„Uzdrowicielka” – Agnieszka Krawczyk

Read More
uzdrowicielka okładka 3d recenzja

Agnieszka Krawczyk, Uzdrowicielka, Wydawnictwo Filia 2022.
Seria: „Leśne Ustronie”

Wszyscy potrzebujemy uzdrowienia. Z jednej ciemności – pandemii – wpadliśmy w drugą – jesteśmy świadkami wojny tuż za naszą wschodnią granicą. Potrzebujemy spokoju w sercu i nadziei, że to wszystko się skończy, że – choć przecież to niemożliwe – wrócimy do dobrze znanego nam świata sprzed marca 2020. Ucieczki, ratunku na bolączki szarej i niepewnej codzienności wielu z nas szuka w literaturze, szczególnie powieściach obyczajowych. Dla tych osób mam doskonałe książkowe lekarstwo – „Uzdrowicielkę”.

Miejsce i czas uzdrowienia

„Uzdrowicielka” to druga część serii „Leśne Ustronie”, bezpośrednia kontynuacja „Warkocza splecionego z kwiatów”. Agnieszka Krawczyk ponownie zaprasza nas do Nieznajomki – malowniczego górskiego miasteczka, z lasami, polanami, łąkami i… trzema domami. Miejsca pełnego uczuć i emocji. Ludzkiej serdeczności. Akcja tej części rozgrywa się jesienią. Każdy z rozdziałów zaczyna się od krótkiego wprowadzenia: co kwitnie, co się zbiera w danym miesiącu, co się dzieje w astrologii. Wprowadzenie pomaga nam wejść w świat bohaterów, którzy starają się żyć zgodnie z naturą i szukać w niej ukojenia, uzdrowienia.

Antoni Szeptyna pracuje nad kolejną niezwykłą i magiczną książką „Misteriami drzew”, Mariusz próbuje na nowo ułożyć sobie życie z Reginą, Zośka podejmuje leczenie swej blizny. Wszystko wydaje się układać dobrze, ale na horyzoncie już widać ciemne chmury. Ktoś upomina się o odziedziczony przez Zośkę domek, schronisko dla zwierząt także przeżywa trudne chwile, a nowy mieszkaniec wioski wprowadza sporo zamieszania w spokojne dotąd życie sąsiadów. Losy niespodziewanie się krzyżują, pojawiają się pytania, niepokoje, gwałtowne uczucia i wielkie tęsknoty.

frag. opisu wydawcy

Przyroda powoli szykuje się do zimowego snu, ale nie ma mowy o śnie wśród bohaterów. Zośka, Mariusz, Elwira, Aleksy, a także nowe postaci stawiają czoła kolejnym wyzwaniom, które przyszykował dla nich los.

Ci, którzy potrzebują uzdrowienia

Myślę, że każdy z bohaterów występujący na kartach tej części doświadczają uzdrowienia – fizycznego lub/i duchowego. Pozwólcie, że swoją uwagę w tym tekście skupię na trzech kobietach.

Zośka to główna bohaterka leśnego cyklu. Młoda dziewczyna, która szuka siebie wśród łąk, ziół, roślin i zwierząt. Kierując się testamentem Zezuliny, miejscowej zielarki, szeptuchy, wychodzi naprzeciw samej sobie. Doświadcza stopniowego uzdrowienia. Dzięki wsparciu Elwiry i (jeszcze) jej męża ma szansę na leczenie blizny, która szpeci jej twarz od czasu wypadku. Blizna, choć jest symbolem jej siły, przyczyniła się do zmniejszenia poczucia wartości – jako człowieka, jako kobiety. Seria zabiegów ma zmniejszyć ślad po tragicznych wydarzeniach. W zmniejszeniu śladów przeszłości, które naznaczyły duszę i serce, mają pomóc wspomniana natura i bliscy ludzie.

Elwira teoretycznie nie pasuje do Nieznajomki. Pełna energii, gwałtowna, wybuchowa, pełna emocji daleka jest od wyciszenia. Rozwód to dla niej walka z mężem i ojcem ukochanej córeczki, do głosu dochodzą chęć zemsty i nienawiść. W trosce o dziecko, w obliczu sądowych potyczek musi się wyciszyć. Musi uzdrowić nerwy. Dla brata, dla Laury, przede wszystkim dla samej siebie.

Regina to kandydatka idealna do roli czarnego charakteru. Jest byłą i obecną dziewczyną Mariusza, co zdecydowanie nie w smak zwolennikom relacji Zośka-Mariusz. W dodatku, Reginę trudno polubić. Wyniosła, zazdrosna o relacje ukochanego z innymi ludźmi, zamyka się przed mieszkańcami Nieznajomki. Ale czuję, że ma to swoje źródło, źródło jej wewnętrznej niemocy. Co się stało? O czym jeszcze nie wiemy? Czy Regina da sobie szansę na uzdrowienie?

Serdeczność, która uzdrawia

Agnieszka Krawczyk sama przyznaje, że jej powieści są… serdeczne. Nie inaczej jest i w tym przypadku. „Uzdrowicielka” to książka pełna serdeczności, ludzkiej wrażliwości i uważności. Nieznajomka to trzy domy, pobliski pensjonat, księgarenka, chata Antoniego. Ta malutka społeczność doskonale się zna i próbuje wzajemnie uzdrawiać. Nie zamyka się na nowych, wręcz przeciwnie – z sercem na dłoni, delikatnie, przez kontakt z przyrodą, ziołowe herbaty czy zwierzęce akcenty, chce pokazać, że ludzie są dobrzy, a serdeczność właśnie roztapia niejedno zamrożone serce. Wrażliwość okazuje się często najlepszym lekiem na bolączki samotnej duszy.

Agnieszka Krawczyk – ta, która uzdrawia

Autorka od lat jest dobrze znaną uzdrowicielką. Przecież książki Agnieszki Krawczyk uzdrawiają serca czytelniczek – napełniają nadzieją, pokojem, przypominają o najważniejszych wartościach. Pisarka zabiera nas w niejedną podróż. Zachęca do kontaktu z przyrodą, dotknięcia jej, zanurzenia się w źródle natury i czerpania z niego jak najwięcej. Myślę, że „Leśne Ustronie” to seria-zakątek dla każdego z nas. Zwłaszcza dzisiaj. W czasach ciemności. W czasach tęsknoty za uzdrowieniem świata.

„Uzdrowicielka”, czyli nadzieja i spokój bez recepty

„Uzdrowicielka” to piękna powieść obyczajowa, w której czas płynie inaczej. Przepiękna polszczyzna karmi nie tylko oczy i duszę czytelnika, który lubi rozsmakować się w języku. Kolejne zdania to kolejne drogowskazy – wskazówki, jak odnaleźć własne źródło mocy i czerpać z niego to, co najważniejsze: miłość, przyjaźń i spokój. Gorąco polecam solidną dawkę czytelniczego uzdrowienia!

„Siła kobiet” – Barbara Wysoczańska (recenzja przedpremierowa)

Read More
sila kobiet

Rzeszów, 21.02.2022 r.

Kobieto!

Na początku mojego listu pragnę Cię serdecznie pozdrowić i wyrazić nadzieję, że pozostajesz w dobrym zdrowiu.

