Chiara Parenti, Sztuka sięgania gwiazd, Wydawnictwo Znak 2020.
Dziewczyna, która niczego się nie bała, została zabita przez Terror. Ja natomiast, sterroryzowana życiowym strachem, wciąż tu jestem.
To nie będzie typowa recenzja. To w ogóle nie będzie recenzja. Nie jestem bowiem w stanie spojrzeć krytycznym okiem na tę książkę, wyliczyć nie tylko zalety. „Sztuka sięgania gwiazd”, która kilka tygodni temu ukazała się na polskim rynku nakładem Wydawnictwa Znak, zbyt wiele dla mnie znaczy. Zbyt wiele zamkniętych furtek w moim sercu, w mojej głowie, otworzyła. Bawiła i wzruszała. Czytając, na przemian śmiałam się i płakałam. I jednocześnie zastanawiałam się nad sobą. Ta książka, może to zabrzmi patetycznie, ale coś we mnie zmieniła. Otworzyła mnie na moje własne marzenia i pragnienia.
Dlatego nie rozsiadaj się wygodnie w swoim bezpiecznym kąciku, weź życie we własne ręce. Wstań i biegnij po to, czego pragniesz, porzucając strach. Żyj, dopóki jesteś żywa! I świeć, Sole, świeć najjaśniej, jak możesz!
Zanim przejdę do refleksji po lekturze tej powieści – poradnika, pozwólcie, że przybliżę Wam krótko fabułę:
Potrzebujesz jednej małej chwili bez strachu. To wtedy robi się najbardziej niesamowite rzeczy. Rozpaczliwy haust powietrza, Sole traci grunt pod nogami i… leci. Skok ze spadochronem to pierwsza pozycja na jej liście.
Delikatna i wrażliwsza od innych Sole unika w życiu wszelkich niebezpieczeństw. Tak bardzo boi się lecieć samolotem, że nie przyjmuje zaproszenia do Paryża od swojej jedynej przyjaciółki Stelli. Nagle przychodzi cios. Stella ginie w dramatycznych okolicznościach, a Sole ze łzami w oczach czyta jej ostatni list:
„Musisz wybiec życiu naprzeciw! Zdziwisz się, co jesteś w stanie zrobić! Żyj, dopóki jesteś żywa!”.
Postanawia zrobić listę stu rzeczy, których najbardziej się boi, ale których od zawsze pragnie. Czuje, że musi spróbować żyć tak jak Stella – z uśmiechem na ustach i otwartym sercem.
Czy Sole będzie umiała żyć pełną piersią? I czy odważy się na miłość, której boi się bardziej niż skoku na bungee?
Narracja w powieści prowadzona jest w pierwszej osobie liczby pojedynczej. Dzięki temu chyba jeszcze bardziej wczułam się w historie Sole, głównej bohaterki. W dodatku widziałam w niej… siebie.
Bo są dwie główne rzeczy, które przeszkadzają w nabywaniu doświadczenia: nieśmiałość, która jakby przyćmiewa umysł, i strach, który malując możliwe niebezpieczeństwa, odradza od brania się do czegoś.
Na strach Sole, jej problemy z odwagą, akceptacją, wiarą we własne siły miało wpływ wychowanie i tragiczna przeszłość matki. Co przez lata budowało mój strach? Charakter, problemy zdrowotne? Pewnie wszystko po trochu. Rodzice (czemu absolutnie się nie dziwię!) bali i wciąż boją się o mnie chyba trochę inaczej niż o mojego starszego brata. Choć wydawać by się mogło, że nigdy nie patrzyli na mnie przez pryzmat niepełnosprawności, na pewno tak patrzyli. Nie dziwię się. Nigdy nie chciałabym przeżyć tego, co oni, kiedy się urodziłam, walczyłam o życie, a potem o pierwsze kroki. Zmierzam do tego, że ich strach – jak najbardziej uzasadniony – udzielił się mi w sposób kompletnie niewłaściwy. Bałam, wciąż się boję zmian, samotności, opinii innych. Wolę chować głowę w piasek, coś przemilczeć, niż powiedzieć, że się nie zgadzam. Zacisnąć zęby i robić coś, co wcale nie jest moje. Skupiam się na opinii, marzeniach innych, nie na własnych. Ta książka uświadomiła mi, że nie potrafię być gadułą wtedy, kiedy trzeba. Nie potrafię wyrazić własnego zdania, kiedy pytam o nie sama siebie. Upycham po kieszeniach własne pragnienia, realizując cudze. Boję się powiedzieć to, co czuję, w strachu przed reakcją danej osoby. Niby jestem uśmiechnięta, rozgadana, hej do przodu!, a czasem zdarza mi się hobbystycznie gryźć poduszkę.
