„Anka i diabeł stróż”- Nina Majewska-Brown (#MamaDropsaCzyta)

Read More
 

 

Nina Majewska-Brown, Anka i diabeł stróż, Wydawnictwo Edipresse 2018.
 
Kolejną książkę Niny Majewskiej-Brown z cyklu o Ance przeczytałam bardzo szybko. To historia o tym, jak zaślepienie potrafi zniszczyć to, co udało  się bohaterom zbudować, odebrać spokój i poczucie bezpieczeństwa. To także historia o samotności dziewczyny w ciąży, która ma prawo marzyć, mieć swoje zdanie i być szczęśliwą. Robić to, co lubi. Aneta jest ciągle tłamszona przez matkę, niedostrzegana przez innych, a ojciec dziecka… szkoda gadać. Ale po kolei.
 
Jak ja nie lubię wsi
 
Anka nie cierpi wsi, „swojskich klimatów”, samotności. W pracy ciągle niezadowolona, wręcz toksyczna szefowa, dla której dobro firmy jest najważniejsze. Mąż, syn nie dają jej szczęścia, z Anetą nie ma właściwych relacji. Jedyną radością są rozmowy z Arturem, ekologiem poznanym przez Internet. W domu, który stał się otwarty dla kumpli i znajomych Kamila, wpadła w kierat bez wyjścia. Coraz częściej chroniła się w ogrodzie, gdzie miała ogrom pracy. Jedyne wsparcie znajdowała w przyjaciółce Izie. Artur wciąż kusił ją propozycją wspólnego zamieszkania. Zasypywał wręcz sms-ami, miłosnymi obietnicami, że da jej miłość, szczęście, czułość, spełni jej marzenia. A przecież ona tak tęskniła właśnie za wolnością, miłością, szczęściem, którego nie zaznała w małżeństwie z Maćkiem. Ale Artur to typ wolnego ptaka, wiecznie szukający zajęcia, żyjący dla idei, dla wielkich spraw, absolutnie nie przywiązywał wagi do sfery materialnej życia. To Ankę fascynowało! Wspierała go finansowo. Na próżno Iza uświadamiała ją, że Artur to zwykły naciągacz. Anka straciła zupełnie czujność. czuła, ze u boku Artura znajdzie szczęście, pojawią się nowe priorytety, wartości, marzenia, a nawet nowy, inny zestaw kłopotów. Po prostu marzyła się jej odmiana. Spotkanie z ekologiem uświadomiło jej, jak płytko unosiła się na powierzchni życia, nie wiedząc, co kryje się pod taflą codzienności. Gdy znowu wpadł w spiralę długów, pomaga mu jak …matka kochającemu dziecku. Łechcą ją komplementy, że jest piękna, czuła, niezwykła, wcieleniem dobroci, troski. Nareszcie poczuła, że nadszedł czas na zmiany, podejmując konkretne kroki: poprawa swojej sytuacji w pracy, nowe ciuchy, fryzura, uwolniły w niej endorfiny, którymi się delektowała. Jak niewiele jej potrzeba jej do szczęścia! I nie pomogły ostrzeżenia Izy, że Artur jest romantycznym gołodupcem, który znalazł sobie naiwniaczkę i z niej żyje. Zakochanie doprowadziło Ankę do tego, że nie była w stanie racjonalnie myśleć. Doszło do spotkania Anki z Arturem w Krakowie, gdzie ten zachowywał się szarmancko, czule, obsypywał komplementami. Ale wszędzie rachunki płaciła Anka, bo Arturowi zaginął portfel. Ale pojawiły się chwile, w których Anka czuła się osaczona, zadając pytania: Co ja tutaj robię? czego tu szukam? Miłości, nowego startu w życie? Przecież była typem gniazdownika, mieszkanie, praca dawała jej poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Mąż też ją zaskoczył pewną niespodzianką, która mogła w pełni zwrócić jej wolność. Artur się zmienia, nęka ją sms-ami, szantażuje emocjonalnie, dzwoni, wylewając pretensje przez słuchawkę. czy bohaterka dostrzegła zmianę u Artura? Jak się czuła? Czy romantyczny ekolog nadal jej imponuje? Co ona teraz zrobi?
 
Anka coraz bardziej mnie denerwowała, z każdą kartą książki chciałam stanąć obok Izy, by przemówić jej do rozumu, wstrząsnąć ją, żeby przejrzała na oczy. Przecież Artur opętał ją jak diabeł z tytułu powieści. „Diabeł stróż” , który krok po kroku z diabelską mocą zniewala, szantażuje, wymusza, grozi, zastrasza. Na jaki w końcu krok zdobędzie się Artur? I Jak zareaguje zaślepiona Anka?
 
Maciej i jego sielskie życie na wsi
 
Mąż Anki czuje się dobrze na wsi – cisza, spokój, okrył w sobie żyłkę drwala. W każdej chwili mógł uciec do stodoły od napiętej atmosfery i zgiełku w domu, który zamienił się w „hotelowe lobby”. Przewijały się w nim tłumy koleżanek i kolegów Kamila, który z pasją oddawał się życiu towarzyskiemu i graniu w sieci i wciąż nie wykazywał zainteresowania usamodzielnieniem się w związku z narodzinami dziecka. Za namową Anki wyrzucił kumpli z domu, ogłaszając koniec imprezowania. Zmusił wreszcie syna stanowczą rozmową  do refleksji nad dotychczasowym życiem. Maciej miał dość pretensji i marudzenia Anki. Myśląc o niej, „zderzał się ze ścianą szarości, przewidywalności i nudy”. Bardzo się od niej oddalił przez lata małżeństwa. Żałował, że jego marzenie o domu na wsi się spełniło. Czuł się oszukany przez los. W wymarzonym domu czuł się jak nieproszony gość. Uciekał w pracę i wypady do ks. Grzegorza na plebanię, który mu przypominał kupla z liceum i miał świetne pomysły na spędzanie czasu. Zaczął się spotykać z Moniką, której pośrednictwu zawdzięczał dom. Dzięki niej uświadomił sobie, że mógłby poczuć się młody, opiekuńczy, zaimponować wiedzą, pieniędzmi, życiowym doświadczeniem. Monika była piękną i inteligentną kobieta, o której marzył każdy facet. Jak rozwinęła się ta znajomość? Na jaki gest wobec żony zdobył się Maciej? Czy i jak zmieniły się relacje ojca z synem i przyszłą synową?
 
