„Spotkamy się we śnie” – Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska

Read More
spotkamy się we śnie - 3d

Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska, Spotkamy się we śnie, Wydawnictwo Novae Res 2023.

Współpraca reklamowa z Wydawcą.

Co łączy Panie ze zdjęcia?

Więzy krwi i książka.

Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska, czyli matka i córka.

Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska, czyli dwie miłośniczki zwierząt.

Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska, czyli dwie czujne obserwatorki rzeczywistości.

Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska, czyli dwie czujne przewodniczki po krainie snu.

„Spotkamy się w snie” to pierwsza powieść, w której spotkałam się z pojęciem snu świadomego. To pierwsza powieść, w której tak bardzo mieszały się rzeczywistość i kraina snu. Mieszały, a jednocześnie wzajemnie uzupełniały. I to piękniej niż można to sobie wyobrazić… I przyprawiając o lęk mocniej niż można to sobie wyobrazić.

Oliwia to młoda pisarka powieści romantycznych. Jest przykładem osoby, która pisaniu poświęciła wszystko. To nie hobby, lecz jej praca. Niestety, brak sukcesów literackich, problemy w relacjach z mamą i partnerem sprawiają, że rośnie jej niezadowolenie. Ucieka w krainę snu, eksperymentując ze świadomym śnieniem. Fantastyczne, niemal baśniowe sny i tajemniczy mężczyzna Miron sprawiają, że odczuwa ulgę i ekscytację jednocześnie. Z czasem rzeczywistość i wyobraźnia mieszają się w bardzo niebezpieczny dla niej i dla jej związku sposób, a chęć kontrolowania snu zaczyna graniczyć z obsesją…

Ależ to była uczta! Książkę w większości pochłonęłam dzięki audiobookowi na platformie Legimi. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie – świat snu i jawy poznajemy z perspektywy Oliwii. W książce papierowej fragmenty snów pisane są czcionką pochyłą, rzeczywistość natomiast standardową.

Niezależnie od tego, którą z partii czytałam/słuchałam, byłam zafascynowana tą historią. Chłonęłam ją wszystkimi zmysłami. Najbardziej wzrokiem, zwłaszcza elementy fantastyczne uruchamiały najbardziej uśpione elementy wyobraźni. Z czasem tęskniłam do nich – tak jak Oliwia…

Ta książka to nie tylko spotkania we śnie. To także relacje budowane w rzeczywistości – przyjaźń, miłość, relacja z matką. Ta ostatnia jest szczególna w życiu każdego z nas. I szczególna także dla Oliwii. Niestety, ma poczucie niezrozumienia i niedocenienia. Matka uważa bowiem, że pisanie to hobby, a nie sposób na życie, źródło zarobku i zawodowej satysfakcji. Krytykuje wybór córki, porównując ją do starszego brata.

Jako książkoholiczka i początkująca autorka cieszę się, że Jolanta Kosowska i Marta Jednachowska właśnie taki zawód wybrały dla głównej bohaterki. Pokazały, z jakimi dylematami mierzy się młody pisarz, jaką drogę musi przejść, by zaistnieć w świadomości czytelników i ile radości przynosi dzielenie się pasją.

– To nie jest tak, jak myślisz – przerwałam jej. – Masz spaczony obraz mojej pracy – dodałam. – Zresztą jak wielu ludzi… Wydaje ci się, że pisanie książek to ciepły kocyk, laptop na kolanach, cicha muzyka w tle i herbata z pomarańczą. Niewiele wiesz o pracy nad tekstem, redakcjach, korektach… To nie jest tak, że siada się do komputera i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki powstaje książka. To setki godzin pracy…

– Wiem – przerwała mi.

– Nie wiesz – ucięłam krótko. – Czarek uważa, że to hobby.

– Ja tak nie myślę – broniła się Magda.

– U mnie najpierw pojawia się pomysł na fabułę, potem bohaterowie i miejsce akcji. Ta fabuła cały czas jest ze mną. Towarzyszy mi na spacerze, jest ze mną w kinie, kładzie się ze mną spać i wstaje ze mną rano. Siedzi ze mną przy porannej kawie i w trakcie spaceru z psem. Bohaterowie stają się moimi znajomymi, czasami przyjaciółmi. W wyobraźni powstaje scena za sceną, dialog za dialogiem, zwroty akcji, katastrofy. Jestem każdym z bohaterów z osobna. Myślę i czuję jak oni. Żeby oni mieli uczucia i emocje, to ja najpierw muszę je przeżyć. Pisząc książkę, czasem płonę od tych emocji.

„Spotkamy się we śnie” to opowieść o potędze ludzkiego umysłu, potędze ludzkiej wyobraźni i chęci ucieczki do innego świata, jeśli ten realny nas zawodzi, nie spełnia oczekiwań na różnych, ważnych dla nas płaszczyznach. To opowieść o sile prawdziwej miłości i przyjaźni, której nie niszczy uczucie do tego samego mężczyzny. To opowieść o kochaniu zwierząt. To opowieść o pasji pisania. To opowieść matki i córki, które swoje światy połączyły w jedno. Dla Oliwii. Dla nas.

„Noc spadających gwiazd” – Marta Nowik (patronat Mamy Dropsa)

Read More
marta nowik noc spadających gwiazd recenzja

Marta Nowik, Noc spadających gwiazd, Wydawnictwo Novae Res, 2023.

#MamaDropsaCzyta

Tekst powstał we współpracy reklamowej z Wydawnictwem Novae Res.

Marta Nowik podarowała czytelnikom idealną powieść na lato „Noc spadających gwiazd”. To trzecia powieść utalentowanej Autorki z pięknego Podlasia, której mam zaszczyt i ogromną przyjemność patronować. Bardzo się cieszę, że postanowiła spełniać swoje marzenia i zaczęła pisać książki, zdobywając serca wielu czytelników. Zapraszam na garść refleksji po lekturze.

