„Czarownica” – Anna Klejzerowicz (#MamaDropsaCzyta)

Read More
czarownica

Anna Klejzerowicz, Czarownica, Wydawnictwo Replika 2021.
#MamaDropsaCzyta

Anna Klejzerowicz jest gdańszczanką, pisarką, fotografką, redaktorem, kociarą, miłośniczką gór, książek, sztuki oraz historii. Zdobyła popularność i uznanie wśród czytelników jako autorka książek kryminalnych, obyczajowych i powieści grozy. Bardzo się ucieszyłam, gdy otrzymałam od Wydawnictwa Replika propozycję recenzji powieści obyczajowej „Czarownica”. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Autorki, to dopiero początek mojej przygody z jej książkami. Zapraszam do lektury mojej opinii.

Tak jak są różne rodzaje czarów, tak samo są i różne czarownice. A niczym się nie przejmują tylko te złe. Dobre niosą na swoich barkach troski świata i aż nazbyt często giną na przeróżnych stosach naszej cywilizacji…
Na szczęście zazwyczaj się odradzają.

„Czarownica” to  niezwykle poruszająca lektura o losach Michała, Ady i Małgosi, którą opowiada w 1. osobie mężczyzna, co wzbudza apetyt Czytelniczek. Przecież najpiękniej o miłości potrafią mówić kobiety. Jest to opowieść o różnych obliczach miłości, o tym, co w życiu jest najważniejsze, o relacjach międzyludzkich, o więziach rodzinnych, o związku, zależności człowieka z naturą i ze światem zwierząt. A wszystko to dzieje się w pięknych okolicznościach przyrody, na wsi i jest podszyte magią.

On – facet po czterdziestce i po nieudanym małżeństwie (różnica charakterów), właściciel małej firmy komputerowej, postanowił porzucić swoje życie w mieście Gdynia, by się przenieść, jak jego przyjaciele, na wieś i rozpocząć budowę malowniczego domu. Od pierwszego wejrzenia zauroczył go inny świat, mimo że tak blisko miasta. Boże, jak w górach! Dookoła lasy, wzgórza, powietrze. Trochę starych domów i sporo nowych. Szczególnie zaintrygowała go tajemnicza kobieta, mniej więcej w jego wieku, o dziwnej twarzy, niepowtarzalnej urodzie, rudych włosach spiętych z tyłu, w ciemnych okularach i w towarzystwie kotów i psa. Nie pasowała do małego domku a właściwie chatki drewnianej, jak u Baby Jagi, z zabawnie pomalowanymi okiennicami, drzwiami z kołatką w kształcie smoka. Weranda była porośnięta czymś zielonym i kwitnącym, dookoła zdziczały, ale klimatyczny ogród z zieloną ławeczką. Kobieta jak czarownica rzuciła na Michała urok, a nie była sympatyczna. Widział ją tylko raz, a przyciągała jak magnes. Oboje w tej wsi byli obcy i chyba też samotni. I od tej chwili jesteśmy świadkami, jak dom Michała rośnie, jak poznaje mieszkańców wsi, pojawił się też u niego piesek, ale uczestniczymy też niejako w bliższym poznaniu Michała i tajemniczej Ady, która nie jest wylewna, stale ukrywa swoje ładne zielone oczy za okularami. We wsi nazwano ją czarownicą. A bohaterka zdeterminuje życie Michała.

Ona – Adrianna, kobieta po przejściach, z konieczności, a nie z fascynacji wsią zamieszkała w wynajętej chatce, po tym jak wszystko straciła w życiu. Mogła w niej znaleźć doskonały azyl, robić lalki na sprzedaż, by mieć trochę grosza na czynsz i dokarmianie kotów czy psów bezpańskich. Dotknięta przez los to właśnie ze zwierzętami stworzyła niejako rodzinę i polubiła swoje nowe miejsce na ziemi, gdzie odnalazła spokój. Zwierzęta, las i ogród wystarczały mi w zupełności. Wszelkiego rodzaju związki i relacje ograniczałam do minimum. Bohaterka opowiedziała swoją historię Michałowi, gdy pomógł jej uratować domek po zalaniu przez burzę. Wtedy ona i on zrozumieli, że człowiek potrzebuje drugiego człowieka, potrzebuje bliskości, empatii, zrozumienia. Nie zawsze obecność i miłość zwierząt te braki zrekompensuje. Michał zdobył się na odważny gest i zaproponował Adzie, aby spróbowali razem iść przez życie…

Ono – na ich drodze pojawiła się niespodziewanie Małgosia, sześcioletnia , milcząca, zamknięta w sobie jak w skorupie, żeby przetrwać (mechanizm obronny) dziewczynka z patologicznej rodziny. Jej losy wzruszają i poruszają do głębi. Diagnoza psychologa i wskazówki, zalecenia wystawiają relacje, emocje Michała i Ady na wielką próbę. Doświadczona boleśnie przez los kobieta nie była gotowa na podjęcie ważnej i trudnej decyzji życiowej. Wciąż odczuwała wewnętrzny opór. Pojawiły się też dylematy natury moralnej.  Znowu los zaskoczył bohaterów niespodziewaną serią wydarzeń i wystawił bohaterów na kolejne próby, z których zwycięsko wyszła Małgosia. Ten nagły zwrot akcji niejako okaże się pomocnym w podjęciu kolejnych decyzji. To dopiero początek… Nie, nie zdradzę, co dalej. Tego dowiecie się, pogrążając się w lekturze. 

Powieść czyta się szybko, ale trudne tematy sprawiają, że czytelnik musi się zatrzymać, zastanowić, przemyśleć, wyciągnąć wnioski. Jest to bowiem powieść o rożnych obliczach miłości, o pragnieniu miłości, o strachu przed odrzuceniem, o pokonywaniu własnych słabości, o poczuciu odpowiedzialności, o sile przyjaźni, o trudnych wyborach życiowych i dylematach moralnych. Uwrażliwia człowieka na los zwierząt. Pokazuje blaski i cienie wiejskiego życia, które wcale nie jest takie sielskie i anielskie jak w pieśni Jana z Czarnolasu. Owszem, magiczny świat przyrody jest sprzymierzeńcem człowieka, w wielu sytuacjach życiowych odgrywa uzdrawiającą rolę. Życie jednak zaskakuje swoim scenariuszem, nagłym zwrotem akcji, nie głaszcze nas po głowach, wręcz rzuca kłody pod nogi. Z drugiej zaś strony życie na wsi toczy się innym rytmem, mieszkańcy wzajemnie się wspierają, okazują bezinteresowną pomoc, pocieszają i doradzają.  Pisarka pokazała w powieści, jak ważna jest obok nas obecność drugiego człowieka, kiedy potrzebujemy właśnie miłości, czułości, bliskości i ciepła.  

Życie to żywioł, walka. Raz na wozie, raz pod wozem. Tak chyba musi być…
– Ano, niezbadane są wyroki boskie – westchnęła.

Książka jest napisana lekkim, ale nie płytkim stylem. Walorem jest język. Opowieść o zagmatwanych ludzkich losach jest przeplatana tak pięknie namalowanymi słowem, iście poetyckimi obrazkami przyrody. Magiczny las to miejsce spacerów, dawał  ukojenie ale też azyl, bezpieczne miejsce dla człowieka zranionego. Małgosia w towarzystwie magicznych kotów, psów, Kloci i konia Przecinka to iście rozczulający obraz i jej słowa: „A zwierząt nigdy dość!” zwierzęta nigdy nas nie zawiodą w przeciwieństwie do człowieka. Być może będzie kiedyś czarownicą jak Ada.

Akcja powieści toczy się na początku niespiesznie, ale potem nabiera tempa, a jej nagłe zwroty i perypetie zaskakują i wywołują w czytelniku mnóstwo emocji.  Bohaterowie są prawdziwi, tacy z krwi i kości, których możemy znaleźć obok nas. Każdy gdzieś ma swoją „babcię od jajek”, która wie wszystko.

Polecam tę wartościową książkę na zimowe wieczory. Cieszę się, że to nie koniec i wkrótce poznam dalsze losy bohaterów.

Wydawnictwu Replika serdecznie dziękuję za egzemplarz do recenzji.

„Nigdy nie zapomnę” – Ewa Bauer (#MamaDropsaCzyta)

Read More
nigdy nie zapomnę ewa bauer

Ewa Bauer, Nigdy nie zapomnę, Wydawnictwo Replika 2021.
Saga: „Tułacze życie”
#MamaDropsaCzyta

Czasem tak jest, że człowiek musi zacząć wszystko od nowa, z nową kartą i bez zaszłości, które się za nim ciągną. (…) Nigdy nie narzekaj, że ci ciężko, gdy zmierzasz na szczyt. Musisz konsekwentnie realizować swoje cele, nie oglądać się za siebie, a gdy coś ci nie wychodzi, zacisnąć zęby.

Lektura trzeciego i zarazem ostatniego tomu sagi Ewy Bauer „Tułacze życie” już za mną. Odczuwam pewien głód czytelniczy, który zaspokoiłabym kolejnym tomem. Nie tracę jednak nadziei, że się ukaże za jakiś czas. Uwielbiam sagi rodzinne, frapujące opowieści o losach wielopokoleniowych rodzin są doskonałą okazją do utrwalenia pewnych faktów z historii, ważnych wydarzeń politycznych czy kulturalnych. Wzbogacają wiedzę na temat epoki, w której są osadzone. Dostarczają czytelnikom wielu niesamowitych wrażeń i przeżyć. Pragnę się podzielić moją opinią o powieści. Zapraszam zatem do niezwykłej podróży po świecie, po losach bohaterów, tropienia historii, do odkrywania rodzinnych tajemnic. Tulaczka była bowiem wpisana w losy rodziny Neubinerów.