Może to banalne, ale „Sztuka sięgania gwiazd” uświadomiła mi, że nie wolno bać się… strachu. Lęk przed zmianą, przed czymś nowym jest zupełnie naturalny. Sztuką jest pójść dalej, wyprzedzić go o krok i – zgodnie z tytułem – sięgnąć gwiazd.
A więc odważnym oznacza żyć z sercem.
Nauczyłam się, że nigdy nie ma właściwego momentu. Jeśli będziemy czekać, aż poczujemy się gotowi, to w końcu będziemy czekać zbyt długo, nawet całe życie i nigdy nie dotrzemy na drugi brzeg, do naszych pragnień.
„Przeczytaj, zrób własną listę i zacznij żyć odważnie każdego dnia!” – radzi Wydawnictwo Znak. Listy nie zrobiłam, przynajmniej na papierze. Ale zrobiłam pierwszy krok do spełnienia marzenia. Od najmłodszych lat wyobrażam sobie, jakby to było wydać książkę. Najpierw oczywiście ją napisać, a potem zachęcić do czytania innych. To długa i trudna droga, ale… wszystko zaczyna się od pierwszego kroku. Nie czekając dalej na właściwy moment, postanowiłam podzielić się swoją twórczością i kilka stron zapisanych w edytorze tekstu wrzuciłam do sieci: https://www.wattpad.com/myworks/223118761-kartki-zapisane-nad-morzem . Co z tego wyjdzie? Nie wiem. Wierzę, że fakt, że podzieliłam się tym tekstem z szerszym gronem, będzie mnie mobilizował i dokończę to, co zaczęłam. Jeżeli choć jedna osoba uśmiechnie się, wzruszy, rozbawi czytając moje teksty, będę szczęśliwa.
Uprzedzając pytania – nie, charakter bloga się nie zmienił. DropsKsiazkowy.pl nadal będzie stroną o literaturze, z elementami teatru i telewizji. Pozwoliłam sobie na inny tekst, na bardzo osobisty tekst, nie po to, żeby się wyżalić. Nie po to, że pokazać – och, patrzcie, zmieniłam swoje życie. Nie jestem już Drops. Jestem Dropsą, który będzie podbijał świat – patrzcie na mnie. Nie, nie to miałam na celu. Co zatem autorka miała na myśli? Ano to, że „zwykła recenzja” – analiza bohaterek, stylu, narracji, nie oddałaby tej całej gamy emocji, która wręcz mną telepnęła podczas lektury. Zwykłe: „gorąco polecam” czy „musicie to przeczytać” to za mało w tym przypadku. „Sztuka sięgania gwiazd” to książka, obok której chyba ciężko przejść bez żadnych refleksji, rachunku sumienia. To książka, która zmienia, a właściwie zachęca do tej zmiany, bo literki na papierze same nic nie mogą. Dopiero w połączeniu z sercem, wylaną łzą potrafią działać cuda… Wiecie, tak obserwuję Was czasem – drogie Czytelniczki mojego bloga – i mam wrażenie, że przynajmniej kilka z Was znajdzie wiele cech Sole. Czytając kolejne rozdziały, krzyknie w duchu (albo na głos): „To przecież o mnie!”. Mam nadzieję, że ta moja garść refleksji skłoni Was do sięgnięcia po ten tytuł. Może po lekturze stworzycie własną listę, przynajmniej w głowie? Zaczniecie choć ociupinkę bardziej wierzyć w siebie, we własne siły? Życzę Wam tego. Życzę i Wam, i sobie odwagi bo sztuka sięgania gwiazd jest dla każdego. To od nas zależy, czy staniemy na palcach, czy będziemy czekać, aż drabina sama się zmaterializuje.