Już sam tytuł „Noc spadających gwiazd” wywołuje w nas przyjemne skojarzenia. Lato, noc usiana gwiazdami, pełna romantycznych uniesień, spadające gwiazdy spełnią marzenie o szczęściu i lepszym życiu. Natomiast w życiu bohaterek, przyjaciółek Aleksandry i Natalii z Zalesian, niewielkiego miasteczka, tej jedynej magicznej nocy dojdzie do wielu zaskakujących zmian i nieprzewidzianych kłopotów. Obraz pijanej Oli w wyzywającej kreacji, tańczącej nocą na starym moście w świetle starych lamp i spadających gwiazd ktoś nagra. A następnie na ulicach pojawią się bilbordy ze zdjęciem dziewczyny z prośbą o kontakt. Scena jak z filmu romantycznego. Czy Ola odnajdzie tajemniczego mężczyznę? Kim on jest?

Natomiast Natalia znajdzie się owego tajemniczego wieczoru w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Zajdzie w ciążę. Kto jest ojcem dziecka? O tym dziewczyny nie mają pojęcia. Ktoś dosypał im jakiejś substancji do drinka. Natalka podjęła decyzję o wyjeździe do Poznania, by zniknąć w tłumie na czas ciąży i oddać dziecko do adopcji. Los bywa jednak przewrotny i uwikłał bohaterki w nie lada kłopoty. Czyhało na nie wiele kłopotów. Czy będą w stanie sobie z nimi poradzić? Czy znajdzie się jednak ktoś, kto je wesprze i pomoże wyrwać się z opresji? O tym przekonacie się, sięgając po książkę.

Tytuł powieści ma jednak drugie dno. Inspiracją do napisania tej historii dla Marty Nowik stała się wojna w Ukrainie. To niejako protest przeciwko wojnie. Natalia podczas podróży poznała Galinę z Ukrainy uciekającą przed wojną. W jednym z rozdziałów akcja przenosi czytelnika na Ukrainę. Poznajemy życie w schronie, niewygodę, głód, strach o los bliskich. Przejmujące wrażenie wywarła na mnie scena, w której zrozpaczona matka modliła się o ocalenie synów, o przetrwanie, żeby nie strzelali wzajemnie do siebie. Dwaj bracia – jeden z nich walczył po stronie rosyjskiej a drugi po ukraińskiej. Ilu było żołnierzy ukraińskich, jak Oleksandr: jestem w połowie Rosjaninem, w połowie Ukraińcem. Całe moje życie mieszkałem tu, na naszej ukraińskiej ziemi. Czuję się Ukraińcem. Walczę o wolność Ukrainy. Noc spadających gwiazd rozciągała się nad umęczoną wojną Ukrainą. Żaden z jej mieszkańców Ne zachwycał się i nie podziwiał jej piękna, niezwykłych widoków. ”Gwiazdy z wysokiego nieba spadały zarówno nad złymi, jak i nad dobrymi…”.

Pisarka poruszyła w powieści bardzo ważny społecznie problem uzależnień od alkoholu, seksu, hazardu. Poznajemy kilka poruszających historii ludzi, którzy „byli jak bracia, powiązani niewidzialnymi nićmi choroby alkoholowej”. Z alkoholizmem mężów nie zawsze sobie radzą kochające żony. Miłość nie zawsze pomaga. To ciężka choroba zmuszająca rodzinę do ucieczki. Leczenie uzależnień w specjalnym ośrodku to trudna do przebycia droga dla alkoholika. Marta Nowik pokazała, jak ważną rolę odgrywa tu siła przyjaźni. Maciej, trzeźwy alkoholik pomógł Januszowi uwolnić się od obsesyjnej myśli, aby się napić. Pomógł mu pokonać niemoc i słabość. Nic tak nie ukoiło skołatanej duszy przyjaciela jak bliski kontakt z naturą. A co najważniejsze, to najtrudniej było polubić siebie i sobie wybaczyć. Wzruszyła mnie do łez codzienna wspólna modlitwa:

Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego. Pozwól mi co dzień żyć tylko jednym dniem i czerpać radość z chwili, która trwa. I w trudnych doświadczeniach losu ujrzeć drogę wiodącą do spokoju…

Historia Natalii stała się przyczynkiem dla Pisarki do pochylenia się nad tematem handlu ludźmi. Na ścieżce życia bohaterki pojawił się detektyw Bartosz, którego historia wyciska łzy. Zawada bardzo mi się spodobał. To on wyjaśnił sprawę. Czy tych dwoje pokiereszowanych przez los ludzi da sobie szansę na szczęście? Oboje muszą zacząć od pokochania siebie, otworzenia się na drugą osobę. Wtedy świat nie będzie takim złym miejscem. Pisarka, niepoprawna optymistka jest o tym święcie przekonana.

„Noc spadających gwiazd” to także lekko i pięknie, emocjonalnie napisana opowieść o relacjach międzyludzkich. Piękna przyjaźń połączyła Olę i Natalię. To świetnie wykreowane postacie, prawdziwe, mają wady i zalety, popełniają błędy, ale mają do tego prawo. Zawsze mogą liczyć na wzajemną pomoc i wsparcie. Bardzo je polubiłam. Natalia po śmierci mamy oddaliła się od ojca. Pewne okoliczności sprawiły, że wrócili do siebie i zapragnęli na nowo odbudować relację, umocnić więź córki z ojcem. I to im się udało. Nigdy nie należy tracić nadziei.

W książce pojawiły się także zwierzęta. Pisarka jest właścicielką dwóch wspaniałych piesków. Poznajemy tu znalezioną w lesie jamniczkę z gromadką szczeniaczków, przygarniętą przez uroczego starszego pana Franciszka. Jest i uparta, krnąbrna kotka Lola, świnka morska Celestyna.

