„Stojąc pod tęczą” – Dorota Schrammek

Twórczość Doroty Schrammek poznałam dzięki Mamie. Kupiła dwie powieści tej
autorki i dosłownie je połknęła. Od dawna namawiała mnie, bym sięgnęła po
któryś z tytułów. Wczoraj, w ramach lektury do popołudniowej herbaty,
postanowiłam zacząć Stojąc pod tęczą. Jaka matka, taka córka – „połknęłam” ją
równie szybko jak moja rodzicielka i jeszcze tego samego wieczoru przeczytana
powróciła na półkę.
Autorka zabiera czytelników do
Szczecina. Głównymi bohaterkami powieści są cztery kobiety pracujące w agencji
nieruchomości. Dzieli je wiek, relacje z mężczyznami, status rodzinny i
majątkowy, życiowe doświadczenia. Łączy natomiast prawdziwa przyjaźń.
Magdalena to prawdziwa córeczka tatusia.
Zawdzięcza ojcu nie tylko poczucie własnej wartości, ale także studia oraz pracę.
Teraz szanowny tata szuka dla swojej księżniczki narzeczonego. Problem w tym,
że córka i ojciec mają różne wizje faceta idealnego. Zamiast na aranżowanych
randkach, Magda woli spędzać wieczory w towarzystwie radiowego odbiornika.
Aneta jest kochającą i troskliwą matką
trzech synów. Czy jest szczęśliwą żoną? Jej związek z Karolem zaczął się dość
nietypowo. Potem w krótkim odstępie czasu pojawiały się dzieci, a teściowa nie
szczędziła krytycznych uwag przy byle okazji. Powrót do pracy po bardzo długim
„bezrobociu wychowawczym” staje się dla Anety wytchnieniem od domowych
obowiązków i przede wszystkim szansą na   uwierzenie w siebie i podniesienie poczucia
własnej wartości.
Patrycja to typ samotnika. Osierocona
przez matkę, nie utrzymuje kontaktów z despotycznym ojcem, byłym wojskowym,
który zamienił jej dzieciństwo i młodość w piekło. W niewielkim mieszkaniu żyje
razem z psem Apollem. Dog jest jej prawdziwym i właściwie jedynym przyjacielem,
któremu podporządkowuje wszystkie plany. Po pracy aktywnie działa w
stowarzyszeniu pośredniczącym w adopcji psów.
Jagoda, niezadowolona ze swojego
małżeństwa, wdaje się w romans z przystojnym Francuzem. Ma mało ambitnego acz
uzdolnionego artystycznie męża, który zamiast robić karierę w świecie sztuki,
pracuje w sklepie z rowerami. Wierząc w szczerość uczuć zagranicznego kochanka,
kładzie na szali wspólne życie z Arturem.
Matka, żona, kochanka i singielki. W
każdej z bohaterek czytelniczka może znaleźć część siebie. Punktem zwrotnym
zarówno w powieści, jak i w życiu czterech przyjaciółek staje się śmiertelna
choroba jednej z nich. Kobiety zaczynają inaczej patrzeć na wiele spraw i
doceniać każdy dzień, a nawet każdą chwilę. Nie są w stanie zmienić całego
życia, ale wierzą, że coś mogą poprawić. Przekonują się, że szczęście jest jak
tęcza – nieuchwytne. Dlatego uczą się czerpać je garściami, dopóki mogą. Ta
książka jest lekcją prawdziwej przyjaźni, miłości, wybaczania, a także pokory i
godnego odchodzenia w kierunku niebieskiej tęczy….
Stojąc pod tęczą czyta
się szybko, bardzo szybko. To zasługa prostego języka, dobrze skonstruowanej
fabuły, niebanalnych bohaterek i bliskim sercom wielu kobiet wątków. To
niestety historia bez happy end’u, ale czy nie takie bywa życie…? Mimo uronionych
łez  podczas lektury, gorąco polecam!
A poniżej fotografia upamiętniająca spotkanie z p. Dorotą podczas tegorocznych Warszawskich Targów Książki 🙂 Fantastyczna chwila, inspirująca rozmowa. 

