Krystyna
Mirek, Świąteczny sekret, Wydawnictwo
Edipresse 2019.
#MamaDropsaCzyta
Książki w świątecznym klimacie pojawiają się już jesienią i przygotowują nas do intensywniejszego odczuwania świąt. W naszej rodzinie są najmilszym prezentem mikołajkowym czy gwiazdkowym. Dzięki nim możemy także przedłużyć ten cudowny czas. Dzisiaj zamiast zimy aura wiosenno-jesienna za oknem, przyroda szaleje. Spacerując w deszczu z psem, ślizgałam się i patrzyłam na kwitnące leszczyny, bazie. By umilić sobie czas w domu, wystarczyło usiąść przy choince z herbatą w świątecznym kubku, otulić się kocem w świąteczne gwiazdki i przenieść się do zimowego, magicznego świata przedstawionego książki.
Powieść Krysi Mirek „Świąteczny sekret” ukazała się 30 października 2019 roku, a przeczytałam ją w czasie świątecznym – w Sylwestra i Nowy Rok. Dzisiaj pragnę się podzielić swoją opinią.
Bohaterką powieści jest dziewiętnastoletnia Zosia. W jej rodzinie od pokoleń kobiety zakochiwały się w przystojnych, czarujących, ale niezdolnych do prawdziwej miłości i odpowiedzialności za rodzinę mężczyznach. Bohaterka postanowiła, że nie powtórzy ich losu. Nie szukała więc miłości, bała się nawet o niej marzyć. Nie miała chłopaka, ale przyjaźniła się z Jaśkiem, pochodzącym z dobrej rodziny, uzdolnionym matematycznie i marzącym o zawodzie pilota. Był najjaśniejszym punktem jej życia. Zosia z uwagi na atmosferę panującą w jej domu nie lubiła świąt (relacje z matką były bardzo trudne i napięte, a siostry wpadały na krótko). Marzyła więc tylko o przeżyciu dobrych świąt… Podjęła więc samodzielną decyzję o przyjęciu spadku po babci w postaci starego domu na wsi…
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia, wbrew woli matki, się tam przeprowadziła. Nie było jej łatwo na wsi, ale drewniane kredensy, stare komody, spiżarnia, piwnica były pełne przetworów domowych przygotowanych na zimę przez babcię. Bohaterka, dzięki aurze domu, poczuła się silniejsza. Miała świadomość, że ktoś „przygotował dom na przybycie nowego właściciela”. Znalazła list od babci z przesłaniem, podziękowaniem i pewna kwotą pieniędzy na zagospodarowanie, na przetrwanie pierwszych trudnych chwil. Utwierdziło ją to w przekonaniu, że mimo wyrzutów sumienia podjęła właściwą decyzję. Zaopiekuje się domem, a on ją otuli życzliwością. Mogła liczyć na pomoc sąsiada Wojciecha Łąckiego, który sam wychowywał przystojnego i czarującego syna. Maks miał zapisaną w genach po matce katastrofę, a wysiłki uczciwego ojca nie wywierały żadnego wpływu na lekkoducha. Czy Maks pojawi się na drodze Zosi? Czy bohaterce uda się uchronić przed powtórzeniem błędów babci i mamy? Czy los można odwrócić?
Krystyna Mirek poruszyła w powieści dość istotny problem nieuchronności losu, przeznaczenia. Czy można przed nim uciec? Historia Zosi zmusza też i Czytelnika do zastanowienia się nad rzeczywistością. Świąteczny, magiczny czas sprzyja przecież snuciu marzeń kojących nasze tęsknoty i refleksjom nad życiem, często zbyt wyidealizowanym. Bo przecież pragniemy, by ono się toczyło niebywale gładko. Ale Pisarka pokazała też, że owa gładkość życia może być dla niektórych nieco przerażająca. A w przypadku prawdziwej miłości nie ma łatwych rozwiązań. Czy w tym tkwi świąteczny sekret? I jak tu nie lubić powieści świątecznych za ich niepowtarzalny klimat? Bardzo dziękuję Krysi Mirek za kolejną, mądrą powieść z przesłaniem. Gorąco zachęcam do lektury.