Kamil – próba zmiany
 
Udało mu się wdrożyć w życie pasożytniczą filozofię. Imprezowanie z kumplami w domu świadczyło, że chociaż raz w życiu coś znaczył, wzbudzając u nich podziw. Bał się jedynie, że rodzice każą mu się wyprowadzić, co przerażało jego dziewczynę w ciąży. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Gdy rodzice urządzili mu awanturę i wypędzili kumpli, zmusili do posprzątania ogromnego bałaganu w domu, wytknęli wszelakie błędy , coś w nim pękło. Tak bardzo chciał udowodnić wszystkim, że jednak coś jest wart. Nie wiedział, jak się do tego zabrać. Życie zaczynało go przerastać. Nie miał  pojęcia o odpowiedzialności za drugą osobę. A przecież wkrótce miało się narodzić dziecko. Ciągle słyszał , że jest nieodpowiedzialny, że się nie interesuje dziewczyną, że nie szuka pracy. Postawiony warunek przez rodziców skłonił go do refleksji nad sobą. Ucieszyła go chwila rozmowy z ojcem w kuchni, poczuł, ze złapał z nim nić porozumienia. Oby tylko nie wypuścić jej z dłoni! Wzruszyła mnie sytuacja, w której Kamil-tata zobaczył dziecko na monitorze podczas USG i jego strach zamienił się w miłość . A przed chwilą chciał uciec z gabinetu.
 
Samotność Anety
 
Postać tej bohaterki najbardziej spodobała mi się w tej części powieści. Ukazana została jej samotność, bezradność, ale i marzenia, zainteresowania, mocne strony. Aneta żyła w ciągłym szoku, spowodowanym przez przypadkową ciążę z nieodpowiedzialnym chłopakiem, matka wyrzuciła ją z domu, szkoła też ją potraktowała nieprzyjaźnie, odsyłając na roczny urlop. jej życie wywróciło się do góry nogami. Mieszkała z obcymi ludźmi wręcz panicznie bała się przyszłości. czy Kamil ją zostawi? czy jego rodzice zechcą z nią dalej mieszkać? Czy dziecko urodzi się zdrowe? Była bliska załamania. Nie czuła żadnego wsparcia w Kamilu, a tak bardzo pragnęła jego miłości, opieki, troski. Mimo wszystko tęskniła za matką, siostrą. I gdy kolejny raz matka ją upokorzyła, postanowiła, że po urodzeniu dziecka wróci do szkoły, podejmie studia, znajdzie pracę i będzie niezależna. Dziewczyna marzyła o prowadzeniu bloga modowego, Lubiła doradzać innym w kwestach mody. Zaproponowała Ance pomoc w zmianie stylu ubierania, pozbyciu się szarości, w których wyglądała ponuro i bezbarwnie. Anka widziała, jak bardzo Aneta się zamartwia, postanowiła jej także pomóc. Ucieszyła się, gdy dziewczyna była rozanielona podczas kompletowania wyprawki dla dziecka. Obie buszowały między półkami w galerii. Aneta była też w siódmym niebie, że będzie matką ślicznej dziewczynki, którą pokochała najbardziej na świecie. Także Maciej okazał jej swoją radość i oferował pomoc. A każdym dniem dziewczyna coraz bardziej wiązała się z obcymi ludźmi, czuła, że znalazła tu nowy dom.
 
Niespodziewanie okazuje się, że niektóre wyobrażenia o miłości, szczęściu i nowym życiu lepiej pozostawić tylko w sferze marzeń, a żyć chwilą obecna i cieszyć się z tego, co się ma. Cholera, co ja teraz zrobię?”
 
Również i ta część ma zakończenie otwarte, zmuszające do zatrzymania się i refleksji. Powieść kończy się zbyt szybko, bowiem w takim momencie, że nie chce się jej odkładać na półkę. I znowu będzie mnie zżerać ciekawość, do dalej. Co zrobi Anka ? Czy znajdzie wyjście z sytuacji , w jakiej się znalazła? Chociaż mnie denerwowała, to w końcu jest mi jej żal. Jak dobrze, że powieść jest napisana lekkim piórem zaprawionym duża dawką poczucia humoru. Ubarwia tym samym opowiedzianą historię bohaterów z perspektywy każdego jej członka, ich codzienne życie, problemy. Bardzo ciekawie pisarka zaprezentowała postaci, świetnie oddała ich emocje. Autorka uświadamia nam, co w związku, w rodzinie jest ważne. Jak łatwo to, co się buduje przez lata, zaprzepaścić.
 
Gorąco polecam tę książkę.
 
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do recenzji!
 

„Mgły Toskanii” – Natasza Socha (#MamaDropsaCzyta)

Read More
 

 

Natasza Socha, Mgły Toskanii, Wydawnictwo Edipresse 2018.
Recenzja z cyklu #MamaDropsaCzyta
 
Tytuł najnowszej książki Nataszy Sochy od pierwszych zapowiedzi zaintrygował mnie, bowiem od razu dopatrzyłam się metaforycznego znaczenia. Jeszcze pytanie zamieszczone pod tytułem: „Czy można kochać dwóch mężczyzn jednocześnie?” zmotywowało do sięgnięcia po książkę. Marząc o podróżach, muszę wciąż zaspokajać ich głód podróżami literackimi. Przed laty czytałam całą serię książek Marleny de Blasi, m.in. „Tysiąc dni w Toskanii”, gdzie autorka maluje i oddaje słowem piękno krajobrazów, zapachów, smaków i kolorów Toskanii. Dzięki ich lekturze mogłam zapomnieć o problemach zdrowotnych i podróżować po słonecznej Italii. Z książką Nataszy Sochy postanowiłam udać się ponownie w podróż literacką do malowniczej Toskanii.
 