liczba stron: 200

„Słowik” – Kristin Hannah

Piękna okładka, piękny zapach i piękna
treść. Połączenie idealne jest niemożliwe? W takim razie Słowik Kristin Haanah to
wyjątek potwierdzający regułę. Światowy bestseller w końcu dotarł do Polski.
Bardzo się cieszę, że Świat Książki,
wydawnictwo bliskie mojemu sercu od czasów dzieciństwa, „wypuściło z klatki”
prawdziwą perełkę. Historia inspirowana życiorysem bojowniczki ruchu oporu,
Andree de Jongh zachwyciła czytelniczki na całym świecie. Ja również dołączyłam
do tego grona. Słowik uwiódł mnie już pierwszym zdaniem.
Isabelle Rossignol i Vianne Mauriac to
siostry. Różni je wszystko – wygląd, wiek, wykształcenie i przede wszystkim
okoliczności dorastania oraz życiowe doświadczenia. Po śmierci matki zostały
porzucone przez ojca. Każda na swój sposób radziła sobie z poczuciem
opuszczenia i samotności. Starsza Vianne szybko założyła rodzinę i podjęła
pracę w szkole podstawowej, a Isabelle z hukiem opuszczała kolejne szkoły z
internatem. Ich los krzyżuje się ponownie w 1940 roku, kiedy do Francji wkracza
armia niemiecka…
Mąż Vianne zostaje zmobilizowany.
Kobieta zostaje sama z kilkuletnią córką w pięknej posiadłości. Dom przykuwa
uwagę okupanta i wkrótce pod dach nauczycielki trafia oficer III Rzeszy,
kapitan Beck. Chcąc ratować życie swoje i małej Sophie, jest gotowa na
wszystkie, nawet te dramatyczne poświęcenia. W trudnych chwilach może liczyć na
swoją sąsiadkę i przyjaciółkę, Żydówkę Rachel. Do czasu…
Isabelle nie potrafi pogodzić się z
decyzją o kapitulacji Francji. Mimo młodego wieku nie zamierza z założonymi
rękami czekać na pomoc sojuszników. Dołącza do ruchu oporu. Z czasem kolportowanie
ulotek przestaje jej wystarczać. Nie zważa na niebezpieczeństwo, jakie ściąga na
całą rodzinę. Wątek niepokornej Isabelle przybliża czytelnikowi działalność
francuskiego podziemia.
Siła, odwaga i determinacja kobiety – to
słowa klucze, które świetnie oddają klimat powieści. Każda z sióstr rozpoczyna
własną drogę do przetrwania, wolności i… miłości. To właśnie uczucia są w Słowiku
najważniejsze. Skomplikowane stosunki między siostrami, brak kontaktu z
ojcem i mężczyźni – w książce znajdziemy różne relacje międzyludzkie. Choć
akcja powieści rozgrywa się podczas II wojny światowej, autorka sporo miejsca
poświęca miłości. Przecież kocha się bez względu na miejsce i okoliczności.
Powieść wyzwoliła we mnie całą paletę
emocji – od śmiechu i wzruszenia, po paraliżujący strach i łzy rozpaczy. Nie
potrafiłam, nie chciałam odrywać się od lektury ani na chwilę. Choć książek z
wojną w tle jest wiele, ta wydaje mi się szczególna, wyjątkowa. Niebanalne,
skomplikowane historie głównych postaci, dwudziestowieczna Francja ogarnięta
wojną i piękny język. Kristin Hannah w
niemal poetycki sposób dzieli się z czytelnikami życiowymi wskazówkami. Opisy,
dalekie od sielskich i bajkowych, poruszają każdy fragment wyobraźni,
oddziałując na wszystkie zmysły.   
Rozdziały wojenne, pisane w trzeciej
osobie, przeplatają z fragmentami o wydarzeniach z lat 90. ubiegłego wieku. Kto
jest pierwszoosobowym narratorem tych partii tekstu? Tego czytelnik dowiaduje
się pod koniec powieści. 
Bohaterowie Słowika muszą odpowiedzieć
na fundamentalne pytanie – jestem tchórzem czy bohaterem? Stają przed trudnymi
i niebezpiecznymi dla życia wyborami. Muszą zdecydować, kogo chronić – siebie
czy najbliższych? A może zdradzić…? Dziś łatwo osądzamy, często potępiamy
postępowanie naszych przodków, którzy walczyli lub nie podczas II wojny
światowej. W Słowiku nie ma podziału na czarne i białe. Nie ma
jednoznacznych wyborów, nie ma prostych odpowiedzi. Liczy się każdy dzień,
każdy kolejny dzień życia. Własnego i najbliższych. Cena za jego ratowanie
potrafi być dramatycznie wysoka…
Obok Słowika nie da się
przejść obojętnie. Ta powieść wzrusza i porusza do głębi. Zachwyca i inspiruje.
Jest kolejnym dowodem na to, że siła to kobieta, a nad miłością człowiek nie
potrafi zapanować. Polecam. Gorąco polecam!!!
liczba stron: 560

Portalowi
Księgarskiemu oraz Wydawnictwu Świat Książki dziękuję serdecznie za egzemplarz
do recenzji 🙂



„Zawsze ktoś patrzy” – Joy Fielding



Zawsze ktoś patrzy. Żyjemy w czasach obserwacji. Obserwujemy na Facebook’u,
Instagramie, koncie Google, niektórzy „tradycyjnie” przez okno. Tak
też jest w najnowszej powieści
 Joy Fielding. Gdy obserwująca pada
ofiarą obserwacji, życie zmienia się nieodwracalnie.
Główną bohaterką thrillera psychologicznego Zawsze ktoś patrzy jest Bailey Carpenter. Młoda, inteligentna,
pomysłowa, odważna i bogata. Pracuje w renomowanej firmie prawniczej w Miami
jako detektyw. Nie myśli o własnym bezpieczeństwie, skupia się na zbieraniu
dowodów. To właśnie praca, a konkretnie pozornie rutynowa obserwacja, zmienia
jej życie. W środku nocy, w krzakach, pada ofiarą gwałtu.
Napad silnie oddziałuje na psychikę dziewczyny. Zaczynają nawiedzać ją
koszmary. Nie potrafi oddzielić snu od jawy. Paniczny strach nie pozwala na
powrót do dawnego życia. Dzień spędza na kąpielach i oględzinach domu z
nożycami w dłoni. Panicznie boi się opuścić swój apartament. Jej „rozrywką”
staje się obserwacja lokatorów budynku naprzeciwko. Zauważa sąsiada –
przystojnego narcyza i kobieciarza. Z czasem orientuje się, że to on ją obserwuje…
Brak postępów policyjnego śledztwa skłania ją do rozpoczęcia własnego
dochodzenia. By zdemaskować napastnika, musi odzyskać utraconą wiarę w siebie i
pokonać strach. Decyzja o samodzielnym wymierzeniu sprawiedliwości staje się
początkiem wstrząsających wydarzeń…
Zawsze koś patrzy czytałam jednym tchem.
To dobrze napisany, do ostatnich stron trzymający w napięciu thriller
psychologiczny. Autorka świetnie łączy intrygę kryminalną z celnymi
obserwacjami obyczajowymi. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie. Dzięki
temu zabiegowi czytelnik może razem z Bailey prowadzić dochodzenie i krok po
kroku odkrywać kolejne zaskakujące elementy układanki.
Detektyw Carpenter to ofiara, ale i bohaterka. Joy Fielding powoli odsłania psychikę skrzywdzonej kobiety. Bailey
jest przerażona. Świadomość, że zawsze ktoś patrzy, nie pozwala jej odzyskać
równowagi. Koszmary i przywidzenia stają się jej codziennością. Wie, że musi
pokonać strach. Chce pokonać strach. Czy wybrała właściwą drogę?
Powieść do końca trzyma w napięciu, zapierając dech w piersiach i powodując
gęsią skórkę. Do ostatnich stron nie miałam pojęcia, kto był napastnikiem.
Finał naprawdę mnie zaskoczył i nie pozwolił spokojnie zasnąć. Sięgając po tę
książkę, pamiętajcie, że nie wszystko jest takim, jakim się wydaje. Nigdy nie
jesteśmy sami. Zawsze ktoś patrzy. Zawsze.
liczba stron: 336
Portalowi Księgarskiemu oraz Wydawnictwu Świat Książki dziękuję za
egzemplarz
do recenzji 🙂