Natasza
Socha, (Nie)młodość, Wydawnictwo
Edipresse 2019.
#MamaDropsaCzyta
Czy
kobiecość ma termin ważności?
(Nie)młodość
to finałowa część sagi Nataszy Sochy. Wcześniejsze części (Nie)miłość i (Nie)piękność
wręcz pochłonęłam. Natomiast ostatnią
część zaczęłam czytać w okolicach moich urodzin i lektura rozciągnęła się w
czasie. Po prostu musiałam nabrać nieco dystansu do siebie, by nie sprawdzać
ciągle terminu ważności mojej kobiecości. Trudno się z tym uporać, ale powieść
wlała dużo nadziei w moje serce.
Pozwólcie, że na wstępie, tradycyjnie,
przybliżę fabułę. Wszystkie części sagi łączą postacie bohaterek
uczestniczących w wypadku samochodowym. Tu poznajemy Klarysę, która miała „siedemdziesiąt cztery lata w dokumentach i trzydzieści
mniej w głowie. Nosiła kombinezon starszej pani, ale jej wnętrze ciągle chciało
śpiewać. I tańczyć”. Taniec bowiem był jej przepustką do szczęścia. To z
jej winy doszło do wypadku samochodowego, bo zapomniała, dokąd chciała jechać.
Jedną z poszkodowanych była Cecylia, bohaterka (Nie)miłości a drugą –
Nasturcja, czyli ta „brzydka” z (Nie)piękności. To mózg spłatał
Klarysie figla, a lekarz stwierdził, że nie powinna przebywać sama w domu, sama
wychodzić i nie wolno jej jeździć samochodem. Mieszkała z wnukiem Maćkiem,
który dostał stypendium zagraniczne i musiał wyjechać. Po wielu wizytach u
specjalistów wreszcie postawiono diagnozę, z którą pacjentka absolutnie się nie
zgadzała. To nie demencja starcza tylko problemy z koncentracją, zwykłe
roztargnienie – tak uważała. „A przecież
człowiek stary jest pośrednikiem między przeszłością a przyszłością. Jest
pomostem między wczoraj a jutro. Jak można tego nie doceniać!”. Postanowiła
wiec podjąć walkę ze stereotypami o starości. Po pewnych incydentach z pamięcią
Maciek wybrał dom Hebe „z profesjonalną obsługą i wyjątkowo przyjemnym
wyposażeniem”. Mimo to o tego typu miejscach mówiło się: „Poczekalnie.
Przejściówki między życiem a śmiercią. Boczne tory. Przedsionki śmierci”. Jak
można zadomowić się w miejscu, w którym nagromadzono tyle starości z jej
dziwactwami, nawykami, fobią, strachem, chorobami. Klarysę wszystko tu
dobijało, źle nastrajało, wręcz przygnębiało. Jedynym miejscem, w którym dobrze
się czuła, był park z jej ulubioną ławeczką. I tu los zetknął ją z Martą, druga
bohaterką powieści. Odtąd będą obie prowadzić dyskurs o starości i młodości.
Marta – lat 31 – straciła pracę, ponieważ
została oszukana przez Annę – wspólniczkę i przyjaciółkę. Lubiła pracę w
zakładzie kosmetycznym, w którym zajmowała się głównie paznokciami. A klientki
ją wprost kochały. Przyjaciółka zabrała jej wszystko: pracę, motywacje do
życia, szczęście i optymizm. Wstydziła się przyznać rodzicom, wybrała wersję o
bankructwie. Szukała więc pracy, żyjąc z oszczędności i karmiąc się strachem
przed przyszłością. Jedynym oknem na świat Marty był Internet z darmowym wi-fi.