„Człowiek w człowieku, dwoistość uczuć”
 
Bohaterką książki jest Lena , tak naprawdę Helena Magdalena, Nebia, co po włosku oznacza mgłę. Helena było jej imieniem właściwym, imię Magdalena otrzymała po swojej nienarodzonej siostrze bliźniaczce, którą wchłonęła na początku ciąży. Lena odnosiła wrażenie, że towarzyszy jej dualizm emocjonalny, bardzo dziwny stan. Bohaterkę poznajemy w chwili dwudziestych dziewiątych urodzin, gdy pracuje jako konserwator dzieł sztuki. Jest w udanym związku z Igorem – fotografem. Łączą ich wspólne zainteresowania, empatia, doskonale się uzupełniają. W dniu urodzin Lena dostaje od kochających rodziców niezwykły prezent-blaszane pudełko bez pokrywki, symbol otwarcia na nowe doznania, które miała zapełniać magicznymi momentami, życiowymi doświadczeniami i próbować zapachu słońca w innej części świata. Akurat nadarza się ku temu okazja, bowiem Lena otrzymuje zlecenie międzynarodowe na rekonstrukcję pewnego fresku z szesnastego wieku w kościele Santa Caterina w Sienie, w Toskanii….
 
Z każdym dniem bohaterka coraz lepiej czuje się w malowniczej części Włoch. Sprawcą takiego stanu jest Maksymilian a właściwie Ian Stawski, starszy mężczyzna i przystojny rzeźbiarz, do którego numer telefonu podał jej Igor(!), na wypadek gdyby potrzebowała pomocy kogoś, kto mówi po polsku. Toskania staje się dla dziewczyny najpiękniejszym miejscem na ziemi. Nie chce i nie potrafi oderwać oczu od kolorów, nasycić się zapachami, przestać zachwycać się kolejnym dniem. W dodatku łapie się na tym, że Ian nie jest jej obojętny a tęsknota za Igorem maleje z każdą chwilą… I Ian szybko uświadamia sobie, że rodaczka nie jest mu obojętną. Dziewczyna przypomina mu bowiem Zuzannę – żonę… Jaką decyzję podejmie Lena? Z którym mężczyzną zdecyduje się iść przez życie? Odpowiedzi na te pytania można odnaleźć w powieści.
 
Pisarka poruszyła wiele ważnych problemów. Mnie zafascynowało to, jak Toskania – piękne widoki, obrazy, feeria kolorów, smaki, zapachy mogą wpłynąć na zmysły człowieka, na ogromną metamorfozę. Jak pomaga rozsmakować się w świecie, oczyścić się z toksyn, oddychać pełną piersią, wypełnić się spokojem, szczęściem i miłością.
 
Ojciec i syn. Co ich łączy, a co dzieli?
 
Ważnym wątkiem w powieści jest układ między ojcem i synem, który chciał być tylko dzieckiem matki. Przez lata wyrywali ją sobie z rąk i jeden próbował udowodnić drugiemu, że ma do niej większe prawo. Jaką rolę w tym  wszystkim odegrała Lena ? Dokąd zaprowadził bohaterów paradoks złych wyborów i nieograniczonej wolności?
 
Powieść niewątpliwie urzeka pięknym językiem obfitującym w metafory, epitety, porównania i oddziałującym na nasze wszystkie zmysły. Bardzo się cieszę z kolejnej podróży po Toskanii. Wydawało mi się, że jestem obok bohaterów i chłonę otaczający cudny świat też wszystkimi zmysłami. Obrazy żyją, dźwięczą, urzekają kolorami, kuszą zapachami. Ian i mnie objaśnia , jak chłonąć,  smakować świat.
 
Dlaczego „Mgły Toskanii”?
 
Zaintrygował mnie tytuł powieści. Mgła kojarzy mi się z brakiem widoczności, z wilgocią, zimnem, z brzydką jesienią. W powieści mgła jest metaforą. Nazwisko Leny po włosku oznacza właśnie mgłę. Opisy pojawiają się kilkakrotnie.
 

 Słońce już muskało pagórki i pola, a swoimi promieniami malowało widok, od którego zapierało dech w piersiach. A ona leżała jak pierzyna albo raczej unosiła się delikatnie, odkrywając powoli to, co skryła pod swoim ciepłem. nigdy wcześniej nie widziałam tak zjawiskowej i baśniowej mgły. Puszystej, miękkiej, leniwej. Roztapiała się powoli, jakby do końca chciała pokazywać swoją biała sukienkę, a potem wreszcie odsłonić zieleń, we wszystkich jej odcieniach(…) ta mgła była zdecydowanie inna od tej, w której ja sama od jakiegoś czasu błądzę.

 

Mgła oznacza mocno ograniczoną widoczność. Powstaje nie tylko tam, gdzie jest wilgoć, ale również wskutek temperatury, ruchu powietrza i wirujących w nim zabrudzeń. To nie jest tylko zwykłe zjawisko atmosferyczne, to coś bardziej skomplikowanego. Przy bezwietrznych warunkach jej warstwa może mieć kilkadziesiąt centymetrów grubości i przypomina mleko, przez które niewiele widać. Ale kiedy zawieje silniejszy wiatr, grubość tego mleka wynosi nawet kilkaset metrów. 

 

Lena błądziła w takiej mgle. Rozległej, nieprzepuszczalnej, na swój sposób pięknej, ale i mylącej.  

 
Bardzo dziękuję Autorce za tę cudowną, poetycką, chwilami filozoficzną podróż literacką do urzekającej Toskanii. Mogłam, podobnie jak Lena, nabrać w garść cudnego życia w Sienie. Pozostawię zakładki w książce, aby zimą, której nie lubię, raczyć się urokliwymi obrazami, które teraz będę przechowywać w sercu.
 
Wydawnictwo dziękuję za egzemplarz do recenzji!