„Noc spadających gwiazd” to także powieść, w której roi się od złotych myśli, drogowskazów życiowych. Zawiera piękne, mądre przesłanie. Nadzieja nigdy nas zawieść nie może, zło nie może mieć ostatniego słowa, dobro zawsze zwycięża. Nie oceniaj, nie osądzaj drugiego człowieka. Nie masz do tego prawa. Życie bywa tak przewrotne. Należy z niego wyciągać lekcję. Ważna jest szczera rozmowa, obecność kogoś obok nas. Nie należy się bać marzeń, trzeba je spełniać i gonić za nimi.

Mam nadzieję, że zachęciłam was do lektury „Nocy spadających gwiazd”. Skłania do refleksji nad życiem. Jestem ciekawa, jak potoczą się dalsze losy bohaterów Oli, Karola, Natalii, detektywa Zawady i pana Franciszka. On też skradł moje serce. Jego sklepik z marzeniami to doskonała przystań dla tych, którym los poplątał wcześniej ułożone życie.

A na koniec zacytuję Wam fragmentów:

– Życie niesie wiele rozwiązań. Zobaczysz, jeszcze cię czymś zaskoczy. Czymś pozytywnym, rzecz jasna.

[…] słuchaj głosu swojego serca, które ci podpowie, co mas zrobić i jaką podjąć decyzję.

Dużo zależy od nas. To my kreujemy naszą rzeczywistość. Po części mamy wpływ na to, jak potoczą się nasze losy. Owszem, nie wszystko jesteśmy w stanie przewidzieć, ale możemy się nauczyć przyjmować życie takim, jakie jest.

Wiara w lepsze jutro dodaje skrzydeł.

„Kiedy czasu już dla nas nie będzie” – Marta Nowik (patronat Mamy Dropsa)

Read More
kiedy czasu juz nie będzie dla nas 3d

Marta Nowik, Kiedy czasu już dla nas nie będzie, Wydawnictwo Novae Res 2022.
patronat medialny Mamy Dropsa

Marta Nowik podarowała czytelnikom na jesień powieść „Kiedy czasu już dla nas nie będzie”. Książka już trafiła na księgarniane półki. Jej śliczna , iście wiosenna okładka, przyciąga wzrok. To kolejne marzenie twórcze Autorki spełnione jesienią, którego mam ogromną przyjemność być patronką medialną. Dziękuję za zaufanie.

Marta Nowik podjęła w powieści również trudne, ale jakże potrzebne tematy: odrzucenie, ból, samotność, cierpienie, śmierć, zakazana miłość. Nie pozbawiła jednak czytelników nadziei na lepsze jutro. Do napisania powieści zainspirowało Autorkę samo życie, doświadczenia z pracy zawodowej ze starszymi ludźmi, którzy powierzali jej historię swojego życia.

Akcja powieści jest osadzona w Domu Pogodnej Starości. Początkowe rozdziały stanowią obrazki z życia podopiecznych DPS, które wyciskają z oczu morze łez. Ninę oddali do ośrodka bliscy, przeżywała ból, cierpienie, odrzucenie, zamknęła się w sobie i przestala mówić. W ten sposób odgrodziła się od świata zewnętrznego. Znalazła tu przyjaciółkę Stefkę, którą po śmierci męża przywiózł do ośrodka syn. Czas pomału leczył jej rany. Powoli odzyskiwała spokój i samą siebie. Przyjaźń staruszek pomogła im przetrwać najgorszy okres. Aleksander i Rita spotkali się i pokochali w DPS. To była niezwykle burzliwa znajomość. Za złośliwym i wybuchowym usposobieniem ukryli wrażliwość i delikatność, rozumieli się bez słów. Ich trudna i zarazem dziwna miłość to najpiękniejszy dar od losu. Oboje odeszli tego samego dnia i zostali pochowani obok siebie. Ich śmierć sprawiła, że między podopiecznymi zawiązała się piękna i prawdziwa przyjaźń. Warto jeszcze wspomnieć o Alfredzie i Sebastianie, którzy byli w młodości kumplami a poróżniła ich pewna Kaśka. Jednak udało się im po latach odbudować starą, zagubioną przyjaźń. Alfred powtarzał sobie, że jakoś tu się człowiek dotelepie do końca. Te opowieści zapadają w serce, wzruszają do łez, poruszają do głębi i uwrażliwiają na los drugiego człowieka. Marta Nowik świetnie wykreowała pensjonariuszy, są tacy prawdziwi, ich smutek, ból i cierpienie ogromnie mnie przytłoczyły. Autorka pokazała nam, jak bardzo cierpienie może nas zmienić. Z czasem udaje się im uporać z tym i stanąć na nogi. Widać to w ich codziennych relacjach, niosą sobie wzajemnie wsparcie, pomoc, opiekują się, biorą udział w różnych akcjach, które czasem wywołują salwy śmiechu aż do łez. Potrafią się cieszyć życiem i z niego korzystać, bo jest ono kruche i ulotne. Codziennie relacje między nimi się umacniają.

Przed Bożym Narodzeniem w ośrodku pojawiła się samotna Julka, piękna dziewczyna o pięknej duszy, ale na dnie serca skrywała pewną tajemnicę, ból, cierpienie. Jej historia życia chwyta za serce. Przyjechała do ciotki Antoniny, opiekunki. To była niezapomniana Wigilia i Święta bożego Narodzenia. Bohaterka szybko odnalazła w ośrodku swoje miejsce na ziemi, czując się jak w domu. A podopieczni wspaniale się nią zaopiekowali, z czasem pokochali jak wnuczkę, otaczając życzliwością, cierpliwością. Czasem aż do przesady, co stało się źródłem humorystycznych sytuacji.