No dobra, konwenanse za nami. A przecież Ty nie chcesz żyć z nimi w zgodzie. Znaczy, nie ze wszystkimi, nie zawsze. Ty chcesz żyć w zgodzie ze sobą, swoimi zasadami, swoimi marzeniami i pragnieniami. Ty nie chcesz świata, którego pragną mężczyźni. Nie chcesz świata, w którym to los pana jest najważniejszy. Ty jesteś panią swojego losu. Kreatorką zdarzeń. Architektką przyszłości. Bo przecież drzemie w Tobie ogromna siła. Siła kobiety, która potrafi pokonać trwające setki lat układy i podziały.

Wiesz, poznałam kogoś. Kobietę. A właściwie trzy kobiety. Gdzie? W dwudziestoleciu międzywojennym. Skąd miałam bilet? Od Barbary Wysoczańskiej. To Ona była moją przewodniczką. Czułą, uważną, a jednocześnie cichą. Zabrała mnie w podróż w czasie. Do Francji, do Warszawy, do Konstancina i w kilka innych miejsc. Nie oceniała, nie piętnowała, nie chwaliła, nie przytakiwała. Delikatnie uchylała drzwi do kobiecego świata. Bezszelestnie odsuwała kotarę, a na scenie życia były już one. Trzy kobiety, które połączył jeden mężczyzna. Poseł o nieskazitelnej opinii, ulubiony syn, społeczny autorytet. Polityk zastrzelony w zamachu. Potwór zamknięty w ciele człowieka.

Rozalia była żoną tego mężczyzny. Jego ofiarą. On był jej mężem. Jej katem. Paradoksalnie jego tragiczna śmierć okazała się dla niej szansą. Na nowe życie. Na odkrycie samej siebie. Na naukę życia nie w piekle, a w zgodzie z własnymi zasadami i przekonaniami.

Zuzanna była kochanką tego mężczyzny. Jego ofiarą. On był jej mężem. Jej katem. I ojcem jej dziecka. Chorego dziecka, dla którego była gotowa na wszystko.

Ada była siostrą tego mężczyzny. Jego ofiarą, a właściwie ofiarą zasad i fałszywej nieposzlakowanej opinii. Paradoksalnie jego tragiczna śmierć okazała się dla niej szansą. Na nowe życie. Z dala od konserwatywnej matki i prowincji. Na rozpoczęcie wymarzonych studiów i odkrycie uśpionej kobiecości oraz tożsamości.

Mam wrażenie, Kochana Kobieto, że mimo wszystko uśmiechasz się pod nosem. Przecież bohaterki, przepraszam – aktorki sceny kobiecości, które Ci opisałam, są tak podobne. Tak, są. Wszystkie trzy przeżyły piekło. Ale każda z nich była w jego innym kręgu. Wszystkie trzy stały się ofiarami jednego mężczyzny. Ale każda nosi inne brzemię i rany – czy to na ciele, czy to na duszy. Wszystkie trzy wymykają się spod definicji narzuconych przez społeczeństwo. Wszystkie trzy postępują inaczej, niż chcieliby tego mężczyźni. Wszystkie trzy postępują inaczej, niż wymagają od nich tego inni. Wszystkie trzy stawiają kroki w nowym życiu pod czujnym, troskliwym spojrzeniem innej kobiety. Wszystkie trzy postępują tak, jak podpowiada im serce.

Wiesz, Kobieto, dziś pewne rzeczy, możliwości, wydają się nam oczywiste. Być może, tak jak ja, ukończyłaś studia. Być może pracujesz na stanowisku kierowniczym, Twoimi podwładnymi są mężczyźni. To nikogo nie dziwi. A wtedy, 100 lat temu, dziwiło. Budziło wręcz sprzeciw, bunt, opór. Przedwojenna Polska to nie tylko złoty czas odbudowy państwa podzielonego na trzy części. To także ciemny czas dla kobiet. Mur uprzedzeń i momentami brutalny konserwatyzm sprawiły, że kobiety były zmuszone walczyć niemal o wszystko. I o równy dostęp do edukacji, i o równe poważanie w biznesie. I o prawo wyborcze, i o prawo wyboru w podstawowych decyzjach codzienności. Zwycięstwo w tych walkach zawdzięczają swojej determinacji, odwadze i… miłości. Bo przecież kobieta kocha – nie tylko mężczyznę. Bo przecież kobieta kocha – nie tylko w relacji partnerskiej. Bo przecież kobieta kocha samą siebie, by z tego źródła czerpać siłę.

Z czystym sercem polecam Ci powieść „Siła kobiet”. To coś więcej niż lektura. To uczta. To kolejna w ostatnim czasie książka nieodkładalna. „Siła kobiet” ma siłę. Niech Cię nie zwiedzie anielska uroda Autorki, Przewodniczki, o której wspominałam. Ona nie ma litości. Bierze jeńców. Zaczytanych jeńców. Momentami miałam ochotę wejść cała w tę powieść. Zamknąć się między stronami i jeszcze głębiej zanurzyć w świat przedstawiony. Ta historia żyje. Pachnie. Oddycha. Pulsuje w niej krew. A właściwie litery układające się w niezapomnianą historię. O kobietach takich jak Ty czy ja. Bo przecież, czy mimo upływu lat, wciąż nie podejmujemy walki? Nie tylko z mężczyznami, na nich świat się nie kończy, ale z własnymi lękami, ograniczeniami, poczuciem niskiej wartości?

Wierzę, że siła kobiety drzemie w każdej z nas. Wierzę, że siła kobiety potrafi być jak plaster na blizny – na ciele i na duszy. Siła kobiety, która potrafi pokonać trwające lata układy i podziały. Między nami kobietami. W sercu każdej z nas.

Z wyrazami szacunku
Drops Książkowy

Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Filia

„Czas powrotów” – Joanna Kruszewska (#MamaDropsaCzyta)

Read More
czas powrotów kruszewska okładka

Joanna Kruszewska, Czas powrotów, Wydawnictwo Filia 2022.
#MamaDropsaCzyta

Nic nie jest straszne, gdy otaczają nas
Kochająca rodzina i prawdziwi przyjaciele.

Nareszcie wszystkie Czasy… Joanny Kruszewskiej stoją na półce w bibliotece, rozjaśniając wokół przestrzeń jasnymi grzbietami. Mają cudne, pastelowe okładki. Mimo poruszanych trudnych tematów są pełne optymizmu dzięki niepowtarzalnemu stylowi i pięknemu językowi. To godne polecenia czytelnikom świetne powieści obyczajowe z przesłaniem.

Powszechnie wiadomo, że czas leczy, goi, zabliźnia rany, jakie skrywamy na dnie serca. Jednak nie zawsze tak się dzieje. Czasem one odnawiają się i mocno dają się we znaki. Czyż zatem warto je skrywać? Czy lepiej, póki czas, wcześniej uporać się z przeszłością. Czasem wystarczy tylko odważyć się i szczerze porozmawiać z rodziną, to pomaga naprawić, odbudować i zacieśnić wzajemne relacje. Czas jednak mimo wszystko daje nadzieję, że z poszczególnych rozsypanych jak puzzle zdarzeń uda się ułożyć w końcu sensowny obrazek. Wystarczy tylko wnikliwie rozejrzeć się dookoła siebie, by dostrzec drobne radości i gesty, które pomogą nakierować myśli na właściwy tor. Czas leczy rany i daje nadzieję.