 

„Obca w świecie singli” – Krystyna Mirek (#MamaDropsaCzyta)

Read More
 

 

Krystyna Mirek, Obca w świecie singli, Wydawnictwo Edipresse, 2018.
#MamaDropsaCzyta
 
Z lubością sięgnęłam po najnowszą powieść Krystyny Mirek. To mistrzyni lekkiego pióra, ponieważ jej książki lekko się czyta, mimo że w każdej powieści pisarka porusza ważne problemy. „Obca w świecie singli” pomaga uporać się z problemem samotności, która ma wiele twarzy. Czytelnik znajdzie tu odpowiedź na pytanie: Czy można znaleźć szczęście i fajnie żyć na planecie singli? Czy można jednak czuć się , mimo wszystko, zupełnie obco w świecie singli? Często słyszy się o samotności w związku, w rodzinie, w tłumie. Zapędzeni ludzie nie mają czasu na pielęgnowanie więzi, na proste gesty, chwilę rozmowy. O co tak naprawdę chodzi w życiu? Czy można znaleźć złoty środek na dręcząca samotność?
 
Na początku powieści poznajemy Karolinę Mazur – dość atrakcyjna zadbaną kobietę, która z wykształcenia jest florystką, mamą 5-letniej córeczki Lenki, kobietą zafascynowaną swoim partnerem. Patryk to wesoły, namiętny energiczny facet, ale ciągle nieobecny w domu z uwagi na pracę. Od czterech lat prowadził bowiem restaurację Lawendowy Zakątek, którą babcia zapisała w spadku Karolinie. Zakochana bohaterka ciągle tęskniła, żyjąc na co dzień wspomnieniami ich wyjątkowej miłości, a najbardziej nieobecność taty odczuwała Lenka. Partnerzy nie mieli nawet czasu na ślub. A przecież podejmując decyzje o wspólnym życiu, pragnęli razem przeżywać szczęście. Karolina pielęgnowała w głębi serca marzenie, że ukochany jej się oświadczy. Chciała mieć poczucie, że jest dla Patryka kimś wyjątkowym, jedyną miłością. Kobietą, z którą on chce być przez całe życie. Brakowało jej bardzo tej jednej romantycznej deklaracji ; „wyznania uczuć”. Marzenie Patryka z kolei zrealizowało się, marzył i prowadził własną restaurację. Miał jej wizję: „minimalne koszty, maksymalny zysk”. Do czego go to doprowadziło? Co stanowiło jego odskocznię od problemów? Jak to przeżyła Karolina, znalazłszy się nagle w świecie singli? Czy znalazła w kimś wsparcie?    
 
         Splot wydarzeń spowodował pojawienie się obok niej Jakuba, też singla, który w krótkim czasie wiele stracił i zawiódł się na najbliższych. Jego partnerka to Agnieszka Michalska, architekt krajobrazu, wywodząca się  z tych „Michalskich obok Wawelu”, którzy zasłynęli najlepszą restauracją w Krakowie. To największa miłość jej ojca Zygmunta. Agnieszkę poznajemy w chwili, w której zdesperowana postanowiła rozpocząć nowe życie z Martynką, pięcioletnią córeczką. Podjęła decyzję o wyjeździe nad morze, zostawiając przeszłość w Krakowie. Chciała w ten sposób zrobić na złość, ukarać Jakuba, kochającego ojca. Martynka była dla niego najcenniejszym skarbem. Za dużo pracował, ponieważ przyszły teść uczynił go swoją prawą ręką w restauracji i stale podwyższał poprzeczkę, jeżeli chodzi o wymagania. Agnieszka czuła się skrzywdzona przez swojego ojca pracoholika, za którym tęskniła w dzieciństwie, bowiem bardzo potrzebowała ojca. Nie chciała, by Martynka znalazła się w podobnej sytuacji. A była świadoma, że i tata, i dziadek szaleli za małą. Termin ślubu też był ciągle przekładany pod różnymi pretekstami. Jakie wydarzenie spowodowało, że Jakub przejrzał na oczy i postanowił walczyć może bardziej o córkę niż partnerkę? Jak zareagował w tej sytuacji przyszły teść? I wreszcie jaką lawinę wydarzeń to spowodowało? Czy Karolina i Jakub uwierzą kiedyś w miłość i odzyskają wiarę, ufność w drugiego człowieka? Na wszystkie pytania czytelnicy znajdą odpowiedź w powieści.
 
         Z galerii barwnych postaci na uwagę zasługuje Malwina, przyjaciółka Karoliny- pragmatyczna, zawsze twardo stąpająca po ziemi, udzielała przyjaciółce tylko dobrych, mądrych rad. Mimo że różniły się diametralnie pod względem charakteru, to wychowane na jednym podwórku, po sąsiedzku, bardzo dobrze się poznały, zaprzyjaźniły, rozstały się dopiero na studiach. Wciąż bardzo często się spotykały i zawsze wspierały. „Być singlem to fajna rzecz[…]”. Wolność, niezależność, czas tylko dla siebie, przyjemność, zabawa” – uważała Malwa. Ale czy naprawdę w życiu chodzi o to by być silną i niezależną? Jakie emocje ujawniła w końcu Malwina?
 
Karolina mogła też zawsze liczyć na pomoc Janki, matki Mikołaja, kolegi Lenki z przedszkola. Jej mąż pracował w Anglii, a Janka całymi dniami była z synem w domu. Matki nawzajem się wspierały, zajmowały się dziećmi, zabierały jedna do drugiej, żeby móc też i odpocząć, mieć chwilę dla siebie. Problemy sprawiły, ze stawały się sobie coraz bliższe.
 
„Czasem tak to jest, że człowiek, choć sprawia wrażenie bardzo niepewnego, gdzieś w głębi serca doskonale wie, czego chce, tylko boi się nawet sam przed sobą przyznać. Chodzi i prosi o radę tak długo, aż ktoś powie mu to, co od początku chciał usłyszeć”. 
 
Bohaterowie ze swojego pogmatwanego życia dzięki wzajemnemu wsparciu, pomocy dokonali pewnych dość istotnych zmian i wyciągnęli budujące wnioski na przyszłość.  Już wiedzieli, że „na swoje marzenia każdy musi pracować sam, a coś, co wydaje się czasem życiową szansą, może się okazać życiową pułapką”. Nie można iść, pędzić przed siebie, gonić przez życie bez cienia refleksji!
 
