„(Nie)miłość. Z tobą i bez ciebie” – Natasza Socha (#MamaDropsaCzyta)

Read More
 

 

Natasza Socha, (Nie)miłość. Z tobą i bez ciebie, Wydawnictwo Edipresse 2019.
 
To nie miłość umiera, to ludzie od siebie odchodzą…
Małżeństwo to często mieszanka złudzeń i marzeń, a potem brutalne z nich odarcie.
 
Najnowsza powieść Nataszy Sochy (Nie)miłość to niezwykle interesujące studium małżeństwa Cecylii i Wiktora, którzy w ciągu czternastu lat znajomości a trzynastu lat po ślubie wpadli w letarg i marzą o rozwodzie. Miłość się wypaliła, to rutyna ją zabiła. A zapanowały: Nieobecność. Niezrozumienie. Niemiłość. I właśnie poprzez historię ich małżeństwa, opowiedzianą z perspektywy jeszcze męża i żony Pisarka definiuje „niemiłość”. Czy jest ona końcem wszystkiego, czy raczej początkiem czegoś nowego?
 
Cecylia Kosowska to 38-letnia kobieta, żona, matka 13-letniej Alicji, ornitolog  na pół etatu w stacji badawczej, zajmowała się także pisaniem artykułów i referatów o ptakach. Kocham ptaki, kocham ich zwyczaje, ich wspólny lot, ich skrzydła. Wiktora, pracownika naukowego w trakcie rozprawy habilitacyjnej, poznała przypadkowo na prelekcji, od razu zaiskrzyło między nimi, szybko zaszła w ciążę. Była przygotowana na to, że da radę sama wychować dziecko. Ale Wiktor stanął na wysokości zadania i wzięli ślub cywilny.
 
Skoczyłam w przyszłość z dużym optymizmem i naprawdę nie mam pojęcia, jak to się stało, że nie zostało z niego nic. Nawet uśmiech mi stopniał.
 
Po latach Wiktor się zmienił, uczucie się wypaliło a życie z nim zastawiało pułapki. Cecylia próbowała znaleźć szczęście, flirtując na portalach internetowych. W dniu, w którym postanowiła go wreszcie poinformować o rozwodzie, miała bardzo poważny wypadek samochodowy. Wylądowała w szpitalu, operacja, leżenie, uraz kręgosłupa, długotrwała i kompleksowa rehabilitacja. Nie wiadomo, kiedy będzie chodzić. Co z ich rozstaniem? Cecylia była święcie przekonana, że wypadek to kara za decyzję o rozwodzie. Los zadrwił sobie z niej, z jej planów. Mimo rozpaczy, bezradności i bezsilności postanowiła, że będzie twarda i da radę. Musi jedynie uzbroić się w cierpliwość i nie dać się zjeść własnym lękom oraz depresji. A Wiktor trwał przy niej, była przecież ciągle jego żoną i matką córki. On też od dłuższego czasu przygotowywał się do poważnej rozmowy z Cecylią, że odchodzi, bo  zakochał się w swojej studentce:
 
Nagle w jego małżeństwie zaczęło ubywać szczęścia, zupełnie jakby ktoś zrobił maleńką dziurkę w torbie pełnej piasku. I wysypywało się ono powoli, niespiesznie, nie zwracając niczyjej uwagi. W końcu w torbie zostało tylko kilka ziarenek.
 
Karolina wydawała mu się kobietą idealną. Czy nie tak samo myślał kilkanaście lat temu o Cecylii? Czy to nie za zdradę los uwikłał w wypadek samochodowy Cecylię? Postanowił jednak, że po kilkunastu latach małżeństwa zaopiekuje się żoną na wózku, a potem przeprowadzi się do kochanki. To taki gest pożegnalny! Będzie odpowiedzialny i rozsądny, bowiem wyniósł to z domu, obserwując miłość rodziców, ich wzajemną odpowiedzialność i niesienie pomocy w niedobrych momentach. Miłość rodziców polegała na ciągłej obecności. Znalazł się więc w sytuacji, w której był niezastąpiony, czuł się potrzebny Cecylii, która w domu przykuta do wózka inwalidzkiego popadła w depresję.
 