W najnowszej części cyklu – w „Czasie powrotów”, akcja rozgrywa się, gdy na Podlasiu w pełni rozkwita wiosna. To piękny czas, ale trwa pandemia, która utrudniła życie bohaterom powieści. Covid w wielu domach był sprawcą rewolucji rodzinnych – nakazy, zakazy, komfort bliskości w niewystarczających dawkach, koszmarny dystans wręcz rozdzielający ludzi, bariery, cały wachlarz sprzecznych uczuć. Czy wszystko się jakość w końcu poukłada?! Czy można mieć nadzieję na czas powrotu do normalności? W życiu bohaterów tyle się dzieje, że owa „normalność” wymaga jednak czasu, abstrahując od pandemii. Iwona i Leszek muszą się zamienić rolami. Bohaterka tuż przed emeryturą  prowadzi zdalnie zajęcia w przedszkolu. Pochłania to jeszcze więcej czasu. A mąż musi przejąć jej obowiązki domowe, co nie jest dla niego łatwe. Dla Małgorzaty to czas powrotu do spokojnego życia, które nie było dotąd idealne, ale najpierw musi pogodzić się z przeszłością. Musi posłuchać rozumu, by móc naprawić swoje błędy. Nie chce powielić losy mamy, nie chce iść sama przez życie. Potrzebuje w nim kogoś. Czy ktoś Małgosi, zagubionemu puzzlowi w przeszłości, pomoże odnaleźć właściwe miejsce?

Jakby się tak zastanowić, to człowiek jednak jest całkiem sensownie skonstruowany. Jeżeli napotka przeszkodę, wydawałoby się, nie do przebycia, jeżeli musi się zmagać z czymś, czego nie lubi i na co nie ma najmniejszej ochoty, nagle sam w sobie odczuwa radykalną zmianę. Taką, która przedstawia w zupełnie innym świetle, przyjaznym i dającym pozytywne odczucia, to, co całkiem niedawno właściwie wydawało się najgorszym złem.

Dla Leny to czas powrotu do pracy w uroczej cukierni. Przebojowa bohaterka , której nie zawodziła intuicja, pragnie wnieść pewne zmiany, poszerzyć ofertę. Ale w życiu małżeńskim Leny i Roberta nie dzieje się dobrze – niedopowiedzenia, nerwowość, zbędna irytacja, brak bliskości, zakradająca się obcość, bolesna tęsknota, rozterki natury emocjonalnej, unikanie rozmów z mężem, by nie niepokoić dzieci kłopotami. Na dłuższą metę tak się nie da. A rzucenie „przepraszam” i trzaśnięcie za sobą drzwiami nie załatwia sprawy. Zatrzaśnięcie jednych drzwi a uchylenie drugich do bajkowego świata, który kusi swoją atrakcyjnością, pełnią szczęścia, która może się okazać ogromnym błędem.

– Bo nigdy nie jest tak, że jedna strona, jeden człowiek jest winny. Są ze sobą,, tworzą związek, miedzy nimi zachodzą różnego rodzaju relacje. Jedne lepsze, inne gorsze. Ale nie wynikają one wyłącznie z wad czy błędów w zachowaniu jednej osoby. Jeżeli coś idzie nie tak, pewnie ponosimy taką samą odpowiedzialność.

A my często jesteśmy wobec siebie zbyt łaskawi, obwiniamy innych, nie dostrzegając własnych słabości, wad i nie próbując ich naprawiać. Zbyt pochopnie postępujemy, oceniając drugiego człowieka po pozorach. Często do głosu dochodzą niepotrzebnie emocje, brakuje cierpliwości, wrażliwości, uważności, żeby w porę zareagować i spróbować dojść do porozumienia. Szczera rozmowa, wsparcie rodziny, przyjaciół jest wówczas bardzo ważne. Nikt nie jest idealny, każdy ma zalety, ale i wady. Popełniamy błąd za błędem, kierując się nieuzasadnioną zemstą, zawiścią, zazdrością. „Nienawiść plącze się z miłością. Przeszłość z teraźniejszością”. Błądzenie jest jakże ludzkie, zwyczajne i musimy za nie zapłacić różną cenę. Szkoda, że nie mamy możliwości cofania czasu. A może to wszystko ma swój cel? Czas na pewno pokaże. Czas uleczy i napełni nadzieją. Życie ma się toczyć dalej, więc szkoda czasu.

Czas na nowe. A przeszłość trzeba upchnąć w błogiej nieświadomości. Da się. Musi. Wiadomo przecież, że nie całą, ale jakąś jej część.

Atutem tej powieści jest świetnie wykreowana fabuła, bohaterowie, prawdziwi z krwi i kości, mający zalety i wady. Akcja toczy się nieśpiesznie, co skłania nas do myślenia, ale kilka jej zwrotów nas zaskakuje. Walorem książki jest także lekki styl i piękny, obrazowy, plastyczny i pełen metafor język, pozornie zawiły. To celowy zabieg Pisarki. Każe się czytelnikowi zatrzymać, zmusić do myślenia i odniesienia do swojego życia. Każdy może wyciągnąć dla siebie cenną lekcję.

Joanna Kruszewska przypomniała Czytelnikom, co tak naprawdę w życiu jest najważniejsze. Ukazała radości i smutki rodziny, bolesne doświadczenia i trudne przeżycia wzbogacają nas o nowe doświadczenia. A czas leczy i daje nadzieję na nowe , lepsze życie. Akcja jest osadzona w jakże trudnym czasie pandemii. Myślę, że każdego z nas czegoś to nauczyło. Dostrzegać obok drugiego człowieka, uważności na jego potrzeby, wsparcia , okazywania pomocy. Kochająca rodzina i prawdziwi przyjaciele to skarb. Warto zatem pielęgnować i zacieśniać więzi. Ważne też, by cieszyć się każdą chwilą. Szkoda czasu na złe emocje, na rozdrapywanie blizn z przeszłości, wytykanie błędów. Wystarczy usiąść i szczerze porozmawiać. Bądźmy dla siebie i innych bardziej łaskawi, życzliwi. To nie lada sztuka polubić siebie, ale jest to możliwe.

Mam nadzieję, że pojawi się jeszcze jedna część cyklu z czasem w tytule i niejako w roli głównej. Dziękuję Autorce za poruszającą serce powieść z  ważnym przesłaniem, że dzięki kochającej rodzinie i prawdziwym przyjaciołom nie jesteśmy sami ze swoimi problemami. A dzięki ich wsparciu można odnaleźć siłę i szczęście. Oduczmy się oceniać drugiego człowieka po pozorach, bo nie ma ideałów.

To idealna książka na zimowy wieczór.

Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Filia

„Warkocz spleciony z kwiatów” – Agnieszka Krawczyk

Read More
warkocz spleciony z kwiatów

Agnieszka Krawczyk, Warkocz spleciony z kwiatów, Wydawnictwo Filia 2021.
Seria: Leśne ustronie

Twórczość Agnieszki Krawczyk jest bliska mojemu sercu od lat i nie mam w zwyczaju wartościować jej powieści – wszystkie są dla mnie tak samo ważne, tak samo dobre. Ale chyba tym razem zrobię wyjątek – bo oto moja nowa ulubiona powieść Czarodziejki Codzienności, „Warkocz spleciony z kwiatów” to nie tylko utkany z emocji i uczuć literacki kocyk, zgodnie z zapowiedziami Autorki. To także warkocz spleciony z ważnych, inspirujących i refleksyjnych myśli. Przeplatają się też przyjaźń i zdrada, miłość i zauroczenie. Ta książka to lekcja upadania i powstawania.  Po każdym upadku. Nawet takim, który zostawia ślad w postaci blizn.