 I jeszcze na koniec: „Ponoć nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki, bo woda szybko odpływa. Ale czasem los daje ludziom kolejną szansę”. Kto ją otrzymał? Czy wszystkie sprawy ułożyły się gładko? Tego dowiecie się , biorąc książkę do ręki. Gorąco zachęcam. To książka na jeden, najwyżej dwa wieczory. Akcja bowiem toczy się wartko, świetnie wykreowane postaci, dużo mądrości życiowych, refleksji. Powieść jest napisana subtelnym, pełnym emocji językiem. Pochłania się ją, a nie czyta.      
 
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Edipresse!

 

„Troje na huśtawce” – Natasza Socha

Read More
 

 

tytuł: „Troje na huśtawce”
autor: Natasza Socha
Wydawnictwo Edipresse
cykl #MamaDropsaCzyta
„Troje na huśtawce” – Natasza Socha
 
Jeśli przyjmiemy, że życie jest windą, to wszystko można sobie bardzo prosto wytłumaczyć. Opuściłam piętro z napisem małżeństwo i znowu jadę w górę. Właśnie wysiadłam na poziomie romans z młodszym”.
 
Cytat zamieszczony na okładce najnowszej powieści Nataszy Sochy „Troje na huśtawce” sprawił, że postanowiłam sięgnąć po książkę. Jestem w moim szczęśliwym związku starszą żoną od mojego Męża o 5 lat. Prawie 33 lata temu w małym miasteczku nie wszystkim to się podobało, plotka goniła plotkę, ale my się tym nie przejmowaliśmy i po półrocznej znajomości podjęliśmy decyzję o ślubie. I nie żałujemy tego kroku. Mąż jest bardzo dobrym człowiekiem, moim przyjacielem i kochającym ojcem. Choć nie zawsze nasze życie było usłane kolorowymi frezjami (z bukietu ślubnego), ale zawsze mogliśmy i możemy na siebie liczyć.
 
Troje na huśtawce, czyli troje bohaterów na huśtawce życia, emocji. Ich historia opowiedziana też z ogromną dawką emocji, ale z dystansem. Na końcu czytelnik musi odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytanie: Co w życiu jest najważniejsze? Przyjaźń czy miłość?
 
Książka jest napisana w formie chaotycznego pamiętnika jednej z bohaterek o dziwnie brzmiącym imieniu Koralia – filozofka, sekretarka, przedszkolanka od zajęć plastycznych. Chaotyczny, ponieważ retrospekcje, wspomnienia, pojedyncze dni, obrazy z mniej lub bardziej ważnych chwil niemal nieustannie przeplatają się w jej głowie. Chaotyczny, bo chaos wtargnął w dość ustabilizowane dotąd życie czterdziestodwuletniej bohaterki w dniu, w którym mąż po ośmiu latach małżeństwa postanowił odejść, żeby się w nim nie udusić. Odczuła rozwód jako porażkę, lecz nie miała ochoty walczyć, by na nowo poskładać małżeństwo. „Nuda. Nuda. Nuda. Największy morderca każdego związku. Szare kartki codzienności”. Czuła się osamotniona, rozgoryczona, narzekała na bezczynność, nudę, randki w ciemno kończyły się jej ucieczką, była „pozamykana na cztery spusty”. Życie jej przypominało kupkę gruzu, który prędzej czy później należało uporządkować, pozamiatać. W końcu musiała chwycić za miotłę. Porządki w życiu rozpoczęła od remontu mieszkania, by zamalować przeszłość na inny kolor. Rzecz jasna Koralia nie była z tym wszystkim sama, bowiem przyjaźniła się od lat (dorastały na jednym podwórku) z fascynującą , niezwykłą  Aurelią, dobrym duchem, sześć  lat starszą, matką Tytusa, którego samotnie wychowywała. Rozstała się  ze swoim partnerem, gdy była w ciąży. Mieli wtedy po dwadzieścia kilka lat, kończyli studia i nie chcieli zakładać rodziny. Aurelia pracowała w firmie konsultingowej jako analityk rynku. Koralia jako dwudziestoletnia studentka została nianią dwuletniego Tytusa , uroczego chłopczyka, z którym bardzo lubiła spędzać czas trzy razy w tygodniu po zajęciach. Gdy w małżeństwie nie udało się jej zostać mamą, traktowała Tytusa jak przyszywanego syna, patrzyła nań „mamusiowo”. Lata mijały, chłopiec „ładnie im wyrósł”, miał poukładane w głowie, a między nimi narodziła się przyjaźń. Tytus po maturze studiował najpierw fizjoterapię, a następnie weterynarię, ukończył kursy, szkolenia z zakresu masażu zwierząt małych, by prowadzić zajęcia terapeutyczne.  Wynajął mieszkanie, zaczął się umawiać na randki. Przyjaciółki mogły być z niego dumne. Aurelia zaproponowała, że Tytus pomoże remontować mieszkanie. Podczas malowania ścian fajnie im się rozmawiało na różne tematy, m.in. o przyjaźni damsko-męskiej.
 
Stare przysłowie francuskie mówi, że przyjaźń to tak naprawdę miłość, tyle że bez skrzydeł . Skrzydła wyrastają trochę później i najczęściej na własne życzenie”.
 
Koralia zdała sobie sprawę z tego, że zaczęła patrzeć na Tytusa oczyma bez matczynej nuty, on się jej po prostu podobał jako mężczyzna. Początkowo ta metamorfoza przyjaźni mocno ją krępowała. Przecież Aurelia była jej przyjaciółką. A potem pojawiła się możliwość wspólnego wyjazdu na wycieczkę do Maroka. W tzw. międzyczasie Tytus zaproponował serię masaży szyi i karku najpierw w klinice a potem przychodził po pracy do domu Koralii. Coraz częściej zaczęli się umawiać na mieście, zjedli niezwykle zmysłową kolację w zupełnych ciemnościach w restauracji, bo lubili spędzać ze sobą czas.
 
Przyjaźń buduje się latami, ale to nie znaczy, że można ją odmierzać liczba minionych dni. Że wystarczą daty. Przyjaźń jest mieszanką wspólnych przeżyć i wspólnych kłótni. Pomaganiem sobie nawzajem i stawaniem murem w sytuacjach, kiedy inni pluja. Pogłaskaniem i pogrożeniem. Akceptacją,  wspieranie, dochowywaniem tajemnic, szczerością, wybaczaniem, szanowaniem cudzego zdania”.
 
