„Amore mio! Lawina” – Jagna Rolska (patronat Mamy Dropsa)

Read More
rolska 3d

Jagna Rolska, Amore mio! Lawina, Wydawnictwo Bookend 2024.

patronat medialny Mamy Dropsa

Jagna Rolska jest znaną autorką 23 powieści – obyczajowych, historycznych i fantastycznych. To moje pierwsze spotkanie z jej twórczością, ale już wiem, że nie ostatnie. Propozycja patronatu medialnego nad najnowszą powieścią Autorki sprawiła mi ogromną radość. Pragnę się podzielić garścią refleksji po lekturze.

Książka „Amore mio! Lawina” jest przepięknie wydana, kusi śliczną okładką, na zdjęciu Monika w otoczeniu ukochanych kotów. Już sam tytuł sugeruje włoskie klimaty. Powieść należy do tych nieodkładalnych, trudno się od niej oderwać. Ach, istna lawina emocji towarzyszyła mi podczas czytania.

Wychowana w rodzinie patriarchalnej Monika ma cały dom na głowie, jest służącą swojego nadętego męża od dwudziestu lat. Pracowała zdalnie w korporacji. Spełniała tylko jego zachcianki, wydawane dyspozycje. A on robił karierę urzędniczą i tylko to było dla niego ważne. Był skory do wdzięczności jedynie dwa razy w roku – kwiaty na rocznicę ślubu. i wyjazd wakacyjny w egzotyczne miejsce. Czuła się niedoceniona i nieszczęśliwa. Miała ochotę rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady. Gdzie się podziała ta dawna dziewczyna z ułańską fantazją, zwariowana, kreatywna ? Tak została zapamiętana przez koleżanki i kolegów z klasy licealnej. A jedna z nich Dagmara dała dobrą radę Monice, jak sprawdzić wierność męża. I tak doszło do rozwodu, który rozwalił na kawałki poukładany świat bohaterki. Mogła liczyć na wsparcie dorosłej córki i Dagmary. Chciałaby zrobić coś szalonego. Wybrała alpejskie miasteczko Piumino, by zacząć żyć od nowa. W Dolomitach bowiem chce się z życia czerpać to, co najlepsze. Towarzyszyła jej Dagmara, która pilnowała, aby Monika wyzbyła się wreszcie odruchów tresowanej kury domowej. Zasłużyła w pełni na urlop. A cholernie przystojny Włoch Sisto, któremu wpadła w oko, postarał się, by zapomniała o niewiernym Arturze. 

Nam się zawsze wydaje, że jesteśmy uwikłani w pajęczynę, z której nie da rady wyjść. Tak mają ludzie prawi, uczuciowi, a przede wszystkim odpowiedzialni. Jedyne, co jest nami w stanie potrząsnąć, to paskudna sytuacja, gdy ktoś inny tę pajęczynę rozcina i nas z niej wyrzuca. Najpierw jest szok, a potem przebudzenie. Można żyć inaczej, zatroszczyć się o siebie, szukać szczęścia, chociaż wcześniej nam się wydawało, że nie należy sięgać zbyt wysoko. […] Każdy pisze scenariusz swojego życia.

W malowniczym Piumino Monika podjęła życiową decyzję o zakupie domu, w którym urządzi pensjonat dla gości. Los jednak z niej zachichotał, bo zamiast urządzać nowy dom, trafiła pod troskliwe skrzydła Marii, wspaniale gotującej Włoszki i niesamowicie życzliwej sąsiadki oraz jej dwóch jakże różnych synów. Monika kochała włoską kuchnię od zawsze. I wtedy stało się coś magicznego, bo przyplątał się kot.

Zwierzak wszedł w trzecią prędkość kosmiczną, zaczął wręcz płakać, po czym wskoczył jej na kolana i zaczął się łasić. – Jeszcze kota mi brakowało w tym bajzlu. Wracaj, kiciu, do domu. A ja stad spadam, bo mi się dom zepsuł. Zobacz, co za ironia losu. Lawina złych zdarzeń zmiata mi życie, wiec się wyprowadzam, a tu kolejna lawina, tym razem prawdziwa. – Miau! – odpowiedział zwierzak, patrząc jej miłośnie w oczy.

Z czasem szylkretka dała się oswoić i przyprowadziła pięć kociąt. Kocia rodzina dostarczała wielu wrażeń, emocji, radości. Monika znalazła u Marii to, czego jej najbardziej ostatnio brakowało – azyl, poczucie bezpieczeństwa, spokój w sercu. Spędziła z nią i jej bliskimi Boże Narodzenie. I znowu Monika napotka na przeciwności losu, wyrządzając nieświadomie krzywdę rodzinie Marii. Istna lawina złych zdarzeń i szum w mediach. Ale dzięki operatywności Włoszki zyskała zrozumienie a dzięki filmom o kotach zamieszczanych w mediach zyskała rozgłos i przydomek Alpejki od kotów. Dołączyła do niej Marysia i Dagmara. Przeżyły cudownego Sylwestra a z lajwem na kanale Marii wkroczyły w kolejny nowy rok. Stały się sławne w mediach, mogły zrobić dużo dobrego dla zwierząt, ale i zareklamować pensjonat Moniki, restaurację oraz hotel Marii.

Jagna Rolska poruszyła w swej powieści wiele trudnych tematów – pomoc mieszkańców w potrzebie, solidarność sąsiedzka, o sile przyjaźni, o wpływie mediów na życie człowieka, zdrada, złe relacje małżeńskie, rodzinne, często wynikające z niedojrzałości do roli męża i ojca, wytyczanie drogi życiowej dzieciom przez rodziców. Najtrudniejszym zadaniem w życiu matki jest to, by pozwolić dziecku dorosnąć. Marysia to zrozumiała i poczuła wolność w Piumino. Dagmara pragnie również rozpocząć tu nowe życie u boku ukochanego. 

Polecam Wam tę niezwykłą zimową, słodko-gorzką powieść o tym, że mimo lawiny złych zdarzeń można się otworzyć na drugiego człowieka, na miłość, zacząć nowe życie, spełniać swoje marzenia. Nie wolno tracić nadziei na lepsze życie. Szczęście może się uśmiechnąć w sercu Alp wśród kochanych ludzi i rozczulającej kociej rodziny.

A ja czekam już niecierpliwie na kontynuację powieści.

„Gwóźdź do trumny” – Agata Bizuk (patronat Mamy Dropsa)

Read More
gwozdz-do-trumny-potomkowie-tom-3-duze-litery-b-iext165865607

Agata Bizuk, Gwóźdź do trumny, Wydawnictwo Bookend 2024.

III tom sagi „Potomkowie” 

#patronatMamyDropsa

Tekst powstał w ramach współpracy reklamowej z Wydawcą.

Agata Bizuk już od lat należy do grona moich ulubionych Autorek. Dała się poznać jako niesamowicie wnikliwa obserwatorka ludzkich zachowań. Inspiruje ją życie, sytuacje, których jest świadkiem czy zasłyszane rozmowy. Uruchamia wówczas zmysł obserwacyjny, następnie  dobudowuje historię i dopiero  zamieszcza ją w książce, okraszając osobliwym poczuciem humoru. Ważne jest jeszcze dla Agaty zakończenie – ma wyrywać czytelnika z kapci. 

„Gwóźdź do trumny” to ostatni tom sagi o relacjach wielopokoleniowych „Potomkowie”. Tytuł brzmi koszmarnie, ale nie martwcie się, Ingrid, głowa rodziny Kręciszów, nigdzie się nie wybiera. Jeszcze długo nie, jakkolwiek skończy niebawem     76 lat. Czyli to ona będzie wbijać gwoździe tym, którzy uczestniczą w batalii o willę Wandzia w Szczawnie. Uzurpatorów nie brakowało. Ingrid uknuła plan, jak ma przechytrzyć rozochoconych potomków. Przede wszystkim nie ulegać ich presji. 

Moim zdaniem Ingrid jako matka dobrze wychowała swoje dzieci, nie wtrącała się w ich dorosłe życie, nie oceniała. Ale gdy zaistniała taka potrzeba, udzielała pomocy. Jej dom był dla nich wówczas bezpieczną przystanią, jakkolwiek tymczasową. I tak schronienie znalazł w nim Janusz, który stracił dosłownie wszystko i sięgnął dna. Życie potrafi dać w kość. Dla Ingrid najistotniejsze było, ażeby odbudował relacje z dziećmi i z żoną.  A z kolei żona poleciła mu, by przekonał matkę, by oddała dom wnukom. Najważniejsi w życiu są ludzie, nie pieniądze – tego uczyła swoje dzieci Ingrid. Następnie z powodów rodzinnych do brata dołączył Robert, któremu wydawało się, że willa powinna znaleźć się w jego rękach. Nie mógł się dogadać z żoną. Ale Ingrid szybko uświadomiła synom, że maja się wziąć w garść, bo „tu nie przechowalnia zagubionych dusz tylko porządny dom”. Nie tak ich wychowała. Skoro podejmują złe decyzje, muszą się zmierzyć z ich konsekwencjami. Kochała swoje dzieci, ale nie zawsze je lubiła.