W tej części poznajemy głównie losy Johanna Neubinera, którego matka przed śmiercią poprosiła o opiekę nad braćmi, wspieranie ojca, a jak dorośnie, żeby nigdy nie narzekał, kiedy idzie pod górę, skoro zmierza na szczyt. Słowa matki wryły sie głęboko w serce chłopca i w różnych cięższych chwilach dawały siłę i utwierdzały w przekonaniu, że obrał dobrą drogę do celu. prawdziwą pasja chłopca stały się rośliny, które zbierał na łąkach, w lesie, na targu, poznawał ich właściwości lecznicze czy też kulinarne. Uwielbiał prace w ogrodzie, gdzie hodował kwiaty i uprawiał warzywniak. Dzięki temu ratował bliskich od głodu w ciężkich czasach. Pewnego dnia został wezwany do dworu hrabiny Korteckiej, aby zająć się rewitalizacją dworskiego ogrodu. Okazało się, że jaśnie pani, niezła intrygantka i manipulantka, miała wobec niego zupełnie inne plany i został sprytnie wmanewrowany w pewną tajemniczą sytuację, wstydliwą wręcz relację, którą hrabina Amelia nazwała słodkim sekretem. Jako ogrodnik był zmuszony wybrać się w podróż z rodziną Korteckich najpierw do Londynu a potem do Ameryki. Stało się to okazją do nauki języka angielskiego i odkrycia sporych zdolności lingwistycznych. Podczas podróży zbliżył się do pana Korteckiego, dowiedział się sporo o jego interesach, o handlu zamorskim, towarzyszył w rozmowach, spotkaniach, śledził lokalne wiadomości poznawał świat. Okazał się zdolnym i pojętnym uczniem a hrabia ufał mu i dzielił się z nim swoim doświadczeniem, korzystając z czasem z doradztwa Johanna w interesach.

Bohater marzył o samodzielnym życiu, a widzimisię, a właściwie uzależnienie się Korteckiej od niego, skazało go na tułaczkę po świecie. Miał jednak świadomość, że nigdy nie stanie się taki jak jaśniepaństwo Korteccy, dlatego powinien pamiętać o swoich korzeniach i wartościach, jakie mu wpoili rodzice. Nigdy nie zapomnę, wyszeptał bezgłośnie, patrząc w niebo, jakby składał matce obietnicę. Wciąż jeszcze nie był jeszcze gotów, by skoczyć na wielką wodę.

Tu miał wszystko za drobne usługi. Mógł trwać w tym układzie przez całe lata, ale czuł, że coś traci, że jest go coraz mniej. Gubi gdzieś siebie, swoje ambicje, plany.

Czy znalazł się ktoś, komu Johann mógł powierzyć swoją historię i uzyskać wsparcie? Czy ktoś dodał mu odwagi, aby odciął się od tego świata, od niszczycielskiej relacji i zmienił swoje życie? Przecież tak bardzo pragnął znowu móc decydować o swoim życiu. Jedynie ucieczka mogła mu w tym pomóc. Pisarka tak poprowadziła akcję, że jej nagły zwrot a właściwie ich seria spowodowała ogromne zmiany w życiu bohatera. Ale dalsze losy poznacie, sięgając po książkę.

Ewa Bauer w powieści, uświadomiła czytelnikom, że w życiu nie  możemy dopuścić do tego, aby w naszym życiu ktoś za nas podejmował decyzje. Nikt za nas życia nie przeżyje. Czasem trzeba zdecydowanie odciąć się od poprzedniego życia, bardzo wygodnego, klepać biedę, ciężko harować, byle tylko móc o sobie decydować. Ważne jest także to, aby ze swoich błędów wyciągać konstruktywne wnioski. Nie wolno na zapominać o nadziei i miłości, która może zdziałać cuda w naszym życiu, nie tylko je zniszczyć. W powieści Pisarka ukazała różne oblicza miłości – miłość do matki, do ojca, miłość braterska , miłość siostrzana, miłość niszczycielska i miłość budująca, nadająca życiu sens, blask, szczęście. Pokazuje nam też różne często trudne i skomplikowane relacje międzyludzkie, więzi rodzinne. Nie można sie odcinać od swoich korzeni. Nie warto też odchodzić niepogodzonym.

Życie toczy się zbyt szybko, a my nie potrafimy zwolnić, tylko wciąż gonimy za czymś lub uciekamy. Często, gdy docieramy na miejsce, jest zwyczajnie za późno.

Nikt z nas nie wie, co jest mu pisane.

W powieści występuje cała plejada bohaterów wywodzących się z dwóch różnych światów, świetnie wykreowanych przez Autorkę. Z ogromnym zainteresowaniem śledziłam ich losy. Zamieszczone na początku drzewo genealogiczne pomaga się odnaleźć. Żal się z nimi rozstawać. Jakkolwiek uwagę skupia Johann Neubiner i jego niezwykła, pełna przygód tułaczka po świecie, następnie ucieczka, dzięki której wpadł w sam środek przeznaczenia, od którego się już nie ucieknie. Losy bohaterów są barwnie opisane i osadzone wśród ważnych wydarzeń historycznych polskich i światowych. Ponadto Autorka realistycznie przedstawiła warstwę społeczno-obyczajową powieści.

Książka jest podzielona na pięć części, których akcja dzieje się kolejno : część pierwsza „Fatum – gdzieś na Atlantyku 1800”, część druga „Łany 1786-1799”, część trzecia „Londyn 1799”, część czwarta „Nowy Jork 1799-1802” i część piąta  pojednanie „1857-1859”.

 Atutem powieści „Nigdy nie zapomnę” jest stylizacja archaizująca i język, którym tak pięknie i sugestywnie Ewa Bauer namalowała świat przedstawiony, bohaterów. Bez trudu czytelnik może uruchomić wyobraźnię, odnaleźć się w nim, by poznawać, chłonąć, zachwycać się, podziwiać i wyzwalać całą paletę emocji i uczuć oraz snuć refleksje o swoim życiu, przeznaczeniu, o relacjach międzyludzkich, o miłości, tęsknocie, zdradzie, kłamstwach.

To doskonała książka, świetny mix gatunkowy, na ten szczególny czas, gdy za oknem śnieżyca, wiatr i mróz. Wystarczy przygotować dobrą herbatę, kawę, miękki kocyk i dać się zabrać w sentymentalną podróż w czasie. Zapraszam na statek Fatum. Nazwa przypadkowa? Nie sądzę.

Wydawnictwu Replika bardzo dziękuje za egzemplarz recenzencki

„Uśmiech zimy” – Anna Rybkowska (#MamaDropsaCzyta)

Read More
uśmiech zimy anna rybkowska

Anna Rybkowska, Uśmiech zimy, Wydawnictwo Replika 2020.
Cykl: „Ślady życia” – tom I
#MamaDropsaCzyta

Zapraszam do lektury recenzji powieści Anny Rybkowskiej „Uśmiech zimy”. To pierwsza część cyklu na podobieństwo czterech pór roku – „Ślady życia”. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Autorki i już wiem, że nieostatnie. Okładka przyciąga uwagę i sugeruje, że to będzie kolejna powieść obyczajowa, lekka, świąteczna, przypominająca lukrowane pierniczki. Natomiast opis Wydawcy i „polecajki” pisarek i blogerek sugerują absolutnie co innego, bowiem Autorka poruszyła w niej trudne tematy, wywołujące cały wachlarz emocji i uczuć. Stąd nauczka, że nie ocenia się książki li tylko po okładce. Jak już wspomniałam to pierwsze moje literackie spotkanie z Autorką, więc zaczęłam od lektury wywiadów na temat jej twórczości. Uwielbiam oglądać zdjęcia pani Anny, bowiem odzwierciedlają jej artystyczną duszę i zamiłowanie do natury. „Uśmiech zimy” – czy zima może się uśmiechać? Patrzę za okno, akurat zimowa aura zagościła, dużo śniegu, mróz, słońce, śnieg skrzy się w słońcu, więcej światła – czy to tak uśmiecha się zima? Uroczo, ale tylko przez okno, wróciłam ze spaceru z psem, opatulona, z czerwonym nosem. Nie lubię zimy, żadnych sportów zimowych. Tęsknię już za wiosną. A Anna Rybkowska  bardzo lubi zimę, zwłaszcza taką prawdziwą, mroźną i śnieżną. Tytuł w kontekście powieści nabrał metaforycznego znaczenia. Ale o tym później. Zapraszam zatem do lektury mojej opinii.

Zaczynam od najskromniejszej w naturze zimy. Monochromatycznej, spokojnej, z ciemnością i zimnem, wyobcowaniem, jakiego doznaje sama Berenika; nudą i wyhamowaniem na kształt hibernacji –  przeczytałam w jednym z wywiadów z Autorką.