Koralia przypomniała sobie obraz z przeszłości, gdy Aurelia uratowała jej życie i obiecała wtedy wierność i że zawsze będzie mogła liczyć na jej pomoc. I że nigdy jej nie zawiedzie. A teraz niemoralnym postępowaniem wbija jej nóż w plecy? No i Maroko we trójkę z powodu arcyważnego projektu w pracy Aurelii okazało się wycieczką we dwoje. To była „absolutnie fenomenalna podróż”. Koralia czuła się tu bezwiekowa, nikt jej nie oceniał, uwolniła się od stereotypów, wyzbyła lęków i obaw. Chwile szczęścia przeżywała, gdy podczas zwiedzania Tytus wziął ją za rękę, objął ramieniem, pocałował, czuła się bowiem „jak w środku opowieści z tysiąca i jednej nocy, która musiała zakończyć się dobrze”. Tylko Aurelia spędzała jej sen z powiek, ponieważ nie miała zielonego pojęcia o ich relacji. Co robić? Czy tak wolno? Czy tak można? Przecież Aurelia, matka Tytusa, była przyjaciółką, a ona była o 18 lat starsza i go wychowywała od dziecka. Była pewna, że romans z Tytusem przekreśli ich przyjaźń na zawsze, „zakopie w ziemi dwadzieścia lat i wyśmieje każdą próbę ratowania relacji”. Aurelia absolutnie jej nie wybaczy. Wyrzuty sumienia tłumiła wynurzeniami filozoficznymi, wszak studiowała filozofię. Bardzo się bała demaskacji.
 
Czy wreszcie rozum ustąpił miejsca chemii? Czy Koralia została kochanką Tytusa? Czy przyznała się do wszystkiego Aurelii ? A co o tym wszystkim sądził Tytus? Jakiego wyboru dokonała w końcu Koralia: przyjaźń czy miłość? Gorąco zachęcam do sięgnięcia po książkę, aby znaleźć odpowiedzi na te pytania.
 
Natasza Socha umieściła troje bohaterów i czytelników na huśtawce emocjonalnej. Dla małego dziecka bujanie na huśtawce czy kręcenie na karuzeli jest absolutnym hitem. Kiedy Tytus był malutki, uwielbiał delikatne kołysanie w ramionach, potem bujanie jak najmocniej. Kołysały go Aurelia i Koralia, przeżywając chwile szczęścia i miłości do kochanego synka. Po dwudziestu kilku latach Koralia przeżywając mieszankę emocji, kołysze  się jakby na huśtawce zdarzeń i nie może stanąć mocno na ziemi. Pisarka świetnie wykreowała portret Koralii. Z każdą przeczytaną stroną nie mogłam się doczekać, jaką decyzję podejmie bohaterka. Udzielały mi się jej emocje. Na szczęście pisarka zastosowała  humor, ironię, lekki język. Czytając, przeżywamy , wzruszamy, wkurzamy się, ale i się śmiejemy. Najbardziej zaskoczyło mnie zakończenie powieści. Zmusiło właściwie do jego napisania, co nie było łatwe i skłoniło do przemyśleń, refleksji na temat życiowych wyborów. Czy w życiu można mieć tylko i wyłącznie własną drogę do szczęścia?
 
„Miłość można skatalogować na różne sposoby, można ją też podzielić na gorsze i lepsze okresy. Ale jeśli jest to miłość naszego życia, to nie można jej przekreślić tylko dlatego, że jednemu z nas wyczerpują się baterie. Albo że komuś to przeszkadza”. Te mądre słowa wypowiada pan Antoni, którego niezwykle wzruszającą historię miłości do chorej na alzheimera żony Doroty poznajemy w powieści.
 
To kolejna świetna książka Nataszy Sochy, z którą warto spędzić kilka wieczorów.

 

„Światło o poranku” – Krystyna Mirek

Read More
 

 

tytuł: „Światło o poranku”
autor: Krystyna Mirek
seria: „Willa pod Kasztanem” (część 2.)
Wydawnictwo Edipresse cykl: #MamaDropsaCzyta

 

 
Światło o poranku – Krystyna Mirek
 
Bardzo chętnie sięgam po książki Krysi Mirek, „Mistrzyni lekkiego pióra”, ponieważ odpowiada mi ich bardzo ciepły klimat, kreacja bohaterów, wartka akcja i zawsze przyświeca  im jakaś głębsza refleksja, która powoduje, że się zatrzymujemy na chwilę. W czasie świątecznym wzruszyło i rozgrzało nasze serca Światło w cichą noc. Lektura uświadomiła nam, że miłość i bliskość są ważne nie tylko w Święta, ale i przez cały rok. A my żyjemy w pośpiechu, dziwimy się, że czas galopuje i nie możemy się w tym pędzie zatrzymać. Książka pomogła. Myślę, że wielu czytelników chciałoby się znaleźć w Willi Pod Kasztanem, by przy herbacie i cieście drożdżowym z jagodami w blasku świec porozmawiać o wszystkim z Babcią Kaliną, posłuchać jej rad, wskazówek, mądrych myśli-drogowskazów. ”Człowiek opoka. Osoba, która dla każdego ma dobrą radę i celne spostrzeżenie”. Wysoką cenę zapłaciła za życiową mądrość.
 
Wyjątkowa seria powraca
 
28 lutego Pisarka wraz z gronem Czytelników świętowała premierę cudnej książki Światło o Poranku, której okładka jest iście wiosenna. Zatęskniłam za klimatem, światłem, zapachami willi pod kasztanem, a przede wszystkim za babcią Kaliną. A książkę pochłonęłam!
 

„Każda nieszczęśliwa miłość jest inna. A jednak ludzie, którzy doświadczyli tego uczucia, dobrze się nawzajem rozumieją. Opowieści są różne, ale ból ten sam”.

 
Magda Łaniewska bardzo przeżywa rozstanie z wiarołomnym narzeczonym Konstantym, który zostawił ją , zawiódł, boleśnie zranił  w wigilijny wieczór. Bolało, bo dla narzeczonego i jego miłującej tradycję rodziny przygotowała wspaniałą kolację wigilijną. Tęskniła za nim i była w stanie mu przebaczyć, zapomnieć, bo był uosobieniem wymarzonego mężczyzny. Nie sprawdziła się jako kobieta. Po wykorzystanym zaległym urlopie musiała otrzeć łzy i wrócić do pracy w banku, w którym pracuje Konstanty, jego nowa wybranka serca Luiza Jarząbek, szefowa i gdzie wszyscy znali historię ich biurowej miłości. Szefowa dała się poznać załodze jako kobieta oschła, surowa, intrygantka, pozorantka, pełna zawiści. Wsparcie kochających braci, babci Kaliny i jej wnuków pomogło Magdzie zachować swoją godność. Wiedziała, że Konstanty nie dostanie od niej drugiej szansy, przecież nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Postanowiła włączyć sygnał ostrzegawczy, delikatnie jarzące się światełko, aby nie popełnić tego samego błędu. Podczas spotkań w kuchni babci Kaliny szczególnie polubiła wnuka Antka Milewskiego, życiowego rozbitka, za którego wszyscy trzymali kciuki, aby udało mu się znaleźć pracę i zakotwiczyć w willi. Czy zraniona Magda znajdzie w Antku kogoś bliskiego? Czy mu zaufa? Czy pomoże mu odnaleźć spokój, miłość i szczęście ? Czy sama otworzy się na miłość?
 
Siła braterskiej miłości
 
Michał i Bartek Łaniewscy to kochający bracia. Michał, jako najstarszy, był po tragicznej śmierci rodziców jednocześnie ojcem i matką dla siostry i brata. Z czasem stał się opiekunem, niańką, starszym bratem. Rzadziej bywał po prostu kumplem. Kocha ich bardzo, troszczy i  oczywiście bardzo się martwi. Bracia różnią się pod każdym względem, jednak… Obaj zakochują się w tej samej kobiecie. Michał nie potrafi o nią rywalizować z młodszym bratem, dla którego pragnie szczęścia. Strzała Amora okazuje się niezwykle ostra…
 

Miłość, raz zaproszona do domu, rozpanoszyła się na dobre i zaczęła dyktować warunki. nikt nie zakochiwał się w tym, w kim powinien. Z każdym dniem sprawy komplikowały się coraz bardziej, a pytania mnożyły”.

 
Kim jest ta dziewczyna? Jakie rozterki nosi w swoim sercu?  Dokąd ją to zaprowadzi? Jak dalej potoczy się ten miłosny wątek? Sięgnijcie po książkę, żeby znaleźć odpowiedzi na te pytania.
 
„Trzeba być odważnym i iść za głosem serca”.
 
W powieści zainteresowały mnie jakże różne pod każdym względem postacie dwóch matek. Dorota Mirska to matka Konstantego, żona despotycznego męża i ojca, który przygotował szczegółowy plan na życie rodzinie, aby nie potrafiła samodzielnie myśleć. I udało mu się, bo syn boi się zatrzymać i pomyśleć. Matka natomiast uważa, że Magda była życiową szansą dla syna, mogła mu dać wiele pozytywnych uczuć. Ale on pędził na szalonej karuzeli życia uruchomionej przez ojca i nie wiedział, czego tak naprawdę chce. Aż energetyczny związek z Magdą spowodował, że zaczął czuć się sobą. Ale to zaprzepaścił. Dorota, która zawsze stała po stronie męża, próbuje uświadomić synowi, że dokonał złego wyboru. Powinien kierować się głosem serca, czego i ona się dość późno nauczyła.  Najwyższy czas wyzwolić się spod jarzma bezdusznego ojca i męża – cynika i twardziela. Poczyniła ku temu pierwsze kroki, próbując się dogadać. Dorota – świetna kucharka, strażniczka domowego ogniska, robot kuchenny, automat do prania – w takich kobietach nie zakochują się mężczyźni. Wybierają natomiast pełne uroku, wdzięku, tajemnicy. Lecz Mariusz Mirski nie miał pojęcia, gdzie się kupuje towar pod tytułem miłość! Dorota po prostu pasowała mu do jego planu na życie. Nie wyobrażał sobie jej odejścia. Czy Dorocie i Konstantemu uda się zbuntować i wyzwolić? Czy życie rodziny zmieniło się na lepsze? Czy Mariusz Mirski znalazł drogę do uczuć, którymi mógłby obdarować najbliższych?
 
Różne kreacje matczynej miłości
 
Pisarka ciekawie wykreowała postać Patrycji – drugiej matki, kobiety, która rozbiła małżeństwo, sama prowokowała niezbyt pochlebne opinie o sobie, wyzywająco się ubierając i przywiązując  zbytnią wagę do wyglądu. Potrafiła korzystać z życia pełnymi garściami. Miała zbyt lekką rękę do wydawania pieniędzy. Sąsiedzi znali ją tylko ze złej strony. Nigdy nie skalała się pracą, zaniedbywała obowiązki domowe. Główne jej zajęcie to oglądanie seriali i rozpamiętywanie przeszłości. Aż wreszcie powrót córki po dłuższej nieobecności i szczera rozmowa, krok po kroku, pozwalają znaleźć klucz do wnętrza Patrycji, do tego, co tak naprawdę czuje. Czy Patrycja podejmie decyzję o  lepszym życiu? Kto ją do tego namówi i przekona?
 

„Nigdy nie oceniaj ludzi po pozorach”. „(…) wydaje mi się, że miłość do tego się właśnie sprowadza. Zwłaszcza macierzyńska. Do troski w małych codziennych sprawach, tych nudnych i niepowtarzalnych. Nie do wielkich słów od czasu do czasu”.

 
Sięgnijcie po książkę! Naprawdę warto, tyle w niej różnych uczuć i emocji, mądrości życiowych. Nie wspomniałam tu nawet o bohaterce z okładki i o jej przeżyciach, poszukiwaniu szczęścia i miłości – musicie ją poznać!  Jestem przekonana, że pojawi się trzecia część serii Willi pod Kasztanem.
 
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do recenzji!

 

„Światło w cichą noc” – Krystyna Mirek

Read More
 
tytuł: „Światło w cichą noc”
autor: Krystyna Mirek
seria: „Willa pod Kasztanem”
Wydawnictwo Edipresse

 

liczba stron: 352
 
 
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do recenzji!
 
 
 
 
 
 
Światło, które przychodzi nocą
 

Bożonarodzeniowa gorączka jest równie groźną chorobą, jak ta, która opanowywała kiedyś poszukiwaczy złota. Skutkuje takim samym oszołomieniem, niezdolnością do podejmowania racjonalnych decyzji i stadnym pędem nie wiadomo właściwie za czym (s. 23).

 
Mam wrażenie, że opisywana przez Krystynę Mirek gorączka zaczyna rosnąć już na początku listopada. Znicze i kwiaty idealne na cmentarz na sklepowych półkach zastępują Mikołaje, bombki i choinki. Rozpoczyna się wyścig, wielkie odliczanie. I obowiązkowa nerwówka – czy zdążę z porządkami? Czy na pewno kupiłam prezenty dla wszystkich członków rodziny? Czy ilość potraw okaże się wystarczająca? W rytm Last Christmas i Jingle Bells pędzimy. Za czym? Niestety, czasem nie do końca wiemy… Światło w cichą noc pomaga się zatrzymać. Zmusza do refleksji. To idealna lektura nie tylko na okres Bożego Narodzenia. Autorka, dzięki bohaterom, przypomina, że to miłość i bliskość są najważniejsze – i w Święta, i przez cały rok.
 
Wyzwanie pachnące choinką i piernikami
 
Magda Łaniewska i  jej dwaj bracia stają przed naprawdę wielkim wyzwaniem. Po zaręczynach dziewczyny z przystojnym, bajecznie bogatym i pochodzącym z domu z tradycjami Konstantym, postanawiają złamać tradycję i nie spędzać Świąt w ciepłych krajach. Palmy, piasek i słońce wyjątkowo zamieniają na mroźny Kraków, mały jednorodzinny dom i tradycyjną wieczerzę. Na wigilię muszą przygotować nie tylko potrawy czy wystrój, ale przede wszystkim własne serca. Wracają do dzieciństwa, do tragicznego wieczoru, który na zawsze zmienił ich życie. Pytanie tylko, czy Konstanty jest warty tak diametralnych zmian? A może zmiany są konieczne nie tylko ze względu na zaręczyny, ale po to, by pójść dalej??
 
Nie wierz nigdy kobiecie…
 
Wokalista Budki Suflera miał rację, ale Antek Milewski przekonał się o tym zdecydowanie za późno. Po latach, z podkulonym ogonem i dosłownie z jedną parą skarpetek w plecaku, wraca z wielkiej stolicy do rodzinnej Willi pod Kasztanem. Babcia Kalina – skarbnica dobrego słowa, życiowych rad i pełnego miłości uśmiechu, przyjmuje wnuka marnotrawnego z otwartymi ramionami. Choć Antek uparcie chce zacząć wszystko od nowa, by zamknąć pewien rozdział życia, musi zmierzyć się z przeszłością. Dorosły nie potrafi wybaczyć zmarłemu ojcu pewnej decyzji – wyboru, który zaważył na losie wielu ludzi. Czy z pomocą babci i uroczej młodej damy rozwiąże tajemnice z przeszłości i zazna odrobinę upragnionego spokoju?
 
Mistrzyni drugiego planu
 
O tej bohaterce wydawca nie wspomina w nocie. Uznałam jednak, że zasługuje na krótkie przedstawienie. Bo takich kobiet jak ona jest wiele. Kobiet skupionych na wypełnianiu codziennych obowiązków, które zapominają o własnych potrzebach, marzeniach i uczuciach. Zapominają, a czasem wręcz nie mogą ich realizować. Dorota ma wszystko – troje zdrowych dzieci, bogatego męża, dom i ogród jak z bajki. Nie musi pracować, na wszystko ją stać. Królowa? Tylko pozornie. Tak naprawdę dla domowników jest służącą, która nie zasługuje nawet na „dziękuję”. Cierpliwie dba o podniebienia domowników, serwując wystawne kolacje i kilkudaniowe obiady. Do czasu. Nie jest w stanie ignorować wewnętrznego krzyku i tęsknoty za miłością. Tylko co na to mąż – pan domu i reżyser spektaklu, w którym Dorota gra fundamentalną wręcz rolę?
 
Bestsellerowa autorka znowu w akcji!
 
Światło w cichą noc to powieść nie tylko o świętach. To przede wszystkim historia ludzi, którzy robią rachunek sumienia. Wracają do przeszłości, by rozpocząć kolejne etapy życia. Pragną katharsis – dla siebie i dla swoich bliskich. Zrzucają maski, pokazują prawdziwe twarze. Twarze wystraszone, tęskniące, pragnące prawdziwej miłości i ciepła.
 
Mistrzyni lekkiego pióra
 
Chcecie poznać cechy charakterystyczne tej powieści Krystyny Mirek? Na pewno wartka akcja, ciepły humor, życiowe obserwacje i zapadające w pamięć cytaty. Autorka o sprawach poważnych pisze lekko. Dzięki temu książka nie jest przytłaczająca – czyta się ją, a właściwie pochłania w dwa popołudnia. Rozbudowane, także świąteczne opisy nie nużą czytelnika. Wręcz przeciwnie – wprowadzają w magiczny czas Bożego Narodzenia. Czuć zapach pierników i choinki, słychać trzask drewna w kominku… Cieszę się, że Światło w cichą noc to dopiero początek serii Willa pod Kasztanem. Z niecierpliwością oczekuję kolejnej premiery. Na szczęście luty i Światło o poranku są już blisko!
 
Światło w cichą noc – zapal je w sobie!
 

 

 

Tą książką rozpoczęłam sezon na czytanie tzw. świątecznych powieści. To był bardzo dobry początek! Gorąco polecam Wam Światło w cichą noc. Historie Magdy i Antka poruszają i wzruszają. Grzeją serca w zimowe wieczory. Chwilami bawią i przede wszystkim uczą – miłości i wybaczania. Sobie i innym. To zawsze trudna, ale warta odrobienia lekcja.