Paulina z kolei dostała po rozwodzie dom, który kupiła z Pawłem. Próbuje od nowa zacząć żyć. Na jej drodze pojawił się Maciej, aktor. Musieli zmierzyć się z hejtem i z szantażem mściwego byłego męża. Czy uda się im w końcu być razem? 

Kosz Marek spełniał właśnie marzenie o swoim prywatnym gabinecie, co spotkało się z aprobatą żony Dagmary. Tym samym pokazał jej, że warto czasem postawić wszystko na jedną kartę, na co  brakowało jej odwagi. Dagmara zrozumiała, ze spełnianie marzeń nie jest wcale takie złe. A jego relacje z teściową się poprawiły od czasu choroby, bo „ważny jest zawsze człowiek, a nie to, co posiada i czym może podzielić się z innymi”.

Na szczęście Ingrid nie musiała już o niczym takim myśleć. Emerytura ma swoje zalety, bo emerytkom już nie tylko wszystko wolno i wszystko wypada, ale przede wszystkim jest im… wszystko jedno. Emerytki bowiem codziennie mają swoją niedzielę, sobotę, a nawet wolny poniedziałek. I mogą robić, co tylko im się żywnie podoba.

Lubiły spędzać czas ze sobą przy naleweczce wiśniowej, jeszcze z przepisu babci. Jadwiga snuła opowieści o nowych znajomościach, klubie seniora. Gdy Ingrid miała gips na nodze, przyjaciółka odkrywała na nowo świat. A ponadto już chyba najwyższy czas pomyśleć nad swoją przyszłością. Uknuły chytry plan, który udało się krok po kroku zrealizować. Dobre plany i jeszcze lepsze decyzje zawsze powodowały w Ingrid poprawę nastroju. Dla dzieci Ingrid był to istny wybuch bomby. Siedemdziesiąte szóste urodziny Ingrid zapamiętają na całe życie.

Ostatni tom ma charakter bardziej refleksyjny. Jest też przestrogą przed obrzydliwym hejtem, który życie człowieka może zamienić w istne piekło, zniszczyć szczęście. Ostrzega również przed oszustwem na wnuczka, zgubną metodą wyłudzenia łatwych pieniędzy. Sztuczna inteligencja potrafi zdziałać cuda. Trzeba być czujnym. Pokazuje również, do czego może doprowadzić nadużywanie alkoholu

„Starość to się jednak Panu Bogu nie udała” – świętej pamięci mamusia Ingrid miała rację. Bohaterce, matce czworga dzieci i kilkorga wnucząt dokuczała samotność, dolegliwości związane z wiekiem. Miała przyjaciółkę, ale Jadwiga, wolny ptak nie miała rodziny i nie zawsze rozumiała rodzinne problemy. Synowie przebywający w domu matki nie rozmawiali z nią, starali się bowiem nie przeszkadzać. Zachowywali się jak lokatorzy. A przecież relacja matki z synem jest wyjątkowa. Wiem o tym z własnego doświadczenia. Jedynie wnuczki od Dagmary i Marka doskonale rozumiały babcię. Sposobem na samotność był Internet. Kochała swój laptop, lubiła przeglądać portale plotkarskie. Czasami lubiła podglądać cudze życie na różnych portalach społecznościowych. Fajnie było zajrzeć przez wirtualną firankę do ich domów i podejrzeć, co mają w szafie, w kuchni, a przede wszystkim w głowie. A z tym akurat bywało różnie.

 Agata Bizuk próbuje odczarować starość. Zapewne wiele z Was po lekturze zapragnie mieć taką starość jak Ingrid – korzystać z życia pełnymi garściami, nie użalać się nad sobą, wyjść z domu na fajfy, do klubu seniora Wigor, do kawiarni. Być wśród ludzi! Dobrze przeżyć życie! Spędzić miło czas na rozmowach, potańczyć, pośpiewać, nieść pomoc potrzebującym w domu opieki. Jak żyć, to na całego!

„Gwóźdź do trumny” to komedia z dreszczykiem, który wywołał u mnie tytuł. Niepotrzebnie drżałam o Ingrid. Obecny tu komizm rozładowuje trudne problemy, sytuacje bohaterów. Fenomenalnie wykreowane postacie i ich historie, świetne dialogi, obecność humoru zabarwionego czarnym kolorem, szczyptą ironii i sarkazmu. Śmiejemy się do łez i wyciągamy z tego naukę dla siebie. Atutem powieści jest lekki styl i pełen emocji, obrazowy język powieści. Smutno mi się będzie rozstać z bohaterami sagi. Zżyłam się z nimi. A może jest nadzieja na ponowne spotkanie? Chciałabym się dowiedzieć, jak żyją Ingrid i Jadwiga, dwie damy.

Polecam z całego serca sagę rodzinną „Potomkowie” na długie, jesienne wieczory. 

„Łapacz snów” – Karolina Filuś (patronat Mamy Dropsa)

Read More
łapacz snów

Karolina Filuś, Łapacz snów, Wydawnictwo BookEnd 2024. 

Patronat medialny Mamy Dropsa

Patronat medialny – współpraca reklamowa z Wydawcą

Czy znana jest Wam twórczość Karoliny Filuś? Jeśli nie, to pragnę Was zachęcić do przeczytania jej najnowszej powieści „Łapacz znów”, którą miałam przyjemność objąć patronatem medialnym. Ach, co to były za emocje podczas lektury! Książka od pierwszych stron wciągnęła mnie w wir wydarzeń. Zapraszam na garść refleksji. 

Jest to bardzo życiowa historia o Weronice i Przemku, dzięki której uwierzycie w miłość i przeznaczenie. Weronika pochodzi z bogatej rodziny prawników, ale nie poszła w ich ślady. Nie posłuchała też rodziców i nie wyszła za mąż za wskazanego jej Antoniego. Od pierwszego wejrzenia zakochała się w Łukaszu, więc opuściła dom rodzinny, by związać się z ukochanym. Rodzice się odcięli od jedynaczki. Niestety, w kilka miesięcy po ślubie ukochany mąż umarł, zrozpaczona Weronika została sama, tonąc w żalu, żałobie, długach i wspomnieniach. Praca, dom, lokalna biblioteka, książki, cmentarz  to był jej cały świat. I tak od dwóch lat. Karolina Filuś pokazała, jak kruche jest życie człowieka. Szczęście prysnęło jak bańka mydlana a pozostał bezgraniczny smutek, żal, rozpacz, okrutna samotność. Świat się zawalił.

Konstancja, przyjaciółka Weroniki postanowiła za wszelką cenę jej pomóc. Wpadła na pomysł, aby poprosić o pomoc przystojnego Przemka z Agencji Złamanych Serc. Całkiem przypadkiem (a może i nie) pojawił się Przemek na ulicy przed Weroniką. Czuł ogromna potrzebę pomocy dziewczynie, bo sam doświadczył boleśnie w życiu straty narzeczonej. Co z tego wynikło?

Miała być tylko dodatkowym zajęciem po godzinach, a ja miałem tylko sprawić, żeby otworzyła się na ludzi, zrzuciła pancerz i zaczęła żyć.

Byłam szczęśliwa. Nie sadziłam, ze to jeszcze możliwe, ale przy Przemku wszystko nabierało sensu, z nim czułam, że mogę góry przenosić, nie musiałam wstydzić się swoich słabości i obawiać się, ze ucieknie z krzykiem. Był facetem idealnym i miałam nadzieję, że Łukasz gdziekolwiek teraz jest, cieszy się razem ze mną.

Życie często zaskakuje nas swoim scenariuszem, którego nigdy nie chcielibyśmy poznać. Pojawił się w życiu bohaterów ten trzeci –  bezwzględny i zaborczy Antek, kandydat rodziców do roli męża ich jedynaczki a tak naprawdę dupek, toksyczny facet, który uzurpował sobie prawo do posiadania Weroniki jak rzeczy. I nie przebierając w środkach, bezwzględnie dążył do celu. 

W powieści mamy trzech narratorów – Weronikę, Przemka i Antka. Każda z postaci przedstawia wydarzenia ze swojego punktu widzenia. Dzięki temu możemy lepiej poznać myśli, uczucia, motywacje, które kierują bohaterami. A czytelnik daje się wciągnąć w wir wydarzeń już od pierwszej strony. Autorka wykreowała ciekawe portrety psychologiczne bohaterów. Emocje aż kipią, zaskakujące zwroty wydarzeń jeszcze je potęgują. Weronika tyle trudnych przeżyć doświadczyła w swoim życiu – odtrącenie przez rodziców, śmierć ukochanego męża, manipulacje ze strony Antka, opętanego chorą, toksyczną wręcz obsesyjną miłością. To wprost niewyobrażalne, do jakich czynów i intryg popchnęła tego nachalnego typa. Jak on mnie denerwował! Ofiarowany przez Przemka łapacz snów nie odgonił złego człowieka od niej. 