Pełna emocji i uczuć opowieść o tych, którzy się zagubili i muszą odnaleźć swoje miejsce na ziemi. A szczęście jest blisko i czeka. Trzeba tylko szeroko otworzyć oczy, żeby je dostrzec i schwytać.
Zośka Wichocka próbuje wrócić do równowagi po wypadku samochodowym. Nie potrafi odnaleźć się wśród ludzi w codziennym życiu. Koleżanka proponuje jej wypoczynek w swoim domku, w maleńkiej górskiej miejscowości, Nieznajomce.
Zośka poznaje tam niezwykłych ludzi: Mariusza, prowadzącego schronisko dla leśnych zwierząt, starą wróżbiarkę i znachorkę Zazulinę, tajemniczego włóczęgę Aleksego. Zośka odkrywa na nowo świat i samą siebie, zaczyna rozumieć, jak ważna w życiu jest równowaga, dostrzega, że sama może wiele dać innym. Bo jej przyjaciele także mają problemy, i to często – bardzo poważne. W ich życiu również są zadry, blizny, poczucie straty, niespełnione uczucia.
Czy piękno natury i wzajemne zrozumienie mogą ukoić smutki i przynieść radość, spełnienie, a nawet spokój?

opis wydawcy

Wypadek, zdrada, samotność – mieszkańcy i goście Nieznajomki zmagają się z różnymi problemami i życiowymi dramatami. Jedni z uśmiechem wystawiają twarz do wiosennego słońca, inni zmuszają się, by unieść wzrok ku niebu, z którego – pozornie – nie płynie żadna nadzieja.

Choć między bohaterami nie brakuje momentów uniesień, a zazdrość dość uparcie próbuje dostać się do środka ich serc, w tej powieści miłość gra drugie skrzypce. Na pierwszy plan, w moim odczuciu, wysuwa się zdecydowanie przyjaźń – pleciona powoli, starannie, by nie przegapić żadnego dobrego gestu. Obecność, słowo wsparcia czy wspólne chwile milczenia, rozmowy – to wszystko sprawia, że bohaterowie  powoli się odsłaniają – i wzajemnie, przed sobą, i przed czytelnikiem, który z zainteresowaniem towarzyszącym lekturze kryminałów odkrywa ich przeszłość i teraźniejszość, snując plany na lepsze jutro. Przyjacielem dla postaci jest natura – nieskażona w górskiej okolicy ręką człowieka. Łąki, pagórki, kwiaty – wiosną i ludzie, i przyroda budzą się do życia. Już sama budowa książki wskazuje na to, jak fauna i flora wpływają na człowieka.

Każda część z wyróżnioną nazwą miesiąca (akcja tego tomu toczy się od maja do końca sierpnia) rozpoczyna się od krótkiej ściągi, zawierającej informacje o typowych dla danych tygodni kwiatach, aromatach i zbiorach. Wydaje się, że zbierane zioła i kwiaty mają moc uzdrawiania – nie tylko ciała, ale przede wszystkim duszy. Koją to, co rozedrgane. Co ciekawe, Agnieszka Krawczyk dosłownie sięga gwiazd, przybliżając zagadnienia związane z astrologią.

Nie od dziś wiadomo, że niektórzy od ludzi zdecydowanie wolą zwierzęta. Mariusz – sąsiad głównej bohaterki – prowadzi schronisko dla mieszkańców lasów. Przywraca zdrowie i sprawność tym, którzy w oczach innych ludzi są już straceni. Ptaki, jeże, a nawet koza – każdy z tymczasowych współlokatorów wnosi coś do jego życia, a jeden staje się nawet bohaterem książeczki dla dzieci. Opiekuje się nimi i nieświadomie pozwala się zaopiekować – spokojowi, wdzięczności i pokorze.

Tytuł „Warkocz splątany z kwiatów” ma dwa znaczenia – dosłowne i metaforyczne. Dosłownie stanowi osłonę dla blizny Zosi – „pamiątce” po wypadku, który nieodwracalnie zmienił jej życie. Metaforycznie oznacza życie bohaterów. Choć blisko przyrody, w spokoju, nie zawsze jest usłane płatkami róż. Warkocz dróg, emocji, przeżyć, relacji tworzą także kolczaste rośliny. Zadają ból, zostawiają trwały ślad. Na szczęście to, co złe, niepodlewane więdnie. Wystarczy ciepło wypływające z serca, woda, czyli przynoszące oczyszczenie łzy i nawóz w postaci tego, co dobre.

warkocz splątany z kwiatów

Ależ to było dobre. Piękne, ciepłe, oczyszczające. Lektura była prawdziwym katharsis dla mojego ciała, które nosi ślady blizn. Przyniosła ukojenie dla serca, w którym rany wydawały się jeszcze bardziej wyraźne. Dziękuję, Agnieszko, za to, że znowu zaczarowałaś moją codzienność. Zamknęłaś oczy na to, co złe i otworzyłaś na to, co dobre – łagodność, pasję i wdzięczność – także do tych cielesnych blizn, które niosą pewną historię i przypominają, że mimo wszystko wygrałam. Sama ze sobą.

„Narzeczona nazisty” – Barbara Wysoczańska (recenzja przedpremierowa)

Read More
narzeczona nazisty

Barbara Wysoczańska, Narzeczona nazisty, Wydawnictwo Filia 2021.
Premiera: 30 czerwca

Historia wielkiej wojny z wielką miłością w tle. Historia wielkiej miłości z wielką wojną w tle. Historia wojny o miłość.

Perełka. Zjawiskowa. Porażająca. Historia, która powinna zostać sfilmowana. Debiut roku. Wytrawne pióro dojrzewającego pisarza. Mogłabym tak w nieskończoność, a i tak żadne słowa nie oddadzą mojego zachwytu.  „Narzeczona nazisty” to książka, która stała się moim numerem 1 w kategorii powieści fabularno-historycznych.

Kilka lat temu II wojna światowa weszła na „salony literatury popularnej”. Okrągłe rocznice, społeczne inicjatywy pogłębiały zainteresowanie historią Polski – stąd też popularność gatunku, który określam mianem powieści fabularno-historycznych. Przyznam, że z chęcią sięgałam po tego typu książki – w końcu także naukowe (z punktu widzenia języka) badania nad „Czasem honoru” zobowiązują. W pewnym momencie, szczerze pisząc, poczułam przesyt. Wydaje się, że wątki skupione wokół wielkiej wojny z perspektywy Polaków zostały już przedstawione na wszelkie możliwe sposoby – i na ekranie, i na stronicach książek. Jednak nie. Swoim debiutem Barbara Wysoczańska udowadnia, że II wojna światowa ma tyle odcieni szarości, ile ludzi było w środku jej piekła. Bo nic nie jest tylko czarne lub białe. Bo nikt nie jest tylko dobry lub tylko zły. I ludzie, i świat są malowani różnymi odcieniami szarości. Szarości, która w czasie wojennej zawieruchy, splamiona jest krwią i mokra od łez.