Bohaterką powieści jest Berenika Popielewska, rozwódka, matka dwojga dorosłych już dzieci, opiekująca sie schorowanymi rodzicami, związana z Bruno, dość tajemniczym typem. Wiodła dość monotonne, nie ukonczyła studiów, imała sie różnych zajęć, które jej przynosiły małe pieniądze. Zmuszona była w pewnym momencie życia, po rozwodzie, zamieszkać z rodzicami. Nie umiała nawiązać i utrzymać właściwych relacji ze swoimi dziećmi, stąd ciągle musiała znosić ich pretensje i żale. Nie miała też wsparcia w partnerze, który był takim wolnym ptakiem, alkoholikiem mimo terapii, zarejestrowanym w Mopsie a stać go było na podróże, bo pracował jako ghostwriter. Prowadził dwutorowy tryb życia, tkwiły w nim dwie osobowości- tyrana, wrednego typa i obieżyświata, znakomitego gawędziarza o talencie pisarskim. Miał kilka nieudanych związków z kobietami. Absolutnie nie zasłużył na miłość Bereniki. Do tego wszystkiego bohaterka miała też na głowie zafiksowaną ciotkę Walerkę, którą prześladowały duchy. Oj, potrafiła wszystkim dookoła uprzykrzyć życie! Denerwowała mnie Berenika swoją bezradnością, że nie próbowała nic zmienić w swoim życiu, miałam ochotę nią potrząsnąć. Do bohaterki uśmiechnęła się niespodziewanie zima, bowiem otrzymała spadek po znanym artyście malarzu, Maksymilianie Styksie – posiadłość w maleńkiej podlaskiej wsi Naboków. Musiała spełnić tylko jeden warunek; zamieszkać tam na rok. Oprócz tego dostała tajemniczego pendrive’a z zapiskami i nagraniami malarza na każdy dzień roku. Niełatwa to będzie lektura. Zaskoczona postanowiła dokonać zmiany w swoim życiu i  wyjechać na zasypane śniegiem Podlasie. We dworze akcja toczy się dynamiczniej, zaskakuje swoimi zwrotami, napięciem, tajemnicą z przeszłości do odkrycia. Powróciła do bohaterki bolesna, koszmarna przeszłość, wspomnienia a młodości. maks był wykładowca a ona studentką, jego modelką i nie tylko. Intrygowało ją, dlaczego kochanek  zapisał jej spadek – podziękowanie, nagroda czy kara? Co zrobić? Sprzedać dom i uciekać ze wsi, czy pozostać, by uzyskać odpowiedź na to pytanie.  Darczyńca przewidział w zapisie pieniądze na utrzymanie domu, miała też do dyspozycji auto. Dwór okazał się niezwykły, działy się tu dziwne rzeczy: jedne przedmioty znikały, inne się pojawiały a pod lasem snuły się niepokojące cienie. Berenice wydawało sie, że ktoś ja nieustannie obserwuje. wspomnę jeszcze o porzuconych i okaleczonych kotach oraz psie, przywiązanym do drzewa w lesie. Otaczający las dodawał mroczności temu wszystkiemu. A przecież miała tu znaleźć spokój. Każdy dzień wnosił coś nowego, niezwykle odkrycia i te rewelacje na temat spadku bardzo ją przytłaczały. Autorka wprowadziła do świata przedstawionego ciekawie wykreowane postacie ze wsi: sołtysa i jego żonę, weterynarza, prawnika, lekarza, botanika, działacza społecznego (stowarzyszenie starych pierników), sympatycznego staruszka i gawędziarza, który opowiedział historie dworu jego gospodynię, Jakuba ekonoma, policjanta, starego Kulawika zwanego Bołtunem. W relacjach Maksa pojawiły sie ciekawe anegdoty na ich temat. Poznajemy zwyczaje, potrawy, język a właściwie gwarę  podlaską. Przeżywamy z bohaterami wigilię i Święta Bożego Narodzenia. Wszystko dzieje się tak jak w filmie. Berenika mimo samotności miała kontakty z rodziną telefoniczną i internetową. Coraz częściej tęskniła za dawnym życiem nawet katem u rodziców. Czy bohaterka wytrwa w postanowieniu, czy wróci do Poznania?

„Uśmiech zimy” – powieść na jeden mroźny wieczór

To niesamowicie wciągająca książka, pochłonęłam ją bardzo szybko, ale wciąż wracałam do jej fragmentów. Lektura bowiem była dla mnie ucztą językową. Autorka urzekła mnie swoim sposobem pisania, stylem, władaniem językiem, znajomością gwary podlaskiej, wrażliwością, dostarczając różnorodnych doznań. Język niezwykle plastyczny, obrazowy, bogaty w różnorodne środki stylistyczne, tworzące klimat powieści. Stworzyła ciekawą plejadę bohaterów – autentycznych, z krwi i kości, stosując indywidualizację postaci. Nie ma tu postaci idealnych, każda ma jakaś słabości, wady, nałogi, uzależnienia. Berenika ma duszę artystyczną, jej oczyma patrzymy na świat przedstawiony, stąd powieść jest niezwykle klimatyczna, mimo że bohaterka wywołuje w nas całą gamę emocji.

Anna Rybkowska zaczarowała świat słowem, oddając w nasze ręce powieść o życiu, o trudnych wyborach życiowych, o tym, jak podjęte decyzje wpływają na nasze życie, jak trudno się odciąć i uwolnić od demonów przeszłości. Nie da się o nich zapomnieć. To również powieść o różnych obliczach, barwach i odcieniach miłości, o przyjaźni, o relacjach rodzinnych, o strachu przed samotnością i wreszcie o nadziei, której nie można utracić. Wywołuje w czytelniku ogrom emocji i uczuć. Trudno ją nazwać typową powieścią obyczajową, to raczej mix gatunkowy, bowiem trochę tu obyczajowej, szczypta dramatu, nieco thrillera, trochę wątku romansowego, odrobina humoru, nawet czarnego. Walorem powieści są także świetnie skonstruowane dialogi, których tworzenie jest nie lada sztuką.

Polecam powieść na zimowe wieczory. A ja czekam niecierpliwie na kolejną wiosenną część, której okładka urzekła mnie już  zielonością. Jakie tajemnice i ślady życia, dawnego życia odnajdziemy z bohaterami? czy Berenika znajdzie odpowiedź na nurtujące ją pytanie. Mam nadzieję, że wiosenny opis dworu i okolicy zapadnie w serca czytelników.

Wydawnictwu Replika dziękuję na egzemplarz do recenzji.

„Architekci marzeń” – Karolina Młynarczyk (#MamaDropsaCzyta)

Read More
architekci marzeń

Karolina Młynarczyk, Architekci marzeń, Wydawnictwo Replika 2020.
#MamaDropsaCzyta

Pragnę się podzielić moją opinią o książce Karoliny Młynarczyk „Architekci marzeń”. Moim skromnym zdaniem Wydawnictwo Replika wydało ostatnio dwa niezwykle udane debiuty. Jednym z nich jest powieść obyczajowa Magdaleny Chrzanowskiej „I ślubuję ci…”, której recenzja jest już zamieszczona na blogu. Czekam niecierpliwie na kontynuację losów bohaterki i nie jestem w tym odosobniona. Powieść również zdobyła serca Czytelników.

Karolina Młynarczyk pracowała jako architekt, projektantka wnętrz oraz mebli, tłumaczka, redaktor w tygodniku muzycznym i teatralnym. Jej pasją jest literatura, malarstwo współczesne, architektura i psychologia. Uwielbia też kontakt z naturą. Dlaczego sięgnęłam po jej debiutancką powieść? Odpowiedź jest prosta, poleciła ją bowiem jedna z moich ulubionych Autorek Kasia Bulicz-Kasprzak, oko przyciągnęła śliczna, słoneczna okładka a opis Wydawcy zaciekawił. Skorzystałam więc z zaproszenia do krainy pełnej kipiących emocji i pasji, gdzie nic nie jest czarno-białe. Ludzie bywają jednocześnie dobrzy i źli, prawi i nikczemni, pewni siebie i niezdecydowani. Tu każdy kolor ma nieskończoną ilość odcieni.

Każdy człowiek pragnie być szczęśliwym. Każdy nosi w sercu swoją definicję szczęścia, dąży do jego osiągnięcia. Ważne są też marzenia, które nadają naszemu życiu sens, blask, dodają skrzydeł. Spełniamy je, by być szczęśliwymi. Marzenia nas uszczęśliwiają. A jak to jest w świecie bohaterów wykreowanych przez  Karolinę Młynarczyk? Akcja powieści rozgrywa się we współczesnej Warszawie, w środowisku artystycznym: architektów, muzyków, rzeźbiarzy, czyli ludzi o wrażliwych duszach Byłam bardzo ciekawa, jak artyści szukają swojego miejsca na ziemi, budują swoje światy, projektują szczęście, planują przyszłość i nie przestają gonić za marzeniami, mimo że nie wszystko idzie po ich myśli. Mają po trzydzieści, czterdzieści lat, a więc dźwigają, krocząc przez życie, plecak pełen różnorodnych doświadczeń. Poznajemy ich historie o trudnych, kontrowersyjnych wyborach życiowych, o miłości, spełnieniu się na niwie zawodowej. Dzielą się z nami swoimi pragnieniami, marzeniami.  Ujawniają także i swoje słabe a nawet złe strony: niezdrowa rywalizacja w pracy, kierowanie sie zazdrością, zawiścią, złośliwością, knucie intryg, zdrada, oszustwo, zaspokajanie li tylko ambicji rodziców a odkładanie marzeń na potem, ograniczanie się, stopowanie. Autorka stworzyła całą plejadę prawdziwych postaci. Wymienię najważniejszych: Wiktor, Tymek, Ryszard, Piotr alias Pierre, Majolika, Emilia, Nina, Zdzisława – dobrzy i źli, którzy wywołują w nas całą paletę emocji i uczuć. A na tej emocjonalnej palecie każdy kolor ma nieskończoną ilość odcieni. Z niektórymi spotykamy się  w pracy, czyli biurze architektonicznym, inni są sąsiadami, przyjaciółmi, rodziną lub zaglądają do ulubionej niezwykłej kawiarenki a właściwie do sztukokawiarni „Dorzuć do pieca”, gdzie przy kawałku dobrego ciasta i kawie można rozwiązać problemy.

