Damy we fiolecie to debiutancka powieść Marcina Majchrzaka. Gdy autor zaproponował, że przyśle mi egzemplarz do recenzji, miałam mieszane uczucia. Niezbyt często sięgam po literaturę z pogranicza fantastyki, a właśnie do takiego gatunku zaliczana jest ta książka. Choć otrzymałam opis historii, nie wiedziałam, czego właściwie się spodziewać.
Próżno w Damach we fiolecie szukać czarodziejów, magicznych pierścieni czy wilkołaków. To nie ten rodzaj fantastyki. Autor zabiera nas do Morbus. To państwo-miasto leżące na wyspie Feeria. Handlową monarchię tworzą dzielnice: pałacowa, Var Servet, handlowo-rzemieślnicza, fabryczna oraz biedoty. Myślicie, że monarchią rządzi piękna królowa o gorącym sercu, starająca się poprawić byt swoich najuboższych poddanych? Muszę Was rozczarować. Rządy sprawuje cesarzowa Segvina. Kocha koty, kolor fioletowy i… karę śmierci. Budzi strach, choć sama wydaje się nie znać tego słowa. Wydaje się, że nikt nie jest w stanie przeciwstawić się despotycznej władczyni.
Niemożliwego podejmuje się Alena. Niewykształcona, młoda dziewczyna pracuje w manufakturze obuwniczej. Ma dość wyzysku, biedy i towarzyszącej na każdym kroku trwogi. Rozpoczyna walkę o demokrację. Wierzy, że z pomocą ludu uda się obalić tyranię. Z czasem dołączają do niej kolejne osoby. Wydaje się, że Alena może przede wszystkim liczyć na Rufusa i Alfa oraz właściciela miejscowej knajpy, miejsca spotkań rewolucjonistów, Neda.
W działania przeciwko cesarzowej, zupełnie przez przypadek, zostaje wplątany Lock. Jego historię poznajemy na samym początku powieści. To pozbawiony ambicji, drobny złodziejaszek. Marzy o ciepłym kącie do spania i pełnym żołądku. Podczas rutynowego włamania zostaje przyłapany na gorącym uczynku. Trafia do aresztu, a następnie sama Segvina ogłasza mu wyrok śmierci. Gdy powoli godzi się z losem i przygotowuje do egzekucji na oczach tłumu, w jego celi pojawia się przywódczyni rewolucji…
Wojna domowa, zamiast upragnionej wolności i demokratycznych rządów, przynosi ogień i totalną anarchię. Ciężkie czasy sprzyjają zarówno szybkim karierom jak również i błyskawicznym upadkom. Dosłownie lecą głowy! Jak zakończy się powieść? Tego zdradzić oczywiście nie mogę. Mnie finał rewolucji naprawdę zaskoczył. Czy pozytywnie? Przekonajcie się sami!
Na uwagę i słowa uznania zasługuje okładka. Dominacja odcieni fioletu, ogień i tajemniczy jeździec na koniu – to połączenie w pełni oddaje klimat powieści.
Narracja prowadzona jest w trzeciej osobie, ale autor zastosował ciekawy i przyznam, że rzadko przeze mnie spotykany zabieg. Marcin Majchrzak ujawnia swój punkt widzenia, wplatając w narrację ironiczne lub/i humorystyczne komentarze. Także przypisami, często oczywistymi, prowadzi swoisty dialog z czytelnikiem. Bawiąc się słowem i ogólnie przyjętymi zasadami, buduje nić porozumienia.
W moim odczuciu debiut Marcina Majchrzaka łączy w sobie kilka gatunków. To nie tylko powieść fantasy, ale także tekst polityczny. Przypomina o tym, jak groźna w skutkach potrafi być walka z despotyczną władzą. Pokazuje, że rzeczywistość nie zawsze jest spełnieniem marzeń.
Polityka, akcja, szaleństwo i… humor – Damy we fiolecie to ciekawa mieszanka, którą warto poznać.
Autorowi serdecznie dziękuję za przesłanie egzemplarza 🙂
wydawnictwo: Novae Res
liczba stron: 322
Cóż mam mieszane uczucia co do tej ksiązki, chyba jednak po nią nie sięgnę, bo nie zaciekawiła mnie w znacznym stopniu. Ale podoba mi się to, że autor zastosował trochę inną niż zwykle narrację, wiec to wielki plus, bo nigdy nie spotkalam sie z czyms takim;)
Pozdrawiam;)
(recenzentka-ksiazek.blogspot.com)
Ja się chętnie skuszę na tę powieść. Lubię tego rodzaju fantastykę serwowaną właśnie przez wydawnictwo Novae Res. Choć często zdarza im się wydać totalne buble. Myślę jednak, że damy i fiolet, będą dobrą lekturą.
Pozdrawiam,
http://tamczytam.blogspot.com
Bardzo boję się wątków fantastycznych w tej książce, mam nadzieję, że nie będzie tak źle 😉