„Jesteśmy Twoi” – Anna Ficner-Ogonowska

Read More
jesteśmy twoi recenzja

– Cześć, Mamo.

– Cześć, Córeczko. Wyglądasz na zmęczoną.

– To nie zmęczenie. To uczucia, to emocje…

– Coś się stało?

– Skończyłam czytać nową książkę pani Ani Ficner-Ogonowskiej.

– Ta kochana kobieta tak Cię przeorała?

– Nie ona, historia, którą opowiedziała… Historia o miłości, kobietach, o matkach – tych, które już mają dzieci i tych, które są matkami bez dziecka…

Anna Ficner-Ogonowska, Jesteśmy Twoi, Wydawnictwo Znak 2022.

Powieść „Jesteśmy Twoi” można podzielić na dwie części. Pierwsza dotyczy poznawania się Idy i Toma – rodzącego się uczucia, planowania rodziny. Dotyczy Róży, Milki i Oskara, którzy odnajdują się po latach i na nowo budują swoją rodzinę. Tę część po prostu pochłaniałam. Chciałabym napisać, że delektowałam się daniem skomponowanym z najpiękniejszych składników zwanych literami, emocjami i uczuciami, ale to by było kłamstwo. Pożerałam, pożerałam tę powieść. Byłam zachłanna, nie znałam umiaru przy przewracaniu stron. Serwowałam kolejne dokładki, bo przecież „jeszcze jeden rozdział” to za mało…

A to dlatego że od zawsze byłam marzycielką. Wolałam marzyć, niż doświadczać twardego lądowania poprzedzonego chwilą przyjemności, choćby największej.

Niestety,  nastąpiło lądowanie. Wylądowała Ida, wylądował Tom. Z hukiem zderzyli się z rzeczywistością, z bezsilnością. Ich serca i marzenia rozpadły się na kawałki. Rodzina – stworzenie domu dla małego człowieka, to oczywiste dla wielu małżeństw – stało się największym życiowym wyzwaniem, w którym nie wszystko zależy od nich…

„Od zawsze byłam matką” – to zdanie otwiera powieść „Jesteśmy Twoi”.

Bo ta powieść to historia miłości macierzyńskiej. Anna Ficner-Ogonowska pięknie pisze o mamach – o ich drodze do wymarzonej roli. Drodze, która nazywa się in vitro, drodze, które nazywa się adopcja. Autorka maluje różne portrety matek i macierzyństwa właśnie.

Matka, która porzuca swoje dziecko.

Matka, która nie urodziła, lecz wychowuje.

Matka, która niespodziewanie umiera.

Matka, która zmaga się z trudem samotnego macierzyństwa.

Matka, która mieszka na innym kontynencie.

Wreszcie matka, która nie ma dziecka…

Ta książka jest o matkach, o kobietach. Dla kobiet. To bardzo kobieca opowieść. Każda kobieta znajdzie w niej coś od siebie. I na początku drogi, szukająca siebie, szukająca drugiej połówki. I ta już na szlaku, z partnerem i dziećmi u boku. I ta, która na zawsze musi pożegnać towarzysza ziemskiej podróży. Córki, siostry, matki, przyjaciółki. Są tu wszystkie. Takie jak my.

Anna Ficner-Ogonowska znowu jest Twoja. Moja. Nasza. Oddała w nasze dłonie opowieść o wszystkich obliczach miłości. Także do literatury, co nas, książkoholików, szczególnie cieszy. Wszystko dzięki profesji Idy – dyrektorki wydawnictwa…

Momentami świętymi jego żona nazywała te chwile, w których stawała się pierwszym czytelnikiem książek swoich ulubionych autorów, a miała ich kilku. Zawsze podkreślała, że czuje się wybrańcem losu. Lubiła spotykać się z autorami. Rozmawiać z nimi o pomysłach, które miały przeradzać się w książki. Czuła się wtedy jak naoczny świadek historii, bo tworzenie książek to była dla Idy historia, która pozwalała się poznać wielu ludziom.

Bohaterowie powieści spotkali się w chmurach. Ja przed wiele dni byłam w lekturowych chmurach. Nie zawsze były to różowe obłoczki. Czasem chmury burzowe, z których raz po raz wychodziły pioruny, rozdzierające moje serce. Czasem z chmur padał grad, uderzając w moje najczulsze strony. Czasem deszcz lejący się z tych chmur zlewał się z moimi łzami.

Bo tej książki nie da się przeczytać na chłodno. Nie jestem mamą, nie jestem też – jak powtarzam za Chandlerem z „Przyjaciół” – matką bez dziecka, czyli kobietą, która z całych sił pragnie zostać mamą, odczuwa instynkt, a natura nie pozwala jej zrealizować marzenia. Mimo to, tak myślę, potrafiłam wejść w tę historię. Anna Ficner-Ogonowska chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła do Idy – głównej bohaterki, głównej narratorki. Postawiła obok i powiedziała: „Idź, idź z nią. Słuchaj, bądź obok”. Szłam, słuchałam, byłam. Odkładając przeczytaną książkę na stół, czułam, jak mocno bije mi serce. Czułam wzruszenie. I wreszcie nadzieję. Bo ta mała dziewczynka z okładki z żabą – to Róża, poznacie jej historię – nieprzypadkowo ma zieloną sukienkę. Zieleń to kolor nadziei… A opowieść „Jesteśmy Twoi” to obietnica nadziei i wiary w niemożliwe.