Karolina Filuś tak pięknie opisała narodziny miłości między Weroniką a Przemkiem a wraz z nią pojawiała się nadzieja na lepsze jutro. Miłość dała im ogromną siłę do tego, aby otworzyć się na coś nowego mimo problemów i trosk -jak to w życiu. Weronika była pewna, że to Łukasz zesłał jej Przemka, to nie był przypadek. To nie wisiorek okazał się łapaczem snów, to Przemek nim się okazał. Pragnęła go zatrzymać na zawsze, aby już nigdy nie spotykały ją koszmary na jawie. Tytuł powieści ma drugie dno.

Po stracie Zuzy myślałem, że nikogo nie będę w stanie już pokochać tak bardzo jak ją, ale Weronika, ta pogrążona w żałobie i smutku kobieta, delikatna i pełna empatii, dzień po dniu wdzierała się do mojego serca. To nie było wielkie bum. Ona wchodziła po cichutku, codziennie zajmując jakąś część mojego umysłu, aż dotarła do miejsca, w którym trudno byłoby mi sobie wyobrazić świat bez niej.

Autorka poruszyła w powieści wiele ważnych  problemów jak trudne relacje rodzinne. Wspomniałam już o odrzuceniu Weroniki przez rodziców, bo nie kroczyła drogą przez nich wytyczoną. Nie pomogli, nie wsparli w przeżywaniu żałoby. Poznajemy też ucznia i jego siostrzyczkę z patologicznego domu alkoholika. Jest to także powieść o sile przyjaźni. Autorka uświadamia nam, że nigdy nie wiadomo, co los dla nas szykuje, dlatego też należy wprost mówić o swoich uczuciach tu i teraz, Ni bójmy się, bo drugiej szansy możemy już nie otrzymać.

Polecam z całego serca tę pełną emocji opowieść o stracie bliskiej osoby, o trwaniu w żałobie, o poszukiwaniu siebie, o tęsknocie, o różnych obliczach miłości a szczególnie tej pięknej, która daje siłę do odrodzenia się na nowo i prowadzi do zwycięstwa nad złem i do pełni szczęścia. 

„Do grobowej deski” – Agata Bizuk (patronat Mamy Dropsa)

Read More
do grobowej deski - okładka

Agata Bizuk, Do grobowej deski, Wydawnictwo BookEnd 2024.

II część cyklu „Potomkowie” 

#PatronatMamyDropsa

współpraca reklamowa z Wydawcą

Miesiąc temu miała miejsce premiera wyczekiwanej przez Czytelników powieści „Do grobowej deski”, drugiego tomu cyklu „Potomkowie” Agaty Bizuk. Pisarka zaprasza nas do willi Wandzia w malowniczym Szczawnie-Zdroju, gdzie odbył się nie tak dawno I Zlot Przyjaciół Ingrid Kręcisz. Jego uczestnicy spacerowali śladami bohaterów. Zwariowana staruszka skradła bowiem serca czytelników. 

Zapraszam na garść refleksji po lekturze. Powszechnie wiadomo, że z rodziną najlepiej się wychodzi na zdjęciu. Na co dzień rodzina Kręciszów żyje niejako osobno. Ingrid jako matka generalnie nie wtrącała się w życie dorosłych już dzieci, często natomiast gasiła rodzinne pożary i wspierała, gdy sytuacja tego wymagała. Dzieci miały swoje rodziny, swoje problemy, zwykle na co dzień żyły oddzielnie, ale gdy się coś działo, wszyscy trzymali się razem jak jedna drużyna. A kłopoty wręcz mnożyły się w zawrotnym tempie. Co zatem słychać u bohaterów tej zwariowanej, ale lubianej rodzinki? Ukazując jej życie, autorka pochyliła się nad ważnymi problemami.

Paulina z dziećmi zamieszkała u matki, przed nią rozwód z mężem. Mogła liczyć tylko na siebie odseparowana  przez Pawła od znajomych. Samotne macierzyństwo dawało się jej we znaki. Próbowała uciec od szarej, przygnębiającej rzeczywistości i od toksycznej relacji do świata wirtualnego. Czy się jej udało zostać influencerką ? Ingrid jak pies obrończy broniła córki przed Pawłem, który podniósł na nią rękę. Czy los się do niej w końcu uśmiechnie?

Janusz zostawił żonę i dzieci, zamieszkał z kochanką, ale nie otrzymał od niej, jego zdaniem, należytego wsparcia. Zawróciła mu w głowie Kate, sekretarka z firmy i miała w tym swój cel – realizowała krok po kroku sprytny plan, zakpiła z szefa świetnie prosperującej firmy i… zniknęła. Janusz został wykorzystany finansowo, okradziony, oszukany, wyśmiany… Gdzie znalazł schronienie? Rzecz jasna u matki, bo Janusz był zawsze jej synem. Postawiła jednak twarde warunki kolejnemu rozbitkowi życiowemu. Jakkolwiek Ingrid nie miała w zwyczaju oceniać żadnego ze swoich dzieci. Ale gdy któreś z nich przekroczyło pewne granice, potrafiła nie przebierać w słowach, nazywając Janusza „synem wiatru i kurzawy”, czyli „zwykłym tumanem”

Matka też była taką stałą, której mógł się chwycić, kiedy wszystko szło nie tak i kiedy zawiódł wszystkich, na których mu kiedykolwiek zależało.[…] – kocham cię, mamo. I dziękuję, że jesteś.

Co słychać u Roberta, Bożeny i ich córki Matyldy? Relacje między małżonkami zaczęły się rozłazić. Bozia, zawsze sama, uciekła więc w internety. Nie ogarniała córki, która wciąż przysparzała im problemów. A tak naprawdę Matylda potrzebowała otoczenia uwagą, miłością, rodzicielską troską. Potrzebowała pomocy, bo „podły los wiecznie ją kopał i tylko ją, nawet gdy była bez winy”. Było z nią coraz lepiej, a jej matka myślała, że to efekt nowej terapii. Bożena odzyskała nadzieję, a doprowadziło ją to prawie do bankructwa męża, dla którego pieniądze były chlubą i dumą. Kto uratował skórę Bozi? Oczywiście Ingrid pozbyła się reszty swoich oszczędności. Ba! Nawet zaciągnęła kredyt na ten cel. W związku z tym odłożyła swój pogrzeb, musi uzupełnić fundusz, pozbyć się długów, ponieważ nie może obarczyć dzieci i rodziny kosztami.

Doktor Kosz Marek, zięć Ingrid, w pracy mądry, rzetelny, kompetentny, zawsze czujny a w domu czul się jak stary kapeć, bez ambicji i satysfakcji. Marzył o prywatnym gabinecie. Najlepiej do tego się nadawała willa teściowej. Gdy Ingrid znalazła się w szpitalu, to Marek pospieszył z pomocą, podczas gdy synowie wypięli się  na matkę. Przestał się dziwić, że matka nie ufała dzieciom, „pasożytom dojącym biedną kobietę”. To on z żoną i córkami opiekowali się babcią, która absolutnie nie przywykła do takiej atencji. W końcu szczęście się do niego uśmiechnęło i spełnił swoje marzenie. Ale o tym dowiecie się z lektury.

Pisarka wyolbrzymiając pewne problemy, kłopoty bohaterów zmusza niejako czytelnika do refleksji nad życiem, przestrzega przed pewnymi antypostawami i wskazuje, co naprawdę jest w życiu ważne. Pokazuje, że nie ma idealnych ludzi, nie ma też idealnej rodziny. Każdy ma wady, zalety, słabości, wzloty i upadki. Ale gdy trzeba, należy się zjednoczyć i nieść pomoc, wspierać się nawzajem. W rodzinie tkwi bowiem ogromna siła. W powieści nie brakuje całego wachlarza emocji, aura bohaterów udziela się i czytelnikowi – od śmiechu przez irytację aż po złość. Ciśnienie skacze w górę! Ale gdy pisarka snuje opowieść o szalonej Ingrid i Jadwidze, przyjaciółce do grobowej deski, która rozwinęła skrzydła na całego, ciśnienie spada i śmiejemy się do rozpuku. A śmiech to zdrowie!

Ingrid skradła zapewne niejedno czytelnicze serce. Chciałabym być tak jak ona, ale brakuje mi odwagi. Bądź jak Ingrid! Czyli bądź hardą, rezolutną, dziarską czerpiącą garściami z życia seniorką. Rób to, co chcesz, a nie to, co wypada. Agata Bizuk odczarowała starość – temat tabu, bardzo niewdzięczny i świetnie się jej to udało. Obie seniorki lubią spędzać czas ze sobą przy nalewce, w kawiarni na tańcach, szokują wręcz swoimi pomysłami. Zazdrościłam im energii życiowej. 

Ktokolwiek powiedział, że życie po siedemdziesiątce chyli się ku zachodowi, był po prostu zwykłym tumanem. W tym wieku życie  dopiero na dobre zaczyna się rozkręcać, czego najlepszym dowodem była Jadwiga. Kiedy słyszała hasło „wtorek”, na samą myśl dostawała gęsiej skórki z podniecenia i ekscytacji. Bo właśnie we wtorki w Cafe Astor działy się rzeczy, które fizjologom się nie śniły. Filozofom może i owszem, ale do filozofii Jadwidze było wybitnie daleko.

Jadwiga miała swój plan na życie i denerwowała ją Ingrid matkowaniem. A tak naprawdę, w głębi serca jej zazdrościła. Jadwiga szła przez życie przebojem, nie oglądając się za siebie i nawet rozpychając się łokciami. Stała się idolką „starszej młodzieży” w okolicy. I to było piękne. Miłość nie pyta o wiek.

Polecam Wam tę znakomitą powieść o zwariowanej rodzinie Kręciszów, o relacjach międzypokoleniowych, o najfajniejszej seniorce i jej dozgonnej przyjaciółce, która wcale nie jest od Ingrid gorsza. Lektura dostarczy Wam lawinę emocji, skłoni do refleksji, do myślenia i znakomicie odstresuje. Rewelacyjnie wykreowana plejada postaci, komizm sytuacji, języka – świetnie skrojone dialogi, można się zdrowo pośmiać, czasem to śmiech przez łzy, a czasem śmiech z domieszką ironii. Ostrze satyry wymierzone w … ludzką głupotę i zachłanność, zazdrość i zawiść, oszustwo, intryganctwo. 

Bawcie się dobrze podczas lektury. A ja już niecierpliwie wyglądam trzeciego tomu.

„Niezapominajka” – Ewelina Klimko (patronat medialny Dropsa)

Read More
niezapominajka 3d

Ewelina Klimko, Niezapominajka, Wydawnictwo Dragon 2024.

Współpraca reklamowa z Wydawcą – patronat medialny Dropsa Książkowego

Kobiecość. Kobieta. Jej prawa i pozycja społeczna zmieniały się na przestrzeni lat. Od wieków jednak niezmienna pozostaje mieszanka delikatności i siły, jaką każda z nas nosi w sercu. Subtelności i odwagi do przemiany swoich czasów albo po prostu swojej codzienności. Kobieta może być dla drugiej kobiety wsparciem, przystanią, kotwicą. Może też być wrogiem, katem – zarówno fizycznym, jak duchowym. Może podać rękę, by pomóc wstać i może zabić – słowem, wyborem, czynem. Nie bez przyczyny piszę o kobiecości. „Niezapominajka” to druga powieść Eweliny Klimko, tegorocznej debiutantki. Kompletnie inna od „Czerwonego pamiętnika”. Łączy w sobie trzy przestrzenie czasowe, które spaja symboliczna niezapominajka. Towarzyszy trzem kobietom, żyjącym w kompletnie różnych czasach. Średniowiecze, II wojna światowa i współczesność. Lata, które dzieli niemal wszystko. A w książce Eweliny Klimko łączy je o wiele więcej niż się czytelnikowi wydaje…

Autorka bardzo boi się spoilerowania treści w opiniach. To zrozumiałe – połączenie trzech epok, trzech wyrazistych postaci kobiecych, wymagało wprowadzenia naprawdę wielu zwrotów akcji. Tajemnice, począwszy od listu ukrytego w średniowiecznej świątyni, przez wspomnienia ocalałej z wojny Zosi, po Matyldę, która szuka odpowiedzi na życiowe pytania w magii, skrywa każdy rozdział. Nie będę więc pisać konkretów, przedstawiać poszczególnych postaci. Poznacie je, sięgając po książkę. Czego możecie się spodziewać?

„Niezapominajka” to opowieść o kobietach i ich pragnieniu miłości. O sile, jaką niesie ze sobą to uczucie. O magii codzienności, którą skrywają nie ukryte w lesie kręgi, a spotkania, ulotne chwile, obecność drugiego człowieka. To historia, którą kreśli pióro zanurzone w atramencie emocji. Czuć, czuć, że emocje towarzyszyły Autorce podczas pracy nad tekstem. Wojenne wspomnienia czy średniowieczne opowieści wywołują dreszcze. Oczy stają się niebezpiecznie wilgotne, a palce coraz szybciej chcą przewracać kolejne strony. Bo ona, bo on, bo… Muszę przyznać, że mam ogromny niedosyt, zwłaszcza w kontekście zakończenia. Liczę, że Autorka zdecyduje się kiedyś na ukazanie losów Matyldy w osobnej książce. 

Tytułowa niezapominajka jest tym, co łączy bohaterki. Symbolem siły i delikatności jednocześnie. Subtelności i odwagi, która w różnych czasach ma różną definicję. Niezapominajka to symbol pamięci – o tym, co było. O historii kraju, o historii przodków, zwłaszcza w linii kobiecej. Niektóre wybory rzutują na kolejne pokolenia – przez to o pewnych decyzjach nie da się zapomnieć. A o niektórych nie można zapomnieć. Jak o tożsamości. Jak o tym, kogo widzi się w lustrze…

Dzięki „Niezapominajce” i Ty, droga Czytelniczko, spojrzysz w lustro inaczej. I w serce spojrzysz inaczej. Jesteś gotowa na to, by usłyszeć, co ma Ci do powiedzenia?

„Niezapominajka” Eweliny Klimko – kto powinien sięgnąć po tę książkę?

  • Czytelniczki „Czerwonego pamiętnika”
  • Miłośnicy mieszania miejsca i czasu akcji w powieściach
  • Osoby sięgające po literaturę z motywem II wojny światowej 

Live na Facebooku z Eweliną Klimko – zapraszam do obejrzenia!

„Kiedy zakwitną irysy” – Małgorzata Lis (patronat Mamy Dropsa)

Read More
irysy 3d

Małgorzata Lis, Kiedy znów zakwitną irysy, Wydawnictwo eSPe 2024.

Patronat medialny Mamy Dropsa | cykl „Opowieści z wiary”

Tekst powstał w ramach współpracy reklamowej z Wydawcą.

Małgorzata Lis podarowała czytelnikom na wakacje piękną i poruszającą do głębi dziesiątą w swoim dorobku literackim powieść „Kiedy znów zakwitną irysy”, którą mam zaszczyt objąć patronatem medialnym. Piękna, subtelna okładka książki kusi i woła, by zanurzyć się w jej fabule. Obraz dziewczyny w kolorowej, letniej sukience, która kieruje się drogą obsadzoną mnóstwem lilii w stronę światła – radości i nadziei na lepsze jutro. I irysy, i światło je symbolizują. To dla czytelnika znak, że ta opowieść może mu pomóc w odnalezieniu właściwej, pełnej światła drogi, by nigdy nie tracić nadziei i wiary. Małgorzata Lis jest autorką właśnie takich wartościowych powieści z mądrym przekazem. A jej najnowsza powieść jest ostatnią częścią cyklu o wierze, nadziei i miłości. Jeśli ich jeszcze nie czytaliście, to zachęcam Was do sięgnięcia po „Wybrać miłość” i „Odzyskać nadzieję”. Zapraszam na garść refleksji po lekturze.

Nasze życie to nieustanna gonitwa za czymś, walka z czymś, by mieć z tego jak najwięcej, wspinanie się po szczeblach kariery, notoryczny brak czasu, by zwolnić i zatrzymać się, by mieć czas na pielęgnowanie więzi rodzinnych, relacji międzyludzkich, pasji, gonienie marzeń, by wreszcie znaleźć odpowiedź na jakże ważne pytanie : Kim jestem? Co dla mnie powinno być najważniejsze w życiu? Ta wielowymiarowa powieść skłania do licznych refleksji i pomaga uzyskać odpowiedź na te i wiele pytań.

Miłość może rozkwitnąć wszędzie, jeśli tylko odważymy się zasiać i pielęgnować właściwe ziarno.

W rekomendacji powieści czytamy, że jest ona utkana z emocji poruszających czytelnika. To opowieść o różnych obliczach miłości, jakiej doznała główna bohaterka Karolina Kwiatkowska zdolna i ambitna architektka krajobrazu. Zakochała się nieszczęśliwie w Kubie, a on w Julii. Niestety, nie byli sobie pisani. Dziewczyna nie mogła się wyleczyć z tej miłości, znalazła się w sytuacji beznadziejnej, czuła się porzucona nawet przez Boga, przestała się modlić. Straciła wiarę w prawdziwą miłość. Gdy otrzymała propozycję pracy w Krakowie, odczytała to jako korzystną okazję do zmiany, która pomoże się jej otrząsnąć po traumatycznym związku z Kubą. Tam poznała Maksymiliana, projektanta wnętrz, człowieka sukcesu, który ją zaintrygował i oczarował, pokazując jej kilka swoich twarzy. A potrafił, jak nikt inny szybko przeobrazić się z chłodnego architekta w pociągającego artystę w swojej tajemnej pracowni malarskiej, odskoczni od nudnych projektów. Spotkanie tych dwojga bohaterów wyglądało na początku jak  w bajce: pierwszy śnieg, pierwsza randka, pierwszy pocałunek… Z czasem Maks wzbudzał w sercu Karoliny niepokój i lawinę pytań. Bywał wybuchowy i zbyt mocno narzucał swoje zdanie. Uwikłał ją sprytnie w toksyczną, przemocową relację, osaczył i tak zmanipulował, że kobieta  żyła z ciągłym poczuciem winy. To znowu zaskakiwał zbytnią czułością i empatią. Stal się nieprzewidywalny i zmienny jak pogoda. Dopiero poznany przypadkiem w Szczyrku na stoku Paweł, student i goprowiec, rycerz na niebieskich nartach, mężny wybawca uświadomił Karolinie, że Maks to psychopata, narcyz, przemocowiec. Ostrzegał przed nim i prosił, żeby odeszła od niego, zanim będzie za późno, obiecał pomoc, którą Karola z pewnych względów odrzuciła. Maksowi udało się i Pawła zagnać w kozi róg. Zniszczył i ciało, i duszę Karoli, swojej ofiary. Czy nieszczęśliwa miłość i toksyczna relacja nauczyły czegoś bohaterkę?

Po kilku latach Karolina zmieniła się nie do poznania, przywdziała na siebie nie tylko maskę, ale wręcz zbroję. Przeobraziła się w pewną siebie, silną kobietę, profesjonalistkę, której całym życiem była świetnie prosperująca firma. Zmieniła nawet swój wizerunek a ulotne związki stały się sposobem na życie osobiste. Wybrała karierę i życie w pojedynkę. 

Spotkanie z Pawłem, rozmowa o Bogu, doskonałej miłości, zdjęcie jego szczęśliwej rodziny obudziło w niej wspomnienia, tęsknotę za prawdziwą miłością.

Czy ktoś ją kiedyś pokocha? Zacisnęła powieki, by powstrzymać łzy. „Bóg cię kocha’, usłyszała w myśli słowa, które kiedyś, gdy jeszcze chodziła do kościoła, na oazę i pielgrzymki, słyszała tak często, ze aż jej spowszedniały. A teraz? Czy jeszcze w to wierzyła? Łzy znowu zaczęły płynąć jej po policzkach. Kuba obiecał jej modlitwę i się nie spełniła, a teraz Paweł…

Nie polubiłam Karoliny w tej roli, miałam ochotę nią potrząsnąć, ale z drugiej strony ją rozumiałam, że miała ku temu powody, by stać się zimną, wyrachowaną kobietą, drapieżną harpią Dlaczego nie posłuchała Pawła, który kiedyś wydawał się jej bardzo bliski. Dlaczego nie docierało do niej, że sama nie zaplanuje sobie nowego życia, kiedy będzie żyć przeszłością i wciąż rozdrapywać rany. Relacje z Kubą, Maksem i Pawłem były chore, życie się jej nie udało, choroba dołożyła swoje. Straciła poczucie własnej wartości. Karola znalazła się na karuzeli życia, która wciąż nabierała pędu. Czy można uciec przed przeszłością? Ona jej stale deptała po piętach. Pieniądze i kariera nie dały jej szczęścia. Dlaczego straciła wiarę i nadzieję, że można zacząć żyć od nowa?

Doświadczenie  mi mówi, że kto nie pokocha Boga, nie da się porwać jego miłości, ten będzie pokładał ufność w człowieku, będzie szukał spełnienia w ramionach mężczyzny lub kobiety, a odrzucony, utraci sens życia.

W podobnej sytuacji jak Karolina znalazła się kiedyś Olga, żona Kuby. Dopiero wkroczenie na Bożą drogę, życie według Jego przykazań odmieniło jej życie. Najprostszym rozwiązaniem była modlitwa za Karolę.

Maciej to kolejny bohater, który pragnął zerwać z przeszłością, oderwać się od niej, rozprawić raz na zawsze. Wciąż próbował, ale pozostałe po ranach blizny nie pozwalały. Ale przekonał się, że nie ma lepszego sposobu na problemy niż wiara. Trzeba w życiu mieć jakąś kotwicę, sprawdzone oparcie. Wsłuchać się w Boży plan na życie. Chciał pomóc Karolinie, nowej, okrutnej szefowej, której nikt nie lubił w firmie. Było mu jej tak po ludzku żal. On miał obok siebie cudowną, kochaną babcię Helenę, z którą mógł o wszystkim porozmawiać. O niedobrej, wręcz okropnej szefowej też.

– To dobra dziewczyna – wtrąciła nagle Helena.

– Kto? – Tak się zamyślił, że aż się wyłączył z rzeczywistości.

– Jak to kto. Ta twoja szefowa.

– Skąd wiesz? – prychnął.

– Ludzie są dobrzy, tylko niektórzy bardzo zranieni.

To babcia Helena podczas spotkania z Karoliną przejrzała ją na wylot i wyczuła, że zakłada na siebie maskę, wchodzi i świetnie odgrywa obcą sobie rolę. A Karola odnalazła w domu babci miłość, serdeczność, troskę, prawdziwie rodzinną atmosferę.

Na co dzień trzeba znajdować choćby najmniejsze radości i chuchać na nie jak na iskierkę. A nuż się z niej ogień rozpali?

Nieszczęśliwa i zraniona kobieta zaczynała odczuwać, jak pod wpływem modlitwy Kuby, Pawła i babci Heleny jej serce zaczęło topnieć. Czy to była nadzieja na lepsze jutro? A może tęsknota za zwyczajnym życiem i za miłością? Tęsknota za Bogiem? Helena nigdy nie oceniała, nie osądzała, dawała rady pomocne w życiu a w jej ramionach można było  znaleźć miłość, pociechę i utulenie. Wierzyła, że Bóg odmieni los tej mocno zranionej dziewczyny. Nawiązała się między nimi relacja babci i wnuczki. Modliła się w jej intencji.

I znowu wrócę do pięknej okładki, obrazka będącego metaforą nowego życia wypełnionego radością, światłem. Na horyzoncie widnieją góry, ukochane Beskidy Małgorzaty Lis. W powieści pojawiają się nie raz jakże pięknie namalowane słowami ich obrazy.  Podobnie jak  motyw irysów, ulubionych kwiatów Karoliny – symboli piękna, nadziei i wiary w miłość. Kiedy znowu zakwitną? Gdy Karolina na nowo uwierzy i otworzy się na miłość, pozwoli się pokochać. Warunkiem do szczęścia będzie przebaczenie sobie i katowi w swoim sercu. Z Bożą pomocą wszystko jest możliwe. On jest kochającym i miłosiernym Ojcem, któremu można wszystko powiedzieć. Ale wolność, którą podarował człowiekowi, wiąże Jego ręce. On musi wiedzieć, że człowiek chce wypełnić Jego plan na swoje życie. Przyjaciele otoczyli Karolinę modlitwą, która wlała w jej serce spokój i poczucie bezpieczeństwa a także wiarę, że tym razem z Bożą pomocą przezwycięży wszystkie problemy, by zacząć znowu żyć pełnią życia. 

Z kim bohaterka zbuduje swój świat na nowo? Tego dowiecie się sięgając po tę piękną i pełną emocji powieść. Poznając poruszające historie świetnie wykreowanych bohaterów bez trudu znajdziecie odpowiedź na ważne pytanie: kim jestem? Jakie mam relacje z Bogiem? Które relacje z innymi ludźmi należy odbudować, zacieśnić, zmienić? Wystarczy szczera rozmowa, obecność, wsparcie, pomoc  w wychodzeniu z beznadziejnej sytuacji. Wakacje, urlop sprzyjają refleksjom nad życiem. Wtedy czas wolniej płynie i możemy zacząć od dostrzegania dobra, okruchów szczęścia w drobnych rzeczach i gestach. 

Życzę Wam dobrego i owocnego czasu z książką. Niech i Was otuli wiarą i nadzieją, że miłość, przyjaźń i rodzina to najważniejsze wartości.

„Tajemnica Malinowego Wzgórza” – Iwona Mejza (patronat Mamy Dropsa)

Read More
tajemnice malinowego wzgórza 3d

Iwona Mejza, Tajemnice Malinowego Wzgórza, Wydawnictwo Dragon 2024.

Patronat medialny Mamy Dropsa

| współpraca reklamowa z wydawcą |

Bardzo się cieszę, że mogłam objąć patronatem medialnym najnowsze dziecko literackie Iwony Mejzy. Tym razem Autorka zaprosiła czytelników do malowniczo położonego dworu na  Malinowym Wzgórzu, który tak zacnie się prezentuje na ślicznej okładce projektu p. Macieja Piedy. Malinowy kolor sukienki Małgorzaty i malinowy kolor liter przyciąga wzrok i kusi, by sięgnąć po jakże pięknie wydaną książkę. Pomysł na tę powieść Autorka nosiła w sercu od dawna, a inspiracją była postać Ksawerego Franciszka Wakulskiego, nieco zapomnianego, ale wybitnego inżyniera, który po studiach na Sorbonie osiadł w Peru, gdzie budował kolej transandyjską. Jaki ma to związek z bohaterami powieści? O tym się przekonamy niebawem. Zapraszam na garść refleksji po lekturze.