Była ka­lejdoskopem różnych, nieraz zupełnie skrajnych uczuć. Była zagadką. Była tajemnicą. Była sobą. Na pierwszy rzut oka nikt nie potrafił stwierdzić, ile ma lat. Jej ciało pociągało pięknem i młodością, jednak głębia jej oczu mówiła zupełnie coś innego. Od samego początku wy­dała im się jakaś tak dziwnie bliska i droga. W pełni ją zaakceptowali.

Przewrotny los skrzyżował ścieżki życia Julki i Eryka, faceta z mroczną przeszłością, z rogatą duszą, bo tak ukształtowało go życie. Mimo przestróg bliskich jej osób Julka się zakochała i czuła się spełniona. Jej miłość odmieniła życie bohatera. Dziewczyna zapomniała o swoim dawnym, koszmarnym życiu. Jednak sielanka zakochanych nie trwała długo. Dlaczego? Tego się dowiecie, sięgając po książkę.

Marta Nowik swoją poruszającą opowieścią pragnie skłonić czytelnika do głębszych refleksji o życiu. Kilkakrotnie odkładałam lekturę, by zastanowić się nad przekazem powieści, odkryć jej drugie dno. Przesłanie włożyła w usta bohaterki Niny, która je przekazała Julce:

Ciesz się życiem i każdą jego chwilą. Aby nie było za późno na radość czy miłość, kiedy czasu już dla nas nie będzie.[…] Pamiętaj, Julio, teraz jesteś piękna i młoda. Jednak życie bardzo szybko przemija i nie pyta nas o zdanie. Zawsze może nie być jutra. Każdy dzień może być naszym ostatnim. Dlatego bardzo cię proszę, ciesz się życiem, mój aniołku… Kochaj, bo bez miłości to życie jest nic niewarte… – Będę o tym pamiętać.

Marta Nowik zachęca nas do tego, abyśmy cieszyli się życiem i tym, co mamy. Tak szybko ono przemija. Nie marnujmy zatem czasu na bylejakość. Czas to miłość. Tylko ona nadaje naszemu życiu sens.

Życie człowieka nie jest idealne, ponieważ doświadczamy wzlotów i upadków. Złe wybory pociągają za sobą trudne konsekwencje, za które płacimy zbyt wysoką cenę. Popełniamy błędy, uświadamiamy sobie zło i postanawiamy wyjść na prostą. Nie jest to łatwe, bo po drodze krzywdzimy kochane osoby, przysparzając im cierpień. Życie to nie bajka! Właśnie Julia dała Erykowi nowe życie. Zapłaciła za to ogromną cenę, dając mu tym samym bardzo bolesną lekcję życia. Marta Nowik postawiła na przemianę życia bohatera i pokazała, że z każdego zła da się wyprowadzić dobro. Zdał sobie sprawę z tego, jak kruche i ulotne jest ludzkie życie, dlatego też zaczął doceniać jego wartość. Zastanawiał się, ile jest ono tak naprawdę warte.

„Kiedy czasu już dla nas nie będzie” to także opowieść o pięknej przyjaźni człowieka z psem – Julii z czekoladowym labradorem Ajaxem, ktry także zawojował sercami pensjonariuszy.

Nic tak nie koi złamanego serca, jak wierny czworonożny przyjaciel. Sebastian pochwalił też wybór rasy. To prawda, że labradory są niezwykłe i mądre. Dużo rozumieją i czują. Do tego są bardzo empatyczne. Bardzo szybko właściwie rozpoznają emocje swojego właściciela. – Mam nadzieję, że będzie mu ze mną dobrze – zaczęła cicho Julia. – Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Jestem przekonany w stu procentach, że tak. Ajax zdecydowanie trafił w dobre ręce. – Chciałabym, aby był szczęśliwy…

Z całego serca polecam Wam tę niezwykłą, pięknie napisaną, pełną emocji i uczuć historię na długie, jesienne wieczory, które sprzyjają refleksyjnym i nostalgicznym nastrojom. Bądźmy jeszcze bardziej wrażliwi na drugiego człowieka. Cieszmy się życiem, każdą jego chwilą. Aby nie było za późno, kiedy czasu już dla nas nie będzie.

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem.

„Z przekory wybrałam jesień” – wywiad z Martą Nowik

Read More
marta nowik wywiad

Mama Dropsa czyta, Mama Dropsa patronuje – tym razem pod swoje skrzydła wzięła debiutantkę, autorkę powieści „Marzenia spełniają się jesienią”. Jak trwała praca nad książką? Jakie ma pasje? Czy zgodnie z tytułem wierzy w siłę jesieni? Na te i inne pytania odpowiada Marta Nowik!

1. Kiedy Marta postanowiła, że zostanie pisarką?

To pragnienie już od dawna było ukryte gdzieś w głębi mojego serca. Trochę się go bałam. Trochę spychałam na dalszy plan. I w końcu nadszedł czas, kiedy trzeba było się z nim zmierzyć. Przyszedł przymusowy lockdown. Ludzie gdzieś pouciekali i pozamykali się w swoich domach. Wolnego czasu zrobiło się jakby więcej. Postanowiłam, że nie ma na co czekać i czas zacząć spełniać swoje marzenia. Właśnie wtedy powstała powieść Marzenia spełniają się jesienią. Najpierw był pomysł, potem tytuł i finalnie cała książka. Gdy postawiłam ostatnią kropkę, poczułam radość i spełnienie. I tak to się wszystko zaczęło…

2. Jak wyglądała praca nad książką i poszukiwania wydawcy?

Książkę pisałam przez kilka miesięcy, po kilka stron dziennie. Nie miałam konkretnego planu czy konspektu. Treść powieści sama wylewała się prosto z mojego serca. Skończyłam ją i pomyślałam, że co ma być, to będzie. Wysłałam tekst do wielu wydawnictw w całej Polsce. Pozytywnie odpowiedziało Novae Res, za co jestem bardzo wdzięczna. Ostrzegano mnie, że wydawcy boją się debiutantów i nie chcą podejmować ryzyka związanego z wydawaniem kogoś nowego i niepewnego. Finalnie udało się i w ten sposób rozpoczęłam swoją pisarską podróż w nieznane.