Przeglądała więc strony z ofertami pracy. Udało się jej po wielu staraniach
zdobyć posadę „specjalistki do spraw miłości prawdziwej” w sklepie, do którego
przez całe dotychczasowe życie nigdy nie weszła, czyli w sex shopie. Ale tylko
na pół etatu, a z tego trudno się było utrzymać. Gdy wreszcie zdobyła się na
akt odwagi i poinformowała rodziców o swojej sytuacji, mama załatwiła jej pracę
w domu opieki Hebe. „Starsi ludzie są
trochę jak przywiędłe kwiaty i naszym zadaniem jest wyczarować z nich jeszcze odrobinę
zapachu” – dowiedziała się od pani Marianny. Czyli miała być ich konewką
czy tez źródełkiem życia. Nie lubiła przecież starych ludzi za ich powolność w
ruchach, ciągłe szukanie pomocy, bierność, pretensjonalność, żale, złośliwość. Marta,
pełna złych emocji, hipokryzji i niechęci do świata, w Hebe została strażnikiem
codzienności. Kobieta nie mogła na początku odnaleźć się w nowej pracy, ale z
czasem uzmysłowiła sobie, że starość to jest coś nieuchronnego. I postanowiła
walczyć o godziwe życie i zajęcia w domu opieki. Klarysa przekonała się, że zarówno
pensjonariusze, jak i młodzi, nie lubili Hebe, pobyt czy pracę tu traktowali
jako karę. Dlatego też postanowiła dać Marcie nauczkę i udowodnić, że starość
nie zawsze musi cuchnąć. Bunt przeciw starości i walka starość contra młodość zostały
ogłoszone. A Marta szybko się przekonała, że Klarysa czyta jej w myślach…
Na arenie pojawił się też kolejny ważny
bohater powieści Benedykt Malec, instruktor tańca i zajęć ruchowych,
„obrzydliwie młody”. Klarysa, kochająca taniec, obserwowała Benedykta z ukrycia. „Terapia tańcem daje ludziom możliwość
prawdziwej obecności, powrotu do życia, poddania się zmysłom i ponownego
poczucia niezależności. To o wiele więcej niż „taniec”. Chodzi o to, by
połączyć się z samym sobą i zaistnieć na nowo. Poruszamy ciałem, żeby poruszyć
umysł”. Wzruszyło mnie do łez tango Klarysy i Benedykta na leśnym parkingu,
a potem na parkiecie podczas konkursu tańca. To było coś niesamowitego,
niezwykłego! To metafora życia – prawdziwego, pełnego wyzwań i przeciwności, a jednocześnie zmuszające do pozostania
razem, po to, żeby się wspierać i pomagać sobie nawzajem. To był taniec
miłości, zaufania, oddania i zaangażowanych zmysłów. Trochę senny, trochę
poetycki, uduchowiony, romantyczny i sentymentalny. Taniec starej kobiety i
młodego mężczyzny – doskonale narzędzie do walki ze stereotypami, którymi
przecież żył świat. A dla Marty i
czytelników powieści to ważna lekcja, że należy z nimi walczyć, bo starość spotyka się z młodością, patrzy jej
prosto w oczy, zagaduje. Czasem idzie za nią kilka kroków z tyłu, a czasem ją
wyprzedza. Czasem idą ramię w ramię. Należy to dostrzec.
I to jest piękne, jak piękna jest przyjaźń
Klarysy i Marty w powieści, bo przyjaźń nie patrzy na wiek. A zakończenie
powieści jest zaskakujące, ale o tym Czytelnicy przekonają się sami, biorąc
powieść do ręki. Bardzo dziękuję Pisarce za tę niezwykłą serię a w
szczególności za powieść (Nie)młodość. Każdemu z nas
towarzyszy strach przed starością. A Natasza Socha oswaja nas z tym tematem
tabu.
Narracja jest prowadzona dwutorowo, rozdziały
noszą imiona bohaterek. Dzięki temu zabiegowi poznajemy dwa spojrzenia na
główny problem powieści. Bardzo ciekawa fabuła, wartka akcja, świetnie są wykreowane
postacie bohaterów. Ogromnym walorem jest język powieści. Wywołuje w nas wiele
emocji – od śmiechu poprzez ironię sarkazm , irytację, wzruszenie aż do łez. To
dla mnie (60+) trudna lektura, ale dająca nadzieję, że starość nie będzie taka
zła, mimo że nie będę tańczyć. Chyba że przygoda z instruktorem tańca wciąż
przede mną. Póki co mogę się jeszcze świetnie dogadać z moimi dziećmi mimo
wytykania czasem w rozmowach, że się powtarzam lub o czymś nie pamiętam. Nie ma
między nami różnic międzypokoleniowych, wciąż cenią sobie moje zdanie, poradę,
pomoc. Wiedzą, że decyzja, wybór to ich sprawa. Myślę, że „młodego ducha”
zawdzięczam wciąż jeszcze pracy w szkole z młodzieżą.
Czy zatem kobiecość ma termin ważności?
Moim zdaniem nie ma. Lektura książki skłania do wielu przemyśleń, refleksji.
Wydawnictwu dziękuję za egzemplarz do
recenzji!