Słów kilka o fabule i bohaterach. Pracownią architektoniczną kierował Ryszard Radowąs, który odziedziczył firmę po ojcu, ale architektura nie była jego pasją. Dał się wepchnąć rodzicom w rolę architekta. Dlatego też nie lubił zdolnych architektów, wolał techników jako tych bardziej przydatnych. Wiktor Strużyna dał się poznać jako ambitny, pracowity, kreatywny architekt, w dodatku pasjonata. Był także dobrym przyjacielem. Uważał, że praca jest najlepszym lekarstwem na wszystko. Poznajemy proces projektowania, jego wszystkie fazy – krok po kroku, co jest bardzo ciekawe. Wiktor pracował z kolegą nad konkursowym projektem. To właśnie Wiktor, mistrz projektowej medytacji, zdobył moje serce spośród bohaterów mimo licznych grzechów z przeszłości. Polubiłam go za przygarnięcie bezdomnego psa Basa, oswajanie go, docieranie się wzajemne i wreszcie rozumienie się bez słów. A gdy pojawiła się obok niego Emilia, kibicowałam ich związkowi, żeby się im udało. Z postaci kobiecych polubiłam Majolikę, a właściwie Maję Tęczynę, która była błyszcząca, wnosiła światło do każdego miejsca, w jakim się znalazła. Jej żywiołem był ogień. Studiowała na architekturze, następnie przeniosła sie na ASP, by zająć się ceramiką użytkową. Dzbanki, garnki, miski, takie rzeczy. Pasjonowało ją łączenie funkcji, tworzenie przedmiotów użytecznych i jednocześnie zaspokajających poczucie estetyki. Sprzedawała swoje wytwory w kawiarni a oprócz tego wyśmienite ciasto drożdżowe z mocną kawą. Majolikę i Wiktora połączyła piękna przyjaźń. Dzięki Majolice mogłam wsiąść do samolotu i odbyć fascynującą, egzotyczną wycieczkę do Japonii. Pisarka tak sugestywnie i obrazowo opisała odwiedzane miejsca, że chłonęło się je wszystkimi zmysłami. A wyjazd zaowocował licznymi ciekawymi propozycjami , jak się później okazało, nie tylko zawodowymi. Ucieszyła mnie w końcu podjęta przez bohaterkę decyzja życiowa.

Spośród grona postaci od początku działał mi na nerwy Ryszard, ale gdy poznałam jego tarapaty, problemy z żoną Niną, zrobiło mi się go tak po ludzku żal. Lekcja pokory jednak mu się należała. Zrozumiał, co w życiu jest najważniejsze i pracował nad sobą. Ale czy uda mu się odbudować zaufanie w drugiego człowieka? Dużo mu pomogła w tym ciotka Bronia. Postacią negatywną był Tymoteusz, którego zazdrość, zawiść, złośliwość sprowadziły go niemalże na manowce. Czy Tymek przestanie sie wreszcie bawić w dorosłego? Nie sposób wspomnieć o wszystkich postaciach. Niektórym bohaterom życie dało niezłą nauczkę i lekcje pokory. Skłoniło do refleksji nad tym, co poszło nie tak i dlaczego. Będą musieli pogodzić się z nową sytuacją, a spełnienie odnajdą w przystopowanej, odłożonej na potem pasji. Do innych uśmiechnie się los i zawita szczęście.

Akcja powieści toczy się  wartko, mimo pokaźnej objętości pochłania się ją bardzo szybko. Występuje plejada postaci, więc dużo się dzieje i wiele wątków się snuje. Akcję napędzają jej nagłe zwroty – intrygi, perypetie bohaterów nas zaskakują. Pojawił się wątek kryminalny. A wszystko to podane jest nam w sposób przejrzysty. Książka jest podzielona na rozdziały, na początku pojawia się definicja detalu architektonicznego – frapujące nazewnictwo. Każdy rozdział z kolei dzieli się na części opatrzone nazwą dnia tygodnia i datą oraz gwiazdkami – porządek architektoniczny. Nadanie powieści formy dziennika pozwoliło czytelnikowi wejść głębiej do świata myśli i emocji postaci mimo zastosowanej narracji trzecioosobowej.  Zachwycił mnie świetny styl i język powieści – artystyczny, pełen metafor i innych środków poetyckich, zdobników językowych, drobiażdżków, detali jak w architekturze ale i obrazowy, niezwykle sugestywny, pojawiający się w opisach zwiedzanych miejsc w Japonii, podczas spacerów po Warszawie. Myślę, że wynika to z upodobań Autorki, zachwytów nad detalami architektonicznymi. Architektka świetnie wykorzystała też język jako tworzywo, narzędzie do kreślenia ciekawych portretów psychologicznych bohaterów, opisów ich przeżyć wewnętrznych a także  opisów sytuacji wzruszających i śmiesznych. To dla mnie jako polonistki prawdziwa uczta językowa. Uwielbiam czytać książki zarówno dla treści, jak i dla języka. Bardzo cenię dbałość autorów o warstwę językową powieści.

Bohaterami powieści są artyści, ale jak każdy człowiek marzą o szczęściu, szukają go, gonią i nie przestają mimo różnych potknięć po drodze. Jak to w życiu.

Polecam niezwykle udany debiut Karoliny Młynarczyk. To idealna lektura na długie jesienne, wietrzne wieczory. Bez problemu od razu wkraczamy do świata bohaterów i towarzyszymy im w drodze ku szczęściu, spełnianiu marzeń, pasji. A gdy nie wszystko się układa po ich myśli, wspieramy i trzymamy kciuki. Nie zawsze jednak architektom uda się zaprojektować swoje szczęście i dogonić marzenia. Ich projekty zdobywają laury w konkursach a życie daje im pstryczka w nos. Nie mogą się w nim odnaleźć.

Wydawnictwu Replika serdecznie dziękuję za egzemplarz do recenzji.

„I ślubuję ci…” – Magdalena Chrzanowska (#MamaDropsaCzyta)

Read More
i ślubuję ci chrzanowska

Magdalena Chrzanowska, I ślubuję ci…, Wydawnictwo Replika 2020.
#MamaDropsaCzyta

Magdalena Chrzanowska, nauczycielka historii w liceum na Podlasiu, matka, miłośniczka spacerów bez względu na pogodę, jej pasją są książki, uprawa roślin doniczkowych, interesuje się medycyną naturalną i ziołolecznictwem. Ponieważ nie znosi nudy i bezczynności, postanowiła zająć się pisaniem książek na emeryturze. 17 listopada 2020 r. miała miejsce premiera jej pierwszej powieści „I ślubuję ci…”. Poznajemy w niej losy dojrzałej kobiety Jolanty Kryczuk, która z miasta przeniosła się na wieś do domu teściów, by być żoną, matką i synową. Debiut Autorki uważam za niezwykle udany, chociaż historia bohaterki może się wydawać młodym czytelniczkom dość… niecodzienną. Jednak bywało, że kobieta dawniej była traktowana przedmiotowo. Czy tylko dawniej? Zapraszam serdecznie do lektury mojej opinii.

„A gdy się zejdą, raz i drugi, kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach…”

Spotkanie po latach i rozmowy o życiu Autorki z koleżanką z lat młodości, mieszkającej na wsi, stały się inspiracją do powstania tej powieści. Jakkolwiek bohaterowie są fikcyjnymi postaciami, to jako mieszkanka małego miasteczka i mająca rodzinę na wsi z przykrością muszę stwierdzić, że historia Jolanty nie jest odosobniona i dzisiaj też możemy znaleźć podobne. Obowiązuje tradycyjny podział ról ze względu na płeć – kobieta do garów, sprzątania, prania, wychowywania dzieci a mężczyzna od zarabiania pieniędzy. Chłopcy bawią sie samochodzikami, w wojnę a dziewczynki wcielają się w rolę mamy, opiekując się lalkami. W rodzinach wielopokoleniowych ten stereotyp był i jest nagminny.

Jolanta miała bardzo trudne, wręcz koszmarne dzieciństwo z uwagi na ojca alkoholika, pamiętała tylko kłótnie, awantury. Zazdrościła innym trzeźwego ojca. Przez całe życie strach był jej nieodłącznym towarzyszem. Dlatego też pragnęła, aby w przyszłości mieć dobrego męża i dobrego ojca dla swoich dzieci. Gdy jej studencka „wielka miłość” odpłynął do innej, postanowiła kierować się rozsądkiem. Została więc żoną Adama, ale bez motyli w brzuchu, matką dwojga dzieci. Chciała być też dobrą synową, bowiem teściowie niechętnie przyjęli żonę jedynaka z miasta bez majątku. Ale wesele musiało być, bo co ludzie by powiedzieli. Z czasem miłość gdzieś też uleciała, mąż stał się nieczuły zarówno dla Joli jak i dla dzieci, teściowie byli wręcz wrogo nastawieni. Jej dobra wola i szczere chęci nie wystarczyły. A gdy Adam został wójtem, woda sodowa mu uderzyła do głowy. Jola wycofana żyła w cieniu męża, pogodzona ze swoim losem i nigdy się nie buntowała. Od świtu do nocy dzień jej dzień był wypełniony ciężką pracą w gospodarstwie i w domu. Marzenia, pragnienia legły w gruzach. A przecież marzyła o pracy pedagoga w szkole (ciąża uniemożliwiła napisanie pracy magisterskiej), pragnęła też zwiedzać świat – szczególnie fascynowała ją Francja i zamki nad Loarą, będące świadkami wielu niesamowitych historii. Mąż mógł ukończyć studia, różne kury, szkolenia, bo był mężczyzną a ona musiała zajmować się domem. Jej zajęcia wyznaczały pory roku. Aż do owej nocy, kiedy to przez przypadek usłyszała jedną, a potem drugą rozmowę męża, której nie powinna usłyszeć. Te tajemnice wywróciły jej życie do góry nogami. Zapoczątkowały lawinę zaskakujących zdarzeń. Postanowiła poznać prawdziwe oblicze męża, podłego, bezwzględnego i wyrachowanego egoisty. Dorosłe dzieci były świadome ich krzywdy a w szczególności mamy. Jak wyrwać się z Bohomiłowa? Dokąd wyjechać? Nie miała pracy, pieniędzy, żadnej szansy. Czy w wieku czterdziestu pięciu lat warto zaczynać nowe życie? Szereg pytań, na które nie od razu znajdowała odpowiedź. Ale była pewna jednego, że czas najwyższy zatrzasnąć za sobą drzwi z napisem „przeszłość”. Jolanta dzięki cennym radom i pomocy przyjaciółki i życzliwych jej ludzi odbiła się od dna. Jakie kroki podjęła, by „pogrzebać duchy przeszłości” ? Tego dowiecie sie już podczas lektury powieści.