Nie chcę zdradzić z treści nic więcej, niż jest potrzebne do zachęcenia Was do lektury, więc pozwólcie, że wykorzystam opis wydawcy:

Czym była miłość w obliczu gigantycznej nienawiści, śmierci i poniżenia? Czy miała prawo się z niej cieszyć, podczas gdy tylu straciło życie?
Jest koniec sierpnia 1938 roku.
Polka Hania Wolińska, na co dzień studentka germanistyki, jest damą do towarzystwa zamożnej niemieckiej hrabiny. Poznaje wnuka swojej pracodawczyni, hrabiego Johanna von Richter. W młodych rodzi się wzajemna fascynacja. W rodzinnej posiadłości von Richterów w Monachium, Polka naocznie styka się z hitlerowskim fanatyzmem, który ogarnia całe Niemcy.
Na tle rosnącego w siłę nazizmu i niechybnej wojny w Europie, Hania i Johann zakochują się w sobie. Dziewczyna wkracza na niemieckie salony jako narzeczona hrabiego i poznaje najwyższych rangą przywódców III Rzeszy. Równocześnie zostaje zwerbowana przez polskie władze do przekazywania tajnych planów Hitlera dotyczących Polski i Europy…

Wydawnictwo Filia

Ta miłość nie miała prawa być odwzajemniona. Ta miłość nie miała prawa zostać pobłogosławiona. Ta miłość przedzielona jest przecież granicą. Tę miłość dzieli pochodzenie, wiara.  Miłosne westchnienia ogłusza krzyk Hitlera, lament jego ofiar. Serce wypełnione miłością plami krew. Zarumienione od miłosnych uniesień policzki moczą łzy. A jednak ta miłość się zdarzyła. Niczym gwałtowny wicher wtargnęła do serc Hani i Johanna. Nie dało się zamknąć drzwi, nie udało się uciec pożądaniem i głębokimi uczuciami. Zresztą… Czy oni chcieli uciekać? Czy to świat oczekiwał, że uciekną…?

Czy był żołnierzem? Nie! Był zbolałym wrakiem dawnego młodziana, który naiwnie myślał, że świat stoi przed nim otworem. […] Kim był teraz? Potworem? Przecież nigdy w tę wojnę nie wierzył.

Jak już wspomniałam, w powieści „Narzeczona nazisty” nikt i nic nie jest czarno-białe. Nie każdy Niemiec jest zbrodniarzem. Nie każdy Niemiec ślepo wierzył w wizje Hitlera. Nie każdy Polak walczył w podziemiu. Nie każdy dzielnie znosił tortury, by nie wydać kolegów. Barbara Wysoczańska rysuje różne portrety – bo przecież różni są ludzie. Wnika w ludzkie umysły i dusze. Nie ocenia, nie potępia, nie chwali. Po prostu pisze. Niesie czytelnika przez historię, której nie da się smakować. Tę powieść się pożera. Apetyt rośnie z każdą stroną.

Z rozważnego czytelnika, z takiego, który chce sobie dawkować radość z literackiego spotkania, przemieniłam się w zachłanną bestię, dla której nie istniał limit czasu, dla której traciło znaczenie to, co wokół. Ta książka ogromnie mnie poruszyła i wzruszyła. Przeniosła w inny wymiar. Rozdarła serce na kawałeczki, by je posklejać i od nowa – rozdzierać, kleić, rozdzierać… Nie znała umiaru. Do końca, do samiutkiego końca targała moją duszą, by pozostawić ją w poczuciu spełnienia, zachwytu i wrażenia, że stała się częścią czegoś absolutnie wyjątkowego.

Wciąż nie mogę uwierzyć, że „Narzeczona nazisty” to debiut. Nie wierzę, że to pierwsza książka autorki, która ujrzała światło dzienne. Pierwsza książka, która otulona klimatyczną i wymowną okładką, zachwyca dojrzałością języka. Szacunkiem i starannym doborem słów. Tam nie ma przesady. I dialogi, i narracja prowadzone są w sposób niemal doskonały. Obrazy – i te przepełnione miłością, i te przepełnione wojennym okrucieństwem, przesuwają się jak film, zostawiając trwały ślad pod powiekami czytelnika.

Miasto żyło, odradzało się jak feniks z popiołów. […] Warszawiacy cieszyli się, kiedy choć jeden dom został odbudowany, kiedy choć jedna ulica przestawała  straszyć ruinami po dawnych bombardowaniach, po upadku powstania. Mieszkańcy stolicy uparcie chcieli żyć i budować swoje miasto na nowo.

Opisy są szczególnie ważne we fragmentach poświęconym miastom. Monachium i Warszawa jak dwa przeciwległe bieguny. Miasto wojny i miasto pokoju, które zostanie zburzone. Miasto skupione na wielkich balach i miasto przygotowujące się do obrony. Stolica nazizmu i stolica, która powoli podnosi się ze zgliszcz. Miasto pozornych zwycięzców i miasto poległych. Miasto dumne ze zwycięstwa i miasto rozpaczające wśród swojej samotności i bezbronności.

Napisać, że polecam, to za mało, ale cóż więcej mogę? „Narzeczona nazisty” to coś absolutnie zachwycającego. Książka, której nie da się odłożyć. Książka, która zostaje w sercu na zawsze. Wiecie, mam taką refleksję, że właśnie dla takich powieści warto pasjonować się literaturą. Debiut Barbary Wysoczańskiej to gwarancja doskonałej uczty, po której czytelnicze kubki smakowe na zawsze zostaną wybredne.

Pani Barbaro, dziękuję za zaproszenie do stołu zastawionego literami i emocjami. Nie muszę życzyć powodzenia, bo powodzenie sobie sama Pani zapewniła. Trzymam kciuki za ekranizację tej historii. Bo ona musi trafić do szerszego grona. Po prostu musi.

„Czas nadziei” – Joanna Kruszewska (#MamaDropsaCzyta)

Read More
czas nadziei

Joanna Kruszewska, Czas nadziei, Wydawnictwo FILIA 2021.
#MamaDropsaCzyta

Pióro Joanny Kruszewskiej cenię od pierwszego spotkania. Z radością wzięłam więc do rąk kontynuację powieści „Czas leczy rany”. „Czas nadziei” – książka, która miała swoją premierę kilka dni temu, to piękna, słodko-gorzka opowieść o przewrotności losu, o miłości, sile przyjaźni, poszukiwaniu szczęścia, zaufaniu, zdradzie i o czasie, który mimo wszystko daje nadzieję.