Podobny schemat spotykamy w wielu książkach. Ale u Nataszy Sochy frapujący jest sposób przedstawienia historii małżeństwa bohaterów, przejście ze stanu miłości w niemiłość. Powieść składa się z rozdziałów noszących imiona bohaterów, w których Pisarka przedstawia krok po kroku rozpad ich związku od pojawienia się pierwszych rys, wzajemnych pretensji, żali, urazów, niechęci, zranień, kłótni, awantur nagromadzonych przez lata po dyskomfort, kryzys, obojętność, rozwód najpierw w głowach z perspektywy męża i żony. Każdy rozdział zaś kończy się opisem życia ptaków, które często zachowują się podobnie jak ludzie. Ich postawy korespondują  z sytuacją bohaterów lub są jej uzupełnieniem czy też zapowiedzią zmian. Pisarka często w opisie ptaków stosuje personifikację. Historię bohaterów wręcz się pochłania, czyta się szybko a to za sprawą języka pozornie lekkiego, prostego z jednej strony. Bowiem Natasza Socha włada językiem jako narzędziem opisu perfekcyjnie, po mistrzowsku, dając wyraz swej erudycji, kunsztowi pisarskiemu. Język obfituje w oryginalne, różnorodne metafory oparte na zaskakujących skojarzeniach, epitety, porównania. Odnajdujemy tu wiele definicji małżeństwa w różnym jego stadium a ich autorami są mąż i żona. W powieści nie ujawnia się narrator, nikt tu nie komentuje, nie krytykuje i nie ocenia postępowania bohaterów. Musi tego dokonać czytelnik. Wspomniałam, że książkę się pochłania, ale zmusza nas ona do refleksji nad swoim małżeństwem, nad naszym zachowaniem, nad tym, na jakim etapie jesteśmy, czego nam brakuje w związku, nad czym popracować, o co zawalczyć a co poprawić.
 
Małżeństwa po prostu są. Kiedy przeminie fala zachłyśnięcia się drugą osobą, następuje czas flauty, który powinien być przecież stanem idealnym. Żadnych nerwowych ruchów, żadnych sztormów i wirów, w które można wpaść i nawet się podtopić. Wszystko płynie jakimś zwyczajnym rytmem, którego człowiek tak naprawdę potrzebuje. Czy ludzie naprawdę chcą burz, nawałnic i wichur, które sieja spustoszenie? Chyba każdy z nas marzy raczej o błękitnym niebie, przeciętym czasem jakąś chmurą, która rzuca cień dający wytchnienie. Jego związek z Cecylią był błękitem, którego kolor jednak się wybarwił. A kiedy coś staje się przezroczyste, to po prostu znika. Dotyk chowa się w dwóch ciałach, nie szukając się już nawzajem. Usta wcale nie chcą drugich ust, podobnie zresztą jak dłonie. jedność staje się dwoma niezależnymi bytami, które w żaden sposób nie są już namagnesowane. Związek wchodzi w jakąś dziwną fizykę smutku i wzajemnego odpychania się ciał.
 
Moje małżeństwo trwa ponad 33 lata. Fizyka to nie jest moja bajka, zatem w tym momencie musiałam się zastanowić nad odmianą błękitu w naszym związku. Uświadomiłam sobie, jak ważna jest rozmowa a nie tylko komunikaty, lakoniczne jak sms-y. Jak dobrze, że mogę też z drugiej strony zapanować nad swoim gadulstwem, czepianiem się, uciekając w świat książek. Czytanie jest  pasją rodzinną. Wracam jednak do języka powieści, który mnie oczarował. Chwilami jest zaprawiony humorem, czarną jego odmianą, ironią, sarkazmem, kolokwializmami, wulgaryzmami, jest bardzo soczysty, dosadny, barwny, nacechowany stylistycznie –  kipiący wręcz feerią emocji, aby oddać stan duszy żony i  męża. Dzięki temu bohaterowie są autentyczni. Cecylia i Wiktor często odczuwali  wyrzuty sumienia, mimo że w swoich głowach od dawna nie byli małżeństwem.
 