Jak dobrze, że na początku mamy spis postaci i krótkie notki o nich, bo to pomaga porządkować o nich wiedzę podczas czytania, kiedy to dajemy się porwać lawinie emocji. Bohaterowie zaskakują oryginalnymi, staropolskimi imionami, które pasują idealnie do rodu Omelnickich: Ferdynand, Gertruda, Gerwazy czy Eleonora. Już sam tytuł zachęca do lektury. Kto nie lubi opowieści o tajemnicach rodzinnych, których odkrywanie krok po kroku wzbudza ciekawość i pozwala zatracić się w fabule, co daje wytchnienie i oderwanie od swoich codziennych trosk i problemów. Bohaterem zbiorowym jest rodzina tajemniczego Ferdynanda Omelnickiego, idealisty i romantyka, brata Eleonory Milewskiej, który jest znany jedynie z opowieści. Wuj zapisał rodzinie w spadku dwór. Warunkiem jego prawnego otrzymania jest wspólne zamieszkanie ekscentrycznej trzypokoleniowej rodziny przez rok na Malinowym Wzgórzu. Posiadłość wymaga kapitalnego remontu, a to z kolei wymaga czasu, pieniędzy i cierpliwości do nadzorującego upierdliwego konserwatora zabytków oraz lustrującego wszystko mecenasa Skalskiego, wykonawcy ostatniej woli Ferdynanda. Na oczach czytelników ten dwór pięknieje, odzyskując dawną świetność. Pojawiają się w nim niespodziewanie goście, wpadają niezapowiadani sąsiedzi, zamieszkują także zwierzęta: kot Buruś, rozrabiaka rozpuszczony przez hrabiego i pies Misia. 

Opowieść o rodzinie Omelnickich stała się dla Autorki pretekstem do pokazania, jak ważne są relacje międzyludzkie i więzi rodzinne. Trzypokoleniowa rodzina przez rok w jednym miejscu a każdy jest inny, ma swoje zalety ale i wady, słabości. Małgorzata traci pracę, zamierza się rozwieść z mężem Mateuszem, który się wyprowadził do … faceta. Co się za tym kryje? Kocha się w niej kolega z pracy, który pojawia się na Malinowym Wzgórzu. Mateusz jest projektantem wnętrz i początkującym pisarzem. Czy historia rodzinna go zainspiruje? Dużo pomaga przy projektowaniu i remoncie. Ekscentryczna babcia Eleonora, której można pozazdrościć energii, jest pewna, że sprosta warunkowi postawionemu przez brata Ferdynanda. Jej córka Alicja jest uparta i nastawiona bojowo, a jej ugodowy mąż Stanisław do wszystkich jest nastawiony przyjaźnie. 

Na Malinowym Wzgórzu czas wolniej płynie, rodzina ma się dobrze. Do tej pory żyli w zagonieniu i niedoczasie. Teraz to dla niej idealny czas na odpoczynek psychiczny, snucie refleksji nad życiem, nad ważnymi wartościami, relacjami. W głowie każdego z bohaterów rodzi się lawina pytań. Dzięki sąsiadom i poznanym ludziom dowiadują się więcej o wuju Ferdynandzie i poznają przeszłość. Ktoś jednak nie chce, aby wszystkie tajemnice rodu Omelnickich dotarły do spadkobierców. Ktoś knuje… Małgorzatę wraz z poznawaniem otoczenia intrygowało wiele spraw, co kryje w sobie stare biurko czy odkrycie taty Stanisława, włamanie do wieży w parku i zdewastowanie drzwi. To miejsce również wołało o remont. W domowym śledztwie pomagała jamniczka Misia. Babcia Eleonora obserwowała kogoś przez wojskową lornetkę. Mateusz i Radek zaczęli ze sobą nawet rywalizować w sprawach sercowych. Radek zgłębiał tajniki genealogii. Razem z Eleonorą prowadził śledztwo rodzinne trochę w tajemnicy przed resztą rodziny Dlaczego sąsiadka Katarzyna tak niechętnie opowiada o Ferdynandzie? Czy podzieli się wreszcie swoją historią? Kto nocą napadł nocą na Radka? Do dworu przyjechała także Marcelina, przyjaciółka Małgosi. A w bibliotece w biały dzień pojawił się… duch młodego Ferdynanda. Starsza pani zasłabła i znalazła się w szpitalu. Wszyscy się o nią martwili. Kim okazał się starzec dobijający się nocą do dworu? Do jakich odkryć doprowadziła dociekliwość Radka i uczciwość Roberta?

Dzieje się tu, oj dzieje. Fabuła jest bowiem niebanalna. A wszystko to napisane lekko, emocjonalnie, z humorem zaprawionym szczyptą ironii czy sarkazmu. Przez powieść się płynie. Uwielbiam gawędziarski styl narracji Iwony Mejzy. Im bliżej do końca powieści, tym więcej tajemnic zostaje odkrytych. Niestety, jednak nie wszystkie ujrzały światło dzienne. Ich odkrywanie było ekscytujące a niekiedy wzruszające i zaskakujące. Nie znalazłam wciąż odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie, dlaczego Ferdynand Omelnicki umarł na obczyźnie. Mam nadzieję na kontynuację powieści. Jestem przekonana, że nie tylko ja odczułam niedosyt.

Powieść zawiera ważne przesłanie. W zagonionym świecie jakże ważne jest zatrzymać się i nauczyć życia w zwolnionym tempie. Praca nie powinna przesłaniać całego świata. Warto też gonić marzenia i je spełniać. 

Może warto było zatrzymać się na chwilę i przyjrzeć się temu, co  minęło, zastanowić się nad tym, co będzie, czego byśmy chcieli. Nikt za nas nie zrealizuje marzeń, nie pchnie do przodu. Jeżeli nie zrobimy nic, to zostaną tylko marzeniami, czymś ulotnym, nieosiągalnym, przyprawiającym czasem o  ból głowy, a częściej o żal i zgryzotę. Bo dlaczego innym się udało, a nam nie?

Warunek postawiony przez Ferdynanda  w testamencie uświadomił bohaterom, że nie majątek jest ważny lecz coś znacznie cenniejszego – to rodzina jest najważniejszą wartością. A w ciągu roku można odbudować relacje i zacieśnić, wzmocnić więzi rodzinne. Powieść skłania nas do refleksji nad naszym życiem, nad relacjami. Czy wyciągniemy z niej dla siebie cenną lekcję? Tego sobie i Wam życzę. 

Polecam Wam tę zabawną, ale niezwykle pouczającą historię rodzinną, jakże idealną na letni czas sprzyjający spotkaniom rodzinnym.

„Zapach pustyni” – Monika Michalik (patronat medialny Dropsa)

Read More
zapach_pustyni_rzut monika michalik

Monika Michalik, Zapach pustyni, Wydawnictwa Videograf 2024.

Patronat medialny Dropsa

Tekst powstał w ramach współpracy reklamowej z Wydawcą. 

Dubaj to symbol bogactwa. Wysokie budynki, przepych na ulicach, luksusowe marki. Dubaj to symbol nowoczesnego orientu. Mieszanki kultur, zapachów i osobowości. I oczywiście miłości.

Monika Michalik dotychczas kojarzyła mi się z Grecją. Ze śródziemnomorskim słońcem i lazurem morskiej wody. Z kwitnącymi oliwkami i zachodami słońca malowanymi czułością. Tym razem jednak wsiadła w inny samolot. Poleciała z bohaterami prosto do Dubaju. Jak dobrze, że na pokładzie znalazło się miejsce dla czytelników.

To miał być służbowy wyjazd, furtka do marzeń i zawodowego awansu. Malwina miała spędzić w Dubaju kilka miesięcy. I wrócić. Przecież w Polsce miała pozycję w firmie, przyjaciółkę i chłopaka, którego wierności była pewna tysiące kilometrów od domu. Ale skąd mogła wiedzieć, że dubajskie złoto ma jeszcze jedno źródło? Skąd mogła wiedzieć, że jej szefem w Emiratach Arabskich będzie Ibrahim?

Mężczyzna przygotowuje się do zaaranżowanego małżeństwa i fuzji firm – ojca i teścia. Co jest ważniejsze dla tamtejszej tradycji i wychowanego w duchu posłuszeństwa Ibrahima? Czy polska krew, która płynie w jego żyłach, da o sobie znać podczas kontaktu z polską pracownicą? 

Och, co to za piękna historia miłosna! Miłości do drugiego człowieka, kraju, tradycji i złota. Dubajskie złoto kojarzy się z przepychem, bogactwem. Monika Michalik odchodzi od tego stereotypu. Dla niej dubajskie złoto to zachodzące słońce. To piasek pustyni muskający stopy zakochanych. To blask nadchodzącego dnia, który daje nadzieję na wspólne jutro.

Autorka duży nacisk kładzie na przedstawienie arabskiej kultury i tradycji. Kreując bohaterów, wskazuje na różnice między polskim a tamtejszym podeściem do życia. Relacje rodzinne, zawodowe, pozycja kobiety w społeczeństwie, kwestie związane z małżeństwem – różnice widać niemal na każdym polu. Czy zatem miłość Malwiny i Ibrahima ma szanse? Czy będzie tylko romansem, wspomnieniem noszonym w sercu wraz z zapachem pustyni?

Te pytania towarzyszą czytelnikowi od pierwszych rozdziałów do ostatniej strony. Niepewność, ciekawość i rozsmakowanie w coraz lepszym stylu autorki sprawia, że trudno oderwać się od lektury. Trzecioosobowy narrator zaprasza nas do świata i Malwiny, i Ibrahima. Zaprasza na spacery po mieście i po zakamarkach serca bohaterów. 

Monika Michalik była w Dubaju i chętnie zabiera tam czytelników. Akcja książki rozgrywa się nie tylko w hotelu czy gabinetach firmy wnętrzarskiej. To spacery po luksusowych dzielnicach, wieczory na plaży i popołudnia w zapomnianych zakątkach miasta. Wszystko przy akompaniamencie lokalnej muzyki, aromatycznych smaków i w towarzystwie ludzi – którzy wychowali się w blasku słońca Dubaju i dopiero poznają jego promienie. 

„Zapach pustyni” od momentu zapowiedzi plasuje się na wysokich miejscach w rankingu sprzedaży Empiku – wydawca zarządził dodruk egzemplarzy. To nic dziwnego. Ta powieść pachnie miłością i tym, co nieoczywistego niesie ze sobą to uczucie. Chęcią ryzyka, wyrzeknięcia się tradycji, poszukiwania siebie na nowo. I nieoczywistych odpowiedzi. Chociaż… Czy serce bije w oczywistym rytmie? To zakochane na pewno nie!

„Zapach pustyni” Moniki Michalik – kto powinien sięgnąć po tę książkę?

  • Miłośniczki pióra autorki
  • Literaccy podróżnicy
  • Osoby zainteresowane Dubajem, tamtejszą kulturą i tradycją

„Zagraj ze mną miłość” – Robert D. Fijałkowski (patronat Mamy Dropsa)

Read More
zagraj ze mną miłość 3d

Robert D. Fijałkowski, Zagraj ze mną miłość, Wydawnictwo eSPe 2024.

patronat Mamy Dropsa

„Zagraj ze mną miłość’ to kolejna katolicka powieść obyczajowa Roberta D. Fijałkowskiego, która miała premierę 11 marca. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Autora i już wiem od pierwszych stron, że będę czekać na każdą kolejną powieść.

Piękna okładka i metaforyczny tytuł sugerują, że mamy do czynienia z romansem, ale dedykacja zapowiada trudne a nawet bolesne wątki: „Dla wszystkich, którym brak zrozumienia przysparza cierpienia ponad miarę”. Już od pierwszych kartek powieść zachwyciła i oczarowała  mnie sposobem prowadzenia narracji, pięknym, chwilami iście poetyckim językiem. Autor jest obdarzony ogromną wrażliwością, intuicją, uważnością. Jest wirtuozem słowa! Jakkolwiek sam wyznał w komentarzu, że jest „normalnym facetem wrażliwym na obecność Boga, Człowieka, Kobietę”. Dodam, że wrażliwy też na sztukę i piękno natury. Ta niezwykła i pełna emocji powieść podczas lektury uruchomiła we mnie wszystkie zmysły: widziałam, czułam, słyszałam. Bez problemu weszłam do świata przedstawionego, byłam blisko bohaterów i chłonęłam wszystko jak Julia, która tu wczoraj przyjechała.

Stała na szczycie góry z renesansową bryłą jakiegoś klasztoru, nagle wyrastającego z leśnej gęstwiny. Od strony miasta wieńczyło go coś na kształt obronnych murów, z których widok był imponujący. Osiedla z wyraźnie widoczną siatką dróg pomiędzy blokami wyglądały niczym pudełka, na których ktoś od linijki narysował równe rzędy okien balkonowych. W oddali, tam gdzie horyzont łączył się z błękitem nieba, rozpościerały się zalesione wzgórza. Zdawało się, że prześcigają się nawzajem w jakimś tajemnym biegu, zdążając do ukrytego celu. Miasto można było objąć ramionami. Było wciśnięte w rozległą dolinę, z wyraźnie zarysowaną linią starej zabudowy, nad którą górowało zamkowe wzgórze. Julia odnalazła wzrokiem długą na kilka kilometrów ulicę, dzielącą Kielce na dwie części.

Metaforyczny tytuł zawiera w sobie zaproszenie na koncert, na randkę, na wyprawę w góry, do wspólnego życia, koi tęsknotę za miłością i daje nadzieję, że ją spotkamy. Miłość jest tu najważniejsza, ma wiele oblicz, ale łączą je: troska, opieka, dbanie, towarzyszenie na dobre i na złe, dawanie, rozbudza dobro, koi cierpienie, pociesza, jest najlepszym lekarstwem dla duszy – czyli jest działaniem na rzecz drugiej osoby w taki sposób, aby to, co najlepsze, w niej rozkwitło. Zagraj ze mną… czyli bądź ze mną a wówczas będzie nam raźniej iść przez życie, dokonywać dobrych wyborów życiowych, zmagać się z trudnościami, problemami, bolesnymi wspomnieniami, zmieniać je na lepsze. Miłość ma swoje źródło w Bogu, który jest miłością. To On otwiera przed nami drzwi, daje nam możliwości wyboru. Ta opowieść powstała właśnie z miłości do Boga. Autor w sposób nienachalny i delikatny, subtelny o Nim mówi. Boski akcent pojawia się w życiu uczniów. Niektórzy wierzą w Boga, uczęszczają na lekcje religii i na spotkania oazowe. inni wierzą, ale nie praktykują, bo nie wynieśli tego z domów rodzinnych. Osadzenie akcji powieści w Kielcach, na Karczówce, w pięknych Górach Świętokrzyskich sprzyja medytacjom, modlitwie, refleksjom nad życiem.

Droga z każdą chwilą stawała się coraz bardziej kamienista. Dziwnie wyglądały potężne drzewa, z konarami szukającymi podłoża. Wyciągały swoje drewniane palce, wciskając je między głazy. Im wyżej wchodzili, tym bardziej korony drzew przypominały malarską paletę, na której ktoś przez nieuwagę rozlał żołtopomarańczową barwę, tworząc na niej kolorowe zacieki. Miejscami nie dało się nawet ocenić, czy to jeszcze kolor bladej moreli, czy też dyni. A może to bursztyn z zielonymi plamami? Im głębiej sięgała wzrokiem, tym las wyglądał na bardziej niedostępny. Powalone i zbutwiałe pnie porośnięte były przez wielkie paprocie.

Spacerujemy ulicami miasta, podziwiamy zabytki, szukamy śladów Żeromskiego i Sienkiewicza, zaglądamy do kościołów, wyprawiamy się na szlaki górskie, poznajemy historię relikwii św. Krzyża, kapliczki na szlaku,  ciekawe legendy związane ze źródełkami o cudownej mocy wody.

Przenosimy się także do klasztoru na Karczówkę i do Klasztoru Karmelitów Bosych w Czernej ze słynnym obrazem Matki Bożej Szkaplerznej w Sanktuarium i relikwiami św. Rafała Kalinowskiego, który za życia miał niezwykły dar jednania grzeszników z Bogiem i przywracania spokoju sumienia. To za wstawiennictwem tego właśnie świętego  jeden z bohaterów skrzywdzony i niezrozumiany przez dorosłych nie stracił wiary w Boga, tylko wstąpił do klasztoru. Książka nie omija bowiem bolesnych tematów kościoła. Każdy z osobna i instytucje muszą sobie z tym poradzić. Ucieczki od tego nie ma.  

Robert D. Fijałkowski snuje opowieść o losach kilkorga ludzi, którzy niespodziewanie spotkali się w kieleckim liceum, niezwykłej placówce oświatowej. Niełatwo jest zachować proporcje między wychowaniem, moralnością a wolnością konieczną do wzrostu młodego człowieka. Miał tego świadomość dyrektor szkoły – człowiek z charyzmą, pasjonat historii i myśli pedagogicznej. Uczniowie uwielbiali dyrektora, nazwali go Don Kichotem i podarowali mu grafikę przedstawiającą karykaturę rycerza, którą powiesił nad biurkiem.

Rycerz siedzący na utrudzonym koniu spoglądał w dal na skrzydła wiatraków. Nieco z boku stał jego giermek. Niski, przysadzisty jak sługa dzielnego hobbita z twarzą tak sugestywną, tak pełną pasji, wiary i sensu. Bez wątpienia na tej rycinie była to postać pierwszoplanowa.

