Mateusz Glen/Ta Jedna Ciotka, Boże, Beata!, Wydawnictwo Znak 2024.
| współpraca reklamowa z Wydawcą |
Na Instagramie obserwuję nie tylko konta związane z książkami – pisarzy, wydawców czy blogerów. Lubię oglądać śmieszne filmiki, z których autorzy z przymrużeniem oka pokazują naszą codzienność. To ważne, przynajmniej dla mnie, by polskie przywary i stereotypy prezentować ze smakiem, nikogo nie obrażając. Do takich kont należy profil Mateusza Glena, a właściwie Tej Jednej Ciotki.
https://www.instagram.com/mateuszglen_official/
Ta Jedna Ciotka mieszka w Gdyni razem z Beatą – czy łączą je więzy krwi, czy przyjaźń – nie wiadomo. Ciotka jest wdową, a do grona jej najbliższych, oprócz Beaty, należą: Teresa, Gośka, Kubuś i piesek Pimpirimpi. Od lat nie pała sympatią (zresztą z wzajemnością) do sąsiadki Maślakowej. Ciotka jest idealna – jak przystało na Królową Ludzkich Serc – co daje jej prawo do oceniania świata i innych. I pouczania Beaty, w końcu ciotka wiecznie żyć nie będzie.
Tym razem jednak ciotka nie dyskutuje na temat tego, co tu i teraz. W kościele, na cmentarzu, w domu, w sklepie, na podwórku. Tym razem ciotka jedzie do sanatorium. Choć ona by pewnie powiedziała senatorium 😉 Wraz z turnusem zaczyna się przygoda…
„Boże, Beata” to – jak głosi hasło na barwnej i w pełni oddającej charakter bohaterki okładce – powieść komediowa. Narracja i dialogi utrzymane są w stylu wypowiedzi cioteczki w filmikach. Czytając, słyszałam dobrze znany mi głos, intonację i naturalne dla cioci językowe wpadki. Warto dodać, że choć akcenty komediowe dominują, jak przystało na ciocię, mamy też w książkach nutę kryminału. Ciocia bowiem prowadzi własne śledztwo dotyczące handlu preparatami na odchudzanie. Mateusz Glen porusza ważny wątek dotyczący suplementacji z niesprawdzonych źródeł. Pokazuje, do czego może prowadzić leczenie nie pod okiem lekarza i specjalistów, a koleżanek z turnusu.
„Boże, Beata!” nie tylko rozśmiesza do łez. Ogromnie też wzrusza. Scena, w której ciocia opowiada o swojej miłości do męża, wraca do dnia jego śmierci sprawiła, że w moim gardle pojawiła się ogromna gula. A w sercu refleksja. Uświadomiłam sobie, że pod płaszczykiem powieści komediowej kryje się powieść o życiu. Powieść obyczajowa. O blaskach i cieniach tego życia. O relacjach, o tęsknocie i o pustce, która pojawia się po latach wspólnego związku po odejściu małżonka. Pustce, której nic i nikt nie jest w stanie wypełnić. I o obrączce, która jest noszona aż do śmierci.
W swojej książce Mateusz Glen udowadnia, że jest nie tylko doskonałym obserwatorem rzeczywistości i głosem ciotki trafnie komentuje społeczne przywary. Mateusz jest też, a może przede wszystkim, człowiekiem rodzinnym i pełnym wrażliwości. Dziękuję Ci za to!
Was serdecznie zapraszam do lektury i obejrzenia filmików z cioteczką. Jest niedziela, więc pewnie ciocia wróciła z kościoła i szykuje obiad, narzekając na opieszałość Beaty. Widzimy się przy stole nakrytym serwetkami z koronek? Do zobaczenia!
„Boże, Beata!” Mateusza Glena – kto powinien sięgnąć po tę książkę?
- Fani filmów z cioteczką
- Osoby zastanawiające się, kim dla ciotki jest Beata
- Obserwatorzy kont w mediach społecznościowych, które są prowadzone z przymrużeniem oka
- Czytelnicy szukający lekkiej i jednocześnie wzruszającej lektury na wakacyjny dzień