Sumienie ludzkie jest czymś skandalicznie wkurzającym. Milczy przez długi czas uśpione albo nieobecne, a kiedy o nim zapominasz, podnosi swój łeb i patrzy ci pytająco w oczy. Zagląda w myśli. I nic nie mówi. Kompletnie nic. A milczenie jest czasem o wiele głośniejsze niż strzał z karabinu – to niezwykle sugestywna animizacja. Wiktor zastanawiał się, dlaczego skoro człowiek tak szybko się zakochuje, nie może równie szybko się odkochać. Przecież niemiłość w ich związku  pojawiła się wyraźnie z obu stron. Bohaterka jako ornitolog obserwuje, podgląda ptaki – to jest jej praca. Przenosi to do swojego życia i obserwuje męża, którego zachowanie uświadamia jej zmiany: On się puszy, stroi i mimowolnie wypina do przodu pierś. Jak rajski ptak gotowy na podbój kolejnej samiczki. I jeszcze na koniec o intymności wspólnych poranków w małżeństwie: (…) buduje się ją latami, że jest równie misterna jak konstrukcja gniazda jaskółek. Tylko teoretycznie są to grudki błota i gliny, ale w jakże przemyślany sposób ułożone. Kawałek ziemi zaczepiany jest o chropowatą powierzchnię, a „cegiełki” układane na krzyż w stosunku do poprzednich. Potem jeszcze stabilna podłoga i koniec końców powstaje misterne dzieło sztuki. A jak postrzegała siebie pani ornitolog? Porzucona żona z nieczynnymi nogami, brzydka, stara i nikomu niepotrzebna(…) jak zepsuta zabawka na wielkim wysypisku lalek, którymi nikt już nie chciał się bawić. A przecież pragnęła wolności, ucieczki, zakochać się znowu, zasmakować szczęścia naprawdę. A los uwikłał ją w wypadek samochodowy i dał w prezencie wózek inwalidzki i czas, który musiała spędzić z mężem. Dlaczego? Bo życie jest huśtawką nastrojów, jest wahaniem, jest robieniem trzech kroków naprzód i dwóch wstecz. A czasem odwrotnie. Jest tańcem na linie, poczuciem zagrożenia wymieszanym z momentami absolutnego szczęścia. Jest niezdecydowaniem. Łzami i śmiechem. W tym tkwi jego urok, a nie w niekończącej się nirwanie. Nie chcę ciągle mówić o wdzięczności i dziękować za to, że rano słońce świeci. (…) Więc tak może i dobrze się stało, że straciłam chwilowo władzę nad swoim ciałem, może to jest po coś. Czy rzeczywiście było to po coś? Czy bohaterom udało się wyjść z małżeńskiego letargu?
 
Urzekła mnie historia Cecylii i Wiktora , którą Pisarka,  tak po mistrzowsku władając językiem, nam opowiedziała. Jej zakończenie jest, moim skromnym zdaniem, parafrazą Rozmowy lirycznej Gałczyńskiego a właściwie (nie)lirycznej , bo o (nie)miłości. Czy ta ich niemiłość była jednak prawdziwa? Na to pytanie czytelnik musi sam znaleźć odpowiedź. Jest ona (nie)oczywista jak zawsze u Nataszy Sochy. Zachęcam zatem gorąco do lektury tej niezwykłej powieści bogatej językowo, poetyckiej, opartej na wnikliwej obserwacji życia bohaterów.         
 
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu!