poczekalni w przychodni, zwracając na siebie uwagę pozostałych pacjentów. O czym właściwie jest ta historia? Pozwólcie, że teraz pokrótce przedstawię Wam fabułę i bohaterów.
U podnóża Sudetów, w Malowniczem, jest pensjonat Uroczysko. Pensjonat pełen ciepła i dobrych, serdecznych dla siebie i gości ludzi. Majka, jego właścicielka, na dobre się tam zadomowiła. Ma u swojego boku oddanych jej bliskich – rodziców, dorastającą córkę Manię, przyjaciółkę Jagodę, jej partnera, a także mieszkańców uroczego miasteczka. Miejscowi wreszcie traktują ja jak swoją! Musi się zmierzyć z nowymi problemami – utrata pracy w szkole, kłopoty sercowe i niespodziewany gość zza zachodniej granicy. Tytułowa Malwina przyjeżdża odzyskać należącą przed laty do jej rodziny posiadłość. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że ziemia sąsiaduje z pensjonatem, a plany Niemki pozostają nieznane…. Czy Maja i pozostali mieszkańcy Uroczyska powinni się obawiać przyjezdnej? W jaki sposób Maję i Malwinę połączy wino? Odpowiedzi na te pytania da Wam oczywiście lektura.
Jak już wspomniałam, Wino z Malwiną to moje pierwsze spotkanie z tą serią. Choć pewne kwestie, z racji nieznajomości wcześniejszych tomów, pozostają dla mnie zagadką (np. przyczyna rozstania Majki z mężem, jej początki w Sudetach, otwarcie pensjonatu, relacja Jagody z Miodkiem), to mam wrażenie, że to, co najważniejsze, zrozumiałam. Magdalena Kordel pragnie na kartach tej powieści przypomnieć czytelnikom, jak ważne jest serce. Jak istotne jest, by iść za jego głosem, choć rozum może często i głośno krzyczy. Jak ważna jest ludzka dobroć i serdeczność – także, a może przede wszystkim dla nieznajomych. Wreszcie jak ważne jest w życiu to, by zawsze móc na kogoś liczyć. Tak jak mieszkańcy Malowniczego, mogą liczyć na siebie nawzajem.
Książkę czyta się bardzo szybko. To w dużej mierze zasługa pierwszoosobowej narracji (historia opowiadana jest z perspektywy Majki), ale nie tylko. Magdalena Kordel lekko i z humorem pisze nie tylko o kwestiach błahych, ale i tych poważniejszych. Śmiech to nieodłączny towarzysz tej lektury. Jest zabawnie, lekko, ale są też momenty, w których oczy wilgotnieją ze wzruszenia, a ucisk w sercu trudno zignorować. Bo Autorka pisze o życiu – o blaskach i cieniach zwykłych ludzi. Matek, żon, kochanek, policjantów, proboszczów, nauczycieli… Któż z nas nie zmierzył się z rozterkami miłosnymi, awarią dachu, rzadko spotykaną pasją u dziecka czy nie próbował uratować od śmierci małe szczeniaczki? To wszystko spotkało Maję, główną bohaterkę powieści. Do takich wydarzeń jak w Malowniczym, dochodzi i w naszych społecznościach. Dzięki temu postaci i ich historie są czytelnikom wyjątkowo bliskie.
Niezależnie od tego, czy znacie poprzednie tomy, polecam Wam gorąco Wino z Malwiną. To porządna dawka dobrego humoru, lekkiego pióra i wciągającej historii. Idealna na słoneczny dzień i deszczowe popołudnie. Koniecznie z lampką wina pod ręką!
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do recenzji!

„Antolka” – Magdalena Kordel

Read More
 

 

 Magdalena Kordel, Antolka, Wydawnictwo Znak 2019.
 
Niewidzialni ludzie – taki termin usłyszałam wczoraj od znajomej. To jej prywatna definicja osób – najczęściej dzieci i młodzieży, które robiąc coś dobrego, zgodnego z życzeniem drugiego człowieka, są niewidzialni. Społeczeństwo lub, zawężając, po prostu bliscy, zauważają ich dopiero, kiedy dzieje się coś złego. Kiedy, najczęściej złym postępowaniem albo niezgodnym z przyjętymi regułami, zaczynają manifestować swój bunt i, patetycznie, lecz prawdziwie mówiąc, wołają o uwagę oraz zrozumienie. Słuchając koleżanki, pomyślałam o… Antolce, bohaterce najnowszej powieści Magdaleny Kordel. Dziewczynie, która była niewidzialna dla despotycznej i nieczułej matki. Licealistce, która zapragnęła wyrwać się z domu zasad, ambicji i przestać odkładać marzenia na jutro.
 
Antolka to powieść o czekaniu na jutro, na lepszy moment, dogodniejszą chwilę, spełnienie marzeń… Na pozwolenie, na znak, na wewnętrzny spokój. Antolka stoi przed wyborem kierunku studiów. Inaczej – matka daje jej kilka propozycji do wyboru. Widać, że między kobietami nie ma typowej dla matki-córki więzi. Dagmara, zajęta karierą medyczną, traktuje jedynaczkę jako dodatek. Dodatek, który musi spełniać wymagania. Uczucia, marzenia Antolki? One nie istnieją. Dziewczyna ma dość. Intryga, w którą wciąga kumpla, przelewa czarę goryczy. Zostawia matkę, jej pomysły oraz oczekiwania dotyczące przyszłości i wyrusza na Mazury. W malowniczej części naszego kraju ma się spotkać z przyjaciółką, Olą. Jednak po drodze wstępuje do mazurskiej knajpy, gdzie kilka piw i karaoke zmieniają wszystko… Plany i marzenia.
 
Janek boi się wyjechać. Boi się stracić z oczu tych, których kocha. Boi się stracić kontrolę nad, pozornie, uporządkowanym życiem rodzinnym i rodzinnym interesem. Po wielu rozmowach w końcu wyjeżdża na Mazury. W towarzystwie kumpla, na jeziorze, ma zamiar odpocząć i złapać utracony przez trudne doświadczenia oddech. Wstępuje do knajpy, gdzie chęć niesienia pomocy zmienia wszystko… Plany i marzenia.
 
Dobrze, dajmy sobie ostatnią szansę – zagryzł z namysłem wargę. Jeżeli zaśpiewa szantę, to odwracam się plecami, kończę piwo i wychodzę […]. Los zdecydował za niego. Nie zaśpiewała szanty.
 
Dwoje rozbitków życiowych na jednej żaglówce. Dziewczyna z głową pełną marzeń, chłopak z ogromną odpowiedzialnością na barkach. Czy kilka dni spędzonych wspólnie na Mazurach zaowocuje dłuższą znajomością? Czy Antolka odnajdzie własną drogę? Czy Janek odważy się żyć na 100%? Odpowiedzi na te pytania da Wam lektura powieści. 
 
Bardzo polubiłam Antolkę. Magdalena Kordel wykreowała postać z krwi i kości – emocjonalną, z zaletami i wadami. Antolka to choleryczka, która postanawia zawalczyć o siebie i swoje marzenia. Dosłownie wyrusza na podbój świata – najpierw na Mazury, potem w góry. Poszukuje własnej tożsamości, którą przez lata tłamsiły pragnienia i ambicje matki. Uczucia i emocje młodej bohaterki udzielały mi się podczas lektury – złość, niepokój czy radość i współczucie. Razem z nią płakałam nad wiernym psiakiem i wkurzałam się na brak zrozumienia matki.
 
Losy Antolki i Janka naprawdę wciągają, a lekki styl sprzyja szybkiemu czytaniu. Naturalne dialogi, nie za długie opisy – pochylając się nad książką, miałam wrażenie, że przysłuchuję się tym rozmowom, jestem świadkiem rozgrywających się właśnie wydarzeń. Magdalena Kordel dba o to, by czytelnicy mogli dotknąć świata, zanurzyć się w kreowanej przez niej rzeczywistości. Język, styl – a konkretnie ich naturalność – na pewno w tym pomagają.
 
I Antolka, i Janek, ze względu na otoczenie, przeszłość wciąż czekali i odkładali życie. Wspólny czas spędzony na Mazurach, wymiana doświadczeń, poważne rozmowy – kilka dni sprawia, że otwierają się na siebie, na świat i na przyszłość. Nie czekaj do jutra, by zacząć od nowa. To przesłanie nie tylko dla bohaterów, ale i dla czytelników. Tak często boimy się ruszyć z kanapy, odważyć się wychylić nosek z bezpiecznej kryjówki. Ulegamy namowom bliskich, potulnie spełniamy życzenia, zapominając o własnych pragnieniach. Może warto to zmienić? Wyjść naprzeciw marzeniom? Dlaczego mają czekać do jutra…? Może postawa Antolki pomoże Wam podjąć długo odkładane decyzje? Nie czekajcie do jutra – zaplanujcie lekturę już dziś!
 
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do recenzji!
 
Jeśli moja opinia zachęciła Cię do lektury, zapraszam do udziału w konkursie – egzemplarz Antolki może być Twój. Szczegóły na Facebooku – Recenzje Dropsa Książkowego.
 
 

 

„Serce w obłokach” – Magdalena Kordel (#MamaDropsaCzyta)

Read More
 

 

Magdalena Kordel, Serce w obłokach, Wydawnictwo Znak 2019. #MamaDropsaCzyta
 
Magdalena Kordel należy do grona ulubionych Pisarek moich i Córki. Niecierpliwie czekałam na książkę Serce w obłokach, kontynuację powieści Serce w skowronkach. A Serce z piernika z dedykacją pisarki otrzymałam w ubiegłym roku od Córki na Dzień Matki i jako pamiątkę z Warszawskich Targów Książki. Ucieszyłam się, gdy Drops Książkowy (zajęta sprawami naukowymi związanymi z doktoratem) poprosiła mnie o napisanie recenzji. Serce w obłokach to wspaniała opowieść o tym, że kiedy dajesz szansę marzeniom, wszystko jest możliwe. Uczy mnie tego Córka, której serce jest w skowronkach.
 
Akcja powieści rozpoczyna się wiosną w Miasteczku. Jakże ten opis pasuje do dzisiejszej, mimo że marcowej, aury za oknem:
 

„Dziwna to była wiosna. Pełna sprzeczności i zmienności nastrojów. Jakby się sama ze sobą nie mogła dogadać. jakby nie potrafiła się zdecydować na rozstanie ze zmęczoną zszarzałą zimą. Ledwo blade, płochliwe i wypłukane promienie słońca nieśmiało rozjaśniały ponury i zgniły półmrok kwietniowych dni, a już zazdrosne stalowo ciemne złowieszcze chmury przykrywały szczelnie te świetliste rozbłyski. Nieustannie siąpiła dokuczliwa, cherlawa mżawka, która miała, być może, ambicję stać się ulewnym deszczem, lecz nie starczało jej ku temu zapału”.

 
Dopiero w maju wiosna wybudziła się z letargu, wprowadzając bohaterów w zupełnie inny nastrój, pozbawiony lęków i niepokojów o przyszłość. Co słychać u naszych bohaterów z Miasteczka? Klementyna prowadzi cukiernię z domowych ciastem, które poleca w zależności od nastroju klienta. Każdy dzień zaczynała od pieszczotliwego zagniatania ciasta drożdżowego, które jest bardzo wymagające. Oprócz tego wypiekała z pomocą przyjaciół przeróżne ciasteczka, keksy, babeczki z kremem, serniki, szarlotki. Wkładała w nie całe swoje serce, stąd ich opisy są iście poetyckie, np. babeczki to „rozchichotane flirciarki, którym nie zamykają się usta”. Rogaliki zaś mają skłonności narcystyczne, ale są pozbawione instynktu samozachowawczego, gdyż zostają pożarte przez swoich wielbicieli. W cukierni ludzie stawali się bardziej beztroscy i milsi dla siebie. Codziennie  przychodził tu nieznajomy starszy pan uzależniony od wypieków, któremu Klementyna podawała ciasto najbardziej pasujące do niego danego dnia. W życiu bohaterów pojawia się Adela, pisarka,  zainteresowana kupnem starego zrujnowanego dworu pod lipami w okolicy Miasteczka. Chciałaby go obejrzeć i poradzić się Klementyny. Już marzyła o jego remoncie i przywróceniu mu dawnej świetności. A dwór z uwagi na swoje tajemnice i sekrety był omijany przez większość mieszkańców, nawet przez Starą Annę, która wyczuwała delikatne wibrację, jakby przeszłość się uaktywniała. Nie zamierzał ich ujawniać, zachowywał się wręcz odpychająco wobec Adeli, przyszłej właścicielki i Klementyny. Złościł się, że pojawiły się znowu intruzki. Co się wydarzyło wiele, wiele lat wcześniej? Jakaż to nawałnica przetoczyła się przez życie mieszkańców dworu pod Lipami? Jaka z kolei  ważna rola przypadła Adeli? O tym wszystkim przeczytacie powieści.
 
Co ze sprawami sercowymi bohaterki? Nie chcę za dużo zdradzać. Jedno jest pewne – wyjazd Kuby powoduje ogromną pustkę w jej życiu. Czy uda jej się naprawić zepsutą na własne życzenie relację? Przekonajcie się, czytając książkę.
 
Klementyna i w tej części może liczyć na pomoc przyjaciół: Julki, Rudej Feli, Adeli, doktora Piotra i Imki. Traktowali się wzajemnie jak rodzina. Zawsze gotowi do działania, zawsze znajdujący czas dla siebie, troskliwi, kochający i oddani. „Ktoś kiedyś powiedział, że najlepszym przyjacielem jest ten, kto nie pytając o powód smutku, potrafi sprawić, że znów wraca radość”. W domu nad wszystkim sprawował pieczę św. Antoni, do którego Klementyna zanosiła modły o wszystko a szczególnie o pomoc dla bliskich. Figurka świętego zajmowała honorowe miejsce. W powieści poznajemy tez dalsze losy Potarganej Agaty, babki Klementyny, która bardzo przeżywała odtrącenie przez Victora, jej ukochanego syna Witusia, na którego przez całe życie czekała. Pod skorupą ironii i sarkazmu ukryła się w Agacie kruchość porcelany – była  bardzo delikatna i wrażliwa, chociaż tego nie pokazywała w życiu. Jakie to jeszcze niespodzianki trzymał los w zanadrzu dla bohaterek? Kto jeszcze pojawił się w domu? Czy biedna Klementyna poradziła sobie ze wszystkim? A co takiego ważnego wyjawił pan Tadeusz Dobrochnie? Czy przyjaciele, jak zwykle, pośpieszą z pomocą? Czy wreszcie spełni się marzenie bohaterki o dozgonnej miłości, szczęśliwym domu i błogim spokoju? Czy na koniec serca bohaterów będą mogły bez żadnych przeszkód bujać w obłokach?
 
Powieść Serce w obłokach czyta się lekko i szybko dzięki wspaniałemu językowi zaprawionemu humorem, miłością, marzeniami, magią. Bohaterowie są świetnie wykreowani. Trudno się oderwać od książki, a po lekturze pozostaje niedosyt, ale i rodzi się nadzieja, że szybko pojawi się następna część. Pojawiają się bowiem nowi bohaterowie, nowe wątki, które domagają się rozwinięcia i wyjaśnień.
 
Polecam gorąco nową powieść Magdaleny Kordel  Serce w obłokach.  
 
Podziękowania dla Wydawnictwa Znak!

 

„Pejzaż z Aniołem” – Magdalena Kordel (#MamaDropsaCzyta)

Read More
 

 

Magdalena Kordel, Pejzaż z Aniołem (seria Malownicze), Wydawnictwo Znak 2018.
#MamaDropsaCzyta
 
Magdalena Kordel – jedna z najpoczytniejszych polskich autorek – napisała nową powieść Pejzaż z Aniołem, która zapewniła Czytelnikom długo wyczekiwany powrót do serii „Malownicze”. To wzruszająca historia o tym, że warto szukać szczęścia i nigdy nie tracić wiary w lepsze jutro. O tym, że czasem przyda się szczypta magii. Może każdy z nas ją tam odnajdzie? Pisarka wprowadziła do swojej powieści nowych bohaterów i ich przyjaciół. Poznajemy Adriannę, dekoratorkę i architektkę wnętrz, która po śmierci ukochanego taty nienawidziła grudnia, śniegu, świąt, ponieważ czuła się podle, gdy znowu powracały bolesne, koszmarne wspomnienia , jak rok w rok w tym miesiącu stawała się małą, niechcianą, opuszczoną dziewczynką, zagubioną wśród choinkowych ozdób, siwobrodych Mikołajów i irytująco uśmiechniętych ludzi. Dziewczynka prawie zawsze spędzała samotnie święta w dużym domu pozostawiona przez matkę, która wybierała towarzystwo kochanków. Przez lata wyhodowała w córce małą dziewczynkę i wiedziała, którą strunę trącić i gdzie uderzyć, żeby osiągnąć zamierzony cel. I  na te święta sytuacja miała się powtórzyć. Matka znowu ją boleśnie zawiodła. I znowu pojawiała się w niej mała Ada, ubrana w śliczny, czerwony płaszczyk podbity białym futerkiem i czerwoną czapkę z białym pomponem, czekająca na cud, który nigdy nie miał się spełnić. Adrianna zawsze mogła liczyć na wsparcie Marleny, najlepszej na świecie przyjaciółki ze studiów, której dom był jej domem, a  jej rodzice traktowali Adę jak córkę. Adrianna stworzyła sobie dość osobliwą definicję przyjaźni, która, jej zdaniem, polegała na tym, by swoim przyjaciołom nie przysparzać kłopotów. Postanowiła zmienić tę sytuację, kupiła wino, wychodząc z domu do parku. Gdy zamykała drzwi, nie miała zielonego pojęcia, że właśnie za moment wydarzy się coś, co diametralnie odmieni jej życie. Czasami doprawdy niewiele do tego trzeba. Ot, wino, korkociąg, koc i odrobina determinacji. No i szczypta szczęścia. Niby mało, a jednocześnie, dla niektórych, tak wiele. W otulonym białą pierzynką, bajkowym parku obok w towarzystwie wielkiego bałwana znowu oddała się złym, pełnych bólu wspomnieniom z dzieciństwa, z których wyrwał starszy ją starszy pan, zachęcając ją do tego, żeby przechytrzyć święta, zlekceważyć je i wyjechać w góry, które są tak piękne zimą. Przypadkiem spotkany człowiek błyskawicznie pomógł dziewczynie rozwiązać życiowy problem a Marlena postanowiła jej to umożliwić, wynajmując pokój u Madeleine, wspólnej koleżanki ze studiów. Oferta spodobała się Adzie. Wyjeżdżając, miała nadzieję, że ucieknie przed Bożym Narodzeniem i , co najważniejsze, pozbędzie się raz na zawsze małej Ady, która zawsze w grudniu wracała z żalem, tęsknotą i ogromem nieszczęścia.
 
Akcja powieści przenosi się do Malowniczego, spotykamy dobrych znajomych  – ukochaną panią Leontynę – anioła, jej dwa anioły gipsowe z wystawy, zadziornego i smutnego. Do miasteczka zawitał pierwszy śnieg, który był czarodziejem, ponieważ zwiastował niepowtarzalna zimową magię: saneczkowych szaleństw, oczekiwania na Świętego Mikołaja, zapachu cynamonu i goździków. (…) Płatki wirowały i niesione wiatrem co chwila zmieniały kierunek. A to wróżyło, że tej zimy mieszkańcy nie będą narzekać na nudę.  Już pierwsze spotkanie z panem Mieciem i Magdą sprawiło, że została wciągnięta w życie miasteczka, co pozwoliło  jej uwolnić się od bolesnych wspomnień. W księgarni bowiem spadła Leontynie jak z nieba, przydała się jej pomoc w przeorganizowaniu i uporządkowaniu zagraconej po ostatniej dostawie kolejnych staroci. Przecież z założenia miała siedzieć w zimowej samotni i próbować dogadywać się sama z sobą. Popijając wino. Nie rozmawiając z nikim. Zapominając o nadchodzących świętach i wszędobylskim grudniu, który pachniał piernikami, cynamonem i zielonym lasem. czyli wszystkim, co po śmierci taty stało się dla niej nieosiągalne. A miasteczko znowu, jak co roku,  przygotowywało się do konkursu na najładniejszy rynek w okolicy i już pierwszego dnia ociekało świątecznością. Nie mogła jednak odmówić Leontynie, ponieważ przypominała jej panią Dusię, jej opiekunkę – ta sama kruchość połączona z żelaznym charakterem i wiele ciepła. W oczach Ady przyjaciółka zauważyła tyle smutku, zatem potrzebowała choć odrobiny magii płynącej od życzliwych i troskliwych ludzi. W domu Magdy i jej rodziny  poczuła się tak, jakby ktoś dobry i miły mocno ją przytulił. Znalazła się wreszcie w domu. Bo przecież Malownicze to oaza spokoju, bezpieczeństwa, miłości, dobra, ciepła, nadziei – tu działa magia przez cały rok. To doskonale miejsce, w którym bohaterka mogła rzucić dotychczasowe życie w cholerę i powiedzieć temu, co nas boli , „nie”. Wcale mnie to nie zaskoczyło, że Adrianna już na samym początku znalazła się w najbezpieczniejszym miejscu na świecie. Czuła się tak, jakby góry otoczyły opiekuńczo złożonymi dłońmi całą dolinę, wszystkich jej mieszkańców, ten budynek i w szczególności ją samą. w tej samej chwili zza chmur na krótko przebiło się słońce. Góry zalśniły srebrzyście diamencikami zmrożonego śniegu. Podmuch wiatru porwał w swe objęcia śniegowy pył, ozłocił go słonecznym światłem i sypnął na oniemiałą z zachwytu dziewczynę. Poczytała to sobie za dobry znak. Czy Adrianna przyjmie oferowaną przez przyjaciół pomoc? Czy nadejdzie taki grudniowy dzień, w którym padający śnieg wzbudzi w niej radość? Czy oswoi się wreszcie z Bożym Narodzeniem, które czuć było z każdą chwilą? Czy w końcu uboga w miłość dziewczyna poczuje, jak pachnie miłość? Czy spełni się życzenie starszego pana z parku, by znalazła ktosia do wspólnego lepienia bałwana? A czy Adrianna pogodzi się z małą Adą?
W powieści pojawili się też nowi bohaterowie – dwaj przyjaciele, Stefan i Mateusz. Oni również zawitali do Malowniczego na Święta. Zatrzymali się u Leontyny. Pisarka stworzyła niezwykle wzruszający wątek z tymi postaciami. Dzięki nim narodził się nowy malownicki zwyczaj. Szczegóły odnajdziecie w powieści. Zachęcam do sięgnięcia po książkę jeszcze w okresie około świątecznym, żeby przygotowując się do świąt, nie zatracić tego, co najważniejsze. Żeby i w naszych domach podobnie jak w Malowniczem wieczór wigilijny jak co roku miał sprawić, że niemożliwe stało się osiągalne, miał w niejednym ludzkim sercu rozniecić iskrę, rozpalić wiarę w drugiego człowieka i sprawić, by wiara, nadzieja i miłość zamieszkały w każdym domu (…) gdy wśród ludzi przemykały anioły, gdy puste krzesła zapełniały się dobrymi myślami tych, którzy odeszli, mogło zdarzyć się wszystko.
 
Pejzaż z Aniołem to piękna, pełna emocji, cudowna, magiczna powieść świąteczna poruszająca bardzo ważne tematy, problemy; o toksycznej wręcz relacji matki z córką, o dziecięcej i nie tylko samotności, strachu, lękach, demonach przeszłości zatruwających życie, z którymi samemu tak trudno się uporać. To powieść, która nam uświadamia, że mamy prawo do marzeń, do miłości, do szczęścia. Tylko musimy w to uwierzyć. W wieczór wigilijny zawsze przychodzi do nas miłość, która może mieć wiele twarzy i trzeba o tym pamiętać, nie zamykając drzwi. Cuda się zdarzają! A najważniejszy to cud bycia razem! Urzekł mnie język powieści, wręcz poetycki chwilami, którym Pisarka tak sugestywnie namalowała słowami i oddała ducha Świąt Bożego Narodzenia, oddziałując na nasze wszelakie zmysły. Powieść się pochłania, a jednocześnie celebruje, bo tak trudno się z nią rozstać. Daj się więc otulić ciepłu i magii Świąt. Uwierz, że nigdy nie jest za późno na cuda.

 

„Serce w skowronkach” – Magdalena Kordel

Read More
 

 

Magdalena Kordel, Serce w skowronkach, Wydawnictwo Znak, 2018.
https://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,112202,Serce-w-skowronkach
 
Magdalena Kordel – bestsellerowa pisarka, autorka książki, którą pragnę Wam dziś polecić, podczas spotkania na tegorocznych Warszawskich Targach Książki życzyła mi serca w skowronkach. Jej słowa spełniły się – serce Dropsa jest w skowronkach za sprawą ciepłej, pełnej cudów powieści.
 
Klementyna […] Pomyślała, że rozumie, co mają na myśli ludzie, mówiąc, że są cali w skowronkach. Po prostu serce wtedy dostaje skrzydeł.
 
Serce w skowronkach to druga część serii Miasteczko. Przyznaję, że pierwszej – Serce z piernika – jeszcze nie czytałam. Na wspomnianych już Targach kupiłam egzemplarz i podarowałam Mamie. Myślę, że mi pożyczy… Ale do rzeczy! Pierwszej części nie czytałam, ale, mam wrażenie, zrozumiałam przekaz tej drugiej. Podczas lektury niemal nie pojawiały się znaki zapytania czy chwile, gdy nie rozumiałam rozmów bohaterów. Serce w skowronkach to zatem doskonały tytuł, by poznać twórczość Magdaleny Kordel. Naprawdę warto to zrobić! Z niecierpliwością już dziś wypatrują kolejnej części. Dlaczego? Co mnie tak urzekło w tej powieści?
 
Przede wszystkim fabuła i główna bohaterka. Klementyna samotnie wychowuje córkę Dobrochnę. Kilkuletnia dziewczynka zadaje sto pytań na minutę, nieustannie ciekawią ją świat i ludzie. To trafna obserwatorka dorosłych, nie boi się wyrazić swojego zdania. Nawet Jasia i Małgosi nie potrafi oszczędzić, poddając bajkę wnikliwej, pełnej humoru oraz dziecięcej naiwności analizie (trzeba przyznać, że bardzo trafnej!). Klementyna ma u boku nie tylko córkę. W kamienicy w urokliwym Miasteczku, do którego, jak zrozumiałam, trafiła z Rzeszowa, mieszka z Babcią Agatą. Pogubioną Babcią, która czeka. Ciągle czeka na swój mały cud. Tęskni i nie traci nadziei. Do końca, przynajmniej dla mnie, pozostało zagadką, kogo każdego dnia wyglądała w oknie. Spotkanie, którego opis znajduje się na ostatnich kartach powieści, wzrusza i porusza. Daje nadzieję. Dowodzi, że marzenia się spełniają, a cuda się zdarzają i nigdy nie wolno w to zwątpić.
 
Wróćmy do Klementyny! Pasją kobiety jest cukiernictwo. To mistrzyni słodkich wypieków znana w okolicy. Fragmenty, w których główna bohaterka gra pierwsze kuchenne skrzypce, pobudzają każdy zmysł – przede wszystkim zapachu i smaku. Ach, jak ja marzyłam o tym, by usiąść przy stole w kuchni Klementyny i sięgnąć po opisywane smakołyki. Powieść Magdaleny Kordel może być torturą dla wszystkich poddających się diecie odchudzającej – ostrzegam! 😉 Dzięki wsparciu przyjaciół i ukochanego bohaterka postanawia otworzyć własną cukiernię. Niestety, albo stety, przekorny los ma wobec niej inne plany. Złamany nadgarstek staje się początkiem zdarzeń zwiastujących cud.  
 