Czas na Podlasiu mija powoli, a spokojne wieczory otulają ciepłem na długie godziny. Pachnące słodyczą wnętrze małej cukierni, wydaje się być idealnym miejscem na chwilę odpoczynku i zadumy przy filiżance gorącej czekolady. W takich chwilach dobrze jest mieć tuż obok dłoń, która przyjaźnie ułoży się na ramieniu i da znać, że wszystko co dobre, niekoniecznie jest za nami. Rodzinne tajemnice powoli wychodzą na światło dzienne. Helena staje się beztrosko nieuważna, przyjmując za pewnik stałość własnego małżeństwa. Małgorzata postanawia pozostawić sprawy własnemu biegowi i nie ingerować w to, co szykuje dla niej los. Nawet gdy ten przekornie postanowił przyciągnąć do siebie ludzi, którzy z założenia nie powinni być razem.

opis wydawcy

Tak jak czas na Podlasiu mija powoli, tak i akcja powieści toczy się na początku nieśpiesznie. Iwonie trudno się przyzwyczaić do nieobecności Leszka w domu, do pustki, jaką po sobie zostawił. Żyli przecież według utartych schematów, przyzwyczajeń, wiele rzeczy robili razem. Tworzyli ze sobą harmonijną całość, jak splecione ze sobą sosny na fotografii. Wciąż trudno było jej zrozumieć postępowanie męża. Nie wiedziała, jak pozbyć się wspomnień z kilkudziesięciu lat życia. Nie można przecież zapomnieć pewnym sensie połowy siebie. Lena martwiła się o matkę, często do niej zaglądała, ale miała mnóstwo swoich obowiązków – praca w kawiarni, dzieci, dom. Na Roberta też nie zawsze mogła liczyć. Czuła, że też oddalili się od siebie. A jego z kolei nie opuszczało dziwne poczucie braku. Tylko czego? A co u Leszka i Małgorzaty, która, pojawiając się po kilkudziesięciu latach z pewną tajemnicą, zburzyła spokój całej rodziny? Jakże jej trudno się oswoić z odejściem mamy. Wciąż w głowie bohaterki pojawiało się za dużo pytań bez odpowiedzi. Czy udało się jej nawiązać właściwe relacje z ojcem i z jego rodziną? Co tak naprawdę mogło być przyczyną złego samopoczucia Leszka?

Pewna para bohaterów mocno mnie irytowała, bo między nimi nie miało prawa się nic zdarzyć, zaiskrzyć. Jak można unikać myślenia i analizowania sytuacji na trzeźwo? Jak można chcieć tylko czuć? Żyć chwilą, niczym więcej i nie wybiegać w przeszłość. Tym bardziej, że bohaterka powieliła schemat swojej matki, a nawet więcej – uczeń przerósł mistrza. Los bywa jednak przewrotny. A zakończenie jest znowu zaskakujące… Daje nadzieję na ciąg dalszy.

Powieść czytało mi się bardzo dobrze. Jest podzielona na krótkie rozdziały. Mamy w niej do czynienia z narratorem wszechwiedzącym, co pozwala nam wniknąć do serca i myśli bohaterów. Krok po kroku, powoli coraz to nowe tajemnice rodzinne wychodziły na światło dzienne…

Na początku powieści kolejne zdarzenia były jak puzzle porozsypywane na sporej przestrzeni. Niezwykle trudno było je ułożyć w sensowny obrazek. Czegoś tu jeszcze brakowało. Za dużo było niedomówień. Za dużo przeskoków w czasie. Każdy z bohaterów miał podarowany czas na przemyślenia, snucie refleksji, ucieczkę do przeszłości, do wspomnień, znalezienie jakiegoś wyjścia z tej skomplikowanej sytuacji. Każdy szukał jakiegoś punktu zaczepienia, który rozpocząłby nowy rozdział życia. Myśli niepokorne nie układały się należycie, one wciąż biegły, przeskakiwały, zmieniając tory, uprawiały samowolkę. Każda z postaci zbyt kurczowo trzymała się swojej racji. Jakże trudno pogodzić się z pewnymi myślami, niektóre nigdy nie zostaną zaakceptowane.

Każdy człowiek popełnia błędy, niektórzy nawet niewybaczalne. A może z czasem uda się jednak uzyskać zapomnienie? Rodzina jednak zawsze powinna się wspierać i na siebie liczyć. Każdy ma do odegrania jakąś rolę w życiu. Najważniejsze, żeby odegrać ją dobrze. I w zgodzie z samym sobą. I znalazł się w rodzinie ktoś, kto sprawił, że puzzle zaczęły się ze sobą łączyć, wpasowywać we właściwe miejsca i układać, zamknąć w całość. Być może owo zamknięcie pozwoli otworzyć wszystko na nowo? Wystarczy zacząć dostrzegać i doceniać drobne radości i gesty, a nie rozdrapywać rany i rozpamiętywać ciągle to, czego się nie powinno. Czas leczy rany i czas daje nadzieję.

„Czas nadziei” to świetnie napisana historia o bardzo zawiłych i skomplikowanych relacjach rodzinnych – lekkim stylem, pięknym, emocjonalnym językiem z bardzo dobrze wykreowanymi bohaterami, których losy wywołują w nas mnóstwo różnych emocji i uczuć, istny rollercoaster. Skłaniają także do refleksji nad tym, co tak naprawdę jest ważne w życiu,  czego należy unikać a z czym natomiast walczyć.

Polecam z całego serca lekturę na letnie wakacyjne wieczory. Wystarczy tylko zaparzyć dzbanek dobrej herbaty, do czego zapraszają zielone filiżanki z pięknej i subtelnej okładki. A zieleń to przecież symbol nadziei.

Wydawnictwu FILIA dziękuję serdecznie za egzemplarz do recenzji.

„Schwytać szczęście” – Dorota Milli (#MamaDropsaCzyta)

Read More
schwytać szczęście

Dorota Milli, Schwytać szczęście, Wydawnictwo Filia 2020.
#MamaDropsaCzyta

Dorota Milli najnowszą powieść zadedykowała Czytelnikom, by sprzyjało im szczęście. Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Filii i Ona Czyta miałam przyjemność ją przeczytać i pragnę się podzielić swoją opinią o pięknej opowieści nadmorskiej o poszukiwaniu szczęścia. Czy można je schwytać i zatrzymać na zawsze? Oto jest pytanie!

Gdy zamykają się jedne drzwi do szczęścia, otwierają się inne, ale my patrzymy na pierwsze drzwi tak długo, że nie widzimy tych drugich.

„Schwytać szczęście” to już kolejne moje spotkanie z twórczością Doroty Milli, której powieści poruszają ważne dla nas tematy a osadzenie akcji nad morzem koi  tęsknotę za spacerami po plaży przy wtórze szumu fal morskich. Tym razem Autorka zabrała nas do Gdyni, miasta morza i marzeń, do jej pięknych zakątków, atrakcji. Pokochała je główna bohaterka powieści Hana Swat, niepoprawna optymistka, otwarta na ludzi i przyciągająca ich do siebie. Tu skończyła studia, zamieszkała, podjęła fajną pracę, w której szybko się zatraciła, bo tak bardzo zależało jej na awansie, miała też narzeczonego. Wydawało się, że udało się jej spełnić marzenia i schwytać szczęście. W chwili gdy ją poznajemy, wszystko runęło – nie otrzymała awansu, straciła pracę, zostawił ją facet i … okradł. Zniknął razem z zegarkiem szczęścia – prezentem od mamy i pieniędzmi z konta bankowego. Hana na chwilę przestała wierzyć w szczęście. Poniosła porażkę na dwóch polach – zawodowym i osobistym. Ale ono opuściło ją tylko na pewien czas, ponieważ na swojej drodze spotykała przyjaznych ludzi i nowe wyzwania, jak choćby bardzo ciekawą pracę dającą mnóstwo zadowolenia. Przeszła w niej ogromną metamorfozę właśnie dzięki poznanym ludziom i ich dobrym radom, pomocy. Czy Hanie uda się zamknąć przeszłość i na nowo ułożyć życie? Czy otworzy się na miłość?