3. Pani książka to wielowątkowa historia o różnych obliczach miłości i przyjaźni, o relacjach międzyludzkich. Skąd czerpała Pani inspirację do napisania powieści ,,Marzenia spełniają się jesienią”?

Z życia. To ono było i nadal jest moją inspiracją. Tyle się w nim dzieje – i dobrego, i złego. Różni ludzie pojawiają się i odchodzą. Blaski i cienie dnia codziennego dostarczają mi wielu wzruszeń i niezapomnianych przeżyć.

4. Jakie ma Pani pasje oprócz pisania?

Mogłabym ich wymienić tu tak wiele! Podróże. Spacery. Pobyt na łonie natury. Działka. Zwierzęta. SPA. Poznawanie nowych osób. Czytanie.

5. Pochodzi Pani z Podlasia – to malownicze i wielokulturowe miejsce. Czy akcja kolejnych powieści też będzie się tam rozgrywać?

Podlasie jest bardzo piękne. Potrafi zachwycić i zadziwić. Turyści przybywający tu z najróżniejszych stron Polski są pod wrażeniem i chętnie powracają w odkryte przez siebie miejsca. Jeśli powstanie kiedyś kontynuacja powieści Marzenia spełniają się jesienią, to na pewno akcja będzie rozgrywać się w różnych zakątkach Podlasia.

6. Co jest fundamentem życia Marty Nowik?

Jestem osobą wierzącą. Swoje życie staram się budować na zasadzie mówiącej, że jeśli Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, wtedy wszystko inne w życiu jest na właściwym miejscu.

7. Czy Pani największe marzenia spełniły się jesienią?

To piękna i bardzo malownicza pora roku. Z przekory wybrałam jesień. Chciałam w ten sposób nawiązać do jesieni życia ludzkiego, która często jest niedoceniana i pomijana. Marzenia mogą spełniać się zawsze, niezależnie od trwania konkretnej pory roku. Mam nadzieję, że moje marzenia będą się nadal spełniać, i to nie tylko jesienią!

Dziękuję za rozmowę!

„Marzenia spełniają się jesienią” – Marta Nowik (patronat Mamy Dropsa)

Read More
marzenia spełniają się jesienią - okładka 3d recenzja

Marta Nowik, Marzenia spełniają się jesienią, Wydawnictwo Novae Res, 2022.
#MamaDropsaCzyta

Zapraszam Was do lektury przedpremierowej recenzji debiutanckiej powieści obyczajowej Marty Nowik „Marzenia spełniają się jesienią”. Mam ogromną przyjemność być patronką medialną tej książki – propozycja  Wydawnictwo Novae Res sprawiła mi ogromną radość i przyjemność. Jako „pani od polskiego” lubiłam zdolnych i kreatywnych uczniów a teraz cenię sobie współpracę ze zdolnymi, utalentowanymi i pracowitymi młodymi ludźmi, którzy pisząc książki, spełniają swoje marzenia.

Oto ona – utalentowana debiutantka. Pozwólcie, że przedstawię sylwetkę autorki. Marta Nowik pochodzi z malowniczego i wielokulturowego Podlasia, jako nauczycielka pracuje z dziećmi i młodzieżą, współpracuje też z hospicjum, uwielbia spędzać czas na łonie natury, gdzie szuka odpowiedzi na ważne i nurtujące ją pytania, lubi także spacery z psem, spotkania towarzyskie, ale największą jej pasją są jednak podróże.

Pisanie jest moim sposobem na kreatywne spędzanie wolnego czasu. Bardzo mnie relaksuje i odpręża. Lubię przenieść się w świat własnej wyobraźni i całkowicie zapomnieć o codzienności – mówi.

Debiut literacki Marty uważam za udany i polecam miłośnikom powieści obyczajowych, które poruszają ważne i trudne tematy oraz skłaniają do przemyśleń i refleksji.

Poruszająca historia o miłości, która przetrwa każdą burzę.
Joanna wciąż nie może się otrząsnąć po tragicznym wypadku, w którym zginął jej ukochany. Dzień po dniu uczy się żyć na nowo i spoglądać w przyszłość bez lęku. Kiedy do sąsiedniego mieszkania wprowadza się Kamil, młody mężczyzna uciekający od przeszłości, między tymi dwojga błyskawicznie rodzi się nić porozumienia, a wkrótce również coś więcej. Bolesne wspomnienia kładą się jednak cieniem na uczuciu, które mogłoby być dla nich zapowiedzią prawdziwego szczęścia. Czy będą mieli na tyle sił i odwagi, by spróbować raz jeszcze otworzyć przed kimś serce.
„Marzenia spełniają się jesienią” to wzruszająca opowieść o nieustannym poszukiwaniu swojej życiowej drogi, bez względu na wiek, doświadczenia czy popełnione błędy. Bo miłość przychodzi do każdego, trzeba tylko otworzyć jej drzwi.

opis wydawcy

„Marzenia spełniają się jesienią” to wielowątkowa powieść o różnych obliczach miłości i przyjaźni, o relacjach międzyludzkich. Przed Joanną i Kamilem, bohaterach próbujących zapomnieć o przeszłości i zrozumieć siebie, długa droga, by otworzyć się przed sobą i uporać się z bolesnymi przeżyciami. Przeszłość stale deptała im po piętach, a oni ciągle uciekali, bo najtrudniej jest im spotkać się ze sobą. Oboje przecież tego pragnęli. Jakże im ciężko było żyć z takim bagażem, który zgotował im los. A jaki scenariusz miało dla nich  w zanadrzu życie? Czym ich jeszcze zaskoczy? Czy pomimo wszystko mieli szansę na trwały związek?