Akcja powieści „I ślubuję ci…” jest osadzona na Podlasiu, wśród pięknych okoliczności przyrody, której opisy budzą zachwyt. Bug jako rzeka pokazywał moc, ale i uczył pokory wobec sił natury. Podziw budziły także dwory i pałace, pełniące rolę pensjonatów pełnych atrakcji dla turystów. Poznajemy zajęcia, zwyczaje, potrawy regionalne oraz tradycyjne, stereotypowe poglądy na małżeństwo czy też wychowanie dzieci. Jak żyjąc na wsi w tradycyjnej katolickiej rodzinie, dla której rodzina jest świętością, skoki w bok męża można uważać za coś normalnego, tkwiącego w męskiej naturze. Mało tego, winna jest żona,  skoro mąż musiał szukać u innej tego, „co mu się od żony jak psu kość należy”. Seks to jeden z obowiązków małżeńskich. Irytująca jest taka mentalność. Jola musiała wejść w rolę przykładnej żony, czyli robota harującego od świtu do nocy, „nie wpieprzać się” do spraw męża, cicho siedzieć, nie psuć opinii, ani słowa skargi do nikogo. Ileż emocji, jaka trudna droga od miłości aż po zobojętnienie! Podczas lektury te emocje udzielają się czytelnikowi, ponieważ historię małżeństwa bohaterów poznajemy z perspektywy Joli i Adama.

Bohaterowie „I ślubuję ci…” są świetnie wykreowani, tacy prawdziwi z krwi i kości. Historia Joli od pierwszych stron powieści bardzo mnie wciągnęła. Chwilami bohaterka wręcz irytowała, że pozwoliła się tak traktować mężowi i teściom. Koszmarne dzieciństwo, traumatyczne przeżycia spowodowały u niej głód ojca, męskiego wsparcia. Wydawało się jej, że bez mężczyzny u boku niczego nie osiągnie w życiu. Dopiero przyjaciółka jej uświadomiła, że jest w błędzie. Życie jest zbyt piękne, żeby użalać się nad sobą.

Autorka poruszyła w powieści, jak ważną rolę w życiu człowieka odgrywają właściwe relacje międzyludzkie, wsparcie w rodzinie, szczerość, uczciwość, szacunek, miłość oraz przyjaźń. Ważne są też marzenia nadające życiu sens i blask. Czy bohaterka je odnajdzie i zobaczy świat w całej palecie barw? Czy dostrzeże jego uroki?

Powieść „I ślubuję ci…” czyta się bardzo szybko, fabuła wciąga nas od pierwszej strony. Akcja toczy się wartko, jej nagłe zwroty nas zaskakują, wzmagają tempo.  Na uwagę zasługują też walory językowe powieści – styl lekki, język pełen emocji, uczuć, nacechowany też chwilami gwarą, liryczne opisy przyrody, świetne dialogi.

Polecam bardzo interesujący debiut Magdaleny Chrzanowskiej na długie jesienne wieczory. Bardzo się cieszę, że ukaże się kontynuacja powieści, ponieważ ciekawi mnie, jak potoczą sie dalsze losy Jolanty Kryczuk.

Wydawnictwu Replika bardzo dziękuję za egzemplarz do recenzji.  

„Miłość po grecku” – Barbara Seeman–Włodarczak (#MamaDropsaCzyta)

Read More
miłość po grecku

Barbara Seeman–Włodarczak, Miłość po grecku, Wydawnictwo Replika 2020.
#MamaDropsaCzyta

Zapraszam do lektury mojej opinii na temat powieści Barbary Seeman-Włodarczak pt. „Miłość po grecku”. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Autorki, więc poszukałam informacji na temat innych jej powieści, zainteresowań, pasji.

Trafiłam na bloga kujonka.pl i skorzystałam z zaproszenia Autorki, poetki, miłośniczki filozofii, dobrej kawy i porcelany na spacer po greckich Atenach śladami Sokratesa, czyli po miejscach, które są tak pięknie i sugestywnie opisane w powieści. Zwiedziłam ateńską agorę, miejsce spotkań grupy filozofów, dom i warsztat szewca Szymona, z którym znał się filozof i który w formie dialogów zapisał jego rozmowy z ludźmi. Odwiedziłam też urokliwe miejsce – więzienie, w którym zgodnie z tradycją przebywał Sokrates a także Akademię Platońską, wyjątkowy w świecie ośrodek kultury i nauki w IV wieku p.n.e. a współcześnie duży miejski park, gdzie można wypocząć i snuć refleksje w cieniu drzew. Bardzo dziękuję Autorce za wspaniałą ucztę duchową i piękne zdjęcia z wycieczki do Grecji.

Przejdźmy do recenzji powieści. Inspiracjami dla Autorki były: mozaika przedstawiająca Akademię Platońską – drzewo oliwne, pod którym siedzą i rozprawiają filozofowie: Platon, Arystoteles i inni, figurki przestawiające postać Sokratesa, słynna maksyma „Poznaj samego siebie” wyryta nad wejściem do świątyni w Delfach. To właśnie wieszczka Pytia powiedziała, że Sokrates jest najmądrzejszy ze wszystkich ludzi. Dlatego też Sokrates jako badacz ludzkich charakterów i słabości, człowiek z niesamowitą charyzmą, uosobienie dobroci i życzliwości odegra tak wielką rolę w życiu bohaterów powieści. Obok rozważań filozoficznych inspiracją była także kultura w ogólnym pojęciu, która dzisiaj nie sprzedaje się już tak dobrze jak kiedyś.

Piękna okładka książki i opis wydawcy przyciągają wzrok czytelnika.  To nie jest banalna historia, iście wakacyjny romans, lekki, łatwy i przyjemny w odbiorze. Powieść jest świetnym mixem gatunkowym, który łączy w sobie elementy obyczajówki, romansu, kryminału i powieści psychologicznej – moim skromnym zdaniem to studium przypadku małżeństwa, do którego zakradła się rutyna i któremu potrzebne jest koło ratunkowe, pomoc. Książkę czyta się szybko z uwagi na lekki styl, ale wraca się do pewnych fragmentów, które zmuszają nas do refleksji nad życiem, nad wartościami, nad tym, jak wciąż podsycać miłość w związku, jak dbać o relacje interpersonalne.

Głównymi bohaterami są Zofia i Tomasz – małżeństwo z dwuletnim zaledwie stażem a już pytania o ich wspólną przyszłość napawały niepokojem.

Ona – dumna pani redaktor zarządzająca działem kulturalnym „Nowoczesnej Kobiety”, niezwykle pracowita, nigdy nie zwalniała tempa pracy, dawała z siebie wszystko i tego wymagała od innych, irytowało ją lenistwo i opieszałość innych, kobieta elegancka, z dobrym wyczuciem smaku, lubiła otaczać się pięknymi przedmiotami, ubierać tylko w gustowne stroje, z najlepszych jakościowo materiałów. Samotne popołudnia stały się dla niej rutyną a towarzystwa dotrzymywały jej magazyny o sztuce, ostatnio zgłębiała filozofię. swoją postawą manifestowała, ze kultura jest najwyższym dobrem, o jakie wszyscy powinni sie troszczyć. Jako żona kiedyś zakochana w swoim mężu, lubili ze sobą rozmawiać, nigdy się nie nudzili w swoim towarzystwie. Z czasem nagle jego wnętrze wydało jej się nieciekawe i wyjałowione. Piwo, którego mąż był koneserem, uważała za napój nieelegancki w przeciwieństwie do wina w eleganckim kieliszku na wysublimowanej nóżce. marzyła o wielkiej miłości rodem z filmów lub romantycznych lektur. Nagle dla tej świetnej dziennikarki zabrakło miejsca w redakcji, zaczęło się liczyć co innego a Zofia już nie wpasowywała się w linię programową gazety. Przeniesiono ją do działu fitnesu do pomocy młodemu redaktorowi, którego teksty miały największą popularność. Nie wyobrażała sobie tej współpracy i jeszcze bardziej pogrążyła się w świecie filozofii dzięki nowej książce, przenosząc się do antycznej Grecji…

On – grafik komputerowy z wykształcenia, a zarabiał na życie recenzowaniem sprzętu elektronicznego dla dużej korporacji międzynarodowej, z czasem markowe gadżety elektroniczne, gry komputerowe to był jego cały świat, był zapracowany i nieobecny myślami, był też wielkim smakoszem piwa, interesował sie nowymi, rzemieślniczymi browarami. jego wsparcie nie zadowalało żony, cenne lekcje życiowe nie docierały już do niej. Czy Tomasz opuści swój hermetyczny świat elektroniczny i zacznie spełniać swoje marzenia?

Aż tu nagle kapsel od greckiego piwa, napoju pogardzanego przez żonę przyczynił się do niesamowitych zmian i przeżycia wspanialej przygody w pięknych Atenach. Tam podczas zwiedzania poznany przystojny Grek Sokrates stał się jej przewodnikiem i nie tylko. Czy Zofia odnajdzie prawdziwą miłość, szczęście i spełnienie u boku Sokratesa?

Zabawa w stolicy Grecji była połączona z promocją piwa, to miała być wyjątkowa kampania pełna atrakcji. Ekipa ludzi miała krok po kroku realizować plan strategiczny przygotowany przez menadżerkę Andżelikę. Tomasz bawił się świetnie wraz z nowymi przyjaciółmi. Miał nadzieję, że klimat grecki pomoże uratować ich małżeństwo a filozofia otworzy oczy obojgu na wiele spraw. Przecież Sokrates swoim nauczaniem sprawił, że ludzie zaczęli przewartościowywać swoje życie.

Wspomniałam już wcześniej, że książka to studium przypadku żony i męża. Wycieczka do Grecji, zwiedzanie muzeów, zabytków, najbardziej urokliwych miejsc, po których przechadzali się i dyskutowali filozofowie, stała się doskonała okazją do odbycia podróży w głąb siebie, by znaleźć odpowiedź na wiele pytań natury filozoficznej, by w myśl maksymy starożytnej poznać samego siebie, uświadomić sobie swoje wady i zalety, zaakceptować je, polubić a nawet pokochać – także i u partnera. Nikt nie jest doskonały. Człowiek również może posiadać pęknięcia jak piękna porcelanowa filiżanka.

Uwielbiam podróżować literacko. Byłam szczerze zdziwiona, że powieść jest debiutem z uwagi na dojrzały styl, piękny język i zaskakujący pomysł na opowiedzianą historię. Podczas zwiedzania agory ateńskiej, szczególnie uduchowionego i natchnionego miejsca Autorka napisała wiersz, który pozwolę sobie tu zamieścić. Wrześniowe, słoneczne, ciepłe popołudnie, zapach drzew, urzekająco piękne ruiny, spacerujące żółwie, szeleszczące pod stopami liście i słowa same płyną:

Przebudź się Sokratesie

Przebudź się Sokratesie i pokaż mi drogę
Bo zgubiłam się na Agorze
I nie wiem w którą iść stronę
Czekając na ciebie
Postawiłam stopę na sporym kamieniu
I rozmyślałam nad tym czym jest człowieczeństwo
Przejdźmy się razem pod dom Szymona
Posłuchać nowych plotek
Pomódlmy w świątyni Zeusa
I kupmy świeże figi na kolację
Chcę się przejść każdą z tych wydeptanych ścieżek
Jakby pierwszy raz kroczył po niej człowiek
Zostawiłam swoje serce na ateńskiej Agorze
Przykryły je szeleszczące liście
Przeszedł leniwie żółw
Zerwał się wiatr
Spadł deszcz
Potem grad
Przebudź się Sokratesie i pokaż mi drogę…

www.kujonka.pl

Wydawnictwu Replika z całego serca dziękuję za egzemplarz recenzencki Autorce natomiast gratuluję udanego debiutu.

„Szczęście pod stopami” – Renata L. Górska

Read More
szczęście pod stopami

Renata L. Górska, Szczęście pod stopami, Wydawnictwo Replika 2020.
#MamaDropsaCzyta

Zapraszam serdecznie do recenzji siódmej powieści Renaty L. Górskiej „Szczęście pod stopami”. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Autorki i już wiem, że nie będzie ostatnie. W moim wypadku odprężałam się, tworząc tę powieść. Bawiłam się słowem, a konstruowanie postaci zupełnie różnych ode mnie (czy osób znanych mi osobiście) radośnie pobudzało moja kreatywność. miało być lekko i pogodnie, z tęczą nadziei po przejściowych burzach – tak napisała autorka o swojej książce. Co wyszło z założeń pisarskich? Przekonajcie się sami.

Zawsze warto marzyć, oczekiwać zmian na lepsze! I wierzyć w miłość, pragnąć jej oraz otwierać się na nią.

Bohaterką powieści jest Monika, która ma za sobą okropne dzieciństwo – niechciana i niekochana córka, porzucona przez matkę, kto był właściwie jej ojcem – nie wiadomo (tajemnica trzyma nas w napięciu prawie do końca powieści), wychowana a właściwie „wytresowana” przez bardzo surowych, pozbawionych czułości dziadków. Miała to szczęście, ze nad nią czuwał anioł w osobie cioci Elżbiety, która ją najpierw regularnie odwiedzała, rozbudzając miłość do czytania książek i samodzielnego myślenia. Po maturze Monika przeniosła sie na czas studiów do cioci, gdzie znalazła prawdziwy dom. Los sprawił, że musiała sie zaopiekować córeczką swojej siostry, marząc o własnej rodzinie. Była szczęśliwa, ale los znowu ją zaskoczył – zmarła ciocia, zostawiwszy Monikę z dzieckiem i kredytem hipotecznym. Miała jednak przyjaciół, którzy ją wspierali i poradzili jej, aby wynajęła pokój lokatorowi. To uratuje jej finanse. Tym razem los postawił na jej drodze Jana Ondrasza, geja.

Od przyjaciółki Monika otrzymała niezwykły a zarazem zwyczajny prezent – słomiankę z nadrukiem z odciskiem trzech par stóp: męskich, damskich i dziecięcych. Symbolizowało to kompletną, szczęśliwą rodzinę, a one przecież mieszkały tylko we dwie. Największa więc para stóp była zbędna. Ale czy na pewno? Co kryło się za wyborem Julity? Jak potoczy się dalej życie Moniki z Dagmarą, czyli Marusią? Jak ułożą sie jej relacje z Ondrą? Czy wreszcie otworzy sie na miłość i wyjdzie naprzeciw marzeniom, znajdując szczęście pod stopami?

Tę grubaśną powieść przeczytałam szybko. Wzruszająca historia Moniki jest bowiem napisana lekkim stylem, pięknym i starannym językiem, zaprawionym lekką nutą humoru. Wykreowani bohaterowie są autentyczni i wiarygodni, dobrzy i źli. Pisarka świetnie oddała dysonans, różnice między wsią a miastem na przestrzeni lat. Liczne retrospekcje nie spowalniały akcji, są bardzo ciekawe. Z główną bohaterką kontrastuje postać jej siostry Patrycji. Monika pragnie zmian w swoim życiu na lepsze, marzy o własnym szczęściu, o miłości. Dla malutkiej gotowa była zrobić wszystko! Natomiast Patrycja porzuciła Dagmarę, wyjechała za granicę i z czasem gotowa była użyć dziecka jako karty przetargowej w układzie z nowym partnerem. To dla mnie niewyobrażalne, jak można porzucić własne dziecko. Wątek Dagmary, jej relacje z Moniką, ich marzenia, świat ukazany oczami dziecka jest niezwykle wzruszający. Gdy Monika drąży uparcie temat ojca, babcia Wicherkowa, „ostoja moralności”, na wsi rani ją duchowo bardzo boleśnie. A przecież tę tajemnicę znały inne osoby z rodziny…

„Szczęście pod stopami” to wielowątkowa powieść obyczajowa z domieszką wątku kryminalnego, pełna rodzinnych tajemnic i sekretów trzymających do końca czytelnika w napięciu. Porusza bardzo trudne tematy: porzucenie dziecka, manipulacja drugim człowiekiem, potrzeba miłości, namiętności i szczęścia, potrzeba akceptacji, głód więzi rodzinnych i właściwych relacji interpersonalnych. Postać Marusi wnosi trochę innego światła do powieści. Miłość Moniki do dziecka sprawia, że jej życie nabiera sensu, blasku, celu. Przekonuje ją, że warto marzyć, spełniać marzenia, wierzyć i mieć nadzieję na szczęście, na miłość, która miała u niej priorytet. Czy  marzenie Moniki o kochającej się parze z dzieckiem, on, ona i ono, jak nadruk na słomiance w końcu się spełniło? Przekonajcie się sami , sięgając po książkę, którą serdecznie polecam na długie, jesienne wieczory.

Wydawnictwu Replika dziękuję z całego serca za egzemplarz do recenzji.

„Pokłosie przekleństwa” – Edyta Świętek (#MamaDropsaCzyta)

Read More
pokłosie przekleństwa

Edyta Świętek, Pokłosie przekleństwa, Wydawnictwo Replika 2020.
Saga: Grzechy młodości
#MamaDropsaCzyta

Podczas spotkania z Edytą Świętek na Targach Książki w Rzeszowie w 2019 roku otrzymałam dedykację z piękną pocztówką. Jestem niezmiernie wdzięczna Pani Edycie za zaproszenie do nostalgicznej podróży do Bydgoszczy lat siedemdziesiątych i do poznania fascynującej, pełnej emocji, miłości i dramatów historii rodziny Trzeciaków. 1 września 2020 r. swoją premierę będzie miała powieść Autorki „Pokłosie przekleństwa”. Jest to już piąty i zarazem ostatni tom sagi „Grzechy młodości” z Bydgoszczą w tle,  osadzonej w realiach PRL-u w kontekście historycznym, politycznym i kulturowym. W jednym z wywiadów Pisarka wyznała, że to dla niej będzie trudne pożegnanie z Bydgoszczą, ale być może nieostatnie. Półtora roku zajęło zbieranie materiałów na temat miasta dawniejszego i dzisiejszego oraz jego mieszkańców, natomiast rok  – wydanie pięciu tomów sagi. Mistrzyni ma w planach napisanie kolejnej sagi ku radości czytelników. Sama się przekonałam, że pojedyncze powieści Pisarki czyta się z ogromnym niedosytem. Czy żałuję, że lektura pięciu niezwykle interesujących tomów fenomenalnej sagi już za mną? Z jednej strony tak, ponieważ zżyłam się z rodziną Trzeciaków, była to także podróż w głąb siebie, do czasów mojej młodości i doskonała okazja do wspomnień – czasy liceum, matura, studia, pierwsza praca w szkole, mieszkanie, mała kawalerka z kuchnią, pierwsza randka z przyszłym Mężem, ślub, przeprowadzka do większego mieszkania, narodziny dzieci. Tym naszym wydarzeniom towarzyszyły także piosenki wybrane przez Pisarkę. Nasza ukochana Budka Suflera! Z drugiej jednak strony niecierpliwie czekam na kolejne książki, które wyjdą spod pióra Pisarki, którą bardzo cenię. A sagę „Grzechy młodości” po prostu uwielbiam. Powtarzam to podczas pisania recenzji wcześniejszych tomów. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Replika tekst powieści otrzymałam w PDF i mogłam zabrać czytnik na wakacje w Bieszczady.

Zapraszam więc do lektury mojej opinii na temat ostatniego tomu sagi. Zacznę od opisu Wydawcy, żeby nie spojlerować.

Edyta Świętek kontynuuje opowieść o wielopokoleniowej rodzinie, w której bohaterami są nie tylko matki, babki, ojcowie, bracia, siostry, kochankowie… Ważną bohaterką jest Bydgoszcz, a w niej miejsca, na wspomnienie których kręci się łezka w oku i takie, o których istnieniu wygodniej byłoby zapomnieć. Wraz z przemianami gospodarczymi znacznym zmianom ulega życie rodziny Trzeciaków. Jola robi oszałamiającą karierę w korporacji, Piotr Kost zostaje redaktorem muzycznym w radiostacji, a Manuela prezenterką teleturnieju nadawanego przez ogólnopolską stację telewizyjną. Jednak nie wszystkim członkom rodziny wiedzie się równie dobrze. Trudny czas nadchodzi dla Ewy, która zmuszona jest do rezygnacji z występów, a także dla nauczycieli pobierających niewysokie pensje. Kryzys ekonomiczny uderza w interesy przedsiębiorczego Tymoteusza. Jak mężczyzna poradzi sobie z nowymi wyzwaniami? Czy Justyna odnajdzie szczęście u boku ukochanego? Jakie skutki przyniesie klątwa rzucona przed laty przez Franciszkę?

Akcja sagi obejmuje lata 1970 – 2010 a rozgrywa się głównie w Bydgoszczy. Jak już wcześniej wspomniałam, poznajemy losy wielopokoleniowej rodziny Trzeciaków i ich przyjaciół, znajomych. Występuje cala plejada postaci, ale dzięki drzewom genealogicznym rodu zamieszczonym  na początku i na końcu każdego tomu, czytelnik nie może zapomnieć ani się pomylić, jeśli chodzi o koligacje. Poznajemy ich codzienne życie, radości, troski i smutki, wzloty i upadki, dramaty, a nawet tragedie.  Uczestniczymy w ważnych wydarzeniach rodzinnych, radosnych i dramatycznych. smutnych a nawet i tragicznych. Jedni się rodzą, a z inni odchodzą z tego świata. Losy fikcyjnej rodziny splatają się z realiami życia w minionej epoce. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat tak wiele zaszło zmian w każdej dziedzinie życia i to doskonale zilustrowała Pisarka w życiu kilku pokoleń bohaterów.

Co człowiek posieje, to zbiera.

„Pokłosie przekleństwa”, czyli ostatni tom sagi, obejmuje lata 1995-2010. Poznajemy tu bliżej losy najmłodszego pokolenia Trzeciaków oraz dowiadujemy się,  jak zakończą sie najstarsze  wątki, szczególnie ten związany z tytułem tomu. Rozmawiałam z Synem – księdzem na temat, jak działa klątwa rzucona na kogoś. Dowiedziałam się, że przeklinając kogoś, prosimy demona, szatana o nieszczęście dla tej osoby, ściągamy na nią zło. Klątwa matki jest klątwą szczególnej mocy. Kto stał się ofiarą przekleństwa matki Franciszki, którą zrozpaczona rzuciła przed laty nad grobem syna Eugeniusza oraz jakie przyniesie ona skutki i jakie zbierze żniwo? Byłam ogromnie zaskoczona i wstrząśnięta takim zakończeniem wątku. Pokłosie przekleństwa, ot co!

Jak sama Autorka wyznała w wywiadzie wśród grona świetnie wykreowanych bohaterów nie ma kryształowych postaci, są kontrowersyjne, „każda ma coś za uszami”. Są przez to wyraziste, autentyczne i zyskują sympatię lub antypatię czytelników. Akcja powieści toczy się bardzo wartko, jest pełna zaskakujących zwrotów akcji w związku z tym, że na światło dzienne wychodzą  coraz to nowe tajemnice z życia bohaterów.

Urzekły mnie bardzo wnikliwe opisy miejsc, postaci, sytuacji czy też przeżyć wewnętrznych bohaterów. Autorka ma bowiem do tego szczególny dar, co uwidacznia sie w jej twórczości. Z książką w ręku można spacerować literacko po Bydgoszczy. Burzliwe dzieje rodu Trzeciaków przewijały się w mojej wyobraźni dzięki plastycznemu językowi jak film. Marzę o sfilmowaniu obydwu sag Edyty Świętek i mocno trzymam kciuki za spełnienie. Grubaśne tomy czyta się bardzo szybko, dzięki lekkiemu stylowi i zastosowanej starannej indywidualizacji języka.

Opowiedziana przez Pisarkę burzliwa i niełatwa historia rodu Trzeciaków budzi w czytelniku mnóstwo uczuć i emocji: radość, nadzieję, miłość, smutek, rozpacz, zazdrość, zawiść, lęk, paniczny strach, nienawiść, wstręt. Mówi się, że młodość ma swoje prawa, ale za popełnione grzechy w młodości trzeba  czasem odpokutować i bycie młodym nie jest usprawiedliwieniem.

Polecam gorąco te niezwykłą sagę, którą uważam za jedną z najlepszych pióra Mistrzyni sag!

Wydawnictwu Replika z całego serca dziękuję za możliwość zrecenzowania książki.  

„Dokąd nas zaprowadzisz” – Małgorzata Klunder (#MamaDropsaCzyta)

Read More
dokąd nas zaprowadzisz klunder

Małgorzata Klunder, Dokąd nas zaprowadzisz, Wydawnictwo Replika 2020.
#MamaDropsaCzyta
Saga: „Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej”

Dokąd nas zaprowadzisz, Panie
Bez bagażu i bólu głowy
I gdy nic nam na drodze nie stanie
Czy będziemy mogli zacząć na nowo…

Przemysław Gintrowski

Zapraszam do lektury recenzji piątego tomu pełnej ciepła, optymizmu i humoru sagi rodzinnej o ponadczasowych wartościach „Niziołkowie z ulicy Pamiątkowej” Małgorzaty Klunder „Dokąd nas zaprowadzisz”, którego premiera odbyła się 21 lipca 2020 r.

Akcja tego tomu rozgrywa się w Szkocji, w Kirkcaldy, gdzie ks. Jan Niziołek sprawuje urząd proboszcza do pomocy z wikariuszem ks. Stachem Deskurem. Nowy wikariusz był pełen obaw, że trafi pod skrzydła „nudnego safanduły”, ale niepotrzebnie, bo ks. Jan wydał mu się od pierwszego rzutu oka „porządnym gościem” i z każdym dniem utwierdzał się w swym przeczuciu. Na szczęście Stach lubił i znał twórczość Tolkiena. Księża musieli się podzielić obowiązkami w parafii i w domu. Wynikło z tego szereg zabawnych sytuacji, jak choćby dość nietypowa ewangelizacja ojca panny młodej na weselu góralskim, ratowanie reputacji Stacha, „docieranie się” codzienne, akcja niewidzialna ręka z lodówką. Rodzina Janka polubiła ks. Stacha, bardzo szybko znaleźli z nim wspólny język. Podczas rodzinnych spotkań wspominano ks. Jana Kaczkowskiego i o. Jana Górę, Lednicę. Oczywiście w życiu księży nie zabrakło „obecności” i rad ks. Tadeusza, którego tak często wspominał. Jan marzył o odszukaniu polanki w Beskidach, na której kiedyś biwakował ks. Tadeusz – gdzieś w bok od niebieskiego szlaku na Rysiankę, w pobliżu źródeł Sopotni, krzyż w skalnej kapliczce, gdzieś pod samymi Trzema Kopcami. Czy udało mu się spełnić  marzenie podczas pobytu  w Polsce? Dlaczego to zadanie okazało się takie trudne? Zdradzę tylko, że ta wyprawa będzie mieć drugie dno.

W powieści poznajemy też bliżej babcię Janka, panią Alicję Kotoń, z którą wnuk pokłócił się dramatycznie w poprzednim tomie. Alicja okazuje się niezwykle sympatyczną kobietą, która też może mieć własne troski, utrapienia, zmagać się ze słabościami. nie taki diabeł straszny, jak go malują. Pan Bóg, by doprowadzić do zgody rodzinnej, posłużył się „znakomitym narzędziem” – wnuczką Wisią, dziewczyną o niespożytej energii i niezłomnym optymizmie oraz fantastycznych pomysłach. Dzięki ich rozmowom poznajemy fascynującą historię rodziny. Czy uda się zatem Wisi doprowadzić w końcu do pojednania babci i wnuka? Co za pomysł wpadnie jej tym razem do głowy? W tle pojawiła się także babcia Stacha, czyli pani Anna Bednarzowa z Milówki. Dlaczego podczas snucia rodzinnych opowieści babcia się zacinała, wypowiadając imię swojego wnuka?

Małgorzata Klunder poruszyła też poważne tematy dotyczące wiary, świętych obcowania, powołania do kapłaństwa, celibatu, problemu z seksualnością, wzajemnych relacji między księżmi, potrzeby przyjaźni, wzajemnego wsparcia. Niezwykłe i wzruszające są rozmowy Janka z ks. Tadeuszem:

– Synku, powiedz, kochasz pana Boga?
– Tak, proszę księdza, ksiądz wie, ze Go kocham.
– To ufaj. Maleńkie cuda dnia codziennego niech ci przysparzają uśmiechu, ale buduj na Nim, nie na kuglarstwie.

A przecież my, tak zagonieni w codziennym życiu, tych małych, zwykłych cudów nie zauważamy.

„Dokąd nas zaprowadzisz” jest pełne życiowych drogowskazów, wynikających z tych cudów dnia codziennego. Co więcej, cudowne poniekąd znaczenie ma sam tytuł. Jest nie tylko inspirowany utworem Gintrowskiego, ale także pytaniem o drogę życia człowieka – wędrówkę, która katolików prowadzi do konkretnego celu. Powinniśmy na niej dostrzegać innych ludzi, wchodzić z nimi w relacje, przekazywać ponadczasowe wartości, bo w tej dalekiej drodze „przyda się zmiana”.

Powieść pochłonęłam szybko – tak jak i wcześniejsze tomy. Jest bowiem napisana lekkim stylem, językiem aż skrzącym się od humoru, czasami nawet i dosadnym. Z uwagi na wielowątkowość i ciekawą plejadę bohaterów tekst jest podzielony na rozdziały, których tytuły pomagają się nam odnaleźć w fabule.

Polecam z całego serca sagę Małgorzaty Klunder na letnie wędrówki, podczas których warto zwolnić, zatrzymać sie, by pomyśleć, dokąd tak naprawdę zmierzasz, drogi Czytelniku.

Wydawnictwu Replika serdecznie dziękuję za egzemplarz recenzencki!

„Zanim odszedł” – Edyta Świętek (#MamaDropsaCzyta)

Read More
zanim odszedł

Edyta Świętek, Zanim odszedł, Wydawnictwo Replika 2020.
#MamaDropsaCzyta

Edyta Świętek należy do grona moich ulubionych Autorek. Pokochałam jej fascynujące, pełne emocji, miłości i dramatów sagi o wielopokoleniowych rodzinach doskonale osadzone w realiach historycznych. Wzruszyła mnie do łez powieść „Bańki mydlane”. Zaciekawiła mnie ostatnio zapowiedź i okładka najnowszej książki, a właściwie wznowienia – dwie łudząco do siebie podobne blondynki, aparat fotograficzny, stary album ze zdjęciami i zagadkowa  fotografia, zegarek symbolizujący upływ czasu, zafrapował tytuł „Zanim odszedł”. Co się wydarzyło, zanim ktoś od kogoś odszedł i zanim kogoś zostawił? Ponieważ fabuła obfituje w wielość wydarzeń, zacznę od opisu wydawcy, aby za dużo nie wyjawić.

Karolina, po tragicznej śmierci męża i utracie dziecka, długo nie może dojść do siebie. Zachęcona przez przyjaciółkę, postanawia przelać swoje emocje na kartki książki. Pomysł okazuje się strzałem w dziesiątkę, a Karola pisze  kolejne powieści. Oparcie znajduje w przyjaciółkach – krzykliwej i przebojowej Sylwii oraz dopiero co poznanej za pośrednictwem Internetu Caro. Z czasem okazuje się, że z wirtualną znajomą łączy ją zadziwiająco wiele podobieństw, a w kobietach rodzi się podejrzenie, że mogą one być ze sobą spokrewnione. Wrażenie to jest tym silniejsze, że Karolina nigdy nie poznała swojego ojca, który zmarł przed jej narodzinami, a jej matka uparcie nabiera wody w usta, kiedy kobieta próbuje dowiedzieć się czegoś o swoich korzeniach. Caro również odnosi wrażenie, że jej rodzina coś przed nią ukrywa. Czy stare zdjęcia, które obie kobiety posiadają, mogą przedstawiać tego samego mężczyznę – Karola, który prawdopodobnie jest ich ojcem? Nic nie jest jednak takie, jak się wydaje, w dodatku nie tylko Karolina i Caro ukrywają swoje małe sekrety…

Edyta Świętek zaprosiła czytelników do świata literackiego:  pisarek – Karoliny i Aldony, poetki – Caro, agentki literackiej – Sylwii też z ciągotami literackimi oscylującymi wokół reportażu oraz artysty fotografa – Maksymiliana, dokumentującego spotkania literackie; i do świata blogerskiego – promującego literaturę i zdobywającego czytelników. Dzięki temu czytelnik poznaje pracę pisarską od kulis i wszelakie mechanizmy nią rządzące – blaski i cienie. Historie bohaterów umieszczone są w dwóch płaszczyznach czasowych – w 2014 r. i w latach 1979-1980 r. W przeszłości bowiem niezwykle poruszające są losy Cześki. Kim okaże się kobieta? Wątki się przeplatają, dodając powieści tajemniczości. Wydawało mi się, że są to odrębne historie, ale wraz z rozwojem akcji zaczynają się ze sobą łączyć.

Dla Karoliny przygoda z pisaniem, blogowaniem oraz social mediami to doskonała ucieczka od ponurych myśli, od samotności, od traumy, którą przeżyła. Tworzenie powieści było balsamem dla obolałej duszy, lekiem na bezsenność, pocieszeniem w chwilach melancholii. Myślę, że jej wątek okaże się bliski niektórym blogerkom książkowym. Dla poznanej przez Internet Caro liryka po prostu stanowiła nierozerwalną część duszy. Aldona z kolei jedynie we własnym mniemaniu była świetnie zapowiadającą sie pisarką, jednak „cisza” po wysłaniu tekstu debiutanckiej powieści do wielu wydawnictw zmusiła „kandydatkę na laureatkę nagrody Nike”, królową życia, gwiazdę i niezłą intrygantkę do znalezienia „wyjścia awaryjnego”, tym samym doprowadzając do zamieszania w świecie bohaterów. Karolinę i Sylwię połączyła fenomenalna przyjaźń, pisarka zawsze mogła liczyć na wsparcie, rady, pomoc, wskazówki przebojowej Sylwii, która tak naprawdę była „najbardziej samotną osobą świata”. Między Karoliną i Caro w miarę poznania wytworzyła się szczególna więź, zrodziło się przekonanie, że mogą to być więzy rodzinne. Obie bohaterki bowiem poszukują własnej tożsamości, pragną poznać historie swoich rodzin, które skrywają dużo   tajemnic, sekretów, niedopowiedzeń…

Edyta Świętek tak poprowadziła ten wątek, że gdy już jesteśmy blisko rozwiązania tej zagadki, zaczyna się ona wikłać od nowa, trzymając nas w napięciu. Jest to zabieg celowy pisarki – zastawianie pułapki na czytelnika i zaskakiwanie rozwiązaniem problemu. Skłania nas do doszukiwania się drugiego dna historii, by nie dać się zwieść pozorom.  „Zanim odszedł” to także piękna opowieść o miłości dwojga rozbitków życiowych: osamotnionej Karoliny i Maxa, mężczyzny po przejściach sercowych, który również z powodu osamotnienia oddał się fotografowaniu, swej życiowej pasji. poznajemy jego historię małżeństwa i bolesne przeżycia…Czy Maksymilian będzie walczył o Karolinę, zdecydowaną singielkę?  Czy uda się im spojrzeć na świat tak, „jak na czystą, białą kartkę”?

Zakończenie powieści totalnie mnie zaskoczyło. Pozostał wciąż niedosyt. Mam nadzieję, że Autorka wkrótce napisze kolejną część. Zaskoczyło mnie także i to, że Edyta Świętek umieściła siebie wśród epizodycznych postaci – pojawiła się jako sekretarka.

Powieść mimo poruszanych trudnych, gorzkich problemów jest napisana lekkim stylem, czyta się ją szybko. Jak zawsze u Edyty Świętek urzekły mnie jej opisy, niezwykły zmysł obserwacyjny Autorki, pogłębione psychologicznie portrety bohaterów, ich autentyczność, wyrazistość. Ich historie wywołują w czytelniku cały wachlarz różnorodnych emocji i uczuć.

Polecam lekturę powieści na letnie wieczory, na czas urlopów, kiedy mamy czas na chwilę refleksji, zadumy nad sobą, nad własnym losem, który jakże bywa przewrotny. Miłej lektury!

Wydawnictwu Replika z całego serca dziękuję za egzemplarz do recenzji.