Przy stole dyrektorskim często toczyły się bitwy, które okazywały się walką z wiatrakami. Stąd też jego celem podczas czteroletniej edukacji było uświadomić uczniowi, gdzie są te wiatraki, z którymi usiłuje walczyć. Pragnął też nauczyć młodych ludzi myślenia. Był bowiem przekonany, że jest to najważniejsza zdolność, jaką powinni posiąść w szkole. Od młodych ludzi również wiele się uczył. Potrafił przyznać sie do błędu. Młodzież stała za nim murem, bowiem traktował ich zawsze podmiotowo. To, co spotyka Don Kichota jest swego rodzaju manifestem jednostki w systemie: „Chciałem pokazać, że szkoła nie może kojarzyć się z ograniczeniami, które notabene, są niejednokrotnie wytworem złych wyobrażeń”. Potrzebował do tego zespołu pedagogicznych fachowców, zatroskanego o młodzież, nauczycieli twórczych, pełnych inwencji, mających doskonały kontakt z młodzieżą. I to mu się udało. Zależało im bardzo na zbudowaniu nowego wizerunku szkoły, pod każdym względem bezpiecznej, ale i otwartej. Jak dobrze, że powieść ujrzy światło dzienne w momencie, w którym toczą się dyskusje na temat reformy szkoły.

Wychowanie to zawsze jeden wielki eksperyment. Każdy człowiek jest przecież inny, a wszelka teoria i studia w którymś momencie dają jedynie zdolność do samokrytycznego myślenia. Do osobistego szukania odpowiedzi, które nie są oczywiste…

Pracę w kieleckim liceum rozpoczęła Julia, nauczycielka języka angielskiego, która uciekała od bardzo trudnych i bolesnych wspomnień związanych z jej wcześniejszą pracą w interwencyjnym ośrodku dla chłopców. Czy ta zmiana uciszy, zagłuszy w niej wyrzuty sumienia? Bohaterka wybrała samotność a pragnęła nowego życia. „I teraz zamierza trwać w starej sukni, która do tej nowości zupełnie nie pasuje”. Julia marzyła o miłości, ale czy jej serce przepełnione bólem jest do niej zdolne? A przecież fascynował ją dyrektor, tajemniczy Krzysztof jako przystojny mężczyzna o otwartym umyśle i sercu przepełnionym pasją, jej przewodnik po pięknych okolicach. Od pięciu lat był sam. Nie lubił jednak opowiadać o sobie. Tajemnica to jego drugie imię. Czy wyprawa w góry pomoże obojgu znaleźć odpowiedź na pytania: dokąd idziesz? jakie drzwi chcesz otworzyć?

Trzeba resztę zostawić Bogu. To On przecież jest źródłem i chęci, i działania. Miłość wcale nie jest tu wyjątkiem.

Do klasy maturalnej dołączyła rudowłosa Elena. Ta skromna dziewczyna zachowywała się tak, jakby chciała się schować w tłumie. Przeprowadziła się z mamą z Gdańska. Czy zmiana miejsca i zacieśnienie relacji z mamą sprawią, że dziewczyna dostrzeże w sobie kobiecość? Na polecenie wychowawcy zaopiekował się dziewczyną Hieronim, przystojny i tajemniczy chłopak o oczach pełnych smutku, do którego wzdychały prawie wszystkie dziewczyny w szkole. Julia i Elena były tu nowe, i wszystko dookoła było tu dla nich nowe. Obie zagubione, więc powinny się trzymać razem. Na kartach powieści obserwujemy jak Elena i Hieronim dojrzewają do miłości, krok po kroku pokonując piętrzące się trudności. Pomoże im w tym muzyka… Czy Julia widząc to, też otworzy swoje serce na miłość? Czy uda się jej uporać ze zwątpieniem w siebie i przebaczyć sobie samej?

„Zagraj ze mną miłość” to opowieść o emocjach i uczuciach, których całą feerię Autor tak cudownie namalował słowem. Pisarz sporo miejsca poświęcił na przedstawienie miłości, która rodzi się po trudnych doświadczeniach i obserwacjach. Julia była świadkiem dramatu. Tragedii tak dalekiej, tak przeciwnej miłości. Otwarcie się na prawdziwe, czyste uczucie nie jest proste. Ale czytelnik zyskuje nadzieję na to, że możliwe. Czytelnik pragnie, by Julia stała się Dulcuneą.  Czy autor spełni to życzenie? Tego dowiecie sie z lektury.

Zagraj ze mną miłość. I inne melodie. Przyjaźń, ale i tęsknota, bezsilność, samotność, ból po rozstaniu. Zemsta. Pasja do muzyki i do tańca. Zachwyt nad pięknem natury. Postaci poruszają się w takt tego, co towarzyszy nam w codzienności. Tego, co dobre i budujące oraz tego, co złe, co burzy.

Co trzeba zrobić, aby się szczęśliwie zakochać? Odpowiedź na to pytanie znajdziesz w powieści.

„Czerwony pamiętnik” – Ewelina Klimko (patronat medialny Dropsa)

Read More
czerwony pamiętnik 3d

Ewelina Klimko, Czerwony pamiętnik, Wydawnictwo Dragon 2024. 

Patronat medialny Dropsa Książkowego

Współpraca reklamowa z Wydawcą.

Wracam do ulubionych fragmentów, patrzę na okładkę „Czerwonego pamiętnika”. Nie mogę uwierzyć, że patrzę na debiut. Ta książka to więcej niż powieść. To historia rodzinna. To podróż w czasie do czasów II wojny światowej. To historia o ocaleniu historii przodków i narodowego dziedzictwa. „Czerwony pamiętnik” to świadectwo miłości – do babci, sztuki i słowa pisanego. Bo przecież wszystko miało swój początek w ratowaniu. Książek.

Z ogromnym wzruszeniem śledzę drogę Eweliny od pierwszej zapowiedzi do dzisiejszej premiery. Wspomnienia z mojego zeszłorocznego debiutu pod banderą tego samego wydawnictwa wracają. To piękne wspomnienia, z szerokim uśmiechem czytam posty Eweliny. Podczas lektury „Czerwonego pamiętnika” też się uśmiechałam. A jeszcze częściej wzruszałam…

Akcja powieści rozgrywa się dwutorowo. Czasy współczesne to czasy Emilii, która wraz z przyjacielem prowadzi pracownię konserwacji dzieł sztuki. Fascynuje się starymi domami i przedmiotami. Do jej rąk trafia wyjątkowy pamiętnik – zapiski babci, która ją wychowała i ukształtowała jako kobietę, człowieka. Zabiera go ze sobą na zagraniczne wakacje. Przypadkowe spotkanie ze współpracownikiem nad włoskim jeziorem staje się początkiem zacieśniania znajomości. A może nie ma tu mowy o przypadkach…? 

Postać Michaliny – bohaterki, której poświęcona jest część akcji rozgrywającej się podczas II wojny światowej, jest inspirowana postacią babci Autorki. Zostawiła Michalinie czerwony pamiętnik i pierścionek z czerwonym oczkiem. I misję. Babcia powtarzała, że napisze książkę. Nie zrobiła tego, nie zdążyła. Zrobiła to za nią wnuczka, oddając hołd babci i wszystkim, którzy podczas II wojny światowej z narażeniem życia ratowali dziedzictwo polskiej kultury. Prawdziwych wydarzeń na kartach powieści jest niewiele, ale w każdym fikcyjnym fragmencie można znaleźć ziarenko prawdy, wspomnień i pamięci.

Tytułowy pamiętnik stał się dla Autorki drogą do poznania babci. Dla czytelników staje się drogą do poznania niekomentowanego szeroko obszaru działalności Armii Krajowej podczas wojny – ratowania od zagrabienia i zapomnienia książek.

„Czerwony pamiętnik” to nie tylko powieść z historią w tle. To nie tylko opowieść o przyjaźni, fascynacji czy nieśmiałym zakochaniu. Ta książka ma w sobie także elementy kryminału i powieści szpiegowskiej.- wszystko dzięki wątkowi handlu dziełami sztuki. Wątkowi, które swoje korzenie ma w ogarniętym wojną Lwowie.

Jestem urzeczona nie tylko treścią powieści, ale także jej wydaniem. Przykuwająca wzrok oładka ze skrzydełkami, czcionka przyjazna dla oczu książkoholika, dodatki dołączone przez Wydawcę – Ewelina pięknie debiutuje. 

Mam nadzieję, że i Wy docenicie jej odwagę wejścia w przeszłość własnej rodziny i pod płaszczykiem fikcji podzieleniem się historią ukochanej babci. Docenicie sposób kreacji bohaterów dobrych i złych. Docenicie język, którym opisuje stare dworki i przenosi nas do lat 40. ubiegłego wieku. 

„Czerwony pamiętnik” to debiut, który bez wątpienia zasługuje na uwagę. 

Ewelino, jestem pewna, że Jarzębina jest z Ciebie dumna i świętuje Twój sukces przy studni! 

„Czerwony pamiętnik” Eweliny Klimko – kto powinien sięgnąć po tę książkę?

  • Czytelnicy powieści z historią w tle
  • Miłośnicy książek, których akcja rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych
  • Osoby chętnie sięgające zarówno po historie obyczajowe, jak i kryminały
  • Osoby interesujące się sztuką – nie tylko literaturą