Dobro to nie jest wiedza, lecz czyn.
 
Cuda w życiu Klementyny i pozostałych postaci (członków rodziny, przyjaciół i mieszkańców Miasteczka) wydarzają na każdym kroku. Cuda małe i wielkie. Dla jednych nic nieznaczące, dla innych, dosłownie i w przenośni, ratujące życie. Klementyna, mimo że sama ma wiele własnych problemów, nie przechodzi obojętnie obok cudzych kłopotów. Pomaga bezbronnej kobiecie z dziećmi, z opresji ratuje dwa niewinne konie. Bezinteresownie pomaga, ucząc przy okazji tego innych.
 
Choć główną bohaterką historii jest pasjonatka cukiernictwa, Magdalena Kordel nie tworzy słodkiego, mdłego świata. Do każdego wątku dorzuca szczyptę pieprzu, soli, dodaje kilka łyżek octu. Autorka nie omija trudnych tematów. Z ogromnym wyczuciem, ale realistycznie, pisze o przemocy domowej, poszukiwaniu własnej tożsamości, o II wojnie światowej i jej konsekwencjach dla zwykłych ludzi w XXI wieku, wreszcie o tęsknocie i chęci ucieczki, która drzemie w każdym z nas. Ucieczki przed odpowiedzialnością, miłością, stałością, która dyktowana jest strachem. Strachem przed zranieniem i cierpieniem. Czy Klementyna będzie pierwszą kobietą w rodzinie, która się przełamie? Która zaufa mężczyźnie i stworzy dom pachnący nie tylko drożdżowym ciastem, ale i miłością oraz namiętnością? Droga do tego nie będzie łatwa. Prowadzi przez stajnię, cmentarz i wieś Średnie Wielkie.
 
Magdalena Kordel przypomina swoim czytelnikom o tym, że nigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń i na doświadczenie cudu. Życie potrafi zaskakiwać – i tych młodych, i tych starych, którym wydaje się, że wszystko przeżyli i widzieli. Człowiek bywa bezradny wobec planów losu lub Boskiego działania. Święty Antoni, którego figura zajmuje ważne miejsce w mieszkaniu bohaterek, tylko pozornie z obojętnością przygląda się ich perypetiom. Działa, przygotowując Panie (i kilku Panów) na zaskakujący finał historii.
 
Nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła uwagi na język. Moje serce – serce filologa, było całe w skowronkach, gdy przewracałam kolejne strony. Opisy i dialogi radowały moje oczy. Magdalena Kordel dba bowiem nie tylko o niebanalną fabułę i kreację bohaterów. Wielką wagę przywiązuje także do języka powieści. Każde zdanie wydaje się oszlifowanym diamentem. Żaden fragment nie jest zbędny. Żadne słowo nie pada bez przyczyny. Opisy, zarówno Miasteczka, okolic, jak i uczuć oraz emocji bohaterów poruszyły moją wyobraźnię. Rozmowy bohaterów raz bawiły, raz wzruszały do łez.
 
Czytając Serce w skowronkach, miałam wrażenie, że dobrze znam te postaci. Postaci, które są ludźmi takimi jak ja czy Wy – z krwi i kości, marzącymi i wyglądającymi (niczym Babcia Agata) małych lub wielkich cudów. Ludźmi, którzy mimo własnych problemów, angażują się w życie innych. Ludźmi, którzy mieszkają w miasteczkach takich jak my. Ludźmi, którzy nigdy nie tracą nadziei. Bo tylko z nadzieją wiara i miłość mogą stworzyć trio doskonałe. Polecam Wam tę dzisiejszą premierę. To powieść idealna do tego, by zatopić się w cudnym literackim świecie i choć na moment zapomnieć o własnych troskach i słabościach. Dla miłośniczek literatury obyczajowej (zwłaszcza polskiej) to lektura obowiązkowa!
 
Wydawnictwu serdecznie dziękuję za egzemplarz do recenzji i piękny upominek!
 
Kliknij, by przeczytać fragment recenzowanej powieści:
https://www.znak.com.pl/wirtualnaksiazka,id,111921