Liwia zaśmiała się w głos. Właśnie za to uwielbiała Hanę.Za niekończące się źródło optymizmu, które wybijało w najmniej spodziewanym momencie.

Przyglądałam się z lubością, jak po latach tworzyła się i zacieśniała piękna relacja Hany z Liwią, koleżanką ze studiów, zupełnym jej przeciwieństwem, bo największą pesymistką na świecie. Jak pięknie jest, gdy można liczyć na czyjeś wsparcie i prawdziwą przyjaźń. W firmie Bursztynowe Wnętrza, w której każdy z pracowników miał poważne problemy, bardzo szybko podczas wykonywania unikatowych i oryginalnych aranżacji również nawiązały się iście rodzinne relacje. Bursztyn jest oznaką optymizmu, może jednak uda się schwytać szczęście? Hana z każdym dniem nabierała nadziei, że tak właśnie się stanie. Na horyzoncie pojawił się też mężczyzna, tajemniczy pan H., z którym Hana prowadziła rozmowy przez telefon. Zaoferował jej bezinteresowną pomoc w odnalezieniu Grzegorza i nie tylko. Rozbudził także chęć zmiany. Ich rozmowy były bardzo ciekawe, można z nich wynieść wiele cennych uwag, mądrości życiowych, złotych myśli czy drogowskazów życiowych, które są tak bardzo potrzebne, zwłaszcza gdy znajdziemy sie na życiowym zakręcie. Pan H. pomagał nie tylko Hanie , ale i ekipie Bursztynowych. Czy to będzie ten jedyny mężczyzna w życiu Hany? Jaką lekcje życia wyniesie z nowych znajomości? Czy tajemniczy pan H. się w końcu ujawni?

Każdy ma swoją drogę, którą musi przejść. Dzięki potknięciom dowiemy się, czy z niej zejść, czy ruszyć w innym, nawet przeciwnym kierunku.

Dopiero nawarstwienie problemów zmusiło bohaterkę do zatrzymania się w biegu przez życie. Pojawiły sie setki pytań, wątpliwości, a w gąszczu rozważań szukała na nie odpowiedzi. Wspominała dzieciństwo, relacje z rodzicami. To ojciec często jej powtarzał i po burzach życiowych zapewniał że będzie dobrze, że uda się im wyjść na prostą i schwytać szczęście. Ten zwrot stał się mantrą, którą często powtarzała. słowa te napawały nadzieją. Trudne relacje z mamą zrozumiała dopiero po latach.

Jak już wspomniałam, w powieści poznajemy poważne problemy i  skomplikowane relacje rodzinne Bursztynowych, które ich ranią, bolą, nie pozwalają spokojnie żyć. Ale wsparcie drugiego człowieka w trudnej sytuacji napawa nadzieją, że wszytko będzie dobrze. Poruszające historie bohaterów skłaniają czytelnika do refleksji nad swoim życiem, do zdefiniowania miłości, szczęścia bądź skonfrontowania z bohaterami. Optymizm Hani, jej zawodowe fascynacje, odkrywanie na nowo z przyjaciółką uroków klimatycznego miasta, degustowania różnych smaków i odcieni Gdyni  sprawiają, że czytanie powieści staje się przyjemnością i świetnym relaksem. Powieść napisana jest lekkim stylem, pięknym językiem, który oddziałuje na wszystkie nasze zmysły. Wydawało mi się, że razem z bohaterami spaceruję po Gdyni,  zachłystując się jej pięknem dniem i nocą. Pisarka świetnie wykreowała bohaterów. Na ich przykładzie pokazała, jak ważna jest w życiu miłość, rodzina, siła przyjaźni, dążenie do szczęścia, otworzenie się na prawdziwą relację, na drugiego człowieka. Jak wiele mogą nas nauczyć ludzie pojawiający się na naszej drodze, chociażby przez chwilę! Akcja powieści toczy się wartko, zaskakują nas jej zwroty, jest tajemniczo, zagadkowo, ale i zabawnie.

Polecam z całego serca książkę „Schwytać szczęście” – tę piękną opowieść o szczęściu osadzoną w przecudnych okolicznościach nadmorskiej przyrody. Dzisiaj za oknem zimno, wietrznie i szaro, ale dzięki powieści przenosimy się do wakacyjnej Gdyni i razem z bohaterami gonimy, chwytamy szczęście. Czy uda się nam je schwytać i zatrzymać na zawsze? Na to pytanie każdy Czytelnik musi sam sobie udzielić odpowiedzi po lekturze.

Na koniec zostawię jeszcze dwa cytaty:

Natura jest zmienna, jak życie, dlatego poszukujemy kotwicy, stałości, która utrzyma nas w chaosie codziennych wydarzeń.

Boimy się zaryzykować, kiedy wcześniej ponieśliśmy porażkę, ale gdybyśmy tego nie zrobili, nie przekonamy się, czy szczęście nie stoi tuż za rogiem i czeka, by rzucić sie nam w ramiona i mocno nas otulić.

Wydawnictwu Filia i Justynie z Klubu Książki Ona czyta bardzo dziękuję za egzemplarz do recenzji

„Zwyczajne cuda” – Agnieszka Jeż

Read More
zwyczajne cuda agnieszka jeż

Agnieszka Jeż, Zwyczajne cuda, Wydawnictwo Filia 2020.

Z biurka spogląda na mnie dziewczyna w zimowej musztardowej czapce. W słuchawkach brzmi Michael Buble i jego świąteczna składanka… Grudzień? Nie. Końcówka października w wersji Dropsa Książkowego. Wszystko za sprawą Wydawnictwa Filia i klubu książki Ona Czyta…

Kilka dni temu dotarła do mnie najnowsza powieść Agnieszki Jeż. „Zwyczajne cuda”, bo taki (nie)zwyczajny tytuł nosi jej świąteczna książka, miała poczekać na czas „po Wszystkich Świętych”. Zaczęłam lekturę kilka dni temu, dziś połknęłam ponad 200 stron. Po ostatnich wydarzeniach chyba po prostu potrzebuję takiego… utulenia. I przywrócenia wiary w miłość. Nadziei na to, że doczekamy happy endu – w związku z pandemią, w związku z życiem po prostu. Historia Agnieszki Jeż – a właściwie historia Marty i Krzyśka – to wszystko mi dała. Ich losy spisane na niewiele ponad 300 stronach, pachnące piernikami i klimatem „To właśnie miłość”, dają wiarę, nadzieję i miłość. Są jak lekarstwo bez recepty. Jak szczepionka, która choć na chwilę daje odporność, oddech znaczy, na szarość tego świata…

Marta jest 30-letnią bibliotekarką, która po rozwodzie rodziców miota się między matką a ojcem. Święta zamiast z barszczem, choinką i ciepłą atmosferą, kojarzą się jej z wyrzutami i celebracją na dwa domy. Marzy o miłości. Marzy o tym, by tegoroczne Boże Narodzenie było inne. Wierzy w cud. Wierzy, że na drodze stanie jej prywatny Hugh Grant. Jesień nadzieją się zaczyna… Im bliżej 24 grudnia, tym nadziei coraz mniej. Topnieje niczym śnieg. Czy wystarczy jej, by doświadczyć wigilijnego cudu? Co czeka na Martę – gwiazdka na niebie czy zwyczajne cuda, które wydarzają się każdego dnia?

„Zwyczajne cuda” to nie tylko romantyczna, świąteczna historia. To także opowieść o świecie książek i książkoholików. Jak już wspomniałam, główna bohaterka pracuje wśród książek. Swoją pasją zaraża innych, prowadząc Dyskusyjny Klub Książki. I Marcie, i czytelnikowi książki Agnieszki Jeż wydaje się, że zna jego członków. Żona bogatego męża, szczęśliwa mama i mężatka, nieśmiały informatyk… Wraz z Martą, pod wpływem przedświątecznych cudów i przełomowych spotkań – także literackich, poznajemy inne twarze i głęboko skrywane sekrety sympatyków biblioteki.

„Każde spotkanie nas zmienia”, pomyślała wtedy. „Mądry człowiek czy dobra książka pomagają nam zrozumieć świat”.

Zwyczajne cuda, s. 111.

Ależ mi ciepło po przeczytaniu tej historii! Ktoś może powiedzieć, że to świąteczna historia jakich wiele za nami i przed nami. Może. Mnie jednak dała otulenie. Wlała mnóstwo nadziei do serca. Nie jest jednak zbyt świąteczna. Agnieszka Jeż nie „przedawkowała” bowiem świątecznych elementów historii znanych nam z powieści czy z filmów. Książka nie kipi piernikami (choć nimi pachnie!), świątecznymi piosenkami, bohaterowie nie uganiają się za prezentami. Oni po prostu – w bardziej lub mniej udolny sposób – szukają drugiej połówki. Czy to źle, że w przededniu Bożego Narodzenia? Przecież to magiczny czas… Czas miłości, wybaczania i nadziei…

„Zwyczajne cuda” to zbiór zwyczajnych i nieoczywistych spotkań, wydarzeń, gestów i marzeń. Pozornie niezwiązane nitki zaczynają tkać całość – opowieść o miłości.

Wszyscy pragniemy cudu. Spokoju w kraju, braku podziałów w polityce, ustania pandemii. Tak jak wiosną mieliśmy nadzieję, że po Wielkanocy będzie po wszystkim, tak i teraz liczymy po cichu, że Boże Narodzenie będzie czasem cudu. Z punktu widzenia lekarzy to mało prawdopodobne. Kto jednak zabroni nam marzyć?

Jeśli choć na chwilę chcecie odpocząć od tego zgiełku polityki, od tych zatrważających statystyk, od strachu, sięgnijcie po „Zwyczajne cuda”. Może właśnie to zgubiliśmy w ostatnich miesiącach? Może przestaliśmy dostrzegać te zwyczajne cuda, skupiając się na tragediach, tak ochoczo prezentowanych w mediach? Wiadomo, nie możemy całkowicie oderwać się od rzeczywistości – pewne dane, decyzje dotyczą nas bezpośrednio… Ale może czasem warto wyłączyć telewizor? Nie zaglądać na Onet, przyciszyć radio? Choć na chwilę?

Wierzę, że jeszcze będzie normalnie. Póki co, uciekam w świat książek, by niczym ciepłym kocem otulić się historią pokrzepiającą serca. Jeśli macie taki sam sposób na zaklinanie rzeczywistości, „Zwyczajne cuda” muszą się znaleźć na Waszych listach czytelniczych!

PS Wiem, że dopiero październik, ale nie mogę się oprzeć… Ta piosenka, właśnie w tej interpretacji, tak bardzo mi pasuje do powieści Agnieszki… Miłego słuchania, miłego czytania!

„Spotkajmy się po wojnie” – Agnieszka Jeż

Read More
spotkajmy się po wojnie

Agnieszka Jeż, Spotkajmy się po wojnie, Wydawnictwo Filia 2020.

Dwie rodziny spotkały się po wojnie. Dwie rodziny spotkały się przy jednym stole. Mieli celebrować nowy związek, będą celebrować… prawdę. Rozpoczną żmudną, ale potrzebną drogę. Drogę do wyjścia z labiryntu tajemnic, który pozostał zamknięty kilkadziesiąt lat.

Przyjęcie zaręczynowe nie przebiegło zgodnie z planami Ani i Marcina. Owszem, ich rodziny poznały się, ale nie w taki sposób, jak oczekiwali. Okazało się, że drogi ich dziadków skrzyżowały się jeszcze w czasach wojny… Spotkanie po wojnie – spotkanie po latach – jest pełne emocji i uczuć. Radość miesza się z gniewem. Wzruszenie ustępuje miejsca zazdrości. Pojawia się mnóstwo pytań, a ci, których Ania i Marcin bezgranicznie kochali, okazują się nie być bez wad… Czy z przedmałżeńskiej próby wyjdą zwycięsko? Czy małżeństwa dziadków przetrwają burzę, która rozpętała się nad dwiema rodzinami?

Agnieszka Jeż po raz drugi rozkochała mnie w swoim piórze. Spotkajmy się po wojnie to bezpośrednia kontynuacja książki Miłość warta wszystkiego. Książki, która podbiła moje serce. Powieści o miłości i o wojnie – połączeniu, które literacko kocham najbardziej. Niczym gąbka chłonęłam każde słowo. Słowo, które kreślono z najwyższą starannością. W tej historii nie ma miejsca na zbędne dialogi czy przydługie opisy. Wszystko jest przemyślane i potrzebne. Każde słowo, każde zdanie… Czytelnik czuje także to, co niewypowiedziane… Autorka czaruje, choć tej opowieści daleko do magii…

Dostałam prawdziwy świat. Ze wszystkimi blaskami i cieniami. Ludzi z zaletami i wadami. Postaci z przeszłością. Raz po raz ocierałam łzę wzruszenia. Chciałam jak najszybciej poznać zakończenie, jednocześnie nie chcąc rozstawać się z bohaterami.

Spotkajmy się po wojnie to spotkanie przyjaciół, spotkanie kochanków, spotkanie przeszłości z teraźniejszością. Kłamstwa, przemilczenia, sekrety – to, co chowane przez lata, wychodzi na jaw. Ale jest też miejsce na miłość. Miłość, która jest warta wszystkiego…

Czy możliwe jest wybaczenie po latach? Spotkajmy się po wojnie to odpowiedź na to pytanie. To także podróż do przeszłości, która pomoże porządkować teraźniejszość i nakreślić ścieżki przyszłości. Ania i Marcin oraz ich dziadkowie zawsze będą obecni w literackiej części mojego serca. Ich historia jest niezwykła. Bo niezwykłe są ludzkie osy. Losy, które naznaczyła wojna.

Zachęcam Was gorąco do sięgnięcia po książki Agnieszki Jeż. Miłość warta wszystkiego i Spotkajmy się po wojnie to pozycje, które powinny znaleźć się w biblioteczkach fanów „Czasu honoru”, „Stulecia Winnych” i „Sagi Dobrzyńskich” Gabrieli Gargaś. Jeśli należycie do tego grona, nie wahajcie się ani chwili. Agnieszka Jeż ma dla Was wyjątkowe historie, które rozdzielił czas. Jak je łączy? Sprawdźcie!