Dla Joanny doskonałym azylem był domek na wsi ukochanej babci Zosi, gdzie mogła w towarzystwie psów odnaleźć swój upragniony święty spokój, naładować akumulatory na jakiś czas. Niestety, po babci, która ją wychowała, zostały tylko wspomnienia. Kamil natomiast szukał siebie z dala od Warszawy, która kojarzyła mu się ze zdradą, porażką, zranionym sercem. Ścieżki tych dwojga skrzyżowały się w Białymstoku. Czy miasto okaże się dla nich dobrym miejscem na start? Czy nowy początek może być wolny od lęku, samotności i poczucia beznadziei? Czy marzenia mogą się w końcu spełnić…?

Bardzo ważna dla bohaterów jest wartość przyjaźni. Przyjaźni, która kojarzy się nie tylko ze wspólnymi wieczorami przy lampce wina i nocami spędzonymi na pogaduchach. Przyjaźń w powieści Marty Nowik ma także i gorzki smak. Zdrada, choroba, zazdrość – wydaje się, że te uczucia i emocje wykluczają przyjaźń. Czy wybaczenie wystarczy, by wyrwać się z toksycznych objęć drugiego człowieka i zacząć budować coś trwałego i prawdziwego? Tego dowiecie się z lektury książki.

Czasami bywa tak, że cali jesteśmy naznaczeni jakimiś bliznami. Tylko niektórych z nich nie widać gołym okiem.

Toksyczna bywa w życiu nie tylko przyjaźń, ale i miłość, a właściwie jej maska. Pod przykrywką troski, wsparcia, zaufania często kryje się potwór, który wysysa z drugiego człowieka to, co najlepsze, najprostsze, najważniejsze.

Życie bohaterów powieści ma barwy jesieni. Oprócz tych ciemnych, szarych, są także intensywne, ciepłe, czułe. Jak miłość, która czekała na spełnienie. Jak miłość, która spełniła się w jesieni życia i dała początek innej miłości. Bo przecież nigdy nie jest z późno na szczęście…

„Marzenia spełniają się jesienią” to wielowątkowa opowieść o życiu. O jego jasnych i ciemnych stronach. O tym, co budujące i o tym, co burzy fundamenty. O wartościach, które pomagają nam przetrwać w codzienności i o toksycznych relacjach, które pchają człowieka w dół. Marta Nowik kreśli historię wzruszającą i poruszającą. Maluje ciekawe portrety psychologiczne postaci, posługując się plastycznym i pełnym emocji językiem. Skłania do refleksji. Losami bohaterów przypomina o tym, że nigdy nie jest za późno na to, co dobre. Że nadzieja nigdy nie umiera. Że drugi człowiek nie zawsze chce dla nas źle. Wręcz przeciwnie – częściej bywa aniołem, który zamiast skrzydeł ma pióra różnokolorowych, jesiennych liści…

Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Novae Res

„Lwowski ptak” – Piotr Tymiński (#MamaDropsaCzyta)

Read More
 

 

Piotr Tymiński, Lwowski ptak, Wydawnictwo Novae Res 2019.
#MamaDropsaCzyta
 
Ultra-krótka recenzja blogerki Alexy Lawendy powieści historycznej „Lwowski ptak” Piotra Tymińskiego oraz krótka rozmowa z jej Autorem skłoniły mnie do sięgnięcia po książkę. Zwykle lubiłam powieści z historią w tle, ale stroniłam od tych wojennych, pełnych zbyt przejmujących, emocjonalnych, brutalnych wręcz obrazów. Postanowiłam to wreszcie zmienić, bowiem powieściami historycznymi interesują się mąż i dzieci. To właśnie mąż, miłośnik historii, zaszczepił w nich miłość do historii. Mimo wszystko przede mną trudne zadanie.
 
Do powstania powieści „Lwowski ptak” zainspirowała Autora lektura zbioru opowiadań „Orlęta” Artura Schroedera, wspaniałego obrazu zmagań lwowskich dzieci (wyd. 1930 r). W ten sposób Piotr Tyminski oddał hołd 439 obrońcom Lwowa, w tym 109 uczniom, którzy polegli w listopadzie 1918 roku w obronie polskiego Lwowa. Bohaterką powieści jest Antonina, czyli Tońka, postać fikcyjna. Uczestniczy ona w walkach  obok postaci  i wydarzeń autentycznych. Bohaterkę poznajemy w chwili, gdy pisze w swoim pamiętniku list do brata Franka – żołnierza, dzieląc się z nim radością o restytucji naszej Ojczyzny, „Polska złączy się w całość i powstanie z popiołów”. 31 X 1918 roku spadła na Polaków wiadomość jak grom z nieba, że Rusini, czyli Ukraińcy nocą okrążyli miasto. Słychać było okrzyki i strzelanie na wiwat: „Sława Ukrainie! Precz z panami Polakami!” Na wieży ratusza i ważniejszych budynkach powiewały niebiesko-żółte chorągwie. Przyklejony na murze przy ulicy Bema plakat był proklamacją państwa ukraińskiego ze stolicą we Lwowie. Ponadto legitymowanie Polaków na ulicach, głupie okrzyki, oddawanie strzałów do niewinnych mieszkańców napawało złością, niepokojem wręcz strachem o jutro. Lwowianie szykowali się do zrywu, do walki o polski Lwów. Gdy koleżanka Krysia została ciężko ranna, Tońka postanowiła przyłączyć się do walczącej młodzieży. W ten sposób pragnęła wyrazić  swój protest przeciwko zawładnięciu polskim Lwowem przez Ukraińców. A zaczęli działać od wezwania patriotów do walki. „Do boju! Młodzież już walczy! Nikomu nie wolno podnosić ręki na nasz Lwów”. Dowództwo uważało, ze dziewczyny mogły być co najwyżej sanitariuszkami. Zdeterminowana Tońka, którą brat nauczył strzelać z karabinu, nie zamierzała się poddawać. Pragnęła z potrzeby serca walczyć z bronią w ręku i to tam, gdzie było najbardziej gorąco, niebezpiecznie. W drodze do mamy po zgodę wzięła udział w obronie szkoły Sienkiewicza Domu Techników, za co uzyskała pochwałę od dowódcy. Mimo aresztu domowego udało się jej wydostać, by móc spełnić swój patriotyczny obowiązek – stanąć do walki o polski Lwów.
 
Przez dwadzieścia dwa dni obrony Lwowa towarzyszyłam Tońce. Akcja powieści toczy się wartko, dzięki współczesnemu językowi i krótkim wtrętom z języka ukraińskiego. Dzięki narracji pierwszoosobowej bohaterska obrona Lwowa jest widziana oczami dziewczyny, co czyni obraz jeszcze bardziej przejmującym. Książka mnie pochłonęła do tego stopnia, że byłam obok Tońki i razem z nią moje serce wyrywało się do walki. Determinacja Tońki i wzywanie innych a zwłaszcza oficerów do wytrwałości w podjętym czynie niezwykle mnie wzruszyło. „Walczyć, walczyć na śmierć” – krzyczała Tońka. Na początku dziewczyna z uwagi na doskonałą znajomość terenu była kurierem, przenosiła rozkazy, meldunki. Garstka walczących młokosów zadawała poważne straty Ukraińcom. Zaatakowana przez pijanego siczowca, którego zabiła w obronie własnej, Tońka przebrała się za mężczyznę, ścięła na krótko włosy, założyła mundur gimnazjalny brata i pod przybranym imieniem Hipolit A. (od Hipolita Amazonka, mityczna królowa) dostała się do liniowych oddziałów. Nie dała się zastraszyć! Chciała stać się kobietą waleczną jak Joanna Żubr, Emilia Plater, Anna Pustowójtówna czy Wanda Gertz. Z czasem przylgnęło do Tońki przezwisko i funkcjonowało jako nazwisko Szpak, bo niemalże fruwała, wszędzie jej było pełno. Towarzyszyłam więc walecznej Tońce a następnie Hipolitowi i obrońcom stacji radiowej, zdobyciu Dworca Głównego, stacjonowałam w Pałacu Sapiehów, w natarciu na cytadelę, staniu na czujce czy w pracy łącznika, po wielu próbach i zmaganiach zajecie Poczty Głównej Przyjaciele młodzi Staszek, Ziutek i inni „takie szczeniaki a leźli w ogień jak do zabawy”. Z każdej strony młodzi obrońcy dzielnie odpierali ataki Rusinów i kontruderzeniami zajmowali coraz więcej terenu. Niestety, ponosili też i straty Wielkim świętem dla dziewczyny było wręczenie legitymacji polskiego żołnierza, złożenie przysięgi na obronę Lwowa do krwi ostatniej i piękny orzełek na czapce, „siedzi groźnie na tarczy Amazonek.” Ciągle prosiła dowódcę o pozwolenie powrotu na linię. A jak poradziła sobie Tońka z kwestią zabijania? Na początku bardzo przeżywała, ale z czasem nie robiło to na niej większego wrażenia. Miała świadomość, ze strasznie zobojętniała. „Nie myślałam wcześniej, że wojna zezwierzęcić może człowieka. A jednak tak. I z jednej strony to mnie przeraża, a z drugiej budzi moją nienawiść”. Przejmujące  w powieści są opisy strzelaniny, walki – opisy sytuacji naszpikowane onomatopejami, epitetami i metaforami, które oddziałują na nasze różne zmysły: „okolica huczała”, „kule zaczęły świszczeć”, „zajazgotały karabiny maszynowe”, „huknęły granaty ręczne”, „zaterkotał kaem”. „Błyskawicznie zaczęłam strzelać, trzy ciała zaległy na jezdni. Kule przelatywały wokół mnie, tłukły w cegły i zasypywały mnie czerwonym miałem. Czułam się jak w transie”. I nie ma mowy o żadnym strachu, panice bohaterki mimo całego płaszcza żołnierskiego w dziurach. Doskwierało bohaterom, młodzikom jedynie zmęczenie.  Wzruszył mnie też wspólny śpiew pieśni powstańców styczniowych Ukraińców i Polaków przy wtórze mandoliny. A wiatr ją niósł po okolicy. „Ta sama melodia, te same słowa, oni po ukraińsku, a my po polsku. Ale ten świat przewrotny.” Bezcenne dla Tońki są chwile, w których może odwiedzić chorą przyjaciółkę i spotkać się z mamą. Mogła się wreszcie poskarżyć mamie, że dobiła jeńca. Mama o wojnie: „Nawet wojna o piękne ideały jest brudna i pełna złych decyzji.(…) Najważniejsze, by nienawiść nie zawładnęła twoim sercem”. Ogarniały też bohaterkę chwilę zwątpienia, gdy na cmentarzu przybywało mogił. Przecież Lwow był polski od pokoleń, to nie jest ukraińskie miasto. Dlaczego w tej sprawie nie można było dojść do porozumienia z Rusinami? Rozmowa się toczy za pomocą karabinów i granatów. Na szczęście do bohaterskich obrońców Lwowa docierały krzepiące wieści o tym, że Polska powstaje. A wojsko polskie przybędzie do Lwowa z odsieczą. Napawało to bohaterów podupadłych na duchu, umęczonym walką ogromną nadzieją. W jakie tarapaty wpadła Tońka i czy dostała  szansę na rehabilitację? Czy odnalazła Franka wśród żołnierzy na dworcu? Czy marzenie bohaterskiej Tońki o naszym , polskim Lwowie się spełniło?  
 
Na koniec przytoczę opinię Komendanta Obrony Lwowa o postawie walczącej młodzieży:
 
„Bardzo dzielni wy wszyscy jesteście, ile wy, dzieci polskie, trudów znosicie dla naszej kochanej Ojczyzny. Jeszcze trochę, jeszcze odrobinę wysiłku i odzyskamy miasto i Polskę”.
 
Panie Piotrze, warto było towarzyszyć bohaterskiej dziewczynie przez dwadzieścia dwa dni Obrony Lwowa. Moim skromnym zdaniem udało się Panu doskonale przybliżyć obraz dawnego polskiego Lwowa. Dziękuję bardzo za wspaniałą lekcję historii. Moim i Męża kolejnym marzeniem będzie wizyta na Cmentarzu Orląt Lwowskich na Łyczakowie. Książka powinna znaleźć się na liście lektur kl. VIII.
 
Ps. Wierzę, że Antonina żyje, bowiem tę bardzo sugestywną okładkę można różnie interpretować. Biało-czerwone upierzenie szpaka – symbolu…
Dziękuję z całego serca Piotrowi Tymińskiemu za przysłanie książki do recenzji. 

 

„Dwadzieścia minut do szczęścia” – Katarzyna Mak (#MamaDropsaCzyta)

Read More
 

 

Katarzyna Mak, Dwadzieścia minut do szczęścia, Novae Res 2018.
#MamaDropsaCzyta
 
Katarzyna Mak – żona, mama, bardzo młoda babcia, ma za sobą  debiut literacki i następne książki czekające na wydawcę. To kobieta pełna energii, optymizmu, lubiąca czytać książki obyczajowe z dobrym zakończeniem.
Przeczytałam bardzo szybko książkę „Dwadzieścia minut do szczęścia”, którą otrzymałam w ramach akcji Book Tour. Moim zdaniem to udany debiut literacki.
 
To historia studentki Michaliny Zawadzkiej, która spośród innych dzieci wyróżniała się tym, że nie miała rodziców, jej wychowaniem zajęła się babcia. Po jej śmierci zamieszkała z Mateuszem, ponieważ miała problemy finansowe, a on wraz z rodzicami jej pomagał. Planowali wspólną przyszłość. Mówiła o sobie, że jest mistrzynią pakowania się w kłopoty. Może to kwestia genów? Nauka nie sprawiała jej problemów. Michalinę poznajemy w momencie, gdy od uzyskania dyplomu ukończenia studiów dzieli ją praktyka w ekologicznym gospodarstwie rolnym i egzamin końcowy. Jej szefem jest Mikołaj Kornecki. Na początku wydawał się jej gburem i cholernym dupkiem a potem , kiedy źle się czuła, okazał się być troskliwym i bardzo miłym, wrażliwym  mężczyzną. Wino i nocne zwiedzanie pałacu na wzgórzu, opowieści Mikołaja o dawnych jego właścicielach – włoskiej księżniczce Micheli i władcę ziem Niccola (deja vu?) zahipnotyzowały dziewczynę, że pocałowała szefa i …uciekła. Zlecona praca jej odpowiadała , ale ciągle pakowała się w kłopoty, szef dawał jej kolejne szanse. Michalina postanowiła bardziej się kontrolować we wszystkim. Dzięki Mikołajowi jazda konna zaczęła sprawiać jej przyjemność. Zniknął uraz z dzieciństwa. Impreza, tańce na wsi, jazda konna nocą sprawiły, że wyobraźnia dziewczyny zaczęła działać i jej serce oszalało dla Mikołaja. Ale czy mogła kochać jednocześnie i Mateusza, i Mikołaja ? Bardzo szybko doszło do spełnienia jej marzenia – Mikołaj też ją kochał. I znowu czar prysnął, kolejne kłopoty, zamiast zdobyć się na rozmowę z Mikołajem, bohaterka dała się ponieść emocjom i …uciekła od Mikołaja , rzuciła praktyki. Jak się okazało trafiła z deszczu pod rynnę – bo boleśnie zranił ją Mateusz. Czy to kara od Boga? Jak sobie w tej beznadziejnej sytuacji poradzi Michalina? Czy znajdzie pracę, a co ze studiami? Czy bajkowy romans pryśnie jak bańka mydlana? Czego o sobie i o swoich rodzicach dowie się Michalina? Jak to odkrycie prawdy wpłynie na jej dalsze losy? Na wszystkie pytania znajdziecie odpowiedzi w powieści.
 
Katarzyna Mak napisała piękną opowieść o miłości, która rozgrywa się w uroczej scenerii. Mikołaj od początku wzbudził moją sympatię swoją osobowością i usposobieniem. Bogactwo nie przewróciło mu w głowie. Natomiast Michalina na początku mnie irytowała, ale z każdą kartką powieści, w miarę poznawania jej historii tez ją polubiłam. To zagubiona dziewczyna, która marzy, ale brakuje jej motywacji do walki o realizację marzeń. Zbyt szybko się poddaje. Nie wierzy w siebie. Widzi tylko samo zło: „Jestem potworem”, „Boże , jaka ja jestem głupia, naiwna!”, „Widzę obraz nieszczęśliwej kobiety”, „Dotarło do mnie, jaka ja jestem pusta i wredna.” Iza, jej przyjaciółka, stara się za wszelką cenę uświadomić jej, że to nie kwestia genów tylko jej własnego wyboru. Dzięki przyjaciołom dużo zrozumiała.  Czy odnajdzie w sobie dobro, wiarę, że marzenia się spełniają? Czy uda się jej wreszcie zapłakać z emocji?
 
Powieść napisana jest lekkim piórem, czyta się szybko, akcję urozmaicają niezwykle plastyczne opisy przyrody, subtelne opisy scen erotycznych.
 
Polecam książkę na jesienny wieczór. Autorce bardzo dziękuję